Władze miasta Łodzi doprowadziły do tego, że sport w mieście został tak zbiurokratyzowany, że wszelkie własne inicjatywy działania mogą lądować w koszu. Na dodatek w sportowych działaniach władz nie ma żadnej sensownej myśli przewodniej, poza jedną – najważniejsze jest zdanie skarbnika miasta, który, mówiąc oględnie, sportu w swoich finansowych wyliczeniach nie docenia, ba, jest od lat za tym, żeby w tej dziedzinie życia szukać oszczędności.
Zaimponowali mi burmistrz miasta Aleksandrów Łódzki – Jacek Lipiński i wójt gminy Brójce – Radosław Agaciak, którzy mówią wprost, że dla nich w planowaniu budżetu bardzo ważne są edukacja i sport. I na te dwie dziedziny życia zawsze znajdą się pieniądze.
Na takie deklaracje w Łodzi próżno liczyć. Były jakieś bredzenia o daniu klubom wędki (obiekty, obiekty!), aby w sportową działalność bawiły się same, ale dziś na szczęście teoretycy i tzw. znawcy łódzkiego sportu robią co najwyżej za partyjnych guru.
Jestem w 250 procentach przekonany, że gdyby mecz kontrolny Widzewa z Ruchem Lwów miał odbyć się na Łodziance, co z powodu nagłych, choć nie zamieniających się w zamieć, opadów śniegu było skomplikowane, nie doszedłby do skutku. Weekend, procedury, urzędnicza machina MOSiR (podobna do tej w MAKiS) skutecznie storpedowałaby jakiekolwiek próby przygotowania murawy na Łodziance do grania.
Spotkanie odbyło się w Wiśniowej Górze na stadionie Andrespolii, a tam nieba chcieli przychylić piłkarzom. Przyjechali strażacy, pomagali w odśnieżaniu kibice, rękawy zakasał nawet wójt gminy, który pokazał wszem i wobec, że żadnej pracy się nie boi i wziął się do roboty. Efekt? Boisko było znakomicie przygotowane do gry, do tego stopnia, że żaden piłkarz nie nabawił się najdrobniejszego urazu. Dopóki w Łodzi nie doczekamy się podobnego myślenia i działania, to sport w mieście zawsze będzie miał ostro pod górę.
Zdjęcia Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl