W piątek o godz. 20.30 pojedynek ekstraklasowych beniaminków i szansa na pierwsze ligowe punkty ŁKS. Pierwszy mecz pokazał, że każdy punkt zdobyty przez łodzian będzie po prostu bezcenny. Teraz czeka drużynę Kazimierza Moskala, który prowadził zespół z al. Unii w stu meczach, pojedynek w Gliwicach z mającym dwa razy niższy budżet – Ruchem.

Oba zespoły przegrały pierwsze spotkania. Ruch zaczął odważnie, tak jak ŁKS grał w drugiej połowie w Warszawie, ale potem dał się zepchnąć do desperackiej obrony, którą prowadził nieumiejętnie, więc stracił dwa gole. O wartości ofensywnej decydują dwaj piłkarze znani z walki w I lidze – pomocnik Tomasz Wójtowicz i napastnik Daniel Szczepan. Wydaje się, że to przeciwnik w zasięgu łodzian.

Najlepszym ełkaesiakiem w premierze był bramkarz Aleksander Bobek, a jak w przegramy starciu z Legią wypadli nowi piłkarze? Najpierw te rozważania trzeba zacząć od stwierdzenia, że największy zawód sprawił lider zespołu – Pirulo, który był cieniem zawodnika, znanego z zeszłego sezonu. Za wysokie progi? Oby nie!

Z nowych najlepiej zaprezentował się doskonale znany i wyszarpany z Płocka w ostatniej chwili – Michał Mokrzycki, który stabilizował grę łodzian w środku pola, momentami skuteczny tak w odbiorze, jak dogrywaniu piłek do partnerów.

Prawy obrońca Piotr Głowacki przekonał się na własnej skórze, jak bolesny może być przeskok o jedną klasę rozgrywkową. Był po prostu bezradny. Nie był sobie w stanie poradzić z szybkością, dynamiką i techniką pomocnika Legii – Pawła Wszołka.

Pomocnik Dani Ramirez pokazał dwa, trzy zagrania godne dawnych dobrych, łódzkich czasów, a potem gasł w oczach, o tempo ustępując szybszym i zwrotniejszym rywalom.

Pomocnik Engjelii Hoti więcej bezsensowne faulował, idiotycznie zagrał ręką w polu karnym, nie pilnował swojej pozycji na boisku niż skutecznie rozgrywał piłkę.

Wreszcie napastnik Kay Tejan, któremu nie można odmówić umiejętności technicznych, ustawiania się i przytrzymania piłki, zawiódł w najważniejszym momencie. Nie zrobił tego, czego wymaga się od napastnika. Nie wykorzystał stu, może nawet dwustuprocentowej sytuacji do zdobycia bramki.

W sumie w mecz z faworytem do zdobycia mistrzowskiego tytułu nowi, mówiąc łagodnie, nie błyszczeli. Co będzie dalej? Przekonamy się już w starciu beniaminków!

Zdjęcia: Radosław Jóźwiak/Cyfrasport/ŁKS Łódź