To miała być komedia kryminalna na gorące,zakończone właśnie, polskie lato, dziejąca się w Gdańsku. Pomysł znakomity? Tak, ale w realizacji niezbyt się udał. Powiem szczerze, skusiła mnie nadzieja, że autor zabierze mnie w mniej znane okolicy wciągającego, inspirującego miasta, smakowicie je opisze, dobrze umiejscowi w powieści. Rytm miasta będzie wyznaczał rytm opowieści.
Niestety, nic z tego nie wyszło. Gdańska jest tyle, co kot napłakał. W dalekim niewiele znaczącym tle. A przecież powieść zaczyna się wciągająco od wizyty na pustej wczesnym rankiem plaży. Kto by tak nie chciał, kto z nas latem o tym nie marzy.
Niestety, potem jest niestety mało śmieszne, następuje pomieszanie z poplątaniem, mnożenie paradoksów, a śledzenie perypetii dziennikarza śledczego, miłośnika hawajskich koszul, jego przyjaciół i wrogów,zamiast wciągać, nuży. Aż trudno uwierzyć, że autor – debiutant wcześniej zaliczył wiele kursów i warsztatów pisarskich. Czego oni go tam uczyli!
Podczas lektury przypomniałem sobie powieść o innym pechowym detektywie, miłośniku barwnych ubiorów, bohaterze Wady ukrytej Thomasa Pynchona. Panie Michale, jeśli chce pan nadal pisać kryminalne powieści, niech pan uważnie przeczyta tę książkę i wyciągnie wnioski.
Michał Wagner Mówi mi Kolt Wydawnictwo Dolnośląskie