Coraz mniej nas, pamiętających ten czas. Grozę lat osiemdziesiątych minionego wieku, gdy wszystko trzeba było wystać, wycwaniakować, załatwić przez układy, gdy każde dobro, choćby takie jak kawa, było na wagę złota.
Tę grozę podszytą gorzkim humorem i przenikliwym zmysłem obserwacji pokazał w swojej powieści, nie boję się powiedzieć znakomitej, znany poeta Tomasz Różycki.
Bohater, opisując czasy dzieciństwa, niczym heros mitycznych opowieści, w wielopiętrowym bloku z wielkiej płyty rusza w swoją inicjacyjną podróż. Tuż przed imieninami Ojca ma wykonać ważne i jak się okazuje niebezpieczne zadanie, pełne mieszkaniowej grozy, gry wyobraźni i gorzko – ironicznej refleksji o zgrzebnej rzeczywistości.
Rusza do sąsiada Stefana, aby tam zmielić cudem zdobytą kawę, a to dlatego, że ten ma bezcenny młynek. Ile go czeka po drodze niespodzianek, przygód, zaskoczeń. Cała śmieszno – straszna historia kończy się znakomitą puentą, której naczelną wartością jest Miłość.
Ja wiem, w czasach kryzysu, spowodowanego przez inflację, coraz mniej kupuje się książek, ale na powieść Tomasza Różyckiego warto najpierw zaoszczędzić, a potem wydać parę złotych. Dla mnie „Złodzieje żarówek” powinny otrzymać nominację do jakiejś ważnej literackiej nagrody! Ta książka na to zasługuje.
Tomasz Różycki. „Złodzieje żarówek”. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2023