Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Powiedzmy sobie szczerze, nam Polakom igrzyska się nie udały. Nie było gradu niespodzianek zamienionych na medale. Nie było wzlotu, raczej stagnacja, pokazująca, że z polskim sportem nie jest, mówiąc łagodnie, najlepiej. Zdobyliśmy 10 medali (1 – 4 – 5, 42 miejsce w klasyfikacji medalowej).

Z poprzednich igrzysk reprezentacja Polski przywiozła 14 medali: cztery złote, pięć srebrnych i pięć brązowych. Teraz jest ich mało i chyba nie ma w tym przypadku. Ze sportem w Polsce nie dzieje się najlepiej.

Zawiedli przedstawiciele wiodących do tej pory – medalowych dyscyplin. W Tokio, Rio de Janeiro i Londynie tylko lekkoatletyka, wioślarstwo i kajakarstwo przyniosły nam 23 medale, w tym osiem złotych. A teraz? Lepiej ich występy pominąć milczeniem.

W tej sytuacji więcej niż o zmaganiach w Paryżu przez ostatnie tygodnie mówiono o aferze z Babiarzem, pijanych sędziach piłkarskich i kibicach(!?) biegających po dachu stadionu Cracovii.

Rozżaleni sportowcy – olimpijczycy przestali się hamować. Przelała się czara goryczy. Głośno i źle mówiono w związkach kolarskim i zapaśniczym. Czy w innych jest naprawdę lepiej?

Jedno jest pewne. Polski sport wymaga natychmiastowej zmiany – to jest najważniejszy wniosek płynący z nieudanych igrzysk. Minister Sławomir Nitras, zamiast gadać o parytetach w związkach sportowych, powinien natychmiast wziąć się za ich reformę, a wiele zarządów i zasiadających w nim działaczy pogonić tam, gdzie pieprz rośnie.

Raz na zawsze i ostatecznie powinno zostać ustalone, że spółki skarbu państwa nie finansują klubów piłkarskich, żużlowych czy siatkarskich, a szeroko rozumiany sport dzieci i młodzieży, którego podstawy nowego funkcjonowania wypracować powinny ministerstwa sportu i edukacji.

Jeśli zostanie tak jak jest, to jestem przekonany, że na kolejnych igrzyskach będzie jeszcze gorzej, mimo nieuzasadnionego naiwnego optymizmu szefa PKOl.