Futbolowe Euro 2024 miało więcej drużyn. Zagrano więcej spotkań. Ale takich, o których mówiło by się dłużej niż jeden dzień, było zdecydowanie za mało. Nuda panie, nuda i tyle.

I tak w ostatecznym rozstrzygnięciu zaskoczenia nie było. Walczyli ze sobą faworyci, europejskie, ba światowe futbolowe potęgi. Wygrali jak najbardziej zasłużenie Hiszpanie, którzy w finale pokonali Anglików 2:1. A prawdziwą sensację sprawiał chyba tylko Gruzja.

Królem strzeleckiego polowania był pan… samobój. Spotkania pokazały czarno na białym, jak niesprawiedliwe potrafią być rzuty karne. Drobny przypadkowy błąd, potem skutecznie wykonana jedenastka i boiskowe wydarzenia stawały w sposób niesprawiedliwy na głowie. Może warto coś jedenastkami zrobić. Kazać je egzekwować powiedzmy z odległości 25 – 30 metrów, dać na ich wykonanie (strzał, a może próba dryblingu bramkarza) 10 – 15 sekund.

Coś też trzeba zrobić z nudną jak flaki z olejem, ciągnącą się przez wiele, dużo za dużo minut grą po obwodzie i szukaniu dziury w całym czyli wolnej od szczelin defensywnej grze przeciwnika.

W grze ofensywnej ważniejsza od postawy napastnika, który często funkcjonował jak pierwszy obrońca, bądź gracz mający przytrzymać piłkę i ją mądrze podać, była gra skrzydłowych (ech ci fantazyjni Hiszpanie – Yamal i Williams). Oni potrafili stwarzać przewagę i mieć kluczowe znaczenie w walce o końcowy sukces.

Czy teraz taki pomysł przyda się Barcelonie? A może odwaga, fantazja skrzydłowych sprawdzi się też w… polskiej piłce. Sęk w tym, że trzeba mieć odpowiednich wykonawców, a takich w naszych futbolu można szukać ze świecą w ręku.