Ryżową Szczotką

Rezerwowy Pafka

Page 15 of 158

Jubileusz ikony ŁKS – Marka Chojnackiego. Dziś, tak dobry obrońca, byłby w reprezentacji… noszony na rękach!

Jubilat Marek Chojnacki Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak jest niezawodny. Przypomniał mi, że 6 grudnia 65 urodziny obchodzi jeden z najlepszych łódzkich i polskich obrońców w historii, ełkaesiak co się zowie czyli Marek Chojnacki.

W barwach łódzkiej drużyny rozegrał 452 mecze. Aż trudno mi uwierzyć, gdy przeglądam statystyki, że tylko cztery razy reprezentował barwy Polski. Mówił skromnie: – Byłem wyróżniającym się zawodnikiem, ale i tak ciut odstawałem od tych występujących regularnie w reprezentacji. Ech, gdyby grał dziś, były noszony na rękach przez kibiców i selekcjonera. Tak skutecznego, pewnego swoich interwencji, solidnego, nie schodzącego poniżej dobrego poziomu piłkarza dziś w polskiej defensywie po prostu nie ma.

Archiwum Jacka Bogusiaka

Dla sport.tvp.pl powiedział: Gdybym chciał to wszystko dobrze policzyć, to w kadrach młodzieżowych wystąpiłem ze 100 razy. A była jeszcze reprezentacja B. I jeśli się zastanowić, to dzięki piłce objechałem cały świat. Miło wspominam na przykład udział w cyklicznym turnieju w Iranie, jeszcze za rządów szacha.

Haczyk – taki miał pseudonim – był wychowankiem MKS Łodzianki, klubu którego już nie ma, bo możni łódzkiej piłki (w tym ŁZPN! – nie do wybaczenia) pozwolili, żeby zniknął ze sportowej mapy miasta. W personalnej ankiecie w czasach, gdy był zawodnikiem mówił, że jego zdaniem najlepsi piłkarze to – w Polsce: Stanisław Terlecki, a na świecie – Diego Maradona. Znakomite wybory, z którymi trzeba i dziś się zgodzić! Wtedy najsmaczniejszym dla niego daniem był kurczak po chińsku w potrawce przygotowany przez żonę. Ciekawe, czy tak jest też do dziś.

Archiwum Jacka Bogusiaka

W rozmowie ze sport.tvp.pl Marek Chojnacki mówi:Cieszę się życiem, jestem szczęśliwym człowiekiem i zostałem przy piłce. Kilka razy prowadziłem ŁKS i muszę powiedzieć, że poziom sportowy zawsze był wysoki. Szwankowały inne sprawy, ale to już temat na inną opowieść. A jeśli mam być szczery, to w pewnym momencie poczułem, że mam wszystkiego dość. Perturbacje w różnych klubach kosztowały mnie sporo zdrowia. Była to więc świadoma decyzja, na którą wpływ miały sygnalizowane problemy.

I tak, już po odejściu z ŁKS, założyłem szkółkę piłkarską, a później odebrałem telefon Janusza Matusiaka z propozycją przejęcia żeńskiej drużyny SMS Łódź. Jakoś poszło i bardzo chwalę sobie obecne zajęcie. W pokonanym polu pozostawiliśmy zespoły z Łęcznej i Sosnowca, co jest sporym osiągnięciem. Nie mam zatem powodów do narzekań. Jestem chyba skazany na sport i mam nadzieję, że będzie mi towarzyszył do końca życia.

Archiwum Jacka Bogusiaka

Przypomnijmy reprezentacyjne sukcesy Marka, bo i tak ich nie brakowało. Jako piłkarz reprezentacji do lat 18wywalczył brązowy medal na mistrzostwach Europy ), zajął czwarte miejsce w mistrzostwach świata do lat 20 w Japonii (1979).

Był trenerem ŁKS, Arki, Zagłębia Sosnowiec. Największe sukcesy szkoleniowe święcił jednak z… dziewczynami z Grot SMS Łódź. Z tą drużynązdobył złoty (2022), srebrny (2021) i brązowy (2023) medal mistrzostw Polski oraz Puchar Polski (2023).

ŁKS przegrał z Legią po kompromitujących nomen omen 13 minutach drugiej połowy i odpadł z Pucharu Polski

Od 23 lat ŁKS nie awansował do ćwierćfinału Pucharu Polski, a od 2006 roku nie wygrał z Legią. I nic się w tym względzie nie zmieniło. Łodzianie zagrali dobre 45 minut w spotkaniu z warszawianami, ale nie strzelili bramki (co ostatnio stało się niestety oczywiste) i to się zemściło. Powiedzmy wprost mecz nie trwa 45, a 90 minut!

ŁKS rozpoczął prestiżowy, pucharowy mecz z Legią z Arasą w roli napastnika, Rozwandowiczem, jako rezerwowym, bez Mokrzyckiego w meczowej kadrze.

Łodzianie mogli sensacyjnie rozpocząć mecz. Niestety, Kobylak obronił piłkę po uderzeniu głową Wiecha. Szkoda, wielka szkoda takiej szansy. Podobnie, jak kolejnej, gdy Wiech po znakomitej centrze Młynarczyka, dwa metry od bramki nie trafił głową w piłkę!

Grająca lekceważącego chodzonego Legia przy odważnym pressingu łodzian traciła dużo piłek na własnym przedpolu. Niestety, mający kłopoty ze skutecznym wykańczaniem akcji łodzianie, nie potrafili tego wykorzystać.

Wszystko to okazało się wielkim sportowym… nic. Legia w drugiej połowie szybko wzięła się do roboty i przy której to już raz, dziecinnej postawie łodzian w defensywie, zdobyła bramkę. Łatwa strata, krycie na radar i rykoszet po strzale Guala i odbiciu piłki przez Dankowskiego, przyniósł warszawianom drugą bramkę. Cały wysiłek pierwszych 45 minut w tym momencie poszedł na marne!

Rozkład sportowy łodzian trwał nadal. Tym razem Gulen zachował się jak dzieciak, a nie klasowy obrońca i ŁKS stracił trzeciego gola. W 13 minut goście rozwiali jakiekolwiek nadzieje łodzian, pokazując rywalom, że przy takiej grze defensywnej nie mogą oni liczyć na żadne sportowe sukcesy.

Losowanie ćwierćfinałów PP już w piątek – 6.12, TVP Sport, godz. 14.20.

Przed łodzianami w tym roku jeszcze jeden ligowy mecz. W poniedziałek o godz. 19 spotkanie w Łodzi z Arką Gdynia. Transmisja w TVP Sport. Oby nie było kolejnego wielkiego, sportowego rozczarowania!

1/8 finału Pucharu Polski

ŁKS – Legia 0:3 (0:0)

0:1 – Gual (49), 0:2 – Dankowski (57, samobójcza), 0:3 – Gual (62)

ŁKS. Bobek – Dankowski, Gulen, Wiech, Głowacki, Sitek (85, Kelechukwu), Wysokiński, Kupczak, Pirulo (73, Iwańczyk), Młynarczyk (73, Zając), Arasa (59. Feiertag)

Łodzianka Magdalena Zając nigdy takim autem nie ścigała się po asfalcie. A teraz weźmie udział w 62. Rajdzie Barbórki

Magdalena Zając Zdjęcia Aktywni24

Zespół Proxcars TME Rally Team weźmie udział w 62. Rajdzie Barbórka, który odbędzie się 7 grudnia.

– Nasz start będzie absolutnie wyjątkowy. Wiadomo, że to typowa pokazówka, w której jednak takie auta jak nasze jeszcze nigdy nie brały udziału. Myślę, że nasz samochód zrobi furorę, bo po prostu jest inny niż pozostałe. Jestem przekonana, że dla nas oraz dla kibiców to będzie wyjątkowe wydarzenie – przyznała kierowca Magdalena Zając. – Może to dziwnie zabrzmi, ale ja nie miałam okazji ścigać się tym autem po asfalcie. To dla mnie zupełna nowość. Jestem po kilku treningach i mogę odtrąbić drobny sukces, bo mieszczę się w torze.

Całkowita długość trasy AVIA UNIMOT 62. Rajdu Barbórka wyniesie blisko 123 kilometry, w tym ponad 26 kilometrów odcinków specjalnych. W harmonogramie imprezy znalazło się siedem odcinków specjalnych.

Rywalizacja rozpocznie się na terenie Autodromu Słomczyn, a następnie załogi zameldują się na Bemowie oraz odcinku Polfa Tarchomin. Wszystko rozstrzygnie się na ostatniej próbie, którą będzie Autodrom Bemowo Duet. Zwieńczeniem rajdowego święta będzie oczywiście Kryterium Asów na ulicy Karowej, czyli „Wielki Finał” całej imprezy.

Rajd Barbórka to jeden z najbardziej wyczekiwanych rajdów samochodowych w Polsce. Jest krótki, widowiskowy, utrzymany w konwencji samochodowego show, ale jednocześnie zawiera wszystkie cechy zdrowej rywalizacji między biorącymi w nim udział najlepszymi kierowcami rajdowymi, wyścigowymi i rallycrosowymi z Polski oraz zagranicy.

Za 2024 rok Magdalena Zając otrzymała od PZM nagrodę za ukończenie Rajdu Dakar na pierwszym miejscu w klasie T 1.1. oraz za zajęcie trzeciego miejsca w klasyfikacji Ultimate w Pucharze Europy FIA w rajdach Baja.

Puchar Polski i po… pucharze. Gra i wynik Widzewa znów przyniosły wielkie rozczarowanie. Tak po prostu dalej być nie może!

Widzew na 1/8 finału zakończył zmagania w Pucharze Polski i to niestety w marnym stylu. Czas wyjątkowej sportowej posuchy w Widzewie. To wręcz futbolowa Sahara. Dość powiedzieć, że łodzianie wygrali tylko jedno z siedmiu ostatnich spotkań. I właśnie po tej ostatniej porażce odpadli z pucharowych rozgrywek. Pokazali znów piłkarską bezsilność i niemoc. Nie wystarczą filozoficzne i teoretyczne wywody, skoro to nijak się ma do postawy drużyny. Czy ta wielka niemoc skończy się dymisją trenera Myśliwca?

Widzew miał od początku inicjatywę, ale niewiele z tego wynikało. Brakowało ikry, przyspieszenia, ostatniego dokładnego podania. Wystarczył z kolei jeden szybki atak gospodarzy, by na raty i szczęśliwie (nikt z kielczan nie doszedł do dobitek) interweniował Gikiewicz.

Po 35 minutach wreszcie łodzianie mieli bramkową szansę. Były gracz kieleckiej drużyny – Łukowski strzelał groźnie, ale nie zaskoczył Mamli. Akcję wypracował Kerk. Przy kolejnym ataku Rondić zdobył bramkę, ale był na pozycji spalonej i gol nie został uznany. W sumie w pierwszej połowie letnie, nieciekawe, polskie granie. Emocji tyle, co kot napłakał.

W drugiej połowie bramkę bardziej chcieli zdobyć gospodarze i ją zdobyli. Strzał Shikavki obronił Gikiewicz, ale co mógł poradzić przy zagraniu ręką da Silvy w polu karnym?! Obronić jedenastkę! Niestety, to mu się nie udało i gospodarze objęli prowadzenie.

Widzew chciał odrobić straty, ale nie mógł. Dowodem niemocy niech będzie fakt, że łodzianie nie mieli żadnego pomysłu na to, jak obsłużyć dokładną piłką swojego napastnika – Rondicia. Liczne i częste dośrodkowania oraz nieporadne akcja w samej końcówce, zdawały się psu na budę.

1/8 finału Pucharu Polski

Korona Kielce – Widzew 1;0 (0:0)

1:0 – Remacle (57, karny)

Widzew: Gikiewicz – Krajewski, Żyro, da Silva, Kastrati (77, Sobol), Alvarez, Hanousek (58, Shehu), Kerk, Sypek (83, Klimek), Rondić, Łukowski (58, Cybulski)

Kobiece, piłkarskie Wembley mieliśmy w… Wiedniu. Oby to był pierwszy, milowy krok w stronę topowego futbolu!

Oby tak właśnie było. I spotkanie w Wiedniu okazało się dla kobiecej piłkarskiej reprezentacji Polski takim mitem założycielskim i pierwszym, poważnym krokiem w wielki futbol, jak dla panów legendarny mecz na Wembley.

Polki pokazały to, co przed wielu, wielu laty nasze Orły – ogromną ambicję, determinację, wolę walki, taktyczną dyscyplinę. Miały też w składzie liderkę co się zowie – Ewę Pajor, która była wszędzie na boisku, gdzie potrzeba, dwoiła się i troiła, pokazując, że ma wielkie umiejętności, a opaska kapitanki drużyny wiele dla niej znaczy. Nic dziwnego, że w dniu swoich urodzin została nagrodzona dwoma prezentami – strzeleniem zwycięskiej bramki i awansem na Euro.

16 najlepszych drużyn Starego Kontynentu, w tym Polska będą rywalizować w finałach mistrzostw Europy w lipcu 2025 roku. Rywalki to będzie top topów kobiecego futbolu, ale wygląda na to, że od pojedynku z Austriaczkami naszym dziewczynom żadne przeciwniczki nie są straszne!

Do ćwierćfinałów awansują po dwie najlepsze drużyny z każdej grupy. Finał zostanie rozegrany 27 lipca w Bazylei. Obrońcą tytułu jest reprezentacja Anglii, która triumfowała w 2022 roku.

Panie idą sportowo do przodu. Jest sukces piłkarek, jest sukces piłkarek… ręcznych, które przerwały złą passę i i awansowały do głównej fazy mistrzostw Europy, pokazując te same osobowościowe i sportowe wartości, co nasze futbolistki. W grupie  Polki rozegrają cztery spotkania. Dwa najlepsze zespoły zagrają w półfinałach.

Taka jest prawda. To kobiety sprawiają dziś, że o polskich sportach zespołowych mówi się w Europie z szacunkiem!

Taka jest prawda. ŁKS w trudnych chwilach może liczyć tylko na Aleksandra Bobka, który sam jednak punktów nie uratuje!

Fot. Cyfrasport

Historia w ŁKS zatoczyła koło. Wielka kadrowa rewolucja wróciła do punktu wyjścia. Był czas, choćby w ekstraklasie, gdy wszystko zależało od dobrej postawy bramkarza Aleksandra Bobka, bo inni, szczególnie w defensywie, grali słabo lub bardzo słabo i nie inaczej jest teraz. Bobek dwoił się i troił, trzymał dobry wynik, a jednak schodził z boiska w Krakowie, jak i jego koledzy, z opuszczoną głową, bo nie mógł nic zaradzić na juniorskie błędy w defensywie w ostatniej akcji meczu.

Wydawało się, że spory sportowy postęp zanotował boczny obrońca Piotr Głowacki, tymczasem ostatnio znów pokazuje, że nie można mu do końca ufać. Kłopoty z upilnowaniem skrzydłowych. W akcjach ofensywnych brak właściwej współpracy.

Trzeba jednak przyznać, że nie tylko on notuje regres. Ta uwaga dotyczy też niestety Michała Mokrzyckiego, który do tej pory był filarem drużyny, nie mówiąc już o Hiszpanach – Pirulo czy Andreu Arasie. Co zrobić, żeby zmienić drużynę na lepsze? Sprowadzić zimą… lepszych piłkarzy i dokonać kolejnej przebudowy? Czy jednak ŁKS na to stać?

Na razie przed łodzianami dwa ważne pojedynki. Oby to nie było bylejakie kończenie futbolowego roku. Najpierw w czwartek ŁKS zmierzy się w pucharowym boju z Legią (godz. 18), a potem 9 grudnia o godz. 19 niezwykle ważne ligowe starcie przy al. Unii z Arką Gdynia. Ono pokaże, o co wiosną będzie grała łódzka drużyna. Czy tylko o bezpieczne miejsce w środku ligowej tabeli, co mówiąc szczerze, nie satysfakcjonuje nikogo.

Marek Hanousek powinien grać. Lepiej chyba zmienić taktykę niż trzymać w ligowej zamrażarce tak dobrego gracza

Cóż, tak czasami jest. Nie wszystko układa się tak, jak byśmy chcieli. Nie udał się widzewski jubileusz Daniela Myśliwca. W jego 50 meczu w roli pierwszego trenera łodzianie przegrali z Rakowem 2:3. Bilans szkoleniowca to 22 wygrane, 10 remisów i 18 porażek.

Można go zmienić na korzyść już w środę. O godz. 18 w 1/8 finału Pucharu Polski łodzianie zagrają w Kielcach z Koroną. Wygląda na to, że pucharowe rozgrywki to może być ich sposób na… uratowanie sezonu. Potem ostatni w tym roku ligowy mecz. 7 grudnia o godz. 17.30 Widzew podejmie Stal Mielec.

Wróćmy do widowiskowego, ale przegranego starcia z częstochowianami. Szkoleniowiec wreszcie zrozumiał, że wystawianie Hilarego Gonga po prostu osłabia drużyny i tym razem nie posłał go na boisko. Trochę z konieczności (nadmiar kartek Juliana Shehu) przypomniał sobie, że ma w kadrze… kapitana Marka Hanouska. Posłał go w ligowy bój i okazało się, że uporczywe sadzanie tego piłkarza na ławce rezerwowych działało na szkodę zespołu. Lepiej chyba zmienić taktykę, niż trzymać w ligowej zamrażarce tak dobrego gracza.

Sam Daniel Myśliwiec przyznał: – Marek Hanousek już przed meczem dawał mi dużo do myślenia. Długo nie grał, ale jego postawa to coś o czym mówię piłkarzom. Po tak długiej przerwie zagrał naprawdę świetny mecz. Chylę czoła jego postawie podczas treningów.

Z pozytywów odnotujmy strzeleckie przełamanie Imada Rondicia, który zdobył swoją ósmą ligową bramkę. Przyzwoity wynik. Niestety, po raz kolejny swoją futbolową słabość pokazał Jakub Łukowski, który z przytupem wszedł do drużyny (3 gole), by z każdym kolejnym meczem gasnąć w oczach. Czy to kolejny nieudany łódzki transfer czy też sportowa odbudowa piłkarza jest jednak możliwa?!

Szóste miejsce polskich rugbistek w Dubaju. Zbierają cenne doświadczenia. Na sukcesy przyjdzie czas?

Fot. PZR

Reprezentacja Polski kobiet w rugby 7 zakończyła zmagania w Dubaju w turnieju Emirates Dubai 7’s na szóstym miejscu – podaje biuro prasowe PZR. „Biało-Czerwone” miały bardzo wymagające przeciwniczki w fazie grupowej, z którymi toczyły wyrównane boje, ale ostatecznie znalazły się poza strefą medalową. Drużyna zebrała jednak bardzo cenne doświadczenia, choćby w starciu z drugą kadrą Australii, gdzie w drugiej połowie poprawiła grę, odrobiła straty i była o włos od remisu oraz dogrywki. Niestety Natalii Pamięcie nie udało się podwyższyć i nasza drużyna uległa 17:19.

Kluczowym było więc starcie z Belgią, zespołem z którym Polki mierzą się regularnie w turniejach mistrzostw Europy, czy Challengera. – W tym meczu zagrałyśmy bardzo dobrze, a i Belgia postawiła twarde warunki. To zwycięstwo nas zmotywowało, bo chcemy budować tu pewność siebie. Uczyć się i ryzykować. Tylko dzięki temu możemy stać się lepszą drużyną, która będzie w przyszłym roku zwyciężać w najważniejszych dla nas turniejach – komentowała Martyna Wardaszka po zwycięstwie 33:5.

Ta wygrana na koniec fazy grupowej pozwoliła Polkom pozostać w grze o piąte miejsce. W pierwszym spotkaniu rankingowym spotkały się z reprezentacją wojska francuskiego i pewnie zwyciężyły 22:7. W decydującym starciu ponownie przyszło im zmierzyć się z ekipą Hammerheads. Mimo ogromnej ambicji i woli rewanżu, to znów Brytyjki okazały się lepsze o dwa przyłożenia, wygrywając 24:10.

W finale spotkały się Lionesse i druga drużyna Australii. Brytyjki zwyciężyły 21:7. W turnieju głównym – pierwszym z cyklu HSBC SVSN triumfowały Australijki, które pokonały Nową Zelandię. W rywalizacji panów, po raz pierwszy w historii do finału dotarła drużyna Hiszpanii, która musiała jednak uznać wyższość srebrnych medalistów ostatnich igrzysk olimpijskich – Fidżi.

Uniwersyteckie wbieganie po schodach na 17 piętro. Jarosław Piechota jest po prostu niezmordowany!

Zdjęcia – archiwum Jarosława Piechoty

Sezon towerrunning’owy jak co roku kończę biegiem na 17te piętro Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, który jest najwyższym budynkiem Wielkopolski: wysokość – 103 metry, 372 schody, 17 pięter. Zawody cieszą się tak dużym zainteresowaniem, że organizator musiał ograniczyć ilość zawodników do 230 osób.

W zawodach startował niezmordowany Jarosław Piechota. Mówi: Klatka prawoskrętna, dogodne nachylenie stopni umożliwiające szybkie bieganie. Jednak dość wąska przestrzeń, a także siatka przy poręczy wymaga od zawodników skupienia i przestrzegania zasad tego typu zawodów. Należy podkreślić świetną organizację, która i w tym roku była na najwyższym poziomie. Mimo, że udało mi się poprawić swój czas zaledwie o 1sek (2:28) w stosunku do ubiegłorocznego wyniku, a do życiówki na tym budynku jeszcze daleko (2:06), to i tak jestem zadowolony z progresu.  Co dalej? Zaczynam przygotowania treningowe pod moje wyzwanie styczniowe w ramach finału WOŚP. 

Dwa mecze łódzkich drużyn i zero zdobytych punktów. Za to bramki stracone w samej końcówce spotkań. Taka jest prawda: Łódź jest skazana na ligową bylejakość!

To jest cała prawda o łódzkiej ligowej piłce. Dwa mecze: w ekstraklasie oraz I lidze i zero zdobytych punktów. Bramki stracone w ostatnich fragmentach gry. Po prostu ligowa słabizna. Jest się czym smucić. Jedno jest pewne. Na tę chwilę trzeba porzucić marzenia o ligowym wzlocie. Jest stagnacja, średniactwo, a nawet regres. Cieszyć się, a nawet pocieszać, nie ma czym.

Widzew gonił wynik i dogoni na honorowy remis… Do doliczonego czasu gry, gdy stracił gola i punkty. Na więcej go nie było niestety stać. To skazuje łódzki zespół na miejsce co najwyżej w środku stawki. Na razie marzenia o TOP 5 można między bajki włożyć. Pozytyw to ten, że wreszcie po wielu tygodniach na listę strzelców wpisał się napastnik – Imam Rondić. Nie można się pocieszać tym, że był to emocjonujący, widowiskowy mecz. Co z tego, skoro kolejny ligowy pojedynek Widzew kończy bez zdobycia choćby jednego punktu.

Widzew – Raków Częstochowa 2:3 (1:2)

1:0 – Sypek (3), 1:1 – J. Silva (5), 1:2 – Lopez (39), 2:2 – Rondić (56), 2:3 – Brunes (90+4, głową)

Widzew: Gikiewicz – Krajewski, Żyro, da Silva, Kozlovsky – Alvarez, Hanousek, Kerk (8. Sobol) – Sypek (62, Łukowski), Rondić, Cybulski (72, Klimek)

Czarna rozpacz. Wyć się chce z rozpaczy, co potrafi wyczyniać na boisku w decydujących momentach gry ŁKS. Taka gra dyskredytuje ligowe kwalifikacje drużyny. Powiem tak: ja blisko 70-letni facet, który grał w piłkę tylko amatorsko w decydującym momencie ustawiłbym się i zachował lepiej niż ligowcy, którzy za tę kaszanę zwaną ligowym graniem biorą ligową kasę po wielokroć wyższą od mojej emerytury. Ta po prostu dalej być nie może. Ta niezbyt udaczna futbolowa kadra wymaga kolejnego przewietrzenia i rewolucji. Inaczej ŁKS na długie lata ugrzęźnie w futbolowej beznadziei.

Wisła Kraków – ŁKS 2:1 (0:1)

0:1 – Gulen (11), 1:1 – Zwoliński (61), 2:1 – Zwoliński (90)

ŁKS: Bobek – Głowacki, Wiech, Gulen, Dankowski, Kupczak, Pirulo, Mokrzycki, Młynarczyk (64. Zając), Arasa, Feiertag

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑