
Coś nam Polakom mówiło, żeby nie cieszyć się piłkarskimi mistrzostwami świata, bo nie ten termin, nie ten, tylko inny – katarski świat, reprezentacja Polski pełna słabości. I klątwa nie zniknęła, choć emocji, pięknych, dramatycznych spotkań, niespodzianek na mundialu pod dostatkiem, skoro nasi są tylko wstydliwym tłem.
Zbigniew Boniek po spotkaniu z Argentyną (0:2): Brawo za awans……. i nie wiem, co więcej powiedzieć
Cóż pozostaje nam Polakom? Ja, gdybym miał mówić coś mieszkającemu u nas, idącemu naprzeciw, obcokrajowcowi na temat postawy naszej drużyny, uciekałbym na drugą stronę ulicy.
Ze wstydu? No może nie, raczej z zażenowania. Reprezentacja Polski grała do tej pory, obok gospodarzy – Kataru, najgorszą, najbrzydszą, najnudniejszą piłkę na mundialu, a jednak znalazła się w gronie 16 najlepszych drużyn świata. Człowiek czasami wzdycha do czasów, gdy na mundialu walczyło tylko szesnaście najlepszych teamów i wtedy na nim po prostu by nas… nie było.
Kiedyś mówiło się o syndromie trzeciego meczu na turnieju. Twierdzono, że wtedy przydarza się najczęściej słabszy dzień. Trzeba to przeżyć, przecięrpieć, pokonać i grać dalej – lepiej, zapominając o tym co złe i wstydliwe.
To raczej marne pocieszenie, bo dotychczasowe mecze Polaków w Katarze nie dają powodu do optymizmu. Skoro ma się na mundialu tylko dwóch piłkarzy światowej klasy – bramkarza i osamotnionego i momentami bezsilnego napastnika, to trudno wierzyć, nie, nawet naiwnie marzyć, że ten zespół stać na sportową wielkość. A tyle klakierska, polska medialna propaganda wynosiła pod niebiosa grę i perspektywy naszych czołowych piłkarzy w zachodnich ligach. To wszystko okazuje się załgane i przekłamane.
– Koniec walki o cel, czas powalczyć o marzenia – powiedział Wojciech Szczęsny. Mam moc wątpliwości, czy to jest możliwe i w połowie meczu z Francją (niedziela, godz. 16) nie trzeba będzie ze wstydu myśleć o wyłączeniu telewizora.
Fajne słowa Grzegorza Krychowiaka: – Byłem kolegą Wojciecha Szczęsnego jeszcze przed tym, zanim to było modne