
Wielka ogólnopolska dyskusja po sędziowskim skandalu w meczu Legia – Jagiellonia (3:1, ale… nieprzyznane dwa karne dla Jagi!) pokazuje, że temat jest. Po pierwsze pokazuje brak klasy polskich arbitrów, w tym tego najlepszego(?). Nie chcą, nie potrafią przyznać się do błędu i albo uciekają na urlop albo po czasie i fali krytyki mówią, że mają wątpliwości (he!he!he!).
Po drugie, że funkcjonowanie VAR (przynajmniej w Polsce) jest tak archaiczne, że głowa boli. Skoro przy kluczowej sytuacji arbiter po siedmiu analizach tego, co pokazują kamery, ma wątpliwości czy było zagranie ręką czy nie, to prosty dowód na to, że kamer było… za mało! Przyoszczędzili, wpadli w rutynę, że to co jest, to wystarczy i już? W każdym razie nie wyciągnęli żadnych wniosków po zeszłorocznym sędziowsko – VAR-owskim skandalu w meczu Wisła – Widzew. Trzeba to wprost powiedzieć: to sędziowie i technologia, jak za króla Ćwieczka, ośmieszyli w Polsce system VAR. Pokazali czarno na białym jego… anachronizm.
Czy to oznacza, że trzeba z niego zrezygnować, czy może jeszcze spróbować go ulepszyć, biorąc przykład z innych, którzy korzystają z niego dłużej i skuteczniej?! W rugby VAR funkcjonuje o niebo lepiej. Dlaczego? Na meczach jest zainstalowanych tyle kamer, są tak dobrze ustawione, jest tylu fachowców obsługujących system, że wątpliwości ogranicza się do minimum.
Czas najwyższy, żeby Ekstraklasa SA i PZPN wyłożyły pieniądze na jego lepsze funkcjonowanie w futbolu. Inaczej, kompromitujące sytuacje będą się mnożyć. Gra idzie o wielką sportową i finansową stawkę. Popełnianie błędy sprawiają, że kluby tracą miliony na niesprawiedliwie prowadzonych przez arbitrów meczach o stawkę.
