Rezerwowy Pafka

Tag: łks wisła płock

ŁKS. Na barkach tylko jednego piłkarza – Antoniego Młynarczyka – trudno budować nadzieje na bramki i zwycięstwa!

Antoni Młynarczyk Fot. Łukasz Grochala/Cyfrasport

ŁKS przegrał u siebie ligowy mecz z Wisłą Płock, choć wcale nie musiał, ba, nie powinien. Przez gros spotkania był lepszym zespołem, wypracował więcej dogodnych sytuacji, ale nie umiał ich wykorzystać.

Skoro było tak dobrze, dlaczego skończyło się tak źle? Po pierwsze w sposób klasyczny dla siebie łodzianie zachowali się przy straconym golu. Czyli…? Jak żółtodzioby – pilnując strefy pola karnego, a nie przeciwnika, dając mu ogrom miejsca i czasu do wykonania celnego strzału. Gra defensywna ŁKS to jest ciągle element do radykalnej poprawy!

Na barkach jednego zawodnika, w tym wypadku Antoniego Młynarczyka, nie da się przez cały czas utrzymać odpowiedzialności za ofensywną grę zespołu. Super, że zdolny chłopak robi wyraźne postępy, ale w pojedynkę niewiele zdziała.

Pozostali gracze byli albo słabi, albo mało widoczni, albo nieskuteczni. Andreu Arasa chyba za szybko uwierzył w swoją gwiazdę – łatwość i efektywność dryblingu oraz precyzję strzału. Tym razem więcej było szamotaniny i chaosu niż gry pożytecznej dla zespołu. Pirulo próbował, ale więcej w tej grze tracił niż zyskiwał dla siebie i drużyny, choć jego powroty do defensywy warte są docenienia.

Stefan Feiertag był w tym meczu raczej kołkiem w ligowym płocie niż niebezpiecznym napastnikiem – spóźniony, zagubiony nie był w stanie pomóc w zdobyciu gola i choćby jednego ligowego punktu.

Przegrany mecz pokazał, że ŁKS nie może osiąść na laurach. Musi się cały czas doskonalić, bo do I-ligowej stabilności i zaufania jeszcze mu sporo brakuje.

Miejmy nadzieję, że ta porażka nie będzie przyczyną sportowej zapaści, a momentem mobilizującym do szybkiej ligowej rehabilitacji. W niedzielę o godz. 17 ŁKS zmierzy się w Tychach z mocno zdołowanym GKS (transmisja na TVPSPORT.PL), który w ciągu sześciu dni w dwóch spotkaniach stracił… dziewięć bramek. Oby ŁKS nie pozwolił tyszanom wstać z kolan.

Koniec pięknej serii. ŁKS przegrał po raz czwarty, drugi na własnym boisku. Kapitan Pirulo nie wykorzystał jedenastki!

Piękna seria się skończyła. Po serii sześciu meczów bez porażki, ŁKS przegrał drugi mecz na własnym boisku. Pojedynek na ligowym szczycie. Ulegając Wiśle Płock. Łodzianie mieli sytuację, ba mieli rzut karny i nie potrafili tego wykorzystać. Takie sytuacje z reguły się mszczą i tak też stało się tym razem.

Miejsce wykartkowanego, będącego w bardzo dobrej formie Mokrzyckiego (oj, było widać jego brak!), zajął Pirulo. ŁKS zaczął mocno, ofensywnie. W 7 min po dobrej składnej akcji celnie strzelił w sam róg Wysokiński, ale Gostomski nie dał się zaskoczyć. Łodzianie atakowali dalej. Najaktywniejszy Młynarczyk trafił w słupek.

Potem impet gospodarzy osłabł. Tymczasem Wisła wzięła się do roboty i była coraz groźniejsza. Po centrostrzale Jimeneza, Bobek sparował piłkę na poprzeczkę.

Druga połowa zaczęła się od indywidualnej akcji (kiedy taką oglądaliśmy?!) Pirulo zakończoną celnym, choć obronionym strzałem. ŁKS atakował z impetem, a inicjatorem i kreatorem akcji był kapitan drużyny. Po kolejnym dynamicznym ataku i dograniu Młynarczyka, rywal uprzedził stojącego przed pustą bramką Feiertaga.

Gdy nie wykorzystuje się przewagi i dogodnych sytuacji to się traci… bramkę. Tak też się stało. Po dobrym podaniu Pacheco wprowadzony chwilę wcześniej, niepilnowany w polu karnym Pomorski pokonał Bobka. Wisła miała szansę na drugiego gola, po błędzie Głowackiego i Kupczaka. Salvador lobował Bobka, ale piłka na szczęście dla gospodarzy przeleciała obok słupka. Wisła atakowała z impetem, a ŁKS bronił się momentami rozpaczliwie.

W odpowiedzi po indywidualnej akcji rezerwowy Balić został sfaulowany w polu karnym. Pirulo, egzekwując jedenastkę, zmylił bramkarza, ale posłał piłkę obok słupka. Po prostu czarna rozpacz. To nie mogło się dobrze skończyć i nie skończyło. Łodzianie przegrali czwarty ligowy mecz, choć w końcówce mieli dwie fantastyczne bramkowe sytuacje.

6 października o godz. 17 ŁKS zagra z GKS w Tychach. Rywale nie wygrali jeszcze ligowego spotkania na własnym boisku. W ostatnim starciu ze Stalą w Rzeszowie przegrali aż 1:5.

ŁKS – Wisła Płock0:1 (0:0)

0:1 – Pomorski (60)

ŁKS: Bobek – Dankowski, Gulen, Wiech, Głowacki, Arasa, Pirulo, Kupczak, Wysokiński, Młynarczyk (77, Zając), Feiertag (65, Balić)

ŁKS. Klęska w sparingu z Wisłą Płock, a i tak wszyscy mówią o łódzkim pomocniku

fot.lkslodz.pl

W meczu sparingowym rewelacja ekstraklasy Wisła Płock pokonała ŁKS 5:0. Hat trickiem popisał się Mateusz Lewandowski.

Komentarz Kazimierza Moskala: Chyba niektórym pomyliło się, po co tutaj przyjechaliśmy. Myślę, że niektórzy spodziewali się, że przyjeżdżamy tutaj na jakiś festyn, a nie zagrać sparing z dobrą drużyną z ekstraklasy. Nawet jeśli ktoś myślał, że przyjeżdża na festyn, to jeśli nie jest się dobrze przygotowanym pod względem taktycznym, fizycznym, ale też mentalnym, to nawet na takim festynie można się delikatnie mówiąc trochę zbłaźnić. Można się zbłaźnić nie tylko na boisku, ale i przy stole. Obojętne czy jedziemy na festyn, czy na mecz ligowy, czy sparingowy to musimy być do tego dobrze przygotowani i dobrze nastawieni. My tego absolutnie nie pokazaliśmy. Na szczęście to nie był mecz o punkty. To co wyprawialiśmy w defensywie, to jakbyśmy grali na festynie, bez założeń, jakiejkolwiek taktyki i co najważniejsze bez głowy. Zaczniemy mocno pracować w tym kierunku, aby wrócić na właściwe tory.

ŁKS Łódź: Dawid Arndt (31, Marek Kozioł; 60, Michał Kołba) – Kamil Dankowski, Maciej Dąbrowski, Nacho Monsalve, Adam Marciniak, Mieszko Lorenc, Jan Kuźma, Dawid Kort, Pirulo (31, Bartosz Biel), Michał Trąbka, Piotr Janczukowicz (31, Stipe Jurić).

Od 45 minuty grali także: Władysław Ochronczuk, Oskar Koprowski, Damian Nowacki, Grzegorz Glapka.

Od 61 minuty grali także: Marcel Wszołek, Igor Lambrecht, Oskar Koprowski, Jowin Radziński, Maciej Radaszkiewicz, Bartosz Biel, Nelson Balongo.

Wpadka wyjątkowa ale…

O ŁKS się mówi – głośno i pozytywnie i to nie tyle z racji ligowych osiągnięć, co posiadania w swoim składzie wielkiego piłkarskiego talentu. Ostatnie sportowe dni należą do 18-letniego Mateusza Kowalczyka. Najpierw był najlepszym graczem ligowego meczu z Podbeskidziem, a potem poprowadził reprezentację juniorów do zwycięstwa nad Bośnią i Hercegowiną w eliminacjach mistrzostw Europy.

Co teraz zrobią łodzianie? Spróbują zatrzymać młodziaka, bo tu czyli w znanym sobie łódzkim środowisku, może najlepiej dziś rozwijać swoje sportowe talenty czy też zimą zdecydują się na intratny transfer.

Nie wolno działać pochopnie. Wielkim talentem był Adam Ratajczyk, który powinien zostać w ŁKS i tu się rozwijać. Młody piłkarz wybrał wielką piłkarską karierę i zginął w morzu nijakości – dziś jest tylko ligowym przeciętniakiem.

Tak Mateusz mówił po przyjściu do ŁKS: Tak się złożyło, że zawsze grałem w starszych rocznikach. W wieku czternastu lat zacząłem występować w seniorach Ząbkovii, a w połowie piętnastego roku życia te występy na tym poziomie rozgrywkowym były już regularne. Zdołałem przebić się do składu, strzelałem bramki i asystowałem. Dobrze się czuję w ofensywie i defensywie. Bardzo lubię przy tym regulować tempo gry, a pomimo przeciętnego wzrostu chyba nieźle wyglądam też w walce w powietrzu.

Rok temu Kowalczyk podpisał z ŁKS trzyletni kontrakt. Trener łodzian Kazimierz Moskal nie ma cienia wątpliwości, że Mateusz ma papiery na granie. – – Dajmy mu spokojnie pracować. Nie chciałbym, żeby wokół niego było za dużo szumu – powiedział.

Znamienne słowa!

© 2024 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑