Fot. Łukasz Grochala/Cyfrasport

Jak się przełamać i pierwszy raz wygrać to kiedy, jak nie teraz! 16 sierpnia o godz. 20.30 ŁKS podejmuje beniaminka – Kotwicę Kołobrzeg. Łodzianie mają swoje wielkie sportowe kłopoty, o czym za chwilę. Rywale nie mniejsze. Na Wybrzeżu drużyna się rozchodzi w szwach z prozaicznego powodu – nie płacą! Taka sytuacja jest demobilizująca, frustrująca, odbierającą zaufanie do pracodawcy i chęci skutecznego wykonywania powierzonej roboty.

Co z tego, że w Kołobrzegu gra były widzewiak – Łukasz Kosakiewicz, jest tam 19-letni syn byłego ełkaesiaka Macieja Bykowskiego – Marcel i jeden z najciekawszych napastników polskich lig – Brazylijczyk Jonathan Junior, skoro wszystko idzie mocno pod górkę.

No, wypisz wymaluj jak w ŁKS. Tylko, że w Łodzi nie z powodów finansowych czy organizacyjnych, a sportowych. Drużyna, mówiąc wprost i bez ogródek, gra kiepsko.

Widać, że nowi piłkarze, przez ostatnie miesiące więcej czasu spędzali na zabawie niż trenowaniu i graniu, bo są, mówiąc łagodnie, nieprzygotowani do rozgrywek i chyba muszą upłynąć tygodnie(?) zanim zaczną coś znaczyć. Gorzej, że tak sobie spisują się ludzie, na których chcielibyśmy bardzo liczyć czyli zdolni juniorzy czy Michał Mokrzycki. Kto tylko może przekonuje trenera, żeby dał sobie spokój z eksperymentem i nie wystawiał Pirulo w środku pola, bo zdecydowanie lepiej spisuje się na skrzydle. Czym poskutkują te apele?

Janusz Dziółka nie może się i nas pocieszać, że przez pierwsze 45 minut pojedynku z Miedzą (0:1) zespół dobrze grał… bez piłki, bo powiedzmy wprost w futbolu nie o to chodzi i na dodatek żadne to pociesznie.

Podobnie, jak meczowe statystyki: (strzały: 10:8 dla ŁKS,   strzały celne: 5:3 dla Miedzi | rzuty rożne: 8:2 dla ŁKS. Posiadanie piłki: 51:49 dla ŁKS. Faule: 12:10 dla Miedzi), bo jak widać po końcowym wyniku statystyki nie grają. Liczy się to, co tu i teraz – na boisku. Oby, oby ŁKS pokazał, że robi jednak sportowe kroki do przodu i odniósł pierwsze ligowe zwycięstwo.