Od dziecka uwielbiam westerny. Fascynacja zaczęła się, gdy zobaczyłem w kinie klasyka gatunku Dyliżans Johna Forda z Johnem Wayne w roli głównej. Potem było W samo południe, Siedmiu wspaniałych, opowieści Sergio Leone czy Sama Peckinpaha, po wyjątkowy antywestern Clinta Eastwooda Bez przebaczenia… Czytałem książki Karola Maya i Wiesława Wernica. Rozpierała mnie duma, gdy na początku lat 90 zdobyłem wydaną po polsku epopeję o Dzikim Zachodzie – Na południe od Brazos (drugi w historii książkowy western uhonorowany Nagrodą Pulitzera). Przeczytałem jednym tchem, z wypiekami na twarzy.
Sięgnąłem po nią po raz kolejny, gdy zobaczyłem udany serial, a ostatnio dlatego, że Marek Król i Michał Kłobukowski przełożyli kolejne dwie części westernowej sagi – jej część pierwszą i ostatnią. Na tłumaczenie czeka jeszcze książka Comanche Moon, którą należałoby czytać, jako drugą w kolejności.
Larry McMurtry, autor Ostatniego seansu filmowego czy Czułych słówek, chciał skończyć westernową historię na jednej opowieści – Na południe od Brazos, ale czytelnicy mu na to nie pozwolili. Saga okazała się książkowym hitem, więc autor postarał się o więcej.
Wielka przygodowa opowieść nie stron od humoru, ironii, ale i okrucieństwa. Przedstawia tamten świat, odnosząc się do autentycznych wydarzeń z dziejów podboju tych ziem, bez upiększeń.
Ulice Laredo ukazały się w USA na początku lat 90 minionego wieku. I tu moje zaskoczenie… To klasyczny antywestern. Burzenie mitu, odarcie go ze złudzeń, a zarazem opowieść o… sile kobiet, które trafiły na Dziki Zachód. Mnie podoba się najbardziej. Jak na to nie patrzeć lektura sagi zapewnia radość czytania!
Western wiecznie żywy. Właśnie czytam zapowiedź pojawienia się książki Jarosława Dobrowskiego Dziwny Zachód – połączenie westernu, horroru i opowieści fantasy.
Larry McMurtry. Szlak umrzyka. Na południe od Brazos. Ulice Laredo