Rezerwowy Pafka

Kategoria: Sport (Page 9 of 146)

Ech, takich obrońców, polska piłka dziś nie ma. Dobrze, że powstała książka o wybitnym ełkaesiaku Mirosławie Bulzackim

Powstała książka-biografia „Nie tylko Obrońca” o Mirosławie Bulzackim autorstwa Zbigniewa Pawłowskiego. Na taką książkę i promocję jeden z najlepszych obrońców w historii polskiej piłki, jeden z bohaterów legendarnego meczu na Wembley, ełkaesiak z krwi i kości zasłużył sobie, jak nikt.
Organizatorem wydarzenia był Piotr Gąsiński, prezes III Oddziału Stowarzyszenia Dzieci Wojny, którego członkiem jest od lat Mirosław Bulzacki.

Piękne słowa o bohaterze wydarzenia powiedział kapelan sportowców naszego regionu ks. Paweł Miziołek. Serwis fotograficzny zapewnił i przygotował aktywny działacz Płockiego Związku Piłki Nożnej, przyjaciel Mirosława Bulzackiego Bogdan Kosz. Na koniec części oficjalnej zaśpiewał po polsku i włosku związany od lat z ŁKS legendarny Trubadur Marian Lichtman.

Partnerem wydarzenia było województwo łódzkie, a sponsorami byli: Miejska Arena Kultury i Sportu, Koło Seniora ŁKS, Krajowa Izba Menedżerów Opieki Senioralnej, Centrum Medyczne Dolina Łódki, Hotel Jan Sander, Centrum Medyczne Mediplan.

Na uroczystości byli obecni przyjaciele Funia: Jan Domarski, Marek Dziuba, Dariusz Dziekanowski, Józef Młynarczyk, Marek Kusto, Zdzisław Kapka, Jerzy Kraska, Wiesław Surlit, Ryszard Robakiewicz, Leszek Kwaśniewicz, Włodzimierz Białek.

Przy okazji promocji książki otwarta została wystawa poświęcona Mirosławowi Bulzackiemu, którą przygotował, no po prostu nie mogło być inaczej, kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak wraz z przyjaciółmi z Grupy Ełkaesiak Tadeuszem Marczewskim i Ireneuszem Kowalczykiem. Na wystawie można zobaczyć: znaczek pocztowy i banknot kolekcjonerski z wizerunkiem Mirosława Bulzackiego. Można było obejrzeć też karykatury Edwarda Ałaszewskiego, piękny rysunek z podobizną Mirosława Bulzackiego stworzył Dariusz Romanowicz.

Dobrze, że pamięć o wybitnych piłkarzach czasów, gdy nie było internetu i Facebooka, nie ginie, a kariera Mirosława Bulzackiego pokazuje młodym adeptom futbolu, jak można wybić się na życiową i sportową wielkość.

Ponad 800 osób pokonało we Wrocławiu 49 piętra, 1142 schody i 212 metrów w pionie. W mistrzostwach Polski Jarosław Piechota zajął 15 miejsce

Fot. Jarosław Piechota

Niezmordowany łódzki biegacz po schodach – Jarosław Piechota o stracie we Wrocławiu.

Jarosław Piechota: – Po raz szósty startowałem w mistrzostwach Polski w towerrunningu. Wrocławski Sky Tower zaroił się od entuzjastów biegania po schodach, zarówno elity, która walczyła o tytuł ,jak i amatorów od 20- aż do 70-ciu lat! Odbyły się również zawody rangi krajowej dla strażaków, zarówno w stroju bojowym jak i biegowym. Zebrało się ponad 800 osób.

Do pokonania były 49 piętra, 1142 schody i 212 m w pionie. Jest to drugi pod względem wysokości budynek w Polsce (po warszawskim Varso Tower). Zająłem 15 miejsce w swojej kategorii wiekowej z czasem 9:21 co nie jest najlepszym moim czasem, ale cieszę się, że mogłem uczestniczyć w tej prestiżowej imprezie i za rok na pewno tam wrócę aby to poprawić. 

Przede mną jeszcze dwa starty na budynkach w Poznaniu i Chemnitz, którymi zakończę ten sezon. Ale już od grudnia ruszam z przygotowaniami do mojego styczniowego wyzwania charytatywnego dla WOŚP w Orion Business Tower. 

ŁKS. Punkt, który nie cieszy. O takim meczu trzeba jak najszybciej zapomnieć!

Cały luz, szybkość i skuteczność z meczu z Tychami wyparowały z gry łodzian. ŁKS tylko zremisował z jednym z outsiderów, męcząc się okrutnie, co było wyjątkowo trudne do oglądania. ŁKS nie dał rady beniaminkowi I ligi.

Trener Dziółka dokonał jednej zmiany w składzie. Miejsce wykartkowanego Wiecha zajął Tutyskinas. ŁKS atakował, rywale bronili się w jedenastu. Po rzucie wolnym i strzale Mokrzycvkiego, piłkę zmierzającą w górny róg bramki obronił Wilk. Po pół godzinie i centrze Arasy w dogodnej sytuacji Feirtag nie trafił w piłkę. Bobek nudził się setnie. Musiał interweniować bez większych problemów tylko raz.

Rywale kurczowo trzymali się własnego przedpola, czekając na kontrę. ŁKS grał wolno, przewidywalnie, bez pomysłu. Strzały, jeśli do nich dochodziło, w środek bramki. Tylko Młynarczyk potrafił wygrywać pojedynki jeden na jeden. W sumie do przerwy nudy i tyle.

Druga połowa powinna się zacząć od gola dla łodzian. Po jego skutecznej akcji w rogu boiska i dokładnej centrze, w znakomitej sytuacji Mokrzycki posłał piłkę nad poprzeczkę. W kolejnej akcji i centrze Mokrzyckiego, Feiertag główkował nad poprzeczkę, choć nikt go nie atakował. Uderzenie Pirulo wybił przypadkiem nad poprzeczkę bramkarz gości.

Goście grali odważniej (wreszcie wykazał się Bobek) ale łodzianie nie potrafili wykorzystać wolnej przestrzeni. Brakowało dobrego podania na szybki atak. Przy statycznych łodzianach, rywale byli coraz szybsi, odważniejsi, składniejsi w konstruowaniu akcji, groźniejsi.

A ŁKS? Lelum polelum. Ja do ciebie, ty do mnie, czasami celnie, czasami nie. Wolno, przejrzyście, bez zaskoczeń.

A jednak łodzianie mieli swoją szansę. Po świetnym podaniu Pirulo, Balić z ostrego kąta podawał – strzelał (nie wiadomo, co chciał zrobić). W efekcie rywale wybili piłkę sprzed linii bramkowej. I mecz skończył się tak, jak można było się spodziewać. Rozczarowującym łodzian bezbramkowych remisem.

ŁKS – Stal Stalowa Wola 0:0

ŁKS: Bobek – Dankowski, Gulen, Tutyskinas, Głowacki, Arasa, Mokrzycki, Kupczak, Pirulo, Młynarczyk (59, Balić), Feiertag (70, Sławiński)

ŁKS II nie był w stanie zatrzymać Odolaka (dwa gole) i przegrał z Pogonią Grodzisk Mazowiecki 0:2. Łodzianie z 10 zdobytymi punktami są w strefie spadkowej.

Widzew stracił gola w 1 minucie, przegrywał 0:2, a jednak potrafił podnieść się z kolan i wygrać w Lublinie!

Po niezwykłym meczu Widzew odniósł drugie wyjazdowe zwycięstwo. Łodzianie błyskawicznie stracili dwie bramki, ale potrafili wziąć się w garść i odrobić straty z nawiązką. Tym co się działo w tym pojedynku można by było obdzielić kilka ligowych spotkań!

Działo się i to dużo. Najpierw swoje minut miał Motor. A raczej przede wszystkim… pierwszą minutę. Po stracie Shehu gospodarze wyprowadzili akcję, którą strzałem krzyżakiem z sześciu metrów zakończył Ceglarz. To było jak uderzenie obuchem w głowę. Nie minął kwadrans i było 2:0. Do dośrodkowania Wolskiego najwyżej wyskoczył Rudol i nie dał szans Gikiewiczowi.

I co się wtedy stało? Widzew się obudził. Dwie asysty zanotował Kerk. Najpierw po jego centrze samobója zaliczył Mraz, a trzy minuty później po dośrodkowaniu pomocnika gola zdobył Rondić. W trzy minuty łodzianie doprowadzili do wyrównania.

To nie zniechęciło gospodarzy. Byli bliscy trzeciego gola, ale minimalnie pomylił się Ceglarz. A potem mega gafę popełnił bramkarz gospodarzy. Rosa chciał wykopnąć piłkę i trafi w nadbiegającego Rondicia. Ta sytuacja dała gościom do przerwy prowadzenie. Napastnik łodzian ma już na koncie 7 trafień! Trzeba przyznać – przez 45 minut był to… niezwykły mecz. Trzeba też przyznać, że bramkarz gospodarzy – Rosa wydatnie pomógł widzewiakom wyjść na swoje.

Nic dwa razy się nie zdarza W pierwszej akcji drugiej połowy Mraz chciał zaskoczyć Gikiewicza, ale bramkarz łodzian był na posterunku. W odpowiedzi po uderzeniu z półwoleja minimalnie pomylił się Alvarez. Co się odwlecze, to nie uciecze… Sypek wyłożył piłę przed pole karne Alvarezowi a ten technicznym uderzeniem pokonał bramkarza gospodarzy! Motor zdobył kontaktowego gola, ale po analizie VAR okazało się, że był spalony. Motor nie dawał za wygraną. Na minuty przed końcem Wełniak zdobył kontaktowego gola. Na Boga, jak można tak odpuścić w polu bramkowym rywala! Uff, to by było na tyle.

Motor Lublin – Widzew 3:4 (2:3)

1:0 – Ceglarz (1), 2:0 – Rudol (14, głową), 2:1 – Mraz (22, Mraz, samobójcza), 2:2 – Rondić (25, głową), 2:3 – Rondić (42), 2:4 – Alvarez (56), 3:4 – Wełniak (86, głową)

 Widzew: Gikiewicz – Kastrati, Żyro, Ibiza (90’+2, Hajrizi), da Silva (61, Kozlovsky) – Alvarez, Shehu, Kerk (74, Hamulić) – Sypek (61, Łukowski), Rondić, Cybulski (61, Klimek)

Odzierająca z wielu złudzeń filmowa historia Ameryki. Na bulwarach rzeczywiście czyhają potwory

Czyta się tę książkę, jak dobry thriller. Autor pędzi przez Amerykę – tę prawdziwą uchwyconą reporterskim okiem i tę filmową – która tworzy mit i wielkiemu krajowi nadaje zmyślone, czy raczej wyobrażone, oblicze. Nie jest tak, jak się państwu na ekranie zdaje, jak opowiada najlepszy, nawet oscarowy film. Autor pozbawia nas wielu ekranowych złudzeń, czasami przyprawiając o dreszcz grozy.

Na szerokim obyczajowym, politycznym tle umieszcza na przykład opowieść o jednym z najbardziej idiotycznych amerykańskich filmów czyli Zdobywcy z 1956 roku, gdzie mający sporo za politycznymi uszami, najsłynniejszy antykomunista w swoim kraju, będący ikoną, nie tylko filmowej, Ameryki – John Wayne wcielił się w rolę… Czyngis – chana.

Obraz poniósł spektakularną klęskę, choć wielkie pieniądze wyłożył na jego produkcję miliarder Howard Hughes. Uznano go nawet za najgorszy w historii Hollywood.

Nie zniszczył kariery aktora. Zniszczył natomiast jego zdrowie, jak zdrowie wielu ludzi, którzy uczestniczyli w powstaniu filmu. Kręcone go bowiem w pobliżu atomowego poligonu w w Nevadzie. I choć władze USA zapewniały, że jest bezpiecznie, to… Film z czasem zaczęto nazywać radioaktywnym.

W 1980 roku magazyn People napisał, że z 220 – osobowej ekipy filmu na raka zachorowało 91 osób, zmarło 46, w tym sam wielki John Wayne – który zagrał w sumie w ponad 200 filmach, a przez ćwierć wieku obrazy z jego udziałem generowały dla wytwórni największe zyski.

Maciej Jarkowiec. Na bulwarach czyhają potwory. Wydawnictwo Agora

ŁKS. Wygląda na to, że to jest dobre miejsce dla rozwoju zdolnych piłkarsko młodych ludzi

Fot. Michał Stańczyk/Cyfrasport

W polskich futbolowych ligach słychać wielkie narzekanie na… młodzieżowców, że są słabi, zaniżają poziom, a przepisy są takie, a nie inne, iż trzeba ich wpuszczać na boisko, żeby nie dostać surowych finansowych kar. ŁKS udowadnia, że może być inaczej, że to jest klub dla młodzieżowców, im przyjazny, dający szansę na grą i rozwój.

Za lkslodz.pl przypatrzy się dotychczasowemu ligowemu dorobkowi najmłodszych ligowych piłkarzy zespołu:

Antoni Młynarczyk (19 lat) – 751 minut (12 meczów) | 2 gole | 3 asysty

Łukasz Bomba (20 lat) – 630 minut (7 meczów)

Aleksander Bobek (20 lat) – 450 minut (5 meczów)

Jędrzej Zając (20 lat) – 389 minut (12 meczów) | 1 gol | 2 asysty

Jan Łabędzki (18 lat) – 106 minut (4 mecze)

Można? Można! A przecież w odwodzie jest jeszcze choćby wielce utalentowany Aleksander Iwańczyk.

Zatrzymajmy się przy Antonim Młynarczyku, który zaczynał jako szybki, odważny skrzydłowy, trochę jeździec bez głowy, którego trzeba dużo, dużo jeszcze uczyć. Tymczasem młody piłkarz szybko wyrósł na jednego z ważnych graczy zespołu, imponując techniką, precyzyjnym (wyćwiczonym!) strzałem z obu nóg, taktyczną odpowiedzialnością (gdy zespół w potrzebie wraca skutecznie na własne przedpole).

Jak widać trzeba trenerskiej, odwagi, nosa i zaufania, a okazuje się, że w polskiej piłce nie brakuje wielu obiecujących talentów.

20 października o godz. 17 ŁKS na stadionie im. Władysława Króla podejmie przedostatnią Stal Stalowa Wola. Rywale wygrali jeden mecz (przy sześciu zwycięstwach łodzian). Na wyjeździe w pięciu spotkaniach zdobyli jeden punkt (0:0 w Tychach).

Proxcars TME Rally Team, z kierowcą łodzianką Magdaleną Zając, w najtrudniejszym rajdzie wywalczył trzecie miejsce

Proxcars TME Rally Team pod wodzą Magdaleny Zając zajął 3. miejsce w klasie T 1.1 w Rallye du Maroc. Była to ostatnia runda Mistrzostw Świata w Rajdach Terenowych (W2RC).

– Rally du Maroc była ostatnią rundą Mistrzostw Świata W2RC. W tym silnie obsadzonym rajdzie zajęliśmy 3. miejsce w klasie T1.1 – powiedziała Magdalena Zając, kierowca zespołu Proxcars TME Team. – To był najtrudniejszy rajd w naszym tegorocznym kalendarzu oprócz Marocco Desert Challenge i Rajdu Dakar. W ubiegłym roku nie udało nam się go ukończyć. W tym praktycznie przez cały rajd byliśmy liderem w swojej klasie. Na piątym i zarazem ostatnim odcinku niestety urwał się w naszej „Kici” sworzeń wachacza, mieliśmy blisko dwie godziny postoju i ostatecznie ukończyliśmy rajd na 3. miejscu.

Zespół w ostatnim czasie brał udział w w ramach czwartej rundy Pucharu Europy w rajdzie TT Sharish Gin a wcześniej w Columna Medica Baja Poland, gdzie Proxcars TME Rally Team zdobył swoje pierwsze punkty w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata w Rajdach Terenowych Baja.

Drużyna KS Hokej Start Brzeziny musiała walczyć, ważne że skutecznie, z przeziębieniem i… betonowym, dziurawym boiskiem

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Sześć zdobytych punktów. 14 strzelonych bramek, zero straconych. W tej sytuacji mówienie o znakomitym sportowym weekendzie KS Hokej Start Brzeziny nie jest przesadą. Juniorki pokonały Orlęta Sosnowiec 12:0. Są na czele tabeli razem z AZS Politechniką Poznańską. Seniorki wygrały 2:0 (bramki: Dziyana Varanovich, Oliwia Kucharska) w Poznaniu z drugim zespołem AZS. Pierwszy team poznanianek przegrał ze Swarkiem 0:1. KS Hokej Start jest liderem.

Seniorki zagrają dwa mecze pierwszą drużyną AZS. Pierwsze w Poznaniu w piątek przy sztucznym świetle o godz. 19.15, drugie w niedzielę w Brzezinach o godz. 14. Te pojedynki zakończą zmagania w rundzie jesiennej.

– Nie martwi pani fakt, że zagracie w Poznaniu przy sztucznym świetle?

Trenerka Małgorzata Polewczak: To nie jest wielki problemem. Prawdziwym jest to, że musimy grać na betonowym boisku pełnym dziur i nierówności. Po ostatnim spotkaniu z drugim teamem AZS moje podopieczne bolały nogi i plecy. Grać na takim boisku, to jest prawdziwe sportowe wyzwanie.

Na dodatek nie pomagała nam pogoda. Było zimno, padał deszcz. Wiele dziewczyn walczyło z przeziębieniem. Nie wiem, w jakim składzie teraz zagramy. Ma nam pomóc w bramce Anna Gabara. Wierzę, że nasz młody team sobie poradzi.

W sobotę o gody. 14 juniorki KS Hokej Start zmierzą się w Brzezinach ze Swarkiem Swarzędz.

Małgorzata Polewczak: Dziewczyny zrobiły sobie trening strzelecki przed bardzo trudnym pojedynkiem. Przeciwnik będzie bardzo wymagający, zatem spodziewam się zaciętego, wyrównanego, wymagającego spotkania.

Reprezentacja Polski w rugby zagra mecz pod hasłem „Wykopmy raka”. Piłkarze piłkarskiej I ligi nie zamierzają być gorsi!

Ocieplanie wizerunku w tak zdołowanym w Polsce sporcie, jak rugby, jest bezcenne. Na dodatek, gdy wiąże się ono z wyjątkowo szczytnym celem. Październik uznawany jest od lat na całym świecie za miesiąc świadomości raka piersi. Rugbiści reprezentacji Polski oraz Awenty Pogoni Siedlce postanowili dołączyć do tej inicjatywy. Ze wsparciem Miasta Siedlce, Mazowieckiego Szpitala Wojewódzkiego im. św. Jana Pawła II, Centrum Medyczno – Diagnostycznego oraz pod patronatem Fundacji Zdążyć Przed Rakiem rozegrają mecz pod hasłem „Wykopmy raka”. Towarzyskie spotkanie zaplanowano w sobotę 19 października o godzinie 15. Zawodnicy wystąpią w… różowych getrach.

Dla naszej reprezentacji będzie to ostatni test przed startem rozgrywek Rugby Europe Trophy, które „Biało-Czerwoni” zainaugurują w sobotę 16 listopada. Drużyna Kamila Bobryka i Tomasza Stępnia zmierzy się wówczas z Litwą na Narodowym Stadionie Rugby w Gdyni. Tydzień później czeka ją wyjazdowe starcie z Czechami w Pradze.

Biuro prasowe PZR: Rugbiści podają piłkę rękami, ale kopanie w tej dyscyplinie ma bardzo duże, taktyczne znaczenie. Dzięki kopom zdobywa się teren lub odrzuca napierającego przeciwnika. Poprzez kop można zdobyć również punkty po rzucie karnym, podwyższeniu, czy tzw. drop-goalu. Dlatego organizatorzy wydarzenia postanowili dosłownie i w przenośni „wykopać” raka i zorganizować mecz sparingowy w przerwie pomiędzy ligowymi rozgrywkami.

– Od początku naszym celem z Kamilem (Bobrykiem) był nie tylko rozwój sportowy, ale również zaangażowanie reprezentacji w różne inicjatywy, a przez to większa widoczność rugby i kadry narodowej. We Francji wiele klubów w październiku zmienia swoje herby na różowe, by przypominać o potrzebie badań profilaktycznych w kierunku rozpoznania raka piersi. Każdy z nas ma mamę, żonę, dziewczynę, siostrę i chcemy pokazać, że je wspieramy. Dla niektórych kobiet to może być najtrudniejszy mecz, ale dzięki takim kampaniom wiele z nich może uniknąć choroby. Dlatego podjęliśmy współpracę z Fundacją Zdążyć Przed Rakiem oraz Urzędem Miasta w Siedlcach, a symbolicznym gestem naszej solidarności będzie to, że zagramy ten mecz w różowych getrach – powiedział Tomasz Stępień, który razem z Kamilem Bobrykiem prowadzi reprezentację Polski.

Do pięknej akcji włącza się też piłkarska Betclic 1 liga. Podczas 13 kolejki kapitanowie zespołów zagrają w różowych opaskach, aby wyrazić swoje wsparcie dla akcji #RakNieGraFair. Kibice na stadionach będą mogli usłyszeć specjalne komunikaty zachęcające do regularnych badań profilaktycznych, bez względu na wiek i płeć. Dodatkowo, w przestrzeni internetowej dostępne będą infografiki i krótkie instrukcje, jak przeprowadzać samobadanie piersi – bo każdy krok ku zdrowiu się liczy!

Jak podaje sport.tvp.pl: W miejscowościach Legnica, Kołobrzeg, Łódź i Gdynia kibice tuż przed meczem będą mogli odwiedzić na stadionach różowe miasteczka profilaktyczne, gdzie przedstawiciele lokalnych oddziałów NFZ oraz stacji sanitarno-epidemiologicznych odpowiedzą na pytania dotyczące profilaktyki zdrowotnej. Arka Gdynia idzie o krok dalej – podczas meczu z Pogonią Siedlce, zawodnicy zagrają w różowych koszulkach dedykowanych tej akcji.

Szalony mecz. Polska straciła trzy gole w siedem minut, ale potrafiła podnieść się z kolan. To wystarczyło (tylko!) do zdobycia punktu z Chorwacją

Szalony mecz na Stadionie Narodowym. Siedem minut beznadziejnej gry Polaków w defensywie, powiedzmy na poziomie Andory czy San Marino i przegrywanie meczu dwoma bramkami, nie przekreśliło nadziei i determinacji naszej drużyny, która ambitną i momentami składną grą, doprowadziła do wyrównania.

A w końcówce przez ponad kwadrans graliśmy z przewagą jednego zawodnika. Niestety, nie zdołaliśmy strzelić zwycięskiego gola, choć mieliśmy jedną dobrą sytuację.

Mecz zaczął się fantastycznie dla naszej drużyny. Po odważnej akcji Urbańskiego, strzale z trudnej pozycji kapitana Zielińskiego i rykoszecie (minimum szczęścia zawsze jest potrzebne) piłka wylądowała w bramce. Trzeba podkreślić, pe na początku tej akcji trudno piłkę na pograniczu faulu wywalczył Bednarek.

Jedna udana akcja rywali po stałym fragmencie gry (niepotrzebny faul Szymańskiego) przyniosła wyrównanie. Niestety, nie było nikogo, kto choć próbowałby zablokować ten strzał. Niedopuszczalne! Nie można tak łatwo dać sobie wbić gola, gdy idzie i dominuje się na boisku. Tylko słabi mogą dopuścić do takiego klopsa.

Kolejna składna akcja rywali i juniorska postawa Dawidowicza, a może całej gry defensywnej drużyny, dała rywalom prowadzenie. Potem kolejne beznadziejne błędy naszej drużyny przyniosły dały (o, jakże za łatwo) rywalom trzeciego gola. Znów w antyroli roli wystąpił Dawidowicz.

To, że my graliśmy dobrze w piłkę przez pierwszy kwadrans nie ma żadnego znaczenia. Stracić trzy gole w siedem minut może San Marino, Gibraltar, Andora czy Estonia, ale nie drużyna, która chciałaby przynajmniej postraszyć futbolową Europę.

Na szczęście po fazie kompletnej beznadziei, indywidualny atak Zalewskiego dał kontaktowego gola, a za chwilę Kamiński przegrał pojedynek sam na sam z bramkarzem. Mógł być remis do przerwy!

Bardzo liczyliśmy na szybkiego gola po przerwie. Tymczasem przynajmniej trzy razy kapitalnymi interwencjami ratował nam skórę Bułka.

Gdy na boisku pojawił się Lewandowski, pojawiła się nadzieja, że może jednak coś się zmieni na naszą korzyść. I tak się stało. Po znakomitym podaniu kapitana Szymański strzałem z dystansu w róg doprowadził do wyrównania. Ba, gdyby dokładniejszy przy strzale głową był Bednarek mogliśmy prowadzić. Byłoby jednak za dużo szczęścia na raz.

W 76 minucie po brutalnym faulu na Lewandowskim bramkarz Chorwacji ujrzał czerwoną kartkę. Ostatnią fazę meczu graliśmy z przewagą jednego zawodnika. Wypracowaliśmy sobie jedną sytuację, ale Urbański przeniósł piłkę nad poprzeczkę. Szkoda, choć remis jest sprawiedliwym wynikiem.

Liga Europy

Polska – Chorwacja 3:3 (2:3)

1:0 – Zieliński (5), 1:1 – Sosa (19), 1:2 – Susić (24), 1:3 – Baturina (26), 2:3 – Zalewski (45), 3:3 – Szymański (68)

Polska: Bułka – Bednarek, Paweł Dawidowicz (39, Piątkowski), Kiwior – Moder (62, Oyedele) – Kamiński (62, Ameyaw), S. Szymański, Zieliński (74, Kapustka), Urbański, Zalewski – Świderski (62, Lewandowski)

Optymistyczne jest to, że żadna z grających wczoraj reprezentacji młodzieżowych i juniorskich nie przegrała swojego meczu. Po dramatycznym pojedynku z Niemcami (3:3) nasza najstarsza drużyna młodzieżowa zagra na Euro 2025 na Słowacji.

Liga Narodów – kolejne mecze:
piątek, 15.11.2024: Portugalia – Polska (20:45)  
poniedziałek, 18.11.2024: Polska – Szkocja (20:45) 

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑