Rezerwowy Pafka

Tag: łks kotwica

Miało być lepiej, było… nudniej. Rozczarowujący, oczywiście bezbramkowy, remis ŁKS w Kołobrzegu!

Miało być lepiej, było… nudniej. Po momentami słabej grze, łodzianie zremisowali w Kołobrzegu, a jakże… bezbramkowo. Ełkaesiacy czekają na wyjazdową wygraną w I lidze od 26 października minionego roku, kiedy pokonali w Rzeszowie Stal 4:2 (1:0).

Nowy trener Ariel Galeano zaskoczył, rezygnując w podstawowym składzie z energetycznego Młynarczyka, a stawiając na skrzydle na Pirulo. Wrócił do jedenastki kapitan Kupczak.

ŁKS próbował atakować, a rywale czekali na kontry. Pierwszy groźny, celny strzał był autorstwa gospodarzy. Na dodatek kontuzji barku doznał Wiech, którego zastąpił Gulen.

Rozgrywanie rzutów rożnych przez łodzian? Momentami kompromitacja, na przykład gdy Pirulo oddał piłkę rywalom. Wreszcie po 20 minutach bramkowa akcja łodzian. Sprytnie podciął piłkę nad rywalem Sitek, ale ani Arasa, ani Pirulo nie potrafili tego wykorzystać.

Były wstydliwe momenty dla atakujących wolno, przewidywalnie, bez pomysłu łodzian, skoro piłki zagrywane przez schodzącego do środka Pirulo na skrzydło do Dankowskiego kończyły się… autem dla gospodarzy! Hiszpan popisał się za to ładnym technicznym zagraniem, po którym padł gol. Wysiłek zdał się na nic, skoro wcześniej był na co najmniej metrowym spalonym.

Łodzianie atakowali wolno, w sposób przewidywalny. Na dodatek potrafili wpadać na siebie przy próbach ataku. Częściej dyskutowali ze sobą niż grali. No, nie było to budujące.

Od początku drugiej połowy gospodarze starali się grać wysoko na przedpolu łodzian. ŁKS wreszcie szukał szczęścia w szybkim ataku. Ładnym, choć niecelnym, strzałem popisał się Mokrzycki. Goście mieli kłopoty z boiskową komunikacją, jakby pierwszy raz widzieli się na boisku. To przeszkadzało w budowaniu składnych akcji, a gdy już takie stwarzali, to nie potrafili ich wykończyć.

Wreszcie po ponad godzinie grania ŁKS przeprowadził składną, groźną akcję. Zakręcił rywalami Młynarczyk, wycofał piłkę na koniec pola karnego, ale Hinokio strzelił obok słupka.

Im dalej w las, tym gorzej. Łodzianie znów grali coraz wolniej, bez pomysłu, w sposób oczywisty dla rywali, pozwalając im na spokojne zorganizowanie się w defensywie. Zmiany w jedenastce gości miały to… zmienić. I wydawało się, że tak się stanie, ale napastnik Mrvaljević z ośmiu metrów, przez nikogo nieatakowany, trafił w bramkarza. W odpowiedzi o mały włos Lasek znalazłby się w sytuacji sam na sam z Bobkiem. W ostatniej chwili skutecznie interweniował Gulen.

ŁKS atakował. Po dynamicznym wejściu w pole karne Młynarczyk, strzelając z ostrego kąta, posłał piłkę obok dalszego słupka. Potem były kolejne nieudane próby gości i mecz skończył się rozczarowujących łodzian remisem. 7 marca o godz. 18 ŁKS podejmie Wartę Poznań. Czy strzeli bramkę?

Kotwica Kołobrzeg – ŁKS 0:0

ŁKS: Bobek – Dankowski, Rudol, Wiech (13, Gulen), Głowacki, Pirulo (55, Młynarczyk), Mokrzycki (74, Mrvaljević), Kupczak, Hinokio (74, Wysokiński), Sitek, Arasa

Po prostu czarna rozpacz. Na dziś, po trzeciej porażce, ŁKS to główny kandydat do… spadku z I ligi!

Trzeba bić na alarm. Nie ma już na co czekać. Sytuacja jest dramatycznie zła. ŁKS doznał trzeciej ligowej porażki i na dziś jest jednym z głównych kandydatów do spadku z I ligi!

ŁKS przystąpił do meczu z Kotwicą bez kreowanego na reżysera i lidera drugiej linii – Pirulo, którego nie było nawet na ławce rezerwowych, za to z taką samą defensywą, jak w ostatnim przegranym meczu z Miedzią (0:1), z Sitkiem i napastnikiem Feiertagiem w wyjściowej jedenastce.

Łodzianie zaczęli fatalnie. Kosakiewicz wyprowadził w pole dwóch ełkaesiaków. Dokładnie zagrał przed bramkę. Bomba nie potrafił skutecznie interweniować – wybić futbolówkę – minął się z nią i Bykowski (syn byłego piłkarza łodzian – Macieja) posłał z bliska piłkę głową do siatki. Tylko rwać włosy z głowy. Z rozpaczy.

Sześć minut później mogło być jeszcze gorzej. Fatalnie kryty Jonathan Junior strzelił inteligentnie po długim rogu. Bomba nie sięgnął piłki i… Na szczęście dla łodzian odbiła się ona od słupka.

Bezradny w kreowaniu gry ŁKS szukał szczęścia w dośrodkowaniach. Niestety, wprost w ręce bramkarza Kozioła. Po pół godzinie na celny strzał zdobył się Arasa. Idealny do łatwej obrony.

Pseudotechniczny popis kompletnie niewidocznego napastnika Feiertaga (zagranie, a może nieudolny strzał piętką) sprawił, że zamiast wyrównania, mieliśmy uczucie zażenowania.

Bolało to, że gospodarze w pierwszej połowie przypominali… chłopca do bicia w starciu z beniaminkiem I ligi, który w zeszłym sezonie potrafił przegrać mecz z drugim zespołem ŁKS(!!!!).

W drugiej połowie gospodarze niby próbowali coś tworzyć, ale wolno, czytelnie, bez błysku. W tej sytuacji nic dobrego dla łódzkiej drużyny nie mogło wyniknąć.

W odpowiedzi Kotwica mogła, ba powinna zdobyć drugą bramkę. Po juniorskim, za krótkim wybiciu Gulena (który to już raz!) Kozajda w doskonałej sytuacji strzelił z 12 metrów nad poprzeczkę. W odpowiedzi niecelnie uderzył Łabędzki, a mógł to zrobić zdecydowanie lepiej.

ŁKS przyspieszył. Rywal tracił siły. Łodzianie zdobyli bramkę, ale radości nie było, bo była pozycja spalona (Kelechukwu). Rezerwowi wnieśli sporo energii. Grali, stwarzali niezłe sytuacje. Znakomicie strzelał Młynarczyk, ale Kozioł był na posterunku.

Gdy wydawało się, że coś pozytywnego może się stać, po beznadziejnie głupim, brutalnym faulu Majcenić ujrzał słusznie czerwoną kartkę i wyleciał z boiska. To było wyjątkowe, jakże bolesne podsumowanie tego meczu dla ŁKS! Jakby tego było mało. Po prostej stracie Petrović w sytuacji sam na sam ustalił wynik meczu.

Po meczu kibice przeprowadzili rozmowę wychowawczą z piłkarzami ŁKS.

ŁKS – Kotwica Kołobrzeg 0:2 (0:1)

0:1 – Bykowski (14, głową), 0:2 – (90+5, Petrović)

ŁKS: Bomba – Dankowski, Gulen, Mihaljević, Majcenić, Sitek (46, Młynarczyk), Wysokiński (53, Łabędzki), Kupczak, Mokrzycki, Arasa (64, Kelechukwu), Feiertag (90+1, Zając)

Najbliższy rywal ma większe kłopoty niż ŁKS. Będzie pierwsze zwycięstwo łodzian?

Fot. Łukasz Grochala/Cyfrasport

Jak się przełamać i pierwszy raz wygrać to kiedy, jak nie teraz! 16 sierpnia o godz. 20.30 ŁKS podejmuje beniaminka – Kotwicę Kołobrzeg. Łodzianie mają swoje wielkie sportowe kłopoty, o czym za chwilę. Rywale nie mniejsze. Na Wybrzeżu drużyna się rozchodzi w szwach z prozaicznego powodu – nie płacą! Taka sytuacja jest demobilizująca, frustrująca, odbierającą zaufanie do pracodawcy i chęci skutecznego wykonywania powierzonej roboty.

Co z tego, że w Kołobrzegu gra były widzewiak – Łukasz Kosakiewicz, jest tam 19-letni syn byłego ełkaesiaka Macieja Bykowskiego – Marcel i jeden z najciekawszych napastników polskich lig – Brazylijczyk Jonathan Junior, skoro wszystko idzie mocno pod górkę.

No, wypisz wymaluj jak w ŁKS. Tylko, że w Łodzi nie z powodów finansowych czy organizacyjnych, a sportowych. Drużyna, mówiąc wprost i bez ogródek, gra kiepsko.

Widać, że nowi piłkarze, przez ostatnie miesiące więcej czasu spędzali na zabawie niż trenowaniu i graniu, bo są, mówiąc łagodnie, nieprzygotowani do rozgrywek i chyba muszą upłynąć tygodnie(?) zanim zaczną coś znaczyć. Gorzej, że tak sobie spisują się ludzie, na których chcielibyśmy bardzo liczyć czyli zdolni juniorzy czy Michał Mokrzycki. Kto tylko może przekonuje trenera, żeby dał sobie spokój z eksperymentem i nie wystawiał Pirulo w środku pola, bo zdecydowanie lepiej spisuje się na skrzydle. Czym poskutkują te apele?

Janusz Dziółka nie może się i nas pocieszać, że przez pierwsze 45 minut pojedynku z Miedzą (0:1) zespół dobrze grał… bez piłki, bo powiedzmy wprost w futbolu nie o to chodzi i na dodatek żadne to pociesznie.

Podobnie, jak meczowe statystyki: (strzały: 10:8 dla ŁKS,   strzały celne: 5:3 dla Miedzi | rzuty rożne: 8:2 dla ŁKS. Posiadanie piłki: 51:49 dla ŁKS. Faule: 12:10 dla Miedzi), bo jak widać po końcowym wyniku statystyki nie grają. Liczy się to, co tu i teraz – na boisku. Oby, oby ŁKS pokazał, że robi jednak sportowe kroki do przodu i odniósł pierwsze ligowe zwycięstwo.

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑