Rezerwowy Pafka

Tag: łks (Page 2 of 36)

Jan Sobol. Miał być lekkoatletą, potem siatkarzem, został znakomitym piłkarzem. Gdy grał w ŁKS, bali się go obrońcy i bramkarze rywali. Najlepszy kumpel Stasia Terleckiego

Fot: archiwum Jacka Bogusiaka

Tak wszechstronnego, strzelającego gole piłkarza chciałaby mieć każda drużyna. 72 urodziny obchodził Jan Sobol. W ŁKS zagrał 93 mecze, zdobył 18 bramek. Zaliczył też dwa występy w reprezentacji Polski (Polska – Szwecja 2:1 w 1977 roku, Polska – Libia 5:0 w 1979). Zanim został piłkarzem był lekkoatletą i siatkarzem. W trójskoku uzyskał wynik 13,40, wzwyż 185 cm.

Tak skocznego sportowca dostrzegli trenerzy siatkówki. Janek uprawiał siatkówkę w Chełmcu Wałbrzych, ale zdecydował się na futbol. Jaką wybrać pozycję? Spróbował jako bramkarz. W szkolnym meczu zamienił się miejscami na boisku z kolegą, który grał w ataku i okazało się to strzałem w dziesiątkę. Janek zdobył trzy bramki, a jego drużyna wygrała spotkanie, a potem zdobyła mistrzostwo wałbrzyskich szkół.

– Po jego uderzeniach piłkę z siatki podnosili bramkarze, takich klubów jak: Beerschot, Widzew, Lech, Ruch, Pogoń, Zagłębie, Wisła – mówi kustosz pamięci ŁKS, chodząca encyklopedia klubu Jacek Bogusiak, który przypomniał o jubileuszu piłkarza. Przedstawiciele Grupy Ełkaesiak. Tadeusz Marczewski, Jerzy Leszczyński, Irek Kowalczyk i Jacek Bogusiak, którzy zorganizowali mu wspaniały jubileusz z okazji 60. urodzin, zgodnym głosem mówią: – Dziś taki piłkarza bardzo przydałby się ŁKS, ba był jego liderem, jak i nie jednego klubu ekstraklasy!

Do Łodzi sprowadził go trener, który miał nosa do wyszukiwania utalentowanych graczy, którzy potem sprawdzali się na najwyższym poziomie czyli Leszek Jezierski. Zdaniem piłkarza swój najlepszy mecz w barwach ŁKS rozegrał w 1977 roku, gdy po jego golach łodzianie pokonali Ruch 2:1. Najtrudniejszym przeciwnikiem na boisku był rywal zza miedzy czyli jeden z liderów Widzewa – Krzysztof Surlit.

Od pierwszej chwili jego najlepszym boiskowym i pozaboiskowym kumplem został Stanisław Terlecki. Dogadywali się bez słów, tak na boisku, jak i poza nim. Kiedy dla Stasia nastały trudne życiowo czasy, Janek zawsze spieszył mu z pomocą. Dwaj przyjaciele z boiska i poza nim nie raz i nie dwa wspierali nagrodami laureatów młodzieżowych turniejów.Stasia pasjonowała historia, Janek uwielbiał… westerny, zwłaszcza te, w których grali: Gregory Peck i Kirk Douglas.

Rada Janka dla młodych futbolistów: chcesz zrobić karierę, musisz naprawdę kochać piłkę nożną!

Wiesław Jańczyk – wyjątkowy sportowiec. Był mistrzem Polski w barwach ŁKS w piłce nożnej, a wcześniej w… koszykówce!

Zdjęcia: archiwum Jacka Bogusiaka

Człowiek, na którym w sprawach ŁKS zawsze można polegać, kustosz pamięci klubu – Jacek Bogusiak przypomniał: 13 czerwca (1931 roku) to dzień urodzin wyjątkowego sportowca dla ŁKS – mistrza Polski w piłce nożnej i… koszykówce – Wiesława Jańczyka.

Na piłkarskim boisku Jańczyk imponował ambicją, wyszkoleniem technicznym i dokładnymi prostopadłymi podaniami. To właśnie on wraz Robertem Grzywoczem reżyserował grę ełkaesiaków. Potrafił też kryć wyjątkowo skutecznie rywali. Tak było choćby z Gerardem Cieślikiem. Gazety pisały po spotkaniu ŁKS z Rucherm, że ełkaesiak poradził sobie ze znakomitym snajperem z „precyzją zegarmistrza”.

Jako jeden z czterech piłkarzy ŁKS pan Wiesław grał w meczu otwarcia słynnego stadionu Camp Nou. Jak plotka głosi, gdy po skończeniu kariery mieszkał w Australii, to romansował z Violettą Villas. Na dodatek mimo sportowych obowiązków, skończył studia, a w wolnych chwilach świetnie grał w brydża. To dowodzi, że Wiesław Jańczyk pseudonim Łapka (precyzyjny rzut na kosz jednorącz z wyskoku!) to postać wyjątkowa.

Dziś pan Wiesław mieszka w Warszawie, ale jak tylko może, mimo zaawansowanego wieku, odwiedza Łódź i swój ukochany klub, dzięki wsparciu i pomocy niezawodnej grupy Ełkaesiak.

Z grona piłkarzy, którzy w 1958 roku zdobyli mistrzostwo Polski obok Wiesława Jańczyka, żyje jeszcze i mieszka w Australii Kazimierz Kowalec (rocznik 1933).

Wiesław Jańczyk kontynuował rodzinne tradycje, wszak jest synem reprezentanta Polski – Romana (w 1927 roku zdobył pierwszego hat tricka dla ŁKS). Ogółem zagrał w 163 meczach ligowych i zdobył 4 gole. Jeden jedyny raz wystąpił w reprezentacji Polski – 29 września 1957 z Bułgarią (1:1).

Na 90 urodziny otrzymał specjalny prezent, przygotowany przez Jacka Bogusiaka i Tadeusza Marczewskiego publikację: „Wiesław Jańczyk – ikona ŁKS”. Były piłkarz doczekał się też swojego znaczka pocztowego. Jest upamiętniony na karcie pocztowej według rysunku Edwarda Ałaszewskiego. Jest także upamiętniony na rysunku: mistrzowska drużyna koszykarzy ŁKS, jako ten rzucający do kosza. Otrzymał odznakę „Za zasługi dla Miasta Łodzi” . Skybox na stadionie przy al. Unii nosi imię jubilata.

Pierwszy piłkarski mecz przy sztucznym świetle w Łodzi. To było ponad pół wieku temu!

Zdjęcia: archiwum Jacka Bogusiaka

Niezawodny kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak przypomniał mi: 55 lat temu – w niedzielę 7 czerwca 1970 roku nad dawnym stadionem ŁKS rozbłysły jupitery – na czterech wieżach wysokich na 45 metrów. Jupitery firmy Philips miały moc 320 lux (na każdym z czterech masztów było 27 lamp). Na ich zbudowanie zużyto 20 947 kilogramów stali.

Jakie to było wtedy wydarzenie, niech świadczy fakt, że elektryfikacja do wsi pod Sieradzem, gdzie spędzałem rodzinne wakacje, dotarła z pięć lat wcześniej. Tak, niezapomniane wieczory spędzaliśmy przy lampie… naftowej!

Wróćmy do pojedynku przy al. Unii. W premierowym meczu przy sztucznym świetle, który zaczął się o godz. 20, obserwowanym przez 30 tysięcy widzów, ŁKS pokonał Motor Lublin 4:0. Premierowego gola strzelił supersnajper ŁKS – Jerzy Sadek z rzutu karnego w 55 minucie spotkania. Potem na listę strzelców wpisywali się: Mszyca (76), Gapiński (77), Nejman (87)

ŁKS grał w składzie: Osówniak, Lubański, Szadkowski, Wojtysiak, Korzeniowski, Suski, Kostrzewiński, Ostalczyk (Nejman), Sadek, Mszyca, Gapiński.

Panowie: Jacek Bogusiak i Zdzisław Kostrzewiński podczas jubileuszu Football Pub w OFF Piotrkowska, ucieli sobie długą rozmowę, pełną wspomnień na temat tego pojedynku. Trzeba dodać, że pan Zdzisław został uznany za jednego z najlepszych graczy tego historycznego starcia.

Przed wielką premierą była próba generalna 3 czerwca w sparingu ŁKS pokonał Concordię Piotrków 4:1, a trzy gole strzelił Mszyca.

RetroFutbol.pl przypomina: W 1878 roku, a dokładnie 14 października, rozegrano w Anglii pierwszy mecz przy sztucznym świetle. Na oświetlenie przy Bramall Lane złożyły się cztery wysokie na 10 metrów drewniane wieże, które podtrzymywały lampy zasilane z czterech znajdujących się za bramkami prądnic Siemensa. Łączna moc wyprodukowanego w ten sposób oświetlenia miała równowartość „8000 standardowych świec”.

Jak donosiły lokalne dzienniki, światło wokół murawy było tak jasne, że kobiety rozkładały parasolki, chroniąc się przed nim, niczym przed promieniami słonecznymi. Źródła światła umieszczone stosunkowo nisko nad ziemią oślepiały zawodników i były powodem wielu widowiskowych błędów i pomyłek. Na boisku drużyna „Niebieskich” pokonała „Czerwonych” 2:0.

Wyjątkowe, dające nadzieję, miejsce na piłkarskiej mapie Łodzi. Football Pub, który łączy, a nie dzieli, działa już 30 lat. Pomagają w tym… szaliki!

Zdjęcia: archiwum Jacka Bogusiaka

Człowiek odzyskuje poczucie normalności, wiedząc że na sportowej mapie Łodzi są miejsca, które łączą, a nie dzielą. Takim miejscem jest Football Pub w OFF Piotrkowska, który obchodzi 30-lecie istnienia (ach jak ten czas szybko leci!) świętuje własne 30-lecie. Z tej okazji spotkały się gwiazdy z Widzewa i ŁKS m.in.: Mirosław Bulzacki, Marek Dziuba, Zdzisław Kostrzewiński, Paweł Zawadzki.

Były piłkarz Widzewa Zbigniew Karolak, który stworzył tę wyjątkową świątynię futbolu, wszystkim, którzy tu zajrzą, stara się nieba przychylić. Bardzo docenia to kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak, który z okazji jubileuszu wręczył Zbigniewowi Karolakowi dyplom, zdjęcie i szalik Manchesteru United. Wszak Jacek to jedne z najwierniejszych fanów Czerwonych Diabłów w Polsce i nie tylko. Jak sam przyznaje podczas spotkania uciął sobie długą, niezwykle interesującą rozmową ze Zdzisławem Kostrzewińskim.

List do jubilata wystosowała prezydent Łodzi Hanna Zdanowska.Oto jego istotne fragmenty:

Z okazji jubileuszu 30-lecia działalności Football Pubu pragnę złożyć Państwu serdeczne gratulacje oraz wyrazy uznania za stworzenie miejsca, które przez trzy dekady nieprzerwanie jednoczyło łodzian wokół wspólnej pasji – piłki nożnej.

Sportowe emocje są największe wtedy, gdy przeżywamy je razem – z przyjaciółmi, rodziną, znajomymi, a nierzadko z zupełnie obcymi osobami, których łączy jedno: miłość do futbolu. Football Pub od 1995 roku stanowi przestrzeń, w której te emocje zyskują wyjątkowy wymiar. To tu, w sercu OFF Piotrowskiej, powstała piłkarska enklawa – miejsce, gdzie szaliki ponad trzystu klubów z całego świata, historyczne zdjęcia i wyjątkowy nastrój tworzą atmosferę, którą trudno znaleźć gdziekolwiek indziej.

Z ogromnym podziwem patrzę na to, jak udaje się Państwu budować wspólnotę ponad klubowymi podziałami. W Football Pubie szalik Widzewa wisi obok ŁKS, Rangers obok Celticu, Inter obok Milanu, a Manchester United sąsiaduje z City. Jest też jeden szczególny szalik – ten, który łączy oba łódzkie kluby – będący symbolem marzenia właściciela, by futbol był przestrzenią jedności, a nie podziałów. I to marzenie od lat staje się rzeczywistością właśnie w tym miejscu.

Państwa działalność to nie tylko pub – to ważna część łódzkiej kultury kibicowskiej i społeczności sportowej. To tu spotykają się byli zawodnicy, działacze, sędziowie i sympatycy piłki z różnych środowisk, dzieląc się wspomnieniami, pasją i emocjami.

Gratuluję tej wspaniałej historii i życzę wielu kolejnych lat pełnych sukcesów, radości oraz piłkarskich wzruszeń.

Trzeba wprost powiedzieć, że Zbigniew Karolak chce, żeby szaliki łączyły kibiców, a nie ich dzieliły. Dlatego Widzew wisi obok ŁKS, Rangers obok Celticu, Inter obok AC Milan, a Manchester United obok City. Co jeszcze łączy kibiców? Piwo. Do wyboru dwa gatunki piwa z nalewaka: zawsze Żywiec, i drugie, zależne od aktualnych browarniczych trendów. Są też przekąski: kiełbaski z rusztu, skrzydełka i specjalność zakładu: tzw. „Parówka Butchera”.

Niespodzianka finału piłkarskiej Ligi Mistrzów. Taka dominacja do tej pory zdarzała się tylko w… rugby. Fakt jest faktem: triumfowała – drużyna!

Takiej dominacji w finale piłkarskiej Ligi Mistrzów chyba nikt się nie spodziewał. Drużyna z Paryża – PSG pokonała zespół z Mediolanu – Inter, aż 5:0, dzieląc i rządząc na boisku przez całe 90 minut gry.

Taka przewaga, od razu widoczna w zdobytych punktach, zdarza się w… rugby, gdy mocarz spotka się ze słabeuszem. Tak stało się w ostatnim meczu sezonu zasadniczego ekstraligi rugby, gdy lider tabeli Pogoń Awenta Siedlce całkowicie zdominował jednego z ligowych słabeuszy – Drew Pal 2 RC Lechię Gdańsk, wygrywając aż 118:7.

Wróćmy do futbolu… Nie mniej ważny od wyniku, jest fakt, że w finale LM triumfowała drużyna. Nie liczyły się liczby gwiazd, tylko końcowy wynik. Wszystko było temu podporządkowane i wszyscy się temu podporządkowali. Tym większe słowa uznania dla trenera Luisa Enrique, który bez gwiazd (Lionel Messi, Kylian Mbappe) stworzył prawdziwe gwiazdorski team, gdzie każdy mógł pokazać swoje nieprzeciętne możliwości, cały czas grając dla zespołu. W duchu pocieszyłem się, że dobrze, iż w finale nie ma mojej ulubionej drużyny – Barcelony, bo przy tak dysponowanej ekipie PSG, mogłaby się obejść smakiem.

Najważniejsze, wcale nieodkrywcze wnioski, z finału dla polskiej, a konkretnie łódzkiej ligowej piłki. Trzeba mieć zespół, świadomy swoich możliwości i celów, żeby sięgać futbolowych gwiazd, choćby skrojonych na polską miarę.

Na razie w Łodzi, tak dla Widzewa, jak i ŁKS, po nieudanym sezonie, nastał czas wielkiej przebudowy. Czy nasi utrafią z transferami i potrafią stworzyć prawdziwą piłkarską drużynę – waleczną i skuteczną? Czas goni jak oszalały. Będą mieli na to niezbyt dużo czasu, bo tylko miesiąc. Trzeba mieć nadzieję i kibicowską wiarę, że ta wielka skuteczna przebudowa jest możliwa i stanie się faktem!

Gdyby dziś ŁKS miał tak bramkostrzelnego napastnika, jak Andrzej Milczarski, to pewnie cieszyłby się z awansu do ekstraklasy!

Zdjęcia: archiwum Jacka Bogusiaka

Przed meczem ŁKS – Znicz odbyło się spotkanie z jedną z klubowych legend – napastnikiem Andrzejem Milczarskim. Ech, dziś polskie kluby oddałyby królestwo za takiego walczącego bez kompromisów w polu karnym, przebojowego, bramkostrzelnego napastnika.

Spotkanie prowadził Piotr Andrzejczak. Uczestniczyła w nim grupa Ełkaesiak czyli: Jacek Bogusiak, Tadeusz Marczewski, Ireneusz Kowalczyk i Jerzy Leszczyński. Nie zabrakło zdjęć i pamiątek pokazujących sportowy dorobek Andrzeja Milczarskiego.

Andrzej Milczarski w rozmowie z Piotrem Andrzejczakiem

Jacek Bogusiak, przedstawia: – W 169 meczach w ekstraklasie w barwach ŁKS Andrzej strzelił 45 goli dla drużyny z al. Unii. Czy trzeba lepszej wizytówki!

Raz napastnik założył na głowę słynny melonik darowany przez Jacka Bogusiaka, każdemu piłkarzowi ŁKS, który zapisał na swoim koncie hat – tricka. Stało się to w 1982 roku, gdy w pojedynku z Motorem, Andrzej Milczarski strzelił trzy gole w 2, 53 i 86 minucie, a ŁKS wygrał przy al. Unii z Motorem Lublin 4:2.

Jacek Bogusiak przypomina: Andrzej Milczarski to nie tylko wyjątkowy napastnik, ale też a raczej przede wszystkim, odważny facet z charakterem. W latach 70. w Mielcu nie bał się stanąć w obronie fanów ŁKS, zaatakowanych przez miejscowych kiboli. – Gdy zobaczył, że troje kibiców ŁKS jest w niebezpieczeństwie, zatrzymał autokar wiozący drużynę na mecz i ruszył na pomoc. Z kolei, gdy napastnicy zobaczyli zdeterminowanego, potężnego gościa, który jest gotowy bronić swoich do upadłego, dali sobie spokój – przypomina Jacek Bogusiak, który przed laty był szefem klubu kibica ŁKS.

Dziś były piłkarz ŁKS toczy heroiczną walkę o zdrowie i bardzo dziękuje personelowi oddziału onkologii szpitala im. Mikołaja Kopernika za walkę o to, by mógł wrócić do zdrowia. Wielką pomoc okazali i okazują mu: dr Anna Papis-Ubych, dr Barbara Łochowska, dr Zbigniew Zbróg.

ŁKS. Najciemniej jest pod latarnią. Dlaczego łodzianie nie dostrzegli i nie zakontraktowali tego utalentowanego piłkarza?

Fot. ŁKS Łódź

Adam Graf przestrzelił po raz kolejny. Dokonane przez niego transfery w większości były nieudane i doprowadziły do tego, do czego doprowadziły czyli mizernego jedenastego miejsca ŁKS w rozgrywkach I ligi. Może zatem dobrze, że nie on w nowym rozdaniu będzie w pierwszej kolejności odpowiadał za transfery.

Ostatni nieudany mecz ze Zniczem znów zasiał ziarno wątpliwości: jest podstawa na której można budować solidny zespół walczący o ekstraklasę czy jej nie ma. Nowi, lepsi gracze tak czy tak będą zespołowi potrzebni.

W tej sytuacji taka transferowa przestroga. ŁKS szukał nowych piłkarzy gdzie tylko się dało – w kraju i za granicą. Znalazł w większości, co tu kryć marnych. A miał tuż pod bokiem prawdziwy talent, wschodzącą gwiazdeczką polskiej piłki, tylko do oszlifowania.

W I lidze grali piłkarze, którzy pomogliby wejść łodzianom na wyższy sportowy poziom. A ŁKS? Jakby ich kompletnie nie zauważał, oddając walkowerem fakt, że jest się na miejscu i widzi na co dzień, kto gdzie i jak gra w piłkę nożną na zapleczu ekstraklasa.

W pojedynku ze Zniczem łódzką defensywę rozstawiał po kątach, zmuszając ją momentami do kompromitujących zagrań 20-letni ofensywny pomocnik Wiktor Nowak. Nic, tylko natychmiast podpisywać z nim transferową umowę. Niestety, to już jest chyba niemożliwe. Wcześniej zrobił to Górnik Zabrze i Wiktor ma w nowym sezonie bronić barw śląskiej drużyny. Smutek, żal, zgrzytanie zębów i nauczka płynąca dla ŁKS na przyszłość: najciemniej jest pod latarnią.

ŁKS. Miało być podniosłe, zwycięskie pożegnanie Dankowskiego i Pirulo. Była sportowa katastrofa w defensywie i ligowa porażka

Pieniądze w futbolu nie grają. Znicz wydał na pośredników sprowadzonych piłkarzy 35 tysięcy złotych, ŁKS ponad 600 tysięcy i… Drużyna z Pruszkowa ograła łodzian, niczym futbolowe dzieci, plasując się w tabeli na koniec rozgrywek wyżej od ŁKS. To powinno dać do myślenia działaczom i nowemu trenerowi gospodarzy – Szymonowi Grabowskiemu.

Szkoda, po czterech zwycięstwach pod wodzą Zbigniewa Robakiewicza (będzie w nowym sezonie asystentem), drużyny doznała na sam koniec bolesnej porażki.

W podstawowej jedenastce pojawili się dwaj piłkarze, którzy odchodzą z ŁKS: Dankowski i Pirulo. Potem ełkaesiacy tworzyli pożegnalne szpalery, gdy obaj schodzili z boiska. Były zatem podniosłe momenty, ale najważniejsza jest gra. A ta po przerwie… lepiej jak najszybciej zapomnieć!

Mecz zaczął się znakomicie dla ŁKS. Już w 10 min Balić strzelił sprzed pola karnego. Piłka odbiła się od jednego z rywali i zupełnie zmyliła Napieraja, który mógł tylko patrzeć, jak futbolówka wpada do bramki.

Niby przeważał Znicz, ale to łodzianie strzelili drugiego gola. Wzięch świetnie podał do Norlina, ten wykorzystał sytuację sam na sam. Niestety, okazało się, że był na pozycji spalonej.

Druga połowa zaczęła się od przewagi łodzian, którzy wypracowali dwie okazje, ale… gola zdobyli goście. Najpierw ratowała ŁKS poprzeczka, ale przy dobitce pogrążył gospodarzy były ełkaesiak. Okhronchuk dopełnił tylko formalności. Znicz przeważał, Majewski trafił w poprzeczkę, a chwilę później po katastrofalnych błędach w obronie łodzian, na listę strzelców wpisał się Kendzia.

Mogła być szybka odpowiedź, ale piłka po uderzeniu Młynarczyka poszybowała nad poprzeczkę. Potem doskonałą sytuację zmarnował Sitek. To się zemściło. W odpowiedzi, po kolejnej wielkiej wtopie w defensywie łodzian, przypadkowy strzał Majewskiego trafił do siatki. Inna sprawa, że 38-letni Majewski robił na boisku za profesora, podobnie jak jego kolega z drużyny – Nowak, który niemiłosiernie ogrywał, wręcz ośmieszał obrońców łodzian. Dziecinny błąd byłego gracza ŁKS – Koprowskiego pozwolił zdobyć kontaktowego gola gospodarzom. To było jednak na tyle…

Ponad 7 tysięcy kibiców obecnych na stadionie przy al. Unii mogło się czuć rozczarowanych postawą drużyny i w efekcie porażką. Prawda jest taka, że żadne podniosłe pożegnania tego nie zmienią.

ŁKS -Znicz Pruszków 2:3 (1:0)

1:0 – Balić (10), 1:1 – Okhronchuk (50), 1:2 – Kendzia (61), 1:3 – Majewski (70), 2:3 – Mrvaljević (82)

ŁKS: Bomba – Dankowski (66, Majcenić), Fałowski, Rudol, Głowacki – Mokrzycki, Wysokiński, Pirulo (57, Kupczak) – Norlin (57, Sitek), Wzięch (78, Mrvaljević), Balić (57, Młynarczyk)

Marek Chojnacki – nikogo takiego nie było przed nim w polskim futbolu. Stał się legendą – tak męskiej, jak i żeńskiej rodzimej piłki nożnej. To ogromna strata, że mówi: pas!

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

25 maja na stadionie przy ul. Milionowej po meczu ligowym Grot SMS nastąpi pożegnanie trenera Marka Chojnackiego, który kończy swoją szkoleniową przygodę. Jest jedynym człowiekiem polskiego futbolu, którego trzeba uznać za ikonę i legendę tak męskiej, jak i kobiecej piłki nożnej w naszym kraju!

Gdy objął kobiecą drużynę SMS, spotkaliśmy się na ulicy, rozmawialiśmy o tej decyzji, zastanawiałem się po cichu: po co mu to – swoista emerytura, boczny tor, chwilowa przerwa od męskiej piłki?! Wiedziałem zawsze jaki jest Marek – ambitny, konsekwentnie dążący do celu, prawdziwy wojownik – tak w życiu, jak i na boisku. Bezkompromisowy, prawdziwy sportowiec. Ale nie myślałem, że wykona taką tytaniczną, dobrą robotę w kobiecej piłce!

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Marek, jak zawsze, podszedł do kolejnego zawodowego wyzwania niezwykle serio. Zbudował system, strukturę działania, która pozwoliła wychowywać kolejne pokolenia zdolnych futbolowo dziewczyn, a potem promować je w coraz lepszej lidze i przede wszystkim w coraz mocniejszej drużynie UKS SMS. No, Marek nie miał wyjścia – patron szkoły, wybitny, wyjątkowo trener Kazimierz Górski, zobowiązywał do takiego działania! I Marek był konsekwentny, skuteczny – wybitny fachowiec, który wniósł do kobiecego futbolu tak konieczny powiew profesjonalizmu.

Najpierw w 452 meczach bronił barw drużyny ŁKS. Potem szkolił z dobrym skutkiem facetów. A od 2016 roku został trenerem żeńskiej sekcji UKS SMS Łódź i zdobył wszystko co możliwe w polskiej piłce kobiecej. . Od awansu do Ekstraligi Kobiet po mistrzostwo Polski, wicemistrzostwo Polski, brązowy medal Ekstraligi, Puchar Polski kończąc na eliminacjach o Ligę Mistrzyń. To właśnie za jego trenerskiej kadencji w seniorskiej drużynie reprezentacji Polski zadebiutowało aż 11 zawodniczek UKS SMS. W UKS SMS Łódź jako trener prowadził drużynę w 253 spotkaniach.

Przypomnijmy. Przy al. Unii przed meczem ŁKS z Odrą Marek Chojnacki był gościem klubu podczas specjalnego spotkania. Jak podaje kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak główny udziałowiec ŁKS Dariusz Melon wręczył Markowi Chojnackiemu pamiątkową koszulkę z napisem „Haczyk, 452”, co przypomina o liczbie rozegranych w ŁKS meczach. Uroczystość prowadził red. Piotr Andrzejczak z Radia Łódź.

Na spotkaniu obecni byli znakomici piłkarze i trenerzy ŁKS i nie tylko oni – zaproszeni przez dyrektora do spraw marketingu – Marcina Klimaszewskiego: Zygmunt Gutowski, Mirosław Bulzacki, Ryszard Polak, Andrzej Milczarski, Włodzimierz Białek, Leszek Kwaśniewicz, Arkadiusz Klimas, Grzegorz Wesołowski, Rafał Niżnik, Witold Bendkowski, Włodzimierz Tylak, Wiesław Pokrywa, dr Stanisław Ferszt oraz były kierownik drużyny Wacław Kaczmarek.

Jacek Bogusiak z Tadeuszem Marczewskim przygotowali na kilkunastu planszach mini wystawę przypominającą występy Marka Chojnackiego w ŁKS. Dział marketingu ŁKS przygotował wiele zdjęć, na których główny bohater uroczystości składał autografy. Przedstawiciele Grupy Ełkaesiak rozdawali najmłodszym chorągiewki ŁKS oraz specjalne znaczki.

Archiwum Jacka Bogusiaka

Napisałem o Marku Chojnackim z okazji jego 65. urodzin, że dziś, tak dobry obrońca, byłby w reprezentacji… noszony na rękach! Mówił skromnie: – Byłem wyróżniającym się zawodnikiem, ale i tak ciut odstawałem od tych występujących regularnie w reprezentacji. Powiedzmy jednak, że tak skutecznego, pewnego swoich interwencji, solidnego, nie schodzącego poniżej dobrego poziomu piłkarza dziś w polskiej defensywie po prostu nie ma.

Dla sport.tvp.pl powiedział: Gdybym chciał to wszystko dobrze policzyć, to w kadrach młodzieżowych wystąpiłem ze 100 razy. A była jeszcze reprezentacja B. I jeśli się zastanowić, to dzięki piłce objechałem cały świat.

Archiwum Jacka Bogusiaka

Haczyk – taki miał pseudonim – był wychowankiem MKS Łodzianki, klubu którego już nie ma, bo możni łódzkiej piłki (w tym ŁZPN! – nie do wybaczenia) pozwolili, żeby zniknął ze sportowej mapy miasta. W personalnej ankiecie w czasach, gdy był zawodnikiem mówił, że jego zdaniem najlepsi piłkarze to – w Polsce: Stanisław Terlecki, a na świecie – Diego Maradona. Znakomite wybory, z którymi trzeba i dziś się zgodzić! W rozmowie ze sport.tvp.pl Marek Chojnacki mówi: – Cieszę się życiem, jestem szczęśliwym człowiekiem. Jestem chyba skazany na sport i mam nadzieję, że będzie mi towarzyszył do końca życia.

Archiwum Jacka Bogusiaka

Trener Ryszard Robakiewicz – nieoczywisty bohater drużyny ŁKS!

Fot. ŁKS Łódź

Jak niewiele potrzeba, żeby osiągnąć ligową przyzwoitość, wygrać cztery spotkania z rzędu, strzelić dziesięć bramek i stracić tylko jedną. Wystarczy spełnić jedną z podstawowych futbolowych zasad, że gra zaczyna się od defensywy.

Trener Ryszard Robakiewicz, nieoczywisty bohater ostatnich tygodni, uporządkował grę zespołu, szczególnie w defensywie, uczynił ją racjonalną, skrojoną na miarę, a nie na wymyślone, taktyczne zawiłości lub brak jakichkolwiek zasad (ach ten nieszczęsny Ariel Galeano). I są wygrane. Jaka szkoda, że w meczach o nic. Ale zawsze… Na ich podstawie można budować fundamenty pod nowy sezon i nową, lepszą, skrojoną na miarę ekstraklasy, drużynę.

Ryszard Robakiewicz ma ogromną wiedzę o piłce nożnej – tę praktyczną i teoretyczną, potrafi czytać boiskowe wydarzenia, dokonywać w trakcie spotkania zmian w sposobie grania i w składzie drużyny. Pressing w końcówce pojedynku z Polonią w Warszawie przyniósł bramkę i zwycięstwo. Dali je piłkarze rezerwowi, którzy pojawili się na boisku.

To nie jedyne plusy pracy Ryszarda Robakiewicza. Pod jego okiem wielki krok do przodu zrobił (bo dostał szansę!) Mateusz Wzięch. Swoją szansę wykorzystuje też bramkarz Łukasz Bomba. Mateusz Wysokiński pokazał możliwości, tak w grze defensywnej, jak i tworzeniu akcji zaczepnych. To kolejny piłkarz, w którego warto dalej inwestować.

Plusów jest zatem sporo. Dobrze by było nie zatrzeć tego dobrego sportowego wrażenia ostatnią ligową grą. 25 maja o godz. 17.30 łodzianie podejmą Znicz Pruszków. Jesienią padł remis 2:2, a zespół z Pruszkowa wyrównał w doliczonym czasie gry. Teraz po ostatnim zwycięstwie ma dwa punkty przewagi nad ŁKS.

A Ryszard Robakiewicz? Będzie w sztabie nowego szkoleniowca ŁKS – Szymona Grabowskiego. Oby ta współpraca układała się na miarę kolejnych ligowych zwycięstw i upragnionego awansu.

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑