Kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak przypomina: W Powstaniu Warszawskim brali udział sportowcy ŁKS, w tym jedna z najodważniejszych kobiet, charyzmatyczna, brązowa medalistka olimpijska z Berlina w rzucie oszczepem – Maria Kwaśniewska – Maleszewska, która brała też udział w obronie Warszawy w 1939 roku. Została odznaczona Krzyżem Walecznych.
Uczestniczył w powstaniu jej trener Ludwik Szumlewski, a także piłkarze: Marian Strzelecki, Karol Hanke oraz Henryk Kędzierzawski, Edward Gatkiewicz, Jerzy Grochowski.
O wybitnej sportsmence z wielkim charakterem Marii Kwaśniewskiej – Maleszewskiej powstał spektakl pt. Maria wystawiany w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Czytamy w zapowiedzi spektaklu: Maria Kwaśniewska – Maleszewska to postać nietuzinkowa, sportsmenka, medalistka olimpijska, bohaterka wojenna, kobieta, która miała odwagę przeciwstawić się Hitlerowi, ale przede wszystkim osoba, która uratowała setki ludzi od zagłady i która całym swoim życiem starała się zaświadczyć temu, że inny jest równie ważny jak ja sam. Wyimki z jej biografii stanowią dla twórców przedstawienia pretekst do zadania pytania o to, czy można własne życie oddać w pełni innym i czuć się spełnionym?
W czasie wojny wraz z inną legendą polskiego sportu Januszem Kusocińskim prowadziła Karczmę pod Kogutem. Po jej likwidacji przez hitlerowców cały czas aktywnie działała w konspiracji, by wziąć czynny udział w Powstaniu Warszawskim. Takich wielkich, wyjątkowych postaci, jak pani Maria, nigdy się nie zapomina.
Co by było z ŁKS bez kustosza jego pamięci – Jacka Bogusiak, który nie daje zapomnieć o swoim ulubionym klubie.
Jacek przypomina dwie bardzo ważne daty w historii klubu.
20 lipca 1957 roku ŁKS zdobył Puchar Polski, w finale pokonując Górnika Zabrze 2:1, po golach Stanisława Barana i Kazimierza Kowalca. Łodzianie byli skuteczni w ataku, ale i w defensywie. Przy stanie 1:0 znakomitą interwencją na linii bramkowej popisał się Robert Grzywocz.
Droga łodzian do finału, kolejno pokonali: Wartę Poznań 3:1, Wybrzeże Gdańsk 2:0, Wisłę Kraków 2:1 i Gwardię Warszawa 1:0.
Finał Pucharu Polski miał być rozegrany na Stadionie Dziesięciolecia, ale obawiano się o frekwencje, bo nie było w nim warszawskiej drużyny. Rzut monetą zdecydował o tym, że spotkanie rozegrano w Łodzi.
18 lipca 1950 roku urodził się Marek Łopa Łopiński. Zdaniem Jacka i nie tylko jego, to jedna z najbardziej zasłużonych osób w historii klubu. Marek mówił wiele, wiele razy, że jego serce jest w ŁKS! Swoją pracę w klubie zaczął w 1970 roku, gdy do ŁKS sprowadził go prezes Jan Morawiec, zatrudniając na stanowisku głównego specjalisty do spraw piłki nożnej.
Znamienne. Tygodnik Piłka Nożna w 1980 roku bardzo pochwalił Marka, że ten jako bodaj pierwszy w historii nie przysłał tylko imion i nazwisk piłkarzy, którzy będą bronić barw ŁKS w nowym sezonie, ale podał szczegóły, które dziś są oczywistością: wiek, wzrost, waga, liczba występów i strzelonych bramek. W tygodniku napisano: oby ten zwyczaj przyjął się w innych klubach. Kto, by przypuszczał, że dziś to standard.
Wiedza Marka jest przeogromna. Swego czasu wygrał organizowany przez telewizję Mistrzostwa Polski Kibiców, mając w klapie znaczek ŁKS. Od tego momentu stał się niezwykle ważną postacią w życiu i działaniach Jacka Bogusiaka. – Marek Łopiński pokazał klasę, swoją wiedzą i fachowością zdobył szacunek w wielu polskich klubach, które proponowały mu lepsze warunki pracy. On jednak mówił nie, bo ŁKS to coś więcej niż klub! – mówi.
Niezawodny kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak przypomina: – 2 lipca przypada rocznica urodzin legendarnego piłkarza ŁKS, olimpijczyka Wawrzyńca Cylla. W 1922 roku w plebiscycie gazety Express Wieczorny Ilustrowany zajął szóste miejsce w plebiscycie na 12 najznakomitszych łodzian.
W ŁKS od 15 roku życia. W latach 1921 – 31 rozegrał w barwach łódzkiego klubu 112 spotkań, strzelił 9 bramek. Dwa razy z konieczności wystąpił jako… bramkarz. Media chwaliły jego interwencje.
Początkowo grał jako napastnik, potem jako skuteczny obrońca.
W latach 1923–1925 cztery razy wystąpił w reprezentacji Polski. Zagrał na igrzyskach olimpijskich w Paryżu 1924 roku w przegranym 0:5 meczu z Węgrami.
Miesiąc po powrocie z igrzysk, 29 czerwca 1924 pożegnał się z reprezentacją meczem Turcją (2:0), który urósł do rangi symbolu. Był to bowiem pierwszy mecz drużyny narodowej rozegrany w Łodzi, na nowo powstałym stadionie przy al. Unii.
Piłkę uprawiał amatorsko. Na co dzień pracował jako księgowy w Ubezpieczalni Społecznej. „Wosiek” – taki miał pseudonim, zdaniem Józefa Kałuży, legendy Cracovii, ełkaesiak swoje „niedociągnięcia techniczne nadrabiał kolosalną pracowitością i twardością w grze”.
W kwietniu 1945 roku był inicjatorem reaktywacji ŁKS. W 1948 był wiceprezesem zarządu, a w kolejnych latach członkiem komisji rewizyjnej.
To jeden z najtragiczniejszych dni w historii futbolu. 6 lutego 1958 roku doszło do katastrofy – rozbił się samolot z drużyną piłkarską Manchesteru United. Z 44 osób przebywających na pokładzie Airspeed AS.57 Ambassador 2 linii British European Airways o numerze 609 śmierć poniosły 23 osoby – w tym ośmiu piłkarzy United: Geoff Bent, Roger Byrne, Eddie Colman, Duncan Edwards, Mark Jones, David Pegg, Tommy Taylor i Billy Whelan.
Drużyna „Czerwonych Diabłów” wracała z Belgradu, gdzie grała mecz Pucharu Europy z Crvena Zvezdą. Wśród ocalałych był menedżer MU – Matt Busby, któremu udało się stworzyć perspektywiczną. Dziennikarze zaczęli określać zespół MU, jako „Dzieciaki Busby’ego”. Niestety, samolotowa tragedia przerwała tworzenie znakomitego teamu. Busby wrócił do pracy w MU, a jednym z jego kolejnych wychowanków był jeden z najlepszych graczy w historii światowego futbolu – George Best.
Kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak przypomniał: – Dzień po tragicznym wypadku trener szkółki piłkarskiej ŁKS-Włókniarz, jednocześnie łódzki dziennikarz red. Władysław Lachowicz ze swoimi młodymi piłkarzami zakupił piłkę, każdy z młodych ełkaesiaków napisał na piłce swoje nazwisko, wiek i złożył podpis. Tak przygotowana piłka została wysłana do Manchesteru United, z prośbą, by została złożona na grobie najmłodszego piłkarza, który zginął w katastrofie.
W Anglii ten piękny gest nie pozostał bez echa. Ambasador Królestwa Wielkiej Brytanii w Polsce przesłał do ŁKS i ŁZPN podziękowania. W maju 1958 roku, na jubileusz 50-lecia ŁKS, na ul. Unii przesłana została depesza Manchesteru United z gratulacjami dla ŁKS. Przez wiele lat wysyłane były życzenia z obu stron. Niestety, później ktoś zaniechał tego typu uprzejmości.
W lutym 1978 roku w 20- rocznicę tragedii w Głosie Robotniczym ukazał się tekst autorstwa Jacka Bogusiaka, przypominający ten czarny czwartek 6 lutego 1958 roku. W sierpniu 1978 na 100-lecie Manchesteru United Jacek Bogusiak, jako prezes Klubu Kibica ŁKS, otrzymał zaproszenie do Anglii i zawiózł do klubu z Old Trafford talerz z symbolami ŁKS i drugi z symbolami Łodzi. Oba są prezentowane w Muzeum Historii Manchesteru United.
W 1998 roku po zdobyciu tytułu mistrza Polski ŁKS w walce o Ligę Mistrzów trafił na… Manchester United. Dzięki staraniom Jacka Bogusiaka jedna z grup kibiców ŁKS otrzymała bezpłatny wstęp do muzeum Manchesteru. Piłkarze ŁKS dzielnie walczyli ze słynną jedenastką, w której grali David Beckham, Ryan Giggs, Roy Keane, a trenerem był słynny Alex Ferguson. Dowodzeni przez trenera Marka Dziubę piłkarze ŁKS przegrali na Old Trafford 0:2, a w rewanżu na stadionie przy al. Unii było 0:0.
Tragiczna historia poruszyła kibiców na całym świecie, którzy zostali fanami Manchesteru United już na całe życie. Do nich należy Jacek Bogusiak, a także jego imiennik – Jacek Jagodziński też wielki fan ŁKS (na zdjęciu z szalikiem z napisem Polska). Są w tym gronie: Marcin Gortat, Hirek Wrona. Wspaniale opowiadał o MU zanany trener piłki wodnej – Edward Kujawa, jak i jego… babcia, która potrafiła z pamięci wymienić skład drużyny MU z 1958 czy z 1968 roku, po zdobyciu przez angielski klub Pucharu Europy. Manchester United nie zapominał o swoich wiernych fanach, zapraszając ich na oficjalne i półoficjalne klubowe spotkania. Jacek Bogusiak często dzwoni do mnie, żeby pogadać o ostatnim meczu ŁKS, ale też żeby podzielić się emocjami związanymi z występem ulubionej angielskiej drużyny.
Dziś nie ma w Łodzi hokeja na lodzie, a był. Grały w wypełnionej po brzegi Hali Sportowej wielkie, w tym nasze łódzkie, gwiazdy. Jedną z nich był wybitny hokeista ŁKS – Jerzy Potz. 1 lutego mija rocznica jego urodzin (1953). Zmarł przedwcześnie na raka we Frankfurcie nad Menem w wieku 47 lat. Grał w łódzkich barwach przez 20 lat. Cztery razy wystąpił na igrzyskach olimpijskich, jedenaście razy na mistrzostwach świata. W sumie w reprezentacji Polski zagrał 191 razy (20 strzelonych bramek), w tym 131 na igrzyskach i mistrzostwach świata.
Wybitni, prawdziwe legendy, hokeiści ŁKS od lewej: Krzysztof Birula-Białynicki, Walery Kosyl, Adam Kopczyński, Jerzy Potz.
Zagrał w meczu, który ja i setki tysięcy, a może miliony Polaków, pamięta do dziś. Podczas mistrzostw świata w roku 1976 Polska, co wydaje się i wtedy wydawało nieprawdopodobne, pokonała ZSRR 6:4!
Ogromny wkład w ten sukces mieli łodzianie:Józef Stefaniak, Jerzy Potz, Stanisław Szewczyk, Zdzisław Włodarczyk i Ryszard Nowiński. Jak wspaniałe, wyjątkowe, jedyne w swoim rodzaju było to zwycięstwo, niech świadczy bilans obu teamów do tego występu: 25 spotkań, 25 porażek, bramki 31-255, w ostatnim starciu porażka 1:16. I nagle nastąpiły wielki sportowy wzlot, pojedynek w którym Polacy pokazali ambicję, wolę walki i sportową moc. To były wyjątkowe chwile. Jerzy Potz był ostoją polskiej defensywy.
Jak to w sporcie – radość miesza się z goryczą. W ostatnim spotkaniu mistrzostw Polska przegrała z RFN 1:2 i spadła z grupy A. Łodzianin tak wspominał te wydarzenia, cytowany przez hokej.net: – Niestety, to podczas tego, tak ważnego dla nas spotkania, właśnie mnie, przytrafił się wyjątkowo niefortunny „wypadek przy pracy”. Miałem przy kiju krążek na 21 sekund przed końcową syreną i to moje (zupełnie niepotrzebne) podanie (a właściwie próbę strzału do pustej bramki) przechwycili Niemcy, zdobywając gola decydującego o naszym spadku z grupy „A”. Szał niebywałej radości podczas premiery i jęk straszliwego zawodu kibiców podczas finału. To było kluczowe wydarzenie z mojej długiej i w sumie pięknej i udanej karierze hokeisty.
Inny nasz znakomity obrońca Henryk Gruth powiedział o Jerzym Potzu, cytowany przez hokej.net: – Mój przyjaciel, wieczny marzyciel. Ojciec chrzestny mojej najstarszej córki Kasi. Zawsze razem chcieliśmy grać w jednej parze. Udało się w Calgary. Dzięki temu byliśmy chyba najstarszą parą w historii igrzysk – razem 66 lat! Miał podobny charakter do mojego. Perfekcyjny w dążeniu do optymalnej formy. Świetnie grał w piłkę, pływał, grał w tenisa, jeździł na rowerze.
Grupa Ełkaesiak (Jacek Bogusiak, Tadeusz Marczewski, Jerzy Leszczyński, Irek Kowalczyk) pamięta. Regularnie odwiedza grób rodziny Potzów, także przed rocznicą urodzin. Hokeista jest pochowany na Cmentarzu Starym przy ul Ogrodowej, w jego części ewangelickiej.
Trzeba pamiętać, że powstała w Łodzi ulica Jerzego Potza. To ulica łącząca Stefanowskiego i Wólczańską przy lodowisku Bombonierka.
Niezawodny kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak – przypomniał: 12 stycznia mija 17 rocznica śmierci jednego z najwybitniejszych łódzkich i polskich trenerów piłkarskich. Legendy czterech klubów: ŁKS, Widzewa, Ruchu i Pogoni – Leszka Jezierskiego.
Nazywali go Napoleonem, ponieważ tak jak cesarz Francji był niewysokiego wzrostu, ale miał niesamowitego piłkarskiego nosa, wyjątkową intuicję, a do tego był świetnym piłkarskim fachowcem, futbolowym strategiem na miarę największych w tym fachu.
Wybitny szkoleniowiec pochodzi z Lubina (urodził się 12 maja 1929 roku) i tam, choć wysoki nie był, znakomicie grał w… koszykówkę. Nie unikał innych sportów. W tenisie stołowym zdobył tytuł wicemistrza Polski, ale najważniejsza była piłka nożna.
Futbol trenował w Lubliniance. Do ŁKS trafił z… CWKS Warszawa czyli Legii (tu odbywał służbę wojskową) w 1953 roku. Pod wodzą legendarnego Władysława Króla świętował swoje największe sukcesy jako piłkarz – mistrzostwo i wicemistrzostwo kraju, Puchar Polski, występy w reprezentacji (sześć spotkań).
Leszek się wahał. Musiał wybierać między futbolem, a… medycyną – dokładnie stomatologią, którą studiował i nie skończył, bo postawił na piłkę, ale… Dzięki medycynie poznał swoją przeuroczą żonę Henrykę.
– Zwróciłam na niego uwagę – wspominała pani Henryka na łamach Dziennika Łódzkiego. – Był grzeczny, uprzejmy, nie palił papierosów (zmienił przyzwyczajenia namówiony przez swojego przyjaciela – Kazimierza Górskiego). Musiałam mu wpaść w oko, bo zaczął się pojawiać na zawodach pływackich, w których startowałam. W końcu postanowiłam iść na mecz Leszka.
A potem pani Henryka została lekarzem ginekologiem i… – Nie raz i nie dwa nie mogłam iść na mecz, bo miałam akurat dyżur – mówiła. – Ale szpital był przy ul. Krzemienieckiej, koło stadionu. Kiedy było słychać okrzyki to wiedziałam, że wygrywają. Gdy była cisza to znaczyło, że nie dzieje się dobrze.
Leszek trenował ukochany ŁKS, ale choć dobrze mu szło, działacze postawili na nieznanego…Węgra. W 1969 roku został trenerem, grającego wtedy w czwartej lidze Widzewa Łódź i poprowadził klub do wielkich sportowych sukcesów, przy okazji odkrywając i szlifując talent Zbigniewa Bońka.
Po latach widzewskich wzlotów wrócił do ŁKS. Drużyna po rundzie jesiennej była liderem tabeli, ale o tym co stało się wiosną lepiej nie wspominać. Grała słabo i zaprzepaściła wielkie sportowe szanse. Swój szkoleniowy triumf Jezierski święcił w Chorzowie, gdzie z Ruchem zdobył mistrzostwo Polski. Potem ze szczecińską Pogonią wywalczył wicemistrzostwo kraju. Trzy razy tygodnik „Piłka nożna” wybierał go najlepszym polskim trenerem. Nigdy nie został selekcjonerem reprezentacji Polski, o czym marzył i na co bezwzględnie sobie zasłużył. Nie należał jednak do partii, a to było wielką przeszkodą. Jestem pewien, że z nim w roli trenera Polska zapisałaby swoją jeszcze jedną chlubą kartę.
Jak zmarł? Razem z synem oglądali na działce w Sokolnikach transmisję z konkursu skoków narciarskich. W pewnym momencie Leszek Jezierski zdenerwował się, że jeden z Polaków zepsuł skok. Wstał z fotela, przeszedł do drugiego pokoju, złapał się za serce i upadł. Udar…
Jak ten czas szybko i nieubłaganie płynie. To już siódma rocznica śmierci jednego z najlepszych piłkarzy w historii naszego kraju, genialnego lewoskrzydłowego Stanisława Terleckiego, który zmarł w wieku 62 lat. Przypomniał o rocznicy człowiek, który o ŁKS i jego wybitnych postaciach nie daje zapomnieć i wie on nich wszystko czyli kustosz pamięci łódzkiego klubu – Jacek Bogusiak.
To on był jednym z oddanych przyjaciół, którzy pomagali Stasiowi w trudnych dla niego życiowych chwilach. Nigdy nie odmówili pomocy inni bliscy ŁKS i piłkarzowi ludzie, jak Paweł Lewandowski czy Jerzy Leszczyński, w sumie cała prężnie działająca grupa Ełkaesiak, przyjaciele z boiska, no i oczywiście człowiek, z którym Stan grał w ŁKS i Ameryce, czyli Grzegorz Ostalczyk.
Stanisław Terlecki mówił w wywiadzie: Nasza rodzina miała majątek w Stanisławowie, dlatego mam na imię Stanisław. Mój dziadek ze strony ojca, Józef, był oficerem w armii austro – węgierskiej. W naszej rodzinie dzieci musiały znać dwa – trzy języki obce, mieć lekcje muzyki.
Jako jeden z nielicznych ówczesnych polskich futbolistów realizował z powodzeniem swoje intelektualne ambicje. Ukończył historię na Uniwersytecie Łódzkim (tytuł pracy magisterskiej: „Kodeks rycerski w XIV-wiecznej Polsce”). Uwielbiał polską klasykę: „Ziemię obiecaną” i „Trylogię”. Mówił mi, że zmienił stołeczną Gwardię na ŁKS, bo chciał uciec z Warszawy, jak najdalej od milicyjnego klubu w którym nie znajdował dla siebie miejsca. W przenosinach do Łodzi pomogła jedna z łódzkich… włókniarek, która upomniała się o piłkarza, gdy miasto odwiedził rządzący ówczesną Polską – Edward Gierek.
Potem jako jeden z nielicznych sportowców Terlecki wspierał Solidarność, brał udział w strajkach studentów. Uczył też historii w szkole podstawowej i liceum.
Stanisław Terlecki w barwach ŁKS (w latach 1975–1981, 1986–1988, 1990) zagrał w około 180 meczów i zdobył 23 gole. W 1981 roku poleciał za Ocean, do USA, gdzie grał m.in. w słynnym Cosmosie Nowy Jork. Furorę robił w halowych rozgrywkach jako zawodnik Pittsburgh Spirit, szybko stając się największą gwiazdą tego zespołu.
Ech, gdyby nie kontuzja, która wykluczyła go z gry w reprezentacji Polski, jestem pewien, byłby gwiazdą mundialu w 1978 roku i nie jest wykluczone, że bardzo pomógłby drużynie w zdobyciu kolejnego medalu mistrzostw świata. Terlecki w latach 1976-80 rozegrał 29 meczów w reprezentacji narodowej i zdobył siedem bramek.
Dzieje się nie tylko na piłkarskim boisku. Na stadionie im Władysława Króla prezentowana jest wystawa malarstwa Zbigniewa Rybickiego. Brawa należą się Monice Nowakowskiej za nowatorski pomysł połączenie sportu ze sztuką na ŁKS. Wernisaż uświetnił koncert muzyki jazzowej, który wykonali Maja Babyszka na pianinie i Wojciech Bergiel na saksofonie.
– Wojtek, muzyk z Retkini, był bardzo zadowolony z wizyty na stadionie ŁKS. Od lat mieszka daleko od Łodzi, więc wizyta na stadionie klubu jego młodości bardzo go ucieszyła – mówi kustosz pamięci ŁKS Jacek Bogusiak.
Z rąk prezesa ŁKS Jarosława Olszowego Zbigniew Rybicki otrzymał pamiątkową piłkę ŁKS. Jacek Bogusiak w imieniu społeczności ŁKS wręczył autorom prac Zbigniewowi Rybickiemu dwa tomy książek o patronie stadionu ŁKS: Władysław Król piłkarz i trener. Władysław Król hokeista i olimpijczyk. Na zakończenie wernisażu komplet książek o patronie stadionu otrzymali od Jacka Bogusiaka także występujący gościnnie muzycy Maja Babyszka i Wojciech Bergiel.
Tak się złożyło, że na wystawie pojawiło się wielu przyjaciół jednego z najlepszych skrzydłowych w historii polskiej piłki – Stanisława Terleckiego i zarazem mojego kolegi z czasów studiów Uniwersytecie Łódzkim (on na wydziale historii, ja filologii polskiej) i później, gdy los nie szczędził mu wzlotów i upadków. Jestem pewien, że gdyby nie kontuzja i Stasio zagrał na mistrzostwach świata w 1978 roku w Argentynie, to Polska wróciłaby z nich z medalem!
Wspominano, jak Stasio angażował się w pomoc dla strajkujących łódzkich studentów. Wszędzie było go pełno, nie brakowało mu chęci, energii, empatii. Za wspieranie demokratycznej opozycji komunistyczna władza, po wyolbrzymionej do karykaturalnych rozmiarów tzw. aferze na Okęciu, zemściła się niesłuszną i niesprawiedliwą dyskwalifikacją piłkarza ŁKS. Zamiast wielkiego grania w Europie, było wielkie granie i wielka sportowa sława Stanisława Terleckiego w USA, a potem powrót w chwale do Łodzi…
– Jego życie to był scenariusz na film. Jaki? Jaki pan chce! Thriller polityczny, komedia, dramat – nie miał wątpliwości w rozmowie ze Sportowymi Faktami jego syn Maciej Terlecki.
Wystawa na Stadionie Króla przy al. Unii w strefie VIP na parterze będzie czynna do meczu z Lechem (21 kwietnia).
54 urodziny obchodził jeden z najbardziej charakterystycznych i charakternych piłkarzy ŁKS, człowiek który w żadnej boiskowej sytuacji nie odstawiał nogi, walczył za dwóch czyli? Od razu wiadomo kto… Grzesio nasz chuligan! czyli Grzegorz Krysiak.
Nie mogło być inaczej kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak i grupa Ełkaesiak nie mogli o tym zapomnieć.
Mówi Jacek Bogusiak: Grzesiek otrzymał swoje duże zdjęcie z meczu ŁKS – AS Monaco, książki mojego autorstwa z serii historii ŁKS. Spotkanie zorganizowałem wspólnie z Zadeuszem Marczewskim i Jurkiem Leszczyńskim. W jednej z salek dla VIP-ów odbyło się spotkanie z jubilatem, a uczestniczyli w nim byli wybitni ełkaesiacy: Chojnacki, Lenart, Dziuba, Polak, Gutowski, Milczarski, Klimas, Bulzacki, Lirka, Pokrywa, Felczak i świetny hokeista Lejczyk. Goście zajadali się pysznymi kiełbaskami i ciastami domowego wypieku. Wzruszony jubilat, który pojawił się z synem, bardzo dziękował za to urodzinowe przyjęcie.
Przypomnijmy. Grzegorz Krysiak to wychowanek Boruty Zgierz (w klubie od 1979 r.). Z Borutą zdobył mistrzostwo ligi międzywojewódzkiej juniorów (1988), 8 miejsce w mistrzostwach Polski juniorów (1988) oraz dwukrotnie z drużyna seniorską awans do II ligi piłkarskiej (odpowiednik obecnej I ligi). Największe sukcesy z ŁKS (1992-2000): mistrzostwo Polski (1998), finał Pucharu Polski (1994). W sumie rozegrał 199 meczów w piłkarskiej ekstraklasie i strzelił 20 goli. Grał m.in. przeciwko drużynom Manchesteru United, FC Porto, AS Monaco i Dynama Kijów.
Z rozmowy z Dziennikiem Łódzkim
Kibice mówili: Grzesiu, nasz chuligan! Skąd wzięło się takie określenie?
Grzegorz Krysiak: Chyba z mojej ostrej gry, nikomu nie odpuszczałem, nikogo się nie bałem. Jeżeli ktoś pozoruje grę, to nie powinien wychodzić na boisko. Piłka nożna to sport walki. Może trochę nadgorliwie do tego podchodziłem. Kibicom to się jednak podobało, chodziło przecież o to, by stworzyć widowisko. W każdym meczu dawałem z siebie wszystko.
Kto w dzisiejszej drużynie jest najbliższy charakterologicznie Grzesiowi? Nie mam cienia wątpliwości, że człowiek który dla ŁKS zostawi serce i zdrowie na boisku to 30 lat młodszy Oskar Koprowski.
ŁKS mogą zazdrościć wszystkie kluby w Polsce. Każdy chciałby mieć takiego historyka. Kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak jest niezmordowany. Napisał dziesiątą już książkę o ukochanym klubie.
Książka-kronika pt. Impulsy i inspiracje powstania Łódzkiego Klubu Sportowego – 1908 liczy 554 strony. Bogusiakowi od wielu lat pomaga Tadeusz Marczewski, a przy pozostałych tytułach w miarę możliwości inni przyjaciele z Grupy Ełkaesiak.
Tytuły rozdziałów książki: 1. Początki miasta Łodzi. 2. Łódź pod zaborem rosyjskim. 3. Początki sportu w Polsce. 4. Początki piłki nożnej w Europie. 5. Początki piłki nożnej w Polsce. 6. Pionierzy łódzkiego sportu. 7. Pierwsze Organizacje Sportowe od powstania Łódzkiego Towarzystwa Strzeleckiego w 1824 roku do utworzenia Łódzkiej Piłkarskiej Ligi Sportowej w roku 1909. 8. Początki piłki nożnej w Łodzi 1906-1909. 9. Impulsy powstania ŁKS. 10. Powstanie ŁKS. 11. Łódzka Piłkarska Liga Sportowa. 12. Pierwsze rozgrywki o Mistrzostwo Łodzi. 13. Procedura i przebieg rejestracji Łódzkiego Klubu Sportowego w Guberni Piotrkowskiej.
Kronika zawiera opis działalności ŁKS w latach 1908-1910, akta z carskiej guberni po rosyjsku i po polsku. Pierwszy statut klubu, opis pierwszych meczów ŁKS aż po powołanie do działalności w 1910 roku Łódzkiej Piłkarskiej Ligi Sportowej. Zamieszczona jest lista członków ŁKS z lat 1908-1913.
Jacek w sposób przekonujący i ostateczny wyjaśnia datę powstania ŁKS. To rok 1908, a nie jak chcą niektórzy nieżyczliwi 1909. Jacek Bogusiak: – Piszę o Łodziance z której powstał ŁKS. Grupa Łodzianka pomimo carskich restrykcji i zakazów grania w piłkę skonsolidowała się już od 1908, by w 1909 tuż po zakończeniu carskiego stanu wojennego móc zarejestrować w Guberni Piotrkowskiej ŁKS. Klub zatem istniał i działał, ale jego wcześniejsza rejestracja po prostu nie była możliwa.
A zatem data powstania ŁKS: 1908. Data oficjalnej rejestracji w Carskim Urzędzie Gubernialnym jako Lodzinskie Sportwe Obszczestwo czyli ŁKS – 14 sierpnia 1909 roku (według kalendarza obowiązującego w Polsce).
Książki-kroniki „Historia ŁKS”, w tym tę ostatnią można kupić w księgarni książek historycznych „Odkrywcy” w Łodzi przy ul. Narutowicza 46. Można także zamówić bezpośrednio u wydawcy, nr tel. 601-309-100.
Przez ponad 30 lat pisałem, bardzo często o sporcie, wzbudzający spore emocje felietonik Ryżową Szczotką w Expressie Ilustrowanym. Uznałem, że warto do niego wrócić. Wiele się zmieniło, a jednak nadal są sprawy, które wymagają komentarza bez owijania w bawełnę.
Pisze z Łodzi sobie szkodzi - tak tytułował swoje felietony znakomity Zbyszek Wojciechowski. Inny świetny dziennikarz Antoś Piontek mówił, że w sporcie jak w żadnej innej dziedzinie życia widać czarno na białym w całej jaskrawości otaczającą nas rzeczywistość. Do tych dwóch prawd chcę nadal nawiązywać.