
Słońce praży na morskiej plaży, co nie znaczy, że nic się nie dzieje – wszyscy leżą pokotem i tylko na chwilę dla ochłody wskakują do równej jak stół wody. Na krańcu świata a raczej Mierzei Wiślanej czyli w Piaskach już od rana na plaży dzieje się dużo i jeszcze więcej. Plażowych lepszych lub gorszych sportów nie brakuje.
Od rana trwa narodowy sport Polaków czyli grodzenie parawanami swojego terenu, oby jak największego. W Piaskach z tym nie ma kłopotu. Ludzi nie ma za dużo, dla każdego na parawanowy full wypas miejsca starczy. A że za takim parawanem, gdy brakuje najmniejszego podmuchu wiatru, to istne plażowe piekło, nikomu to nie przeszkadza. Zawsze można wskoczyć do wody.
Daleko, nawet bardzo daleko jest płytko, więc brodzących w równym jak stół morzu nie brakuje. Są bardziej ambitni, którzy próbują pływać. Niektórym wychodzi to nawet bardzo dobrze. Jeden ze śmiałków postanowił popłynąć kraulem do granicy (to jakieś trzy kilometry) i wrócić. Zrobił to, co uśmiechem nagrodziła żona, a uznaniem nieliczni plażowicze, którzy po cichu kibicowali śmiałkowi.
Miłośników plażowej siatkówki czy plażowego futbolu w taki upał brak, ale gdy tak człowiek leży i się praży to przypomina sobie zdarzenie sprzed kilku dni, gdy z wielką przyjemnością obserwował co z piłką wyprawa sześciolatek. Oby rodzice zauważyli u chłopca tę iskrę bożą i posłali go do dobrej szkółki piłkarskiej. Nie brakuje chętnych do spacerowania brzegiem morza przy brzegu morza nawet do granicy (a to już wyzwanie), z nieodłączną puszką piwa w ręku.
Wydawało się, że żaden inny nawet ekstremalny sport nie może na plaży zaskoczyć, a jednak, a jednak, gdy jest się świadkiem scen jak z horroru, to człowiekowi dreszcz grozy przebiega po plecach. Przyszli na plażę goście już nie najmłodsi, ale wyposażeni w wojskowe koszulki, plecaki, i łopatki (weterani?) i nie legli pokotem na piasku, tylko postanowili się w nim… zakopywać, nie po pas czy po szyję, ale po czubek głowy. Czy taką zabawę wywieźli z misji w Iraku czy Afganistanie, trudno dociec.
Po zasypaniu delikwenta z kupy piachu wystawała tylko rurka do oddychania, żeby czasem żywcem pogrzebany nie zszedł z tego świata tego dnia na plaży. Ogrodzono prowizorycznie teren, żeby przypadkowy plażowicz czasem nie wdepnął w gościa i ruszono do swoich plażowych zajęć, co jakiś czas sprawdzając czy zasypany kompan oddycha. Po godzinie pierwszy zuch powoli wygrzebał się z piachu, a potem odpoczywał brodząc w wodzie. Dał się przysypać kolejny. Z jakim skutkiem? Nie wiem, bo uciekłem z plaży. Nie dało się na niej wytrzymać, taki był upał!