Rezerwowy Pafka

Tag: jacek bogusiak (Page 1 of 3)

Mieliśmy w Łodzi, w ŁKS, znakomitych, ba, wybitnych hokeistów. Jednym z nich był Kazimierz Chodakowski

Zdjęcia: archiwum Jacka Bogusiaka

To były piękne czasy. Mieliśmy w Łodzi topowy hokej na lodzie, w wykonaniu drużyny ŁKS, na który do Hali Sportowej przychodził nadkomplet publiczności. Mieliśmy też w Łodzi znakomitych, ba, wybitnych hokeistów. O urodzinach jednego z nich przypomniał niezawodny kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak.

To był zawodnik – Kazimierz Chodakowski. Wychowanek legendy polskiego sportu – Władysława Króla. Bronił barw ŁKS już w 1947 roku. Najważniejszy okres jego kariery w łódzkim klubie zaczął się w drugiej połowy lat 50. Wtedy zdobył z ŁKS dwa brązowe medale mistrzostw Polski.

Długowieczność wybitnych sportowców to nie jest znak tylko naszych czasów. Pan Kazimierz swoją zawodniczą przygodę z hokejem zakończył w wieku 42 lat. Oczywiście w ŁKS! Dwa razy uczestniczył w igrzyskach olimpijskich, cztery razy w mistrzostwach świata. Zdobył brązowy medal w akademickich mistrzostwach świata. W reprezentacji Polski zagrał 84 razy, strzelił 14 bramek. Po zakończeniu kariery był trenerem, szkolił młodzież.

A wszystko mogło potoczyć się inaczej, bo swoją przygodę z zawodowym sportem zaczynał jako… piłkarz. Wystąpił w jednym meczu ligowy – 21 marca 1948 roku (ŁKS – Ruch 3:7). Grał w drużynie razem m.in. z Henrykiem Szczurzyńskim, Marianem Łączem, Stanisławem Baranem, Tadeuszem Hogendorfem, Longinem Janeczkiem.

Jakim był zawodnikiem w hokejowych zmaganiach? Twardym, nieustępliwym, starcie z nim to nie było przebacz. Jego bodiczek śnił się rywalom po nocach. Był wyjątkowo walecznym, charakternym zawodnikiem. Potrafił, jak nikt, poderwać zespół do skutecznej walki!

Po latach Grupa Ełkaesiak: Tadeusz Marczewski, Jacek Bogusiak, Irek Kowalczyk, Anna Adamczyk zorganizowali benefis Kazimierza Chodakowskiego. Było to w dniu jego 80. urodzin. Przed meczem piłkarskim otrzymał piękny tort ze swoim zdjęciem. Dobrze, że cały czas są ludzie, którzy pamiętają o ważnych klubowych rocznicach, o wybitnych postaciach łódzkiego klubu.

Wiesław Jańczyk – wyjątkowy sportowiec. Był mistrzem Polski w barwach ŁKS w piłce nożnej, a wcześniej w… koszykówce!

Zdjęcia: archiwum Jacka Bogusiaka

Człowiek, na którym w sprawach ŁKS zawsze można polegać, kustosz pamięci klubu – Jacek Bogusiak przypomniał: 13 czerwca (1931 roku) to dzień urodzin wyjątkowego sportowca dla ŁKS – mistrza Polski w piłce nożnej i… koszykówce – Wiesława Jańczyka.

Na piłkarskim boisku Jańczyk imponował ambicją, wyszkoleniem technicznym i dokładnymi prostopadłymi podaniami. To właśnie on wraz Robertem Grzywoczem reżyserował grę ełkaesiaków. Potrafił też kryć wyjątkowo skutecznie rywali. Tak było choćby z Gerardem Cieślikiem. Gazety pisały po spotkaniu ŁKS z Rucherm, że ełkaesiak poradził sobie ze znakomitym snajperem z „precyzją zegarmistrza”.

Jako jeden z czterech piłkarzy ŁKS pan Wiesław grał w meczu otwarcia słynnego stadionu Camp Nou. Jak plotka głosi, gdy po skończeniu kariery mieszkał w Australii, to romansował z Violettą Villas. Na dodatek mimo sportowych obowiązków, skończył studia, a w wolnych chwilach świetnie grał w brydża. To dowodzi, że Wiesław Jańczyk pseudonim Łapka (precyzyjny rzut na kosz jednorącz z wyskoku!) to postać wyjątkowa.

Dziś pan Wiesław mieszka w Warszawie, ale jak tylko może, mimo zaawansowanego wieku, odwiedza Łódź i swój ukochany klub, dzięki wsparciu i pomocy niezawodnej grupy Ełkaesiak.

Z grona piłkarzy, którzy w 1958 roku zdobyli mistrzostwo Polski obok Wiesława Jańczyka, żyje jeszcze i mieszka w Australii Kazimierz Kowalec (rocznik 1933).

Wiesław Jańczyk kontynuował rodzinne tradycje, wszak jest synem reprezentanta Polski – Romana (w 1927 roku zdobył pierwszego hat tricka dla ŁKS). Ogółem zagrał w 163 meczach ligowych i zdobył 4 gole. Jeden jedyny raz wystąpił w reprezentacji Polski – 29 września 1957 z Bułgarią (1:1).

Na 90 urodziny otrzymał specjalny prezent, przygotowany przez Jacka Bogusiaka i Tadeusza Marczewskiego publikację: „Wiesław Jańczyk – ikona ŁKS”. Były piłkarz doczekał się też swojego znaczka pocztowego. Jest upamiętniony na karcie pocztowej według rysunku Edwarda Ałaszewskiego. Jest także upamiętniony na rysunku: mistrzowska drużyna koszykarzy ŁKS, jako ten rzucający do kosza. Otrzymał odznakę „Za zasługi dla Miasta Łodzi” . Skybox na stadionie przy al. Unii nosi imię jubilata.

Pierwszy piłkarski mecz przy sztucznym świetle w Łodzi. To było ponad pół wieku temu!

Zdjęcia: archiwum Jacka Bogusiaka

Niezawodny kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak przypomniał mi: 55 lat temu – w niedzielę 7 czerwca 1970 roku nad dawnym stadionem ŁKS rozbłysły jupitery – na czterech wieżach wysokich na 45 metrów. Jupitery firmy Philips miały moc 320 lux (na każdym z czterech masztów było 27 lamp). Na ich zbudowanie zużyto 20 947 kilogramów stali.

Jakie to było wtedy wydarzenie, niech świadczy fakt, że elektryfikacja do wsi pod Sieradzem, gdzie spędzałem rodzinne wakacje, dotarła z pięć lat wcześniej. Tak, niezapomniane wieczory spędzaliśmy przy lampie… naftowej!

Wróćmy do pojedynku przy al. Unii. W premierowym meczu przy sztucznym świetle, który zaczął się o godz. 20, obserwowanym przez 30 tysięcy widzów, ŁKS pokonał Motor Lublin 4:0. Premierowego gola strzelił supersnajper ŁKS – Jerzy Sadek z rzutu karnego w 55 minucie spotkania. Potem na listę strzelców wpisywali się: Mszyca (76), Gapiński (77), Nejman (87)

ŁKS grał w składzie: Osówniak, Lubański, Szadkowski, Wojtysiak, Korzeniowski, Suski, Kostrzewiński, Ostalczyk (Nejman), Sadek, Mszyca, Gapiński.

Panowie: Jacek Bogusiak i Zdzisław Kostrzewiński podczas jubileuszu Football Pub w OFF Piotrkowska, ucieli sobie długą rozmowę, pełną wspomnień na temat tego pojedynku. Trzeba dodać, że pan Zdzisław został uznany za jednego z najlepszych graczy tego historycznego starcia.

Przed wielką premierą była próba generalna 3 czerwca w sparingu ŁKS pokonał Concordię Piotrków 4:1, a trzy gole strzelił Mszyca.

RetroFutbol.pl przypomina: W 1878 roku, a dokładnie 14 października, rozegrano w Anglii pierwszy mecz przy sztucznym świetle. Na oświetlenie przy Bramall Lane złożyły się cztery wysokie na 10 metrów drewniane wieże, które podtrzymywały lampy zasilane z czterech znajdujących się za bramkami prądnic Siemensa. Łączna moc wyprodukowanego w ten sposób oświetlenia miała równowartość „8000 standardowych świec”.

Jak donosiły lokalne dzienniki, światło wokół murawy było tak jasne, że kobiety rozkładały parasolki, chroniąc się przed nim, niczym przed promieniami słonecznymi. Źródła światła umieszczone stosunkowo nisko nad ziemią oślepiały zawodników i były powodem wielu widowiskowych błędów i pomyłek. Na boisku drużyna „Niebieskich” pokonała „Czerwonych” 2:0.

Wyjątkowe, dające nadzieję, miejsce na piłkarskiej mapie Łodzi. Football Pub, który łączy, a nie dzieli, działa już 30 lat. Pomagają w tym… szaliki!

Zdjęcia: archiwum Jacka Bogusiaka

Człowiek odzyskuje poczucie normalności, wiedząc że na sportowej mapie Łodzi są miejsca, które łączą, a nie dzielą. Takim miejscem jest Football Pub w OFF Piotrkowska, który obchodzi 30-lecie istnienia (ach jak ten czas szybko leci!) świętuje własne 30-lecie. Z tej okazji spotkały się gwiazdy z Widzewa i ŁKS m.in.: Mirosław Bulzacki, Marek Dziuba, Zdzisław Kostrzewiński, Paweł Zawadzki.

Były piłkarz Widzewa Zbigniew Karolak, który stworzył tę wyjątkową świątynię futbolu, wszystkim, którzy tu zajrzą, stara się nieba przychylić. Bardzo docenia to kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak, który z okazji jubileuszu wręczył Zbigniewowi Karolakowi dyplom, zdjęcie i szalik Manchesteru United. Wszak Jacek to jedne z najwierniejszych fanów Czerwonych Diabłów w Polsce i nie tylko. Jak sam przyznaje podczas spotkania uciął sobie długą, niezwykle interesującą rozmową ze Zdzisławem Kostrzewińskim.

List do jubilata wystosowała prezydent Łodzi Hanna Zdanowska.Oto jego istotne fragmenty:

Z okazji jubileuszu 30-lecia działalności Football Pubu pragnę złożyć Państwu serdeczne gratulacje oraz wyrazy uznania za stworzenie miejsca, które przez trzy dekady nieprzerwanie jednoczyło łodzian wokół wspólnej pasji – piłki nożnej.

Sportowe emocje są największe wtedy, gdy przeżywamy je razem – z przyjaciółmi, rodziną, znajomymi, a nierzadko z zupełnie obcymi osobami, których łączy jedno: miłość do futbolu. Football Pub od 1995 roku stanowi przestrzeń, w której te emocje zyskują wyjątkowy wymiar. To tu, w sercu OFF Piotrowskiej, powstała piłkarska enklawa – miejsce, gdzie szaliki ponad trzystu klubów z całego świata, historyczne zdjęcia i wyjątkowy nastrój tworzą atmosferę, którą trudno znaleźć gdziekolwiek indziej.

Z ogromnym podziwem patrzę na to, jak udaje się Państwu budować wspólnotę ponad klubowymi podziałami. W Football Pubie szalik Widzewa wisi obok ŁKS, Rangers obok Celticu, Inter obok Milanu, a Manchester United sąsiaduje z City. Jest też jeden szczególny szalik – ten, który łączy oba łódzkie kluby – będący symbolem marzenia właściciela, by futbol był przestrzenią jedności, a nie podziałów. I to marzenie od lat staje się rzeczywistością właśnie w tym miejscu.

Państwa działalność to nie tylko pub – to ważna część łódzkiej kultury kibicowskiej i społeczności sportowej. To tu spotykają się byli zawodnicy, działacze, sędziowie i sympatycy piłki z różnych środowisk, dzieląc się wspomnieniami, pasją i emocjami.

Gratuluję tej wspaniałej historii i życzę wielu kolejnych lat pełnych sukcesów, radości oraz piłkarskich wzruszeń.

Trzeba wprost powiedzieć, że Zbigniew Karolak chce, żeby szaliki łączyły kibiców, a nie ich dzieliły. Dlatego Widzew wisi obok ŁKS, Rangers obok Celticu, Inter obok AC Milan, a Manchester United obok City. Co jeszcze łączy kibiców? Piwo. Do wyboru dwa gatunki piwa z nalewaka: zawsze Żywiec, i drugie, zależne od aktualnych browarniczych trendów. Są też przekąski: kiełbaski z rusztu, skrzydełka i specjalność zakładu: tzw. „Parówka Butchera”.

Nie wszystkie znane kluby mogą się pochwalić takim wyjątkowym piłkarzem. Stanisław Baran – jeden z największych talentów naszego futbolu – jest legendą ŁKS!

Zdjęcia. archiwum Jacka Bogusiaka

Nie kto inny, jak kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak przypomniał mi, że 26 kwietnia 1920 roku urodził się jeden z najważniejszych piłkarzy w historii klubu, legendarny Stanisław Baran. W przededniu 105 rocznicy Grupa Ełkaesiak: Tadeusz Marczewski, Wojciech Pietrzykowski, Jacek Bogusiak odwiedziła grób wybitnego ełkaesiaka.

Stanisław Baran był jednym z bohaterów słynnego meczu z Górnikiem Zabrze (zdobył w tym meczu cztery gole), po którym red. Jerzy Zmarzlik obwieścił światu narodziny „Rycerzy Wiosny”. – To był triumf całego kolektywu, w którym jeden grał za wszystkich, a wszyscy za jednego – mówił po latach Stanisław Baran.

To z polskim Stanleyem Matthewsem drużyna ŁKS pod wodzą trenera Władysława Króla świętowała zdobycie Pucharu Polski i wywalczenie mistrzostwa Polski. A miał wtedy 38 lat!

Stanisław Baran był jednym z największych talentów przedwojennej polskiej piłki. Był w kadrze na mistrzostwach świata w 1938 roku. 16-letnie chłopiec jw meczu z Brazylią (5:6) w Strasbourgu nie brał jednak udziału: siedział na ławce rezerwowych i obserwował zmagania defensywy polskiej ze wspaniałym Leonidasem.

Zagrał w narodowej drużynie w zwycięskim meczu z Węgrami w ostatnią przedwojenną niedzielę. Rywale uchodzili wtedy za najlepszy zespół świata. Smutna prawda jest taka, że najlepsze piłkarskie lata zabrała mu niemiecka okupacja (działał w Armii Krajowej pod pseudonimem Eskimos), ale… Miał na tyle talentu, umiejętności charyzmy, że został po wojnie legendą ŁKS.

zacytujmy Jacka Bogusiaka: Stanisław Franciszek Baran pseudonim Matthews przyszedł na świat na Rzeszowszczyźnie. Był absolwentem gimnazjum. W latach 1934-1937 grał w piłkę w Resovii. W latach 1938-39 w Warszawiance. W czasie okupacji występował w konspiracyjnej drużynie Halniak Limanowa. Po wojnie zaczął grę w ŁKS. Występował w łódzkim klubie do 1958 roku. Z ŁKS zdobył Puchar Polski 1957, mistrzostwo Polski 1958. Rozegrał w ekstraklasie 173 mecze (ponad 16700 minut), strzelił 67 bramek. W reprezentacji Polski wystąpił 9 razy (osiem grając w ŁKS). Był jedynym reprezentantem Polski, który zagrał w meczach kadry przed wojną (27 sierpnia 1939 roku z Węgrami w Warszawie) i po jej zakończeniu.
Po zakończeniu kariery piłkarskiej poświęcił się pracy trenerskiej, prowadził grupy młodzieżowe w szkółce piłkarskiej Hala Sportowa Łódź i w ŁKS. Następnie prowadził drużyny ligowe w niższych ligach (Włókniarz Pabianice, Wisłoka Dębica, Radomiak).

Ech, gdyby ŁKS miał dzisiaj takich napastników! 80 rocznica urodzin Jana Mszycy

Zdjęcia: archiwum Jacka Bogusiaka

Grupa Ełkaesiak w składzie: Tadeusz Marczewski, Irek Kowalczyk, Michał  Świercz, Jacek Bogusiak pamięta. W 80 rocznicę urodzin, kustosze pamięci klubu i jego wybitnych postaci, na grobie Jana Mszycy złożyli kwiaty, kartę pamięci, zapalili znicze zostawili klubowe chorągiewki.

– Jan Mszyca urodził się 17 kwietnia 1945 roku, a zmarł 2 stycznia 1984 roku. Jest pochowany na cmentarzu przy ul. Szczecińskiej w Łodzi – mówi Jacek Bogusiak.

Pamiętam jak grał, widziałem i oklaskiwałem napastnika: szybki, przebojowy, ambitny, strzelający bramki, bodaj tę najładniejszą w meczu ze Stal Mielec, wygranym 1:0.

 – Zacząłem gromadzić materiały od 6 kwietnia 1975 roku, kiedy to Jan Mszyca w meczu ŁKS – Stal Mielec strzelił gola – wspomina Jacek Bogusiak. – Miałem wspaniały prezent na 18. urodziny. Piłkarze ŁKS, dzięki prezesowi Edwardowi Gliszczyńskiemu, zaprosili szefów Klubu Kibica, mnie i Annę Elżbietę-Adamczyk po meczu na lampkę szampana.

W latach 1969 – 77 Jan Mszyca rozegrał w ekstraklasie (dawniej I liga) 130 spotkań i I lidze (dawniej II liga) 47 meczów barwach ŁKS, strzelił 35 goli. Strzelał gole w meczach z 21 drużynami, pokonując pięciu bramkarzy – reprezentantów Polski: Jana Tomaszewskiego, Zygmunta Kuklę, Stanisława Burzyńskiego, Piotra Brola i Piotra Mowlika.

Zdobył pierwszą bramkę w meczu rozegranym na ŁKS przy świetle elektrycznym w próbie generalnej oświetlenia w meczu ŁKS – Concordia Piotrków 4:1. Strzelił też gola w pierwszym oficjalnym meczu przy światłach: ŁKS – Motor Lublin 4:0. Strzelił gola w meczu z AIK Sztokholm podczas tournee po Szwecji. Jana Mszycę i Jerzego Sadka Szwedzi chcieli kupić od razu po zakończeniu meczu. Dawali mieszkanie, kontrakt i zaproszenie dla rodziny. Wtedy niestety to było niemożliwe. A być może, gdyby transfer był możliwy, Mszyca zyskałby europejską futbolową sławę!

Ten mecz przeszedł do legendy ŁKS i polskiego futbolu. 7 kwietnia 1957 roku łodzianie stali się Rycerzami Wiosny!

Fot. archiwum Jacka Bogusiaka

W I lidze ŁKS gra kiepsko, bardzo kiepsko. Co zatem pozostaje? Jak piękne są wspomnienia…

7 kwietnia to data szczególna i wyjątkowa dla ŁKS. W 1957 roku odbył się jeden z najważniejszych meczów w historii klubu, który zapewnił mu przydomek Rycerzy Wiosny. Skazywany na porażkę ŁKS w wielkim stylu pokonał w Zabrzu Górnika 5:1. Stało się tak, choć przez ponad godzinę łodzianie grali w dziesiątkę.

– Nasz stoper Stasiu Wlazły uległ kontuzji, a wówczas zmiany nie były dozwolone – wspominał Wiesław Jańczyk, pomocnik zespołu z Łodzi, który cztery lata wcześniej wywalczył z ŁKS mistrzostwo Polski w… koszykówce.

Cztery gole dla drużyny prowadzonej wówczas przez trenera Władysława Króla zdobył członek kadry na MŚ 1938 we Francji Stanisław Baran, który w reprezentacji zadebiutował 27 sierpnia 1939 r. w meczu z Węgrami (4:2). Jedną bramkę uzyskał Władysław Soporek, który rok później został królem strzelców ekstraklasy. Gospodarze prowadzili w tym meczu po trafieniu Romana Lentnera.

Kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak: – Rycerzami Wiosny ełkaesiaków mianował redaktor Jerzy Zmarzlik, który relację z tego meczu opatrzył tytułem na pierwszej stronie Przeglądu Sportowego: – Panowie – kapelusze z głów. Tak grają Rycerze Wiosny. Pięć bramek strzelił ŁKS drużynie gwiazd. Piłkarzem dnia został wówczas wybrany Stanisław Baran. Jak się później okazało, ŁKS pokonał przyszłego mistrza Polski. Łodzianom zdobycie złotego medalu mistrzostw udało się rok później, ale to już zupełnie inna historia.

A redaktor Zmarzlik sam przyznał, szukając efektownego tytułu po tym słynnym meczu, przypomniał sobie rozmowę starszych kibiców po zwycięstwie ŁKS 6:0 nad Ruchem Hajduki Wielkie w marcu 1932 r. Entuzjazm był olbrzymi, tym bardziej wbiła się w pamięć rozmowa owych dżentelmenów w kapeluszach: Rycerze wiosny, psiakrew. Jesienią ledwie będą powłóczyć nogami. „Rycerze Wiosny” narodzili się więc 25 lat wcześniej niż to się wszystkim wydaje, a na dodatek wcale nie było to pozytywne określenie charakteru drużyny.

Rycerz to szlachetne określenie, więc szybko zostało podchwycone i przyległo do ŁKS. Przez 60 lat było i wciąż jest utrwalane przez dziennikarzy w meczowych relacjach, a kibice wykorzystują motyw rycerza na koszulkach czy flagach. Rycerz jest też klubową maskotką. Sam strasznie się irytuję, kiedy inne polskie zespoły po kilku wiosennych zwycięstwach nazywane są „Rycerzami Wiosny”. Ten przydomek należy bowiem do ŁKS, tak jak „Czerwone Diabły” to Manchester United.

 Tego samego dnia 7 kwietnia 1957 roku w Łodzi urodził się kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak. No, gdy ktoś już w dniu urodzin jest obarczony takim ełkaesiackim dziedzictwem, to nie ma wyboru, musi ze wszystkich sił kibicowć temu klubowi. Jacek wśród wielu, bardzo wielu książek poświęconych ŁKS, napisał i taką: Wspaniały rok 1957.

Marian Łącz – autor trzech hat tricków dla ŁKS. On był jak Gerd Mueller tamtych czasów!

Stoją od lewej: Wacław Pegza, Jan Pisarki, Marian Łącz, Feliks Karolak, Zbigniew Łuć, Tadeusz Hogendorf, Stanisław Baran, Jan Włodarczyk, Tadeusz Łuć, Zygmunt Czyżewski, Stanisław Sidor.
Zdjęcia z archiwum Jacka Bogusiaka

Kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak przypomniał mi postać jednego z najbarwniejszych piłkarzy ŁKS – Marian Łącz pseudonim Makuś. Zdobył dla łódzkiej drużyny 35 bramek na poziomie I ligi (dziś ekstraklasa), zaliczył trzy hat tricki: 27 marca 1949 roku w meczu z Legią (5:1), 3 kwietnia 1949 roku w spotkaniu z Wartą Poznań (3:0) i 5 września 1949 roku też w meczu z Wartą (4:4).

Najlepszy strzelec ŁKS pod koniec lat 40. W 1949 roku wygrał plebiscyt Kuriera na najlepszego piłkarza Łodzi. Doskonały technik, miał precyzyjne uderzenie z dystansu, świetnie radził sobie przy strzałach głową, specjalista od rzutów karnych.

Otwarty, kontaktowy, zwykle uśmiechnięty. Lubił pogawędzić sobie z kibicami. Trzy razy wystąpił w reprezentacji Polski.

Obok piłki miał drugą pasję, aktorstwo. Uprawiając futbol jednocześnie studiował na PWST w Warszawie. Grał w takich filmach jak: Gangsterzy i filantropii, O dwóch takich, co ukradli księżyc, Miś, Janosik, Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz serialach Dom, Polskie drogi, Lalka, Alternatywy 4. ojciec aktorki Laury Łącz.

Dodam o siebie, że mówiono o nim: to najlepszy w Polsce piłkarz wśród dobrych aktorów i najlepszy aktor wśród dobrych piłkarzy!

Onet przypomina anegdoty o piłkarzu – aktorze: Nie ukrywał zamiłowania do używek i dobrej zabawy. – Makuś, a jakbyś był na bezludnej wyspie bez wódeczki i papierosów? – pytali jego znajomi. – Cóż, umarłbym – odpowiadał Marian Łącz. Zdarzało się, że był zmieniany już w przerwie meczu. Nie dlatego, że grał słabo. Łącz spieszył się po prostu do teatru

– Najenergiczniej i najofiarniej zagrał Łącz. Był wszędzie, zarówno na środku, jak i na skrzydłach, a czasem nawet cofał się daleko. Łącz, wspomagany przez kolegów, wykańczał ich akcje celnymi strzałami, wobec których Skromny był zupełnie bezradny – pisał Przegląd Sportowy po wygranej 5:1 z Legią, gdy zaliczył hat tricka.

Podobno kiedyś tak spieszył się do teatru, że dopiero w garderobie z piłkarskiego stroju przebierał się w teatralny. Wszedł na scenę i spostrzegł, że na nogach ma korki! To chyba jednak legenda miejska – wspominała Laura Łącz, córka Mariana i aktorka, w rozmowie z Przeglądem Sportowym.

– On był jak Gerd Mueller owych czasów. Strzelał bramki, rządził na boisku, krzyczał, domagał się piłek, sterował kolegami. Był takim liderem – mówił wybitny aktor Jan Englert w Dzień dobry TVN.

Ten piękny gest młodych graczy ŁKS w Manchesterze United zapamiętano na zawsze. Wyjątkowa łódzka piłka znalazła się na grobie najmłodszego piłkarza, który zginął w samolotowej katastrofie

To jeden z najtragiczniejszych dni w historii futbolu. 6 lutego 1958 roku doszło do katastrofy – rozbił się samolot z drużyną piłkarską Manchesteru United. Z 44 osób przebywających na pokładzie Airspeed AS.57 Ambassador 2 linii British European Airways o numerze 609 śmierć poniosły 23 osoby – w tym ośmiu piłkarzy United: Geoff Bent, Roger Byrne, Eddie Colman, Duncan Edwards, Mark Jones, David Pegg, Tommy Taylor i Billy Whelan.

Drużyna „Czerwonych Diabłów” wracała z Belgradu, gdzie grała mecz Pucharu Europy z Crvena Zvezdą. Wśród ocalałych był menedżer MU – Matt Busby, któremu udało się stworzyć perspektywiczną. Dziennikarze zaczęli określać zespół MU, jako „Dzieciaki Busby’ego”. Niestety, samolotowa tragedia przerwała tworzenie znakomitego teamu. Busby wrócił do pracy w MU, a jednym z jego kolejnych wychowanków był jeden z najlepszych graczy w historii światowego futbolu – George Best.

Kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak przypomniał: – Dzień po tragicznym wypadku trener szkółki piłkarskiej ŁKS-Włókniarz, jednocześnie łódzki dziennikarz red. Władysław Lachowicz ze swoimi młodymi piłkarzami zakupił piłkę, każdy z młodych ełkaesiaków napisał na piłce swoje nazwisko, wiek i złożył podpis. Tak przygotowana piłka została wysłana do Manchesteru United, z prośbą, by została złożona na grobie najmłodszego piłkarza, który zginął w katastrofie.

W Anglii ten piękny gest nie pozostał bez echa. Ambasador Królestwa Wielkiej Brytanii w Polsce przesłał do ŁKS i ŁZPN podziękowania. W maju 1958 roku, na jubileusz 50-lecia ŁKS, na ul. Unii przesłana została depesza Manchesteru United z gratulacjami dla ŁKS. Przez wiele lat wysyłane były życzenia z obu stron. Niestety, później ktoś zaniechał tego typu uprzejmości.

W lutym 1978 roku w 20- rocznicę tragedii w Głosie Robotniczym ukazał się tekst autorstwa Jacka Bogusiaka, przypominający ten czarny czwartek 6 lutego 1958 roku. W sierpniu 1978 na 100-lecie Manchesteru United Jacek Bogusiak, jako prezes Klubu Kibica ŁKS, otrzymał zaproszenie do Anglii i zawiózł do klubu z Old Trafford talerz z symbolami ŁKS i drugi z symbolami Łodzi. Oba są prezentowane w Muzeum Historii Manchesteru United.

W 1998 roku po zdobyciu tytułu mistrza Polski ŁKS w walce o Ligę Mistrzów trafił na… Manchester United. Dzięki staraniom Jacka Bogusiaka jedna z grup kibiców ŁKS otrzymała bezpłatny wstęp do muzeum Manchesteru. Piłkarze ŁKS dzielnie walczyli ze słynną jedenastką, w której grali David Beckham, Ryan Giggs, Roy Keane, a trenerem był słynny Alex Ferguson. Dowodzeni przez trenera Marka Dziubę piłkarze ŁKS przegrali na Old Trafford 0:2, a w rewanżu na stadionie przy al. Unii było 0:0.

Tragiczna historia poruszyła kibiców na całym świecie, którzy zostali fanami Manchesteru United już na całe życie. Do nich należy Jacek Bogusiak, a także jego imiennik – Jacek Jagodziński też wielki fan ŁKS (na zdjęciu z szalikiem z napisem Polska). Są w tym gronie: Marcin Gortat, Hirek Wrona. Wspaniale opowiadał o MU zanany trener piłki wodnej – Edward Kujawa, jak i jego… babcia, która potrafiła z pamięci wymienić skład drużyny MU z 1958 czy z 1968 roku, po zdobyciu przez angielski klub Pucharu Europy. Manchester United nie zapominał o swoich wiernych fanach, zapraszając ich na oficjalne i półoficjalne klubowe spotkania. Jacek Bogusiak często dzwoni do mnie, żeby pogadać o ostatnim meczu ŁKS, ale też żeby podzielić się emocjami związanymi z występem ulubionej angielskiej drużyny.

70 urodziny piłkarza ŁKS – Andrzeja Milczarskiego. Za takiego bramkostrzelnego napastnika z charakterem dziś każdy klub zapłaciłby worek złota!

Zdjęcia z archiwum Jacka Bogusiaka

Ligowe kluby oddałyby królestwo za bramkostrzelnego napastnika. Nie mam cienia wątpliwości, że za nieustępliwego, silnego, walecznego, skutecznego gracza ataku, którego piłka szuka w polu karnym, jakim był Andrzej Milczarski, kluby zapłaciłyby worek złota. Były piłkarz ŁKS 3 lutego obchodzi 70. urodziny.

Oczywiście o jubileuszu byłego piłkarza przypomniał kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak, który mówi tak: – W 169 meczach w ekstraklasie w barwach ŁKS Andrzej strzelił 45 goli dla drużyny z al. Unii. Czy trzeba lepszej wizytówki!

Raz napastnik założył na głowę słynny melonik darowany przez Jacka Bogusiaka, każdemu piłkarzowi ŁKS, który zapisał na swoim koncie hat – tricka. Stało się to w 1982 roku, gdy w pojedynku z Motorem, Andrzej Milczarski strzelił trzy gole w 2, 53 i 86 minucie, a ŁKS wygrał przy al. Unii z Motorem Lublin 4:2.

Andrzej Milczarski to nie tylko wyjątkowy napastnik, ale też a raczej przede wszystkim, odważny facet z charakterem. W latach 70. w Mielcu nie bał się stanąć w obronie fanów ŁKS, zaatakowanych przez miejscowych kiboli. – Gdy zobaczył, że troje kibiców ŁKS jest w niebezpieczeństwie, zatrzymał autokar wiozący drużynę na mecz i ruszył na pomoc. Z kolei, gdy napastnicy zobaczyli zdeterminowanego, potężnego gościa, który jest gotowy bronić swoich do upadłego, dali sobie spokój – przypomina Jacek Bogusiak, który przed laty był szefem klubu kibica ŁKS.

O czym marzy jubilat? Bardzo chciałby, żeby jego wnukowie Alan i Filip zagrali kiedyś w piłkarskiej reprezentacji Polski. On sam raz założył koszulkę z białym orłem. Wystąpił w 1980 roku w przegranym 1:2 pojedynku z Argentyną.

Dziś były piłkarz ŁKS toczy heroiczny bój o zdrowie, a Jacek Bogusiak mówi: – Andrzej bardzo dziękuje personelowi oddziału onkologii szpitala im. Mikołaja Kopernika za walkę o to, by mógł wrócić do zdrowia. Wielką pomoc okazali i okazują mu: dr Anna Papis-Ubych, dr Barbara Łochowska, dr Zbigniew Zbróg.

Z okazji jubileuszu Grupa Ełkaesiak odwiedziła Andrzeja Milczarskiego (10 lat temu zorganizowała mu piękny benefis z okazji 60. urodzin) i życzyła mu przede wszystkim tego, co najważniejsze – powrotu do zdrowia!

« Older posts

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑