Rezerwowy Pafka

Autor: admin (Page 3 of 145)

Taka jest prawda. ŁKS w trudnych chwilach może liczyć tylko na Aleksandra Bobka, który sam jednak punktów nie uratuje!

Fot. Cyfrasport

Historia w ŁKS zatoczyła koło. Wielka kadrowa rewolucja wróciła do punktu wyjścia. Był czas, choćby w ekstraklasie, gdy wszystko zależało od dobrej postawy bramkarza Aleksandra Bobka, bo inni, szczególnie w defensywie, grali słabo lub bardzo słabo i nie inaczej jest teraz. Bobek dwoił się i troił, trzymał dobry wynik, a jednak schodził z boiska w Krakowie, jak i jego koledzy, z opuszczoną głową, bo nie mógł nic zaradzić na juniorskie błędy w defensywie w ostatniej akcji meczu.

Wydawało się, że spory sportowy postęp zanotował boczny obrońca Piotr Głowacki, tymczasem ostatnio znów pokazuje, że nie można mu do końca ufać. Kłopoty z upilnowaniem skrzydłowych. W akcjach ofensywnych brak właściwej współpracy.

Trzeba jednak przyznać, że nie tylko on notuje regres. Ta uwaga dotyczy też niestety Michała Mokrzyckiego, który do tej pory był filarem drużyny, nie mówiąc już o Hiszpanach – Pirulo czy Andreu Arasie. Co zrobić, żeby zmienić drużynę na lepsze? Sprowadzić zimą… lepszych piłkarzy i dokonać kolejnej przebudowy? Czy jednak ŁKS na to stać?

Na razie przed łodzianami dwa ważne pojedynki. Oby to nie było bylejakie kończenie futbolowego roku. Najpierw w czwartek ŁKS zmierzy się w pucharowym boju z Legią (godz. 18), a potem 9 grudnia o godz. 19 niezwykle ważne ligowe starcie przy al. Unii z Arką Gdynia. Ono pokaże, o co wiosną będzie grała łódzka drużyna. Czy tylko o bezpieczne miejsce w środku ligowej tabeli, co mówiąc szczerze, nie satysfakcjonuje nikogo.

Marek Hanousek powinien grać. Lepiej chyba zmienić taktykę niż trzymać w ligowej zamrażarce tak dobrego gracza

Cóż, tak czasami jest. Nie wszystko układa się tak, jak byśmy chcieli. Nie udał się widzewski jubileusz Daniela Myśliwca. W jego 50 meczu w roli pierwszego trenera łodzianie przegrali z Rakowem 2:3. Bilans szkoleniowca to 22 wygrane, 10 remisów i 18 porażek.

Można go zmienić na korzyść już w środę. O godz. 18 w 1/8 finału Pucharu Polski łodzianie zagrają w Kielcach z Koroną. Wygląda na to, że pucharowe rozgrywki to może być ich sposób na… uratowanie sezonu. Potem ostatni w tym roku ligowy mecz. 7 grudnia o godz. 17.30 Widzew podejmie Stal Mielec.

Wróćmy do widowiskowego, ale przegranego starcia z częstochowianami. Szkoleniowiec wreszcie zrozumiał, że wystawianie Hilarego Gonga po prostu osłabia drużyny i tym razem nie posłał go na boisko. Trochę z konieczności (nadmiar kartek Juliana Shehu) przypomniał sobie, że ma w kadrze… kapitana Marka Hanouska. Posłał go w ligowy bój i okazało się, że uporczywe sadzanie tego piłkarza na ławce rezerwowych działało na szkodę zespołu. Lepiej chyba zmienić taktykę, niż trzymać w ligowej zamrażarce tak dobrego gracza.

Sam Daniel Myśliwiec przyznał: – Marek Hanousek już przed meczem dawał mi dużo do myślenia. Długo nie grał, ale jego postawa to coś o czym mówię piłkarzom. Po tak długiej przerwie zagrał naprawdę świetny mecz. Chylę czoła jego postawie podczas treningów.

Z pozytywów odnotujmy strzeleckie przełamanie Imada Rondicia, który zdobył swoją ósmą ligową bramkę. Przyzwoity wynik. Niestety, po raz kolejny swoją futbolową słabość pokazał Jakub Łukowski, który z przytupem wszedł do drużyny (3 gole), by z każdym kolejnym meczem gasnąć w oczach. Czy to kolejny nieudany łódzki transfer czy też sportowa odbudowa piłkarza jest jednak możliwa?!

Szóste miejsce polskich rugbistek w Dubaju. Zbierają cenne doświadczenia. Na sukcesy przyjdzie czas?

Fot. PZR

Reprezentacja Polski kobiet w rugby 7 zakończyła zmagania w Dubaju w turnieju Emirates Dubai 7’s na szóstym miejscu – podaje biuro prasowe PZR. „Biało-Czerwone” miały bardzo wymagające przeciwniczki w fazie grupowej, z którymi toczyły wyrównane boje, ale ostatecznie znalazły się poza strefą medalową. Drużyna zebrała jednak bardzo cenne doświadczenia, choćby w starciu z drugą kadrą Australii, gdzie w drugiej połowie poprawiła grę, odrobiła straty i była o włos od remisu oraz dogrywki. Niestety Natalii Pamięcie nie udało się podwyższyć i nasza drużyna uległa 17:19.

Kluczowym było więc starcie z Belgią, zespołem z którym Polki mierzą się regularnie w turniejach mistrzostw Europy, czy Challengera. – W tym meczu zagrałyśmy bardzo dobrze, a i Belgia postawiła twarde warunki. To zwycięstwo nas zmotywowało, bo chcemy budować tu pewność siebie. Uczyć się i ryzykować. Tylko dzięki temu możemy stać się lepszą drużyną, która będzie w przyszłym roku zwyciężać w najważniejszych dla nas turniejach – komentowała Martyna Wardaszka po zwycięstwie 33:5.

Ta wygrana na koniec fazy grupowej pozwoliła Polkom pozostać w grze o piąte miejsce. W pierwszym spotkaniu rankingowym spotkały się z reprezentacją wojska francuskiego i pewnie zwyciężyły 22:7. W decydującym starciu ponownie przyszło im zmierzyć się z ekipą Hammerheads. Mimo ogromnej ambicji i woli rewanżu, to znów Brytyjki okazały się lepsze o dwa przyłożenia, wygrywając 24:10.

W finale spotkały się Lionesse i druga drużyna Australii. Brytyjki zwyciężyły 21:7. W turnieju głównym – pierwszym z cyklu HSBC SVSN triumfowały Australijki, które pokonały Nową Zelandię. W rywalizacji panów, po raz pierwszy w historii do finału dotarła drużyna Hiszpanii, która musiała jednak uznać wyższość srebrnych medalistów ostatnich igrzysk olimpijskich – Fidżi.

Uniwersyteckie wbieganie po schodach na 17 piętro. Jarosław Piechota jest po prostu niezmordowany!

Zdjęcia – archiwum Jarosława Piechoty

Sezon towerrunning’owy jak co roku kończę biegiem na 17te piętro Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, który jest najwyższym budynkiem Wielkopolski: wysokość – 103 metry, 372 schody, 17 pięter. Zawody cieszą się tak dużym zainteresowaniem, że organizator musiał ograniczyć ilość zawodników do 230 osób.

W zawodach startował niezmordowany Jarosław Piechota. Mówi: Klatka prawoskrętna, dogodne nachylenie stopni umożliwiające szybkie bieganie. Jednak dość wąska przestrzeń, a także siatka przy poręczy wymaga od zawodników skupienia i przestrzegania zasad tego typu zawodów. Należy podkreślić świetną organizację, która i w tym roku była na najwyższym poziomie. Mimo, że udało mi się poprawić swój czas zaledwie o 1sek (2:28) w stosunku do ubiegłorocznego wyniku, a do życiówki na tym budynku jeszcze daleko (2:06), to i tak jestem zadowolony z progresu.  Co dalej? Zaczynam przygotowania treningowe pod moje wyzwanie styczniowe w ramach finału WOŚP. 

Dwa mecze łódzkich drużyn i zero zdobytych punktów. Za to bramki stracone w samej końcówce spotkań. Taka jest prawda: Łódź jest skazana na ligową bylejakość!

To jest cała prawda o łódzkiej ligowej piłce. Dwa mecze: w ekstraklasie oraz I lidze i zero zdobytych punktów. Bramki stracone w ostatnich fragmentach gry. Po prostu ligowa słabizna. Jest się czym smucić. Jedno jest pewne. Na tę chwilę trzeba porzucić marzenia o ligowym wzlocie. Jest stagnacja, średniactwo, a nawet regres. Cieszyć się, a nawet pocieszać, nie ma czym.

Widzew gonił wynik i dogoni na honorowy remis… Do doliczonego czasu gry, gdy stracił gola i punkty. Na więcej go nie było niestety stać. To skazuje łódzki zespół na miejsce co najwyżej w środku stawki. Na razie marzenia o TOP 5 można między bajki włożyć. Pozytyw to ten, że wreszcie po wielu tygodniach na listę strzelców wpisał się napastnik – Imam Rondić. Nie można się pocieszać tym, że był to emocjonujący, widowiskowy mecz. Co z tego, skoro kolejny ligowy pojedynek Widzew kończy bez zdobycia choćby jednego punktu.

Widzew – Raków Częstochowa 2:3 (1:2)

1:0 – Sypek (3), 1:1 – J. Silva (5), 1:2 – Lopez (39), 2:2 – Rondić (56), 2:3 – Brunes (90+4, głową)

Widzew: Gikiewicz – Krajewski, Żyro, da Silva, Kozlovsky – Alvarez, Hanousek, Kerk (8. Sobol) – Sypek (62, Łukowski), Rondić, Cybulski (72, Klimek)

Czarna rozpacz. Wyć się chce z rozpaczy, co potrafi wyczyniać na boisku w decydujących momentach gry ŁKS. Taka gra dyskredytuje ligowe kwalifikacje drużyny. Powiem tak: ja blisko 70-letni facet, który grał w piłkę tylko amatorsko w decydującym momencie ustawiłbym się i zachował lepiej niż ligowcy, którzy za tę kaszanę zwaną ligowym graniem biorą ligową kasę po wielokroć wyższą od mojej emerytury. Ta po prostu dalej być nie może. Ta niezbyt udaczna futbolowa kadra wymaga kolejnego przewietrzenia i rewolucji. Inaczej ŁKS na długie lata ugrzęźnie w futbolowej beznadziei.

Wisła Kraków – ŁKS 2:1 (0:1)

0:1 – Gulen (11), 1:1 – Zwoliński (61), 2:1 – Zwoliński (90)

ŁKS: Bobek – Głowacki, Wiech, Gulen, Dankowski, Kupczak, Pirulo, Mokrzycki, Młynarczyk (64. Zając), Arasa, Feiertag

Jędrzej Pasierski nie zawodzi. Komisarz Nina Warwiłow znów mierzy się z ponurą zbrodnią i… życiem w Beskidzie Niskim


Mam swoich autorów polskich kryminałów, którzy mnie nie zawodzą. Jednym jest Robert Małecki, drugim Jędrzej Pasierski, którego książkę właśnie przeczytałem. Dopiero po lekturze uświadomiłem sobie, że mam za sobą ósmy już tom z komisarz Niną Warwiłow w roli głównej i powiem wprost – żaden mnie nie zawiódł.

Ba, widzę z czytelniczą przyjemnością i satysfakcją, ile autor robi, żeby nie zanudzić postacią swojej bohaterki, a wręcz przeciwnie pokazać, jak się zmienia, jak sobie radzi życiowo i zawodowo, rozwiązując kolejne kryminalne zagadki. To jest literacka postać że tak powiem: pełną gębą. Coraz więcej w powieściach znaczą jej osobiste przeżycia i dylematy, stając się równorzędnym elementem narracji, podobnie jak miejsce (polsko – łemkowskie), w którym rozgrywa się akcja czyli znakomicie pokazany Beskid Niski i żyjący tam ludzie.

A sama historia, zbrodni charyzmatycznej działaczki – ekolożki Kaliny Koryckiej wywołuje nie mniejsze emocje niż na przykład sugestywnie i przekonująco pokazana walka ze skutkiem potężnej śnieżycy, która nawiedza okolicę. Można drżeć o bohaterkę, gdy z małymi dziećmi stara się przedrzeć po pomoc do najbliższych sąsiadów. Sielska okolica może okazać się miejscem, jak z horroru.

Zbrodnia, a raczej zbrodnie w powieści są brudne, ponure, wynikają z namiętności, niszczą sąsiedzkie i przyjacielskie relacje, ale co najważniejsze są… realistyczne i po prostu możliwe. To dodatkowy atut!

Jędrzej Pasierski. Kły. Komisarz Nina Warwiłow. Tom 8. Wydawnictwo Czarne

Kobiece rugby. Ważny sprawdzian. Turniej Emirates Dubai Sevens przed walką o mistrzostwo Europy oraz w cyklu World Rugby HSBC Sevens Challenger

Fot. Wojciech Szymański

Nie kryję. Trzymam mocno kciuki za dziewczyny grające w Polsce w rugby. One nas prowadzą na ścieżkę wielkiego sportu. Reprezentacja Polski w rugby 7 w Dubaju od dziś bierze udział, jak co roku, w międzynarodowym turnieju Emirates Dubai Sevens. To jeden z najbardziej prestiżowych i najmocniej obsadzonych turniejów, który co roku przyciąga rekordową liczbę uczestników nie tylko w rugby, ale również w krykiecie, softballu, czy padlu. Naszą kadrę czekają wymagające mecz z Australią A, Belgią oraz dwoma drużynami brytyjskimi.  To doskonały sprawdzian przed startem sezonu, w którym biało-czerwone powalczą o mistrzostwo Europy oraz w cyklu World Rugby HSBC Sevens Challenger – podaje biuro prasowe PZR.

– Znamy ten turniej. Dla mnie to siódmy raz w Dubaju. To wymagające zawody i równie wymagające przeciwniczki, ale dla nas podstawowym celem jest przygotowanie do najważniejszych zawodów, czekających nas w przyszłym roku – powiedziała jedna z najbardziej doświadczonych rugbistek w kadrze Hanna Maliszewska. 

Ważne turnieje, o których wspomniała to w pierwszej kolejności, rozpoczynający się w marcu cykl World Rugby HSBC Sevens Challenger, będący przepustką do światowej elity. Dwa pierwsze turnieje mają wyłonić finałową „ósemkę” w kategorii kobiet i mężczyzn. Kolejny etap to rywalizacja o cztery miejsca w wielkim finale w Los Angeles, a tam już pozostanie walka z czterema najniżej notowanymi zespołami HSBC SVNS World Series o bezpośredni awans. 

Drugim ważnym turniejem będą czerwcowe mistrzostwa Europy. Polki w ostatnich latach dwukrotnie uplasowały się tuż za podium i mają ogromne ambicje, by wzorem lat 2021 (srebro) i 2022 (złoto) ponownie sięgnąć po medal. Pod kątem budowania doświadczenia i siły mentalnej przed tym kluczowym wyzwaniem, Dubaj odgrywa bardzo ważną rolę w przygotowaniach.

– Nasza grupa jest naprawdę mocna, ale jedziemy do Dubaju przede wszystkim zdobywać doświadczenie. Jesteśmy w dobrej sytuacji, bo nie narzucamy sobie presji. Chcemy po prostu udowodnić, że potrafimy grać dobre rugby – dodała Hanna Maliszewska. 

ŁKS. Miał być sportowy wzlot, dający miejsce w ligowej czołówce, jest regres na całej linii! Co będzie dalej?

Walczy Kamil Dankowski Fot. Michał Stańczyk/Cyfrasport

Tak to niestety wygląda. Reprezentacyjna przerwa odbija się drużynie ŁKS czkawką. Miał być sportowy wzlot, jest regres na całej linii, pokazujący (przynajmniej na razie), że łodzianie to drużyna środka tabeli I ligi, która wiosną będzie grała o nic.

W czasie dla reprezentacji miało być solidne trenowanie, dające wzrost formy, wyrównywanie różnic między podstawową jedenastką, a rezerwowymi i co? Nic z tego.

Prawie wszyscy piłkarze ŁKS grają gorzej niż w swoim najlepszy ligowym okresie. A ta uwaga nie dotyczy może trzech graczy: bramkarza Aleksandra Bobka i pomocników Antoniego Młynarczyka i Michała Mokrzyckiego. Dlaczego trener Janusz Dziółka (19 meczów w ŁKS – 9 zwycięstw, 5 remisów, 5 porażek) zdjął wspomnianych pomocników przed czasem z boiska w meczu ze Zniczem w Pruszkowie (2:2), jeśli to nie były to urazy, naprawdę trudno zrozumieć.

Gra się całkowicie posypała, w zespole zapanował kompletny chaos, a rozważnej i uważnej gry defensywnej, minimum sportowego rozsądku, po prostu nie było. Skończyło się tak, jak często się dzieje, gdy zespół znajdzie się w meczowej rozsypce – stratą bramki w ostatniej akcji spotkania i stratą punktów.

Eksperyment ze skrzydłowym – Jędrzejem Zającem w roli bocznego obrońcy – też się nie udał. Piłkarz grał zachowawczo, robił proste błędy i albo mu trzeba było dać grać gdzie indziej, albo szybciej dokonać zmiany. Czy jednak sytuacja kadrowa ŁKS jest tak zła, że gdy wypadnie podstawowy piłkarze – Kamil Dankowski – to trzeba dokonywać zmian w składzie, utrudniających funkcjonowanie zespołu? Pytanie jest zasadne w kontekście sytuacji, gdy z powodu nadmiaru żółtych kartek w meczu przeciwko Wiśle w Krakowie (30 listopada o godz. 19.35)nie wystąpi ważny pomocnik Mateusz Kupczak.

Na dodatek rezerwowi, gdy wchodzą na plac po prostu osłabiają zespół, albo dostają głupawki i spisują się niczym nieopierzeni juniorzy, czego dosadnym przykładem nieodpowiedzialne zachowanie na boisku Mateusza Wysokińskiego. Trudno lepiej ocenić kompletnie niewidocznego i ani o centymetr nie lepszego od Zająca – Antonio Majcenicia.

Po spotkaniu w Krakowie czekają łodzian jeszcze dwa domowe mecze – w 1/18 finału Pucharu Polski z Legią Warszawa oraz z Arką Gdynia w lidze. Obawy są uzasadnione, że w tych trzech pojedynkach sportowo może być po prostu cienko.

Dlaczego Widzew nie korzysta z kapitału, jakim jest charyzma, doświadczenie i wiedza klubowych legend?!

Nie od dziś wiem, jak i wielu, że z polityką transferową Widzewa nie jest, mówiąc łagodnie, najlepiej. Raczej ciągnie ona drużynę w dół niż zapewnia wzrost i spełnianie sportowych ambicji. W tej chwili futbolowa Polska zastanawia się na przykład, czy to łodzianie dzierżą palmę pierwszeństwa w dokonaniu najgorszego transferu ostatnich miesięcy.

Widać tak to sobie wymyślili dyrektor Tomasz Wichniarek (który go kupił) i trener Daniel Myśliwiec (który wystawia go z uporem maniaka), że z Hilarym Gongiem w składzie Widzew tak podciągnie swoją grę, że znajdzie się w TOP 5 ekstraklasy. Skala wiary i tolerancji obu panów jest po prostu niezwykła. Chciałbym wiedzieć, skąd ona się bierze, bo rzeczywistość skrzeczy, a kolejny występ tego piłkarza to kolejne wielkie rozczarowanie. Czy za wszelką cenę, kosztem zespołu, trzeba udowadniać, że ten transfer miał jakikolwiek sens. Bo moim i wielu kibiców zdaniem sensu on nie miał żadnego. Tymczasem…

Widzew mógł zrobić rewolucję w systemie wyszukiwania i pozyskiwania nowych piłkarzy, który doprowadziłby do końca lukratywnego świata futbolowych menedżerów, ale ucieka od niej jak tylko może. Legendy klubu, ludzie którzy zbudowali jego wielkość, a którzy znają futbol od podszewki i mają swoje bardzo ciekawe przemyślenia na temat pozyskiwanych nowych piłkarzy (wiem, bo sam ich słuchałem), mogliby zostać armią menedżerów Widzewa.

Armią, która pomoże w poszukiwaniach, a potem dokona krytycznej oceny zawodników, zanim ktoś pochopnie podpisze z nimi kontrakty. Można wierzyć w ich fachowość, bezstronność i krytycyzm. Sami grali bowiem na poziomie, do którego dziś w polskiej piłce dorastają nieliczni, jeśli w ogóle tacy są.

Widzew niestety raczej odcina się od swoich legend niż z nimi współpracuje. Dlaczego? Nowi ludzie lekceważą historię i brakuje im pokory? Efekty widać jak na dłoni, a czarę goryczy przelewa ostatnia wyjątkowo wstydliwa porażka z broniącą się kurczowo przed degradacją, mocno osłabioną kadrowo Puszczą Niepołomice.

Venol Atomówki już piętnaście lat pokazują, że łódzkie dziewczyny wcale nie odwracają się od sportu! Już za to zasługują na wielkie uznanie

Venol Atomówki – drużyna seniorek

Sport w Łodzi nie zginie, choć co tu kryć jest przez rządzących miastem traktowany po macoszemu, jeśli będą działać tacy zapaleńcy, takie kluby, którym nie jest straszna teza, że dziewczyny w Polsce nie chcą uprawiać sportu. Pokazują, że może być przeciwnie. Dają powód do optymizmu. Ech, kibicuję wam, bo jesteście wielką nadzieją polskiego sportu!

Atomówki od 15 lat biorą udział w rozgrywkach żeńskich i jest są jedną z najdłużej działających drużyn w Polsce. Dłuższym stażem mogą się pochwalić jedynie drużyny z pomorza tj. Arka Gdynia, Biało Zielone Gdańsk oraz Diablice Ruda Śląska.
Właśnie zakończyła się runda jesienna, w której Venol Atomówki Łódź, brały udział w Mistrzostwach Polskich w dwóch kategoriach tj. rozgrywkach U16 i seniorskich. Jako jedna z dwóch drużyn w Polsce może pochwalić takim osiągnięciem (druga to Rugby Club Częstochowa).
Drużyna seniorska obecnie zajmuje drugie miejsce w pierwszej lidze, młodsze zawodniczki są na drugim miejscu i chcą powtórzyć wynik z poprzedniego sezonu w którym zostały wicemistrzyniami Polski.

Venol Atomówki – drużyna U16

– Zapraszamy zawodniczki z roczników 2009-2012 do trenowania z nami w drużynie U16 – mówi kapitan U16 Amelia Chojnacka. – W drużynie jest panuje fajna atmosfera i poza treningami jesteśmy koleżankami poza boiskiem. Trenujemy trzy razy w tygodniu poniedziałki, środy i piątki. Nie trzeba mieć specjalnych predyspozycji, bo wszystkiego uczymy się na treningach i rozwijamy się nie tylko sportowo.

– Nasza drużyna seniorska oparta jest w większości o zawodniczki z sekcji U16 ale dołączają też do nas dziewczyny które wcześniej nie miały do czynienia z rugby – mówi Angelika Kołodziejczyk kapitan seniorek. – Terminujemy cztery razy w tygodniu raczej wieczorem, bo większość z nas ma pracę lub studia. Rugby to świetna przygoda, gdzie oprócz trenowania poznajemy ludzi, wyjeżdżamy na turnieje, a przyjaźnie, które się tu zawiązują są na lata. Dlatego zachęcam wszystkie pełnoletnie dziewczyny do dołączenia do nas.

Gdzie trenujemy:
Sekcja U16:  poniedziałki 17.30 i piątki 18.00 hala przy Szkole Podstawowej nr 51 przy Ciołkowskiego 11a.
Sekcja seniorska: poniedziałki, czwartki g.20.00 siłownia w hali MOSiR przy Skorupki 21, piątki 19.30 hala przy Szkole Podstawowej nr 51 ul. Ciołkowskiego 11a
Obie sekcje mają wspólne treningi na boisku przy Karpackiej 61 w środy o godzinie 18.30
Kontakt do trenera: 502-719-485

« Older posts Newer posts »

© 2024 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑