Ryżową Szczotką

Rezerwowy Pafka

Page 3 of 146

Łodzianka Magdalena Zając nigdy takim autem nie ścigała się po asfalcie. A teraz weźmie udział w 62. Rajdzie Barbórki

Magdalena Zając Zdjęcia Aktywni24

Zespół Proxcars TME Rally Team weźmie udział w 62. Rajdzie Barbórka, który odbędzie się 7 grudnia.

– Nasz start będzie absolutnie wyjątkowy. Wiadomo, że to typowa pokazówka, w której jednak takie auta jak nasze jeszcze nigdy nie brały udziału. Myślę, że nasz samochód zrobi furorę, bo po prostu jest inny niż pozostałe. Jestem przekonana, że dla nas oraz dla kibiców to będzie wyjątkowe wydarzenie – przyznała kierowca Magdalena Zając. – Może to dziwnie zabrzmi, ale ja nie miałam okazji ścigać się tym autem po asfalcie. To dla mnie zupełna nowość. Jestem po kilku treningach i mogę odtrąbić drobny sukces, bo mieszczę się w torze.

Całkowita długość trasy AVIA UNIMOT 62. Rajdu Barbórka wyniesie blisko 123 kilometry, w tym ponad 26 kilometrów odcinków specjalnych. W harmonogramie imprezy znalazło się siedem odcinków specjalnych.

Rywalizacja rozpocznie się na terenie Autodromu Słomczyn, a następnie załogi zameldują się na Bemowie oraz odcinku Polfa Tarchomin. Wszystko rozstrzygnie się na ostatniej próbie, którą będzie Autodrom Bemowo Duet. Zwieńczeniem rajdowego święta będzie oczywiście Kryterium Asów na ulicy Karowej, czyli „Wielki Finał” całej imprezy.

Rajd Barbórka to jeden z najbardziej wyczekiwanych rajdów samochodowych w Polsce. Jest krótki, widowiskowy, utrzymany w konwencji samochodowego show, ale jednocześnie zawiera wszystkie cechy zdrowej rywalizacji między biorącymi w nim udział najlepszymi kierowcami rajdowymi, wyścigowymi i rallycrosowymi z Polski oraz zagranicy.

Za 2024 rok Magdalena Zając otrzymała od PZM nagrodę za ukończenie Rajdu Dakar na pierwszym miejscu w klasie T 1.1. oraz za zajęcie trzeciego miejsca w klasyfikacji Ultimate w Pucharze Europy FIA w rajdach Baja.

Puchar Polski i po… pucharze. Gra i wynik Widzewa znów przyniosły wielkie rozczarowanie. Tak po prostu dalej być nie może!

Widzew na 1/8 finału zakończył zmagania w Pucharze Polski i to niestety w marnym stylu. Czas wyjątkowej sportowej posuchy w Widzewie. To wręcz futbolowa Sahara. Dość powiedzieć, że łodzianie wygrali tylko jedno z siedmiu ostatnich spotkań. I właśnie po tej ostatniej porażce odpadli z pucharowych rozgrywek. Pokazali znów piłkarską bezsilność i niemoc. Nie wystarczą filozoficzne i teoretyczne wywody, skoro to nijak się ma do postawy drużyny. Czy ta wielka niemoc skończy się dymisją trenera Myśliwca?

Widzew miał od początku inicjatywę, ale niewiele z tego wynikało. Brakowało ikry, przyspieszenia, ostatniego dokładnego podania. Wystarczył z kolei jeden szybki atak gospodarzy, by na raty i szczęśliwie (nikt z kielczan nie doszedł do dobitek) interweniował Gikiewicz.

Po 35 minutach wreszcie łodzianie mieli bramkową szansę. Były gracz kieleckiej drużyny – Łukowski strzelał groźnie, ale nie zaskoczył Mamli. Akcję wypracował Kerk. Przy kolejnym ataku Rondić zdobył bramkę, ale był na pozycji spalonej i gol nie został uznany. W sumie w pierwszej połowie letnie, nieciekawe, polskie granie. Emocji tyle, co kot napłakał.

W drugiej połowie bramkę bardziej chcieli zdobyć gospodarze i ją zdobyli. Strzał Shikavki obronił Gikiewicz, ale co mógł poradzić przy zagraniu ręką da Silvy w polu karnym?! Obronić jedenastkę! Niestety, to mu się nie udało i gospodarze objęli prowadzenie.

Widzew chciał odrobić straty, ale nie mógł. Dowodem niemocy niech będzie fakt, że łodzianie nie mieli żadnego pomysłu na to, jak obsłużyć dokładną piłką swojego napastnika – Rondicia. Liczne i częste dośrodkowania oraz nieporadne akcja w samej końcówce, zdawały się psu na budę.

1/8 finału Pucharu Polski

Korona Kielce – Widzew 1;0 (0:0)

1:0 – Remacle (57, karny)

Widzew: Gikiewicz – Krajewski, Żyro, da Silva, Kastrati (77, Sobol), Alvarez, Hanousek (58, Shehu), Kerk, Sypek (83, Klimek), Rondić, Łukowski (58, Cybulski)

Kobiece, piłkarskie Wembley mieliśmy w… Wiedniu. Oby to był pierwszy, milowy krok w stronę topowego futbolu!

Oby tak właśnie było. I spotkanie w Wiedniu okazało się dla kobiecej piłkarskiej reprezentacji Polski takim mitem założycielskim i pierwszym, poważnym krokiem w wielki futbol, jak dla panów legendarny mecz na Wembley.

Polki pokazały to, co przed wielu, wielu laty nasze Orły – ogromną ambicję, determinację, wolę walki, taktyczną dyscyplinę. Miały też w składzie liderkę co się zowie – Ewę Pajor, która była wszędzie na boisku, gdzie potrzeba, dwoiła się i troiła, pokazując, że ma wielkie umiejętności, a opaska kapitanki drużyny wiele dla niej znaczy. Nic dziwnego, że w dniu swoich urodzin została nagrodzona dwoma prezentami – strzeleniem zwycięskiej bramki i awansem na Euro.

16 najlepszych drużyn Starego Kontynentu, w tym Polska będą rywalizować w finałach mistrzostw Europy w lipcu 2025 roku. Rywalki to będzie top topów kobiecego futbolu, ale wygląda na to, że od pojedynku z Austriaczkami naszym dziewczynom żadne przeciwniczki nie są straszne!

Do ćwierćfinałów awansują po dwie najlepsze drużyny z każdej grupy. Finał zostanie rozegrany 27 lipca w Bazylei. Obrońcą tytułu jest reprezentacja Anglii, która triumfowała w 2022 roku.

Panie idą sportowo do przodu. Jest sukces piłkarek, jest sukces piłkarek… ręcznych, które przerwały złą passę i i awansowały do głównej fazy mistrzostw Europy, pokazując te same osobowościowe i sportowe wartości, co nasze futbolistki. W grupie  Polki rozegrają cztery spotkania. Dwa najlepsze zespoły zagrają w półfinałach.

Taka jest prawda. To kobiety sprawiają dziś, że o polskich sportach zespołowych mówi się w Europie z szacunkiem!

Taka jest prawda. ŁKS w trudnych chwilach może liczyć tylko na Aleksandra Bobka, który sam jednak punktów nie uratuje!

Fot. Cyfrasport

Historia w ŁKS zatoczyła koło. Wielka kadrowa rewolucja wróciła do punktu wyjścia. Był czas, choćby w ekstraklasie, gdy wszystko zależało od dobrej postawy bramkarza Aleksandra Bobka, bo inni, szczególnie w defensywie, grali słabo lub bardzo słabo i nie inaczej jest teraz. Bobek dwoił się i troił, trzymał dobry wynik, a jednak schodził z boiska w Krakowie, jak i jego koledzy, z opuszczoną głową, bo nie mógł nic zaradzić na juniorskie błędy w defensywie w ostatniej akcji meczu.

Wydawało się, że spory sportowy postęp zanotował boczny obrońca Piotr Głowacki, tymczasem ostatnio znów pokazuje, że nie można mu do końca ufać. Kłopoty z upilnowaniem skrzydłowych. W akcjach ofensywnych brak właściwej współpracy.

Trzeba jednak przyznać, że nie tylko on notuje regres. Ta uwaga dotyczy też niestety Michała Mokrzyckiego, który do tej pory był filarem drużyny, nie mówiąc już o Hiszpanach – Pirulo czy Andreu Arasie. Co zrobić, żeby zmienić drużynę na lepsze? Sprowadzić zimą… lepszych piłkarzy i dokonać kolejnej przebudowy? Czy jednak ŁKS na to stać?

Na razie przed łodzianami dwa ważne pojedynki. Oby to nie było bylejakie kończenie futbolowego roku. Najpierw w czwartek ŁKS zmierzy się w pucharowym boju z Legią (godz. 18), a potem 9 grudnia o godz. 19 niezwykle ważne ligowe starcie przy al. Unii z Arką Gdynia. Ono pokaże, o co wiosną będzie grała łódzka drużyna. Czy tylko o bezpieczne miejsce w środku ligowej tabeli, co mówiąc szczerze, nie satysfakcjonuje nikogo.

Marek Hanousek powinien grać. Lepiej chyba zmienić taktykę niż trzymać w ligowej zamrażarce tak dobrego gracza

Cóż, tak czasami jest. Nie wszystko układa się tak, jak byśmy chcieli. Nie udał się widzewski jubileusz Daniela Myśliwca. W jego 50 meczu w roli pierwszego trenera łodzianie przegrali z Rakowem 2:3. Bilans szkoleniowca to 22 wygrane, 10 remisów i 18 porażek.

Można go zmienić na korzyść już w środę. O godz. 18 w 1/8 finału Pucharu Polski łodzianie zagrają w Kielcach z Koroną. Wygląda na to, że pucharowe rozgrywki to może być ich sposób na… uratowanie sezonu. Potem ostatni w tym roku ligowy mecz. 7 grudnia o godz. 17.30 Widzew podejmie Stal Mielec.

Wróćmy do widowiskowego, ale przegranego starcia z częstochowianami. Szkoleniowiec wreszcie zrozumiał, że wystawianie Hilarego Gonga po prostu osłabia drużyny i tym razem nie posłał go na boisko. Trochę z konieczności (nadmiar kartek Juliana Shehu) przypomniał sobie, że ma w kadrze… kapitana Marka Hanouska. Posłał go w ligowy bój i okazało się, że uporczywe sadzanie tego piłkarza na ławce rezerwowych działało na szkodę zespołu. Lepiej chyba zmienić taktykę, niż trzymać w ligowej zamrażarce tak dobrego gracza.

Sam Daniel Myśliwiec przyznał: – Marek Hanousek już przed meczem dawał mi dużo do myślenia. Długo nie grał, ale jego postawa to coś o czym mówię piłkarzom. Po tak długiej przerwie zagrał naprawdę świetny mecz. Chylę czoła jego postawie podczas treningów.

Z pozytywów odnotujmy strzeleckie przełamanie Imada Rondicia, który zdobył swoją ósmą ligową bramkę. Przyzwoity wynik. Niestety, po raz kolejny swoją futbolową słabość pokazał Jakub Łukowski, który z przytupem wszedł do drużyny (3 gole), by z każdym kolejnym meczem gasnąć w oczach. Czy to kolejny nieudany łódzki transfer czy też sportowa odbudowa piłkarza jest jednak możliwa?!

Szóste miejsce polskich rugbistek w Dubaju. Zbierają cenne doświadczenia. Na sukcesy przyjdzie czas?

Fot. PZR

Reprezentacja Polski kobiet w rugby 7 zakończyła zmagania w Dubaju w turnieju Emirates Dubai 7’s na szóstym miejscu – podaje biuro prasowe PZR. „Biało-Czerwone” miały bardzo wymagające przeciwniczki w fazie grupowej, z którymi toczyły wyrównane boje, ale ostatecznie znalazły się poza strefą medalową. Drużyna zebrała jednak bardzo cenne doświadczenia, choćby w starciu z drugą kadrą Australii, gdzie w drugiej połowie poprawiła grę, odrobiła straty i była o włos od remisu oraz dogrywki. Niestety Natalii Pamięcie nie udało się podwyższyć i nasza drużyna uległa 17:19.

Kluczowym było więc starcie z Belgią, zespołem z którym Polki mierzą się regularnie w turniejach mistrzostw Europy, czy Challengera. – W tym meczu zagrałyśmy bardzo dobrze, a i Belgia postawiła twarde warunki. To zwycięstwo nas zmotywowało, bo chcemy budować tu pewność siebie. Uczyć się i ryzykować. Tylko dzięki temu możemy stać się lepszą drużyną, która będzie w przyszłym roku zwyciężać w najważniejszych dla nas turniejach – komentowała Martyna Wardaszka po zwycięstwie 33:5.

Ta wygrana na koniec fazy grupowej pozwoliła Polkom pozostać w grze o piąte miejsce. W pierwszym spotkaniu rankingowym spotkały się z reprezentacją wojska francuskiego i pewnie zwyciężyły 22:7. W decydującym starciu ponownie przyszło im zmierzyć się z ekipą Hammerheads. Mimo ogromnej ambicji i woli rewanżu, to znów Brytyjki okazały się lepsze o dwa przyłożenia, wygrywając 24:10.

W finale spotkały się Lionesse i druga drużyna Australii. Brytyjki zwyciężyły 21:7. W turnieju głównym – pierwszym z cyklu HSBC SVSN triumfowały Australijki, które pokonały Nową Zelandię. W rywalizacji panów, po raz pierwszy w historii do finału dotarła drużyna Hiszpanii, która musiała jednak uznać wyższość srebrnych medalistów ostatnich igrzysk olimpijskich – Fidżi.

Uniwersyteckie wbieganie po schodach na 17 piętro. Jarosław Piechota jest po prostu niezmordowany!

Zdjęcia – archiwum Jarosława Piechoty

Sezon towerrunning’owy jak co roku kończę biegiem na 17te piętro Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, który jest najwyższym budynkiem Wielkopolski: wysokość – 103 metry, 372 schody, 17 pięter. Zawody cieszą się tak dużym zainteresowaniem, że organizator musiał ograniczyć ilość zawodników do 230 osób.

W zawodach startował niezmordowany Jarosław Piechota. Mówi: Klatka prawoskrętna, dogodne nachylenie stopni umożliwiające szybkie bieganie. Jednak dość wąska przestrzeń, a także siatka przy poręczy wymaga od zawodników skupienia i przestrzegania zasad tego typu zawodów. Należy podkreślić świetną organizację, która i w tym roku była na najwyższym poziomie. Mimo, że udało mi się poprawić swój czas zaledwie o 1sek (2:28) w stosunku do ubiegłorocznego wyniku, a do życiówki na tym budynku jeszcze daleko (2:06), to i tak jestem zadowolony z progresu.  Co dalej? Zaczynam przygotowania treningowe pod moje wyzwanie styczniowe w ramach finału WOŚP. 

Dwa mecze łódzkich drużyn i zero zdobytych punktów. Za to bramki stracone w samej końcówce spotkań. Taka jest prawda: Łódź jest skazana na ligową bylejakość!

To jest cała prawda o łódzkiej ligowej piłce. Dwa mecze: w ekstraklasie oraz I lidze i zero zdobytych punktów. Bramki stracone w ostatnich fragmentach gry. Po prostu ligowa słabizna. Jest się czym smucić. Jedno jest pewne. Na tę chwilę trzeba porzucić marzenia o ligowym wzlocie. Jest stagnacja, średniactwo, a nawet regres. Cieszyć się, a nawet pocieszać, nie ma czym.

Widzew gonił wynik i dogoni na honorowy remis… Do doliczonego czasu gry, gdy stracił gola i punkty. Na więcej go nie było niestety stać. To skazuje łódzki zespół na miejsce co najwyżej w środku stawki. Na razie marzenia o TOP 5 można między bajki włożyć. Pozytyw to ten, że wreszcie po wielu tygodniach na listę strzelców wpisał się napastnik – Imam Rondić. Nie można się pocieszać tym, że był to emocjonujący, widowiskowy mecz. Co z tego, skoro kolejny ligowy pojedynek Widzew kończy bez zdobycia choćby jednego punktu.

Widzew – Raków Częstochowa 2:3 (1:2)

1:0 – Sypek (3), 1:1 – J. Silva (5), 1:2 – Lopez (39), 2:2 – Rondić (56), 2:3 – Brunes (90+4, głową)

Widzew: Gikiewicz – Krajewski, Żyro, da Silva, Kozlovsky – Alvarez, Hanousek, Kerk (8. Sobol) – Sypek (62, Łukowski), Rondić, Cybulski (72, Klimek)

Czarna rozpacz. Wyć się chce z rozpaczy, co potrafi wyczyniać na boisku w decydujących momentach gry ŁKS. Taka gra dyskredytuje ligowe kwalifikacje drużyny. Powiem tak: ja blisko 70-letni facet, który grał w piłkę tylko amatorsko w decydującym momencie ustawiłbym się i zachował lepiej niż ligowcy, którzy za tę kaszanę zwaną ligowym graniem biorą ligową kasę po wielokroć wyższą od mojej emerytury. Ta po prostu dalej być nie może. Ta niezbyt udaczna futbolowa kadra wymaga kolejnego przewietrzenia i rewolucji. Inaczej ŁKS na długie lata ugrzęźnie w futbolowej beznadziei.

Wisła Kraków – ŁKS 2:1 (0:1)

0:1 – Gulen (11), 1:1 – Zwoliński (61), 2:1 – Zwoliński (90)

ŁKS: Bobek – Głowacki, Wiech, Gulen, Dankowski, Kupczak, Pirulo, Mokrzycki, Młynarczyk (64. Zając), Arasa, Feiertag

Jędrzej Pasierski nie zawodzi. Komisarz Nina Warwiłow znów mierzy się z ponurą zbrodnią i… życiem w Beskidzie Niskim


Mam swoich autorów polskich kryminałów, którzy mnie nie zawodzą. Jednym jest Robert Małecki, drugim Jędrzej Pasierski, którego książkę właśnie przeczytałem. Dopiero po lekturze uświadomiłem sobie, że mam za sobą ósmy już tom z komisarz Niną Warwiłow w roli głównej i powiem wprost – żaden mnie nie zawiódł.

Ba, widzę z czytelniczą przyjemnością i satysfakcją, ile autor robi, żeby nie zanudzić postacią swojej bohaterki, a wręcz przeciwnie pokazać, jak się zmienia, jak sobie radzi życiowo i zawodowo, rozwiązując kolejne kryminalne zagadki. To jest literacka postać że tak powiem: pełną gębą. Coraz więcej w powieściach znaczą jej osobiste przeżycia i dylematy, stając się równorzędnym elementem narracji, podobnie jak miejsce (polsko – łemkowskie), w którym rozgrywa się akcja czyli znakomicie pokazany Beskid Niski i żyjący tam ludzie.

A sama historia, zbrodni charyzmatycznej działaczki – ekolożki Kaliny Koryckiej wywołuje nie mniejsze emocje niż na przykład sugestywnie i przekonująco pokazana walka ze skutkiem potężnej śnieżycy, która nawiedza okolicę. Można drżeć o bohaterkę, gdy z małymi dziećmi stara się przedrzeć po pomoc do najbliższych sąsiadów. Sielska okolica może okazać się miejscem, jak z horroru.

Zbrodnia, a raczej zbrodnie w powieści są brudne, ponure, wynikają z namiętności, niszczą sąsiedzkie i przyjacielskie relacje, ale co najważniejsze są… realistyczne i po prostu możliwe. To dodatkowy atut!

Jędrzej Pasierski. Kły. Komisarz Nina Warwiłow. Tom 8. Wydawnictwo Czarne

Kobiece rugby. Ważny sprawdzian. Turniej Emirates Dubai Sevens przed walką o mistrzostwo Europy oraz w cyklu World Rugby HSBC Sevens Challenger

Fot. Wojciech Szymański

Nie kryję. Trzymam mocno kciuki za dziewczyny grające w Polsce w rugby. One nas prowadzą na ścieżkę wielkiego sportu. Reprezentacja Polski w rugby 7 w Dubaju od dziś bierze udział, jak co roku, w międzynarodowym turnieju Emirates Dubai Sevens. To jeden z najbardziej prestiżowych i najmocniej obsadzonych turniejów, który co roku przyciąga rekordową liczbę uczestników nie tylko w rugby, ale również w krykiecie, softballu, czy padlu. Naszą kadrę czekają wymagające mecz z Australią A, Belgią oraz dwoma drużynami brytyjskimi.  To doskonały sprawdzian przed startem sezonu, w którym biało-czerwone powalczą o mistrzostwo Europy oraz w cyklu World Rugby HSBC Sevens Challenger – podaje biuro prasowe PZR.

– Znamy ten turniej. Dla mnie to siódmy raz w Dubaju. To wymagające zawody i równie wymagające przeciwniczki, ale dla nas podstawowym celem jest przygotowanie do najważniejszych zawodów, czekających nas w przyszłym roku – powiedziała jedna z najbardziej doświadczonych rugbistek w kadrze Hanna Maliszewska. 

Ważne turnieje, o których wspomniała to w pierwszej kolejności, rozpoczynający się w marcu cykl World Rugby HSBC Sevens Challenger, będący przepustką do światowej elity. Dwa pierwsze turnieje mają wyłonić finałową „ósemkę” w kategorii kobiet i mężczyzn. Kolejny etap to rywalizacja o cztery miejsca w wielkim finale w Los Angeles, a tam już pozostanie walka z czterema najniżej notowanymi zespołami HSBC SVNS World Series o bezpośredni awans. 

Drugim ważnym turniejem będą czerwcowe mistrzostwa Europy. Polki w ostatnich latach dwukrotnie uplasowały się tuż za podium i mają ogromne ambicje, by wzorem lat 2021 (srebro) i 2022 (złoto) ponownie sięgnąć po medal. Pod kątem budowania doświadczenia i siły mentalnej przed tym kluczowym wyzwaniem, Dubaj odgrywa bardzo ważną rolę w przygotowaniach.

– Nasza grupa jest naprawdę mocna, ale jedziemy do Dubaju przede wszystkim zdobywać doświadczenie. Jesteśmy w dobrej sytuacji, bo nie narzucamy sobie presji. Chcemy po prostu udowodnić, że potrafimy grać dobre rugby – dodała Hanna Maliszewska. 

« Older posts Newer posts »

© 2024 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑