Przed polskimi rugbistami mecz o 7 miejsce Rugby Europe Championship. W niedzielę o godz. 12.40 team Chrisa Hitta zmierzy się w Amsterdamie z Belgą. Jaką nadzieją na dobry wynik jest to, że silniejsza ma być formacja młyna (wracają do drużyny Mateusz Bartoszek i Aleksander i Jędrzej Nowiccy). Przewaga w tej formacji może dać sukces Polakom. Z tymi graczami w składzie pokonaliśmy Belgów w fazie grupowej 21:15. Chcielibyśmy bardzo, żeby biało – czerwoni powtórzyli ten wynik.
O pierwsze miejsce w zmaganiach powalczą Gruzini z Portugalczykami, a o trzecie Hiszpanie i Rumuni. W tym sezonie nikt nie spada i w kolejnych rozgrywkach rywalizować będą te same drużyny. Skład grup zostanie wyłoniony na podstawie zajętych lokat według systemu: 1-3-6-8 oraz 2-4-5-7.
Kapitan Polaków – Piotr Zeszutek, który ostatnio zmagał się z urazem pięty, po przegranym meczu z Niemcami przyznał szczerze, że egzamin dojrzałości nie został przez drużynę zdany. Mówi: Skupiamy się na tym, żeby wygrać i zakończyć rozgrywki zwycięstwem. Zostawić po sobie dobre wrażenie. Myślę, że było kilka momentów w całej rywalizacji, w których pokazaliśmy dobre rugby i teraz chcemy udowodnić, że zasługujemy na to, by zostać w Rugby Europe Championship.
W kadrze jest czołowy zawodnik Budo 2011 Aleksandrów Łódzki, grający z wielkim powodzeniem jako obrońca – Krystian Pogorzelski.
Grzegorz Szczepański: Z Belgami ostatnio wygraliśmy i teraz chcemy po raz kolejny udowodnić, że jesteśmy lepsi. Znów ich pokonać, tym razem na neutralnym terenie.Na pewno napędza nas to, że ostatnio wygraliśmy. To dodaje pewności siebie, ale nie można Belgów zlekceważyć.
Porażka z Niemcami kosztowała Polskę aż cztery rankingowe pozycje. Drużyna Christiana Hitta zajmuje obecnie 33. miejsce w rankingu World Rugby. Belgia spadła na 29. miejsce po czwartej z rzędu porażce w tegorocznych rozgrywkach.
To był wieczór twardej walki, mocnych zderzeń, od których trzeszczały kości i… błędów. Reprezentacja Polski przegrała w Gdyni z Niemcami 18:23 (7:10) w półfinałowym meczu Rugby Europe Championship, którego stawką było prawo gry o piąte miejsce w turnieju. Teraz spotkają się z Belgią w pojedynku o siódme miejsce. W spotkaniu wystąpił gracz Budo 2011 Aleksandrów Łódzki – Krystian Pogorzelski.
Jesteśmy bardzo rozczarowani tym wynikiem. To nie był ładny mecz i obie strony popełniały mnóstwo błędów. My tworzyliśmy sobie okazje do zdobywania punktów, ale ich nie wykorzystywaliśmy. To jest element, z którym wciąż zmagamy się od wejścia do Championship, by kończyć akcje i stawiać kropkę nad „i”. To był bardzo wyrównany mecz, ale teraz musimy skupić się na tym, co czeka nas w decydującym starciu z Belgami za dwa tygodnie w Amsterdamie – powiedział Christian Hitt.
Niemcy powalczą teraz o piąte miejsce z Holandią. Polaków zaś czeka starcie z Belgią, decydujące o tym, kto zajmie siódme, a kto ostatnie miejsce w Rugby Europe Championship. Przypomnijmy w spotkaniu grupy B Polska pokonała Belgię 21:15 (8:3). Punkty dla Polski: Wojciech Piotrowicz 11, Zenon Szwagrzak 5, Piotr Zeszutek 5. Polska: Fidler, Buczek (Bobryk), Szwagrzak (Bachurzewski) – Krużycki, Bartoszek (Halaifonua) – Cal, A.Nowicki, Zeszutek (Palamarczuk) – D.Plichta – J.Nowicki – Wójtowicz, Hudson, Szczepański, Cooke – Piotrowicz
W przegranym spotkaniu z Niemcami 18:23 grali: Fidler (77, Wiśniewski), Buczek, Bachurzewski (63, Szwagrzak) – Cal (77, Loboda), Mirosz (53, Krużycki) – Olow (52, Palamarczuk), Halaifonua, Zeszutek – D. Plichta (59, Pogorzelski) – Piotrowicz – Wójtowicz, Hudson-Kowalewicz, Szczepański, Cooke – M. Plichta
Spotkanie z Belgami odbędzie się w niedzielę 19 marca w Amsterdamie o godzinie 11. W finale rozgrywek zmierzy się Gruzja z Portugalią, a o trzecie miejsce zagrają Rumunia z Hiszpanią.
Porażka z Niemcami kosztowała Polskę aż cztery miejsca. Drużyna Christiana Hitta zajmuje obecnie 33. miejsce w rankingu World Rugby. Belgia spadła na 29. miejsce po czwartej z rzędu porażce w tegorocznych rozgrywkach.
Ci, którzy słusznie uważają, że rugby to wspaniała, męska, ale też niezwykle emocjonująca dyscyplina sportu, do których i ja należę, mają powody do radości. Polscy rugbiści odnieśli sukces, choć nie byli faworytami pojedynku.
Reprezentacja Polski odniosła historyczny sukces, wygrywając swój pierwszy mecz na poziomie Rugby Europe Championship. Nasi rugbiści pokonali Belgię 21:15 (8:3) i tym samym zapewnili sobie prawo gry na własnym terenie w półfinałowym meczu drugiej fazy turnieju – podaje strona pzrugby.pl.
Polacy po dwóch wysoko przegranych z Rumunią i Portugalią – uczestnikami tegorocznego Pucharu Świata, liczyli na to, że w trzecim meczu uda im się odwrócić kartę i odnieś pierwsze zwycięstwo w Rugby Europe Championship. Trener Christian Hitt wybrał najsilniejsze możliwe zestawienie, a cały zespół przyjechał na stadion skoncentrowany i bardzo mocno zmotywowany. Efekt właściwego przygotowania mentalnego widać było już od pierwszych minut. „Biało-Czerwoni” bardzo szybko zaczęli przeważać fizycznie i zgodnie z założeniami dominowali w młynie oraz autach.
Pierwsze punkty padły po kopie z podstawki, kiedy nasz zespół zapracował na rzut karny, a na trzy punkty zamienił go Wojciech Piotrowicz. Kilka minut później, związany przez Polaków maul autowy wjechał na pole punktowe Belgów, a swoje pierwsze przyłożenie w barwach narodowych zdobył filar Zenon Szwagrzak. Odpowiedź Belgów była natychmiastowa. Allan Williams, rozgrywający 71. mecz w reprezentacji swego kraju zmniejszył straty po rzucie karnym.
Po zmianie stron obejrzeliśmy również jedną z najładniejszych akcji meczu. Po młynie pod polem punktowym Belgów i jednym przegrupowaniu, Dawid Plichta, wybrany potem zawodnikiem meczu, zamarkował szerokie podanie i oddał piłkę za plecy, wbiegającemu Piotrowi Zeszutkowi. Kapitan polskiej kadry niczym torpeda wpadł na pole punktowe wprost między słupy. Chwilę później Wojciech Piotrowicz skutecznie egzekwował podwyższenie i było już 18:3.
Belgowie w końcówce przyspieszyli, a nadzieje, na powrót do gry dał im Dazzy Cornez, który przyłożył piłkę przy chorągiewce. Gościom nie udało się podwyższyć, za to Wojciech Piotrowicz kilka minut później wykorzystał rzut karny, pozwalając znów odskoczyć na 13 punktów. W doliczonym czasie gry, mocno zmęczeni pracą w obronie Polacy nieco zwolnili, a zmiennicy zespołu Belgii dali swojemu zespołowi drugi oddech. Przewaga „Biało-Czerwonych” skurczyła się do sześciu punktów. Prowadzący zawody pozwolił jeszcze wznowić grę, ale gdy Belgowie wypuścili piłkę do przodu w kontakcie, na Narodowym Stadionie Rugby rozbrzmiał ostatni gwizdek i zapanowała euforia.
– Mówi się do trzech razy sztuka. Po dwóch meczach, w których trudno było o zwycięstwo, wygraliśmy. To było nam bardzo potrzebne, bo wykonaliśmy w ostatnich tygodniach i miesiącach ogrom pracy i każdy z nas wiedział, że stać nas na to, by dziś pokonać Belgię. Od początku do końca zachowaliśmy dyscyplinę taktyczną. Trzymaliśmy się planu ułożonego przez trenera i przede wszystkim nie odpuszczaliśmy w defensywie. Pokazaliśmy czym jest twarda, polska obrona. To dla nas ogromne szczęście i satysfakcja, a także mecz, który teraz zbuduje nas przed półfinałowym starciem z Niemcami – powiedział po meczu kapitan zespołu i zdobywca przyłożenia Piotr Zeszutek.
Polacy wygrali swój pierwszy mecz w Rugby Europe Championship i sięgnęli po trofeum im. generała Stanisława Maczka, które zostało ustanowione przed rokiem, jako przechodni puchar, będący stawką każdego spotkania Polski i Belgii. Co więcej „Biało-Czerwoni” dzięki wygranej zapewnili sobie przywilej gry na własnym boisku w kolejnym meczu. Półfinałowe starcie drugiej części turnieju, którego stawką są miejsca 5-8, odbędzie się w Polsce w pierwszy weekend marca, a naszymi rywalami będą Niemcy.
Polska – Belgia 21:15 (8:3)
Polska: Wojciech Piotrowicz 11, Zenon Szwagrzak 5, Piotr Zeszutek 5
Belgia: Victor Andre 5, Dazzy Cornez 5, Allan Williams 3, Florian Remue 2
Żółte kartki: Chris Baudry, Seppe Verelst (Belgia)
Polska: Tom Fidler, Grzegorz Buczek (Kamil Bobryk), Zenon Szwagrzak (Craig Bachurzewski), MichałKrużycki, Mateusz Bartoszek (Vaha Halaifonua), Jan Cal, Aleksander Nowicki, Piotr Zeszutek (KacperPalamarczuk), Dawid Plichta, Jędrzej Nowicki, Robert Wójtowicz, Peter Hudson, GrzegorzSzczepański, Ross Cooke, Wojciech Piotrowicz.
W Gdyni 18 lutego o godz. 21.15 mecz Polaków z Belgami w Rugby Europe Championship. Transmisja w TVP Sport Polska w ostatniej kolejce przegrał z Portugalią 3:65 (3:29). Grając nawet w… trzynastu (kontuzje) Portugalczycy byli w stanie zdobywać punkty. W 2018 roku w Łodzi nasza drużyna przegrała spotkanie z Portugalią 25:27, choć gdyby nie prosty błąd w końcówce meczu mogła go wygrać! Znamienne. W polskiej drużynie nie było żadnego gracza lidera Budo 2011 Aleksandrów Łódzki. Przypomnijmy w pierwszym spotkaniu: Rumunia – Polska 67:27 (38:10). Nasi najbliżsi rywale Belgowie – też mają na swoim koncie dwie dość wyraźne porażki, 17:54 z Portugalią i 5:56 z Rumunią. Mimo to, biorąc pod uwagę poprzedni sezon, ale również doświadczenie gry w Championship, to Belgowie będą faworytem spotkania z Polską.
Trener Polaków Christian Hitt o pojedynku z Portugalią: To był rozczarowujący występ i wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę. Po pierwszym meczu w Rumunii było wiele pozytywów w naszej grze, choć oczywiście nie brakowało elementów, które zawiodły. W mojej opinii, nie patrząc na wynik, ale na obraz gry, poprawiliśmy naszą obronę. Wciąż jednak nie uniknęliśmy błędów i strat piłki, kiedy reagowaliśmy zbyt późno i byliśmy za to surowo karani. To jest już inny turniej i wyższy poziom – ocenił mecz z Portugalią walijski szkoleniowiec.
W ostatnim meczu, sztab szkoleniowy nie mógł skorzystać, z kilku bardzo ważnych graczy. Teraz gracze kontuzjowani i zaabsorbowani zawodowymi obowiązkami znów są w kadrze. Wracają też do niej Kamil Bobryk i Aleksander Nowicki, który po niewielkim urazie dołączy do swojego brata w rozgrywkach Rugby Europe Championship. Dużym wsparciem dla drużyny będzie również Mateusz Bartoszek, który od lat występuje we francuskich i szkockich ligach, a w poprzednich meczach nie mógł zagrać ze względu na zobowiązania klubowe.
Na zgrupowanie do szerokiej kadry Hitt powołał również absolutnego debiutanta Brandona Olowa – rugbistę występującego na co dzień w Australii w zespole Perth Bayswater – najstarszym klubie na zachodnim wybrzeżu Australii. Ten potężny zawodnik drugiej i trzeciej linii młyna jest w połowie Polakiem (jego matka jest Polką) i jakiś czas temu szukał nawet klubu w Ekstralidze. Był też w stałym kontakcie z selekcjonerem biało-czerwonych, który obejrzał kilka jego meczów. Olow wypadł na tyle dobrze, że przed tym arcyważnym spotkaniem został zaproszony na zgrupowanie naszej drużyny narodowej.
Polska, po dwóch porażkach w fazie grupowej, jest już pewna tego, że w Rugby Europe Championship powalczy o miejsca 5-8. Mecz z Belgią zadecyduje jednak, która z tych drużyn zajmie trzecią lokatę i w pierwszej fazie finałów będzie miała przywilej gry na własnym boisku. Belgowie, podobnie jak my, w tym roku awansowali na poziom Championship, wygrywając rozgrywki Trophy. W poprzednim sezonie, w Brukseli, biało-czerwoni ulegli tej drużynie 11:41, rozgrywając jedno ze swoich najsłabszych spotkań. Teraz jednak mamy nadzieję, że na stadionie w Gdyni obraz gry będzie zupełnie inny. Mają nieźle zorganizowaną drużynę, a większość ich zawodników występuje w lidze francuskiej. Mimo to są rywalem o zbliżonym potencjale do naszej reprezentacji i polska „piętnastka” ma szansę powalczyć o pierwsze zwycięstwo na tym poziomie europejskich rozgrywek.
Po marnym meczu Polska przegrał w futbolowej Lidze Narodów z Belgią. Na spotkanie na Stadion Narodowy wybrał się mój przyjaciel Sławek. Garść jego refleksji nie jest niestety optymistyczna.
Dobrze, że Sławek wybrał się do stolicy ze sporym czasowym zapasem, bo pokonanie ostatnich 700 metrów na parking z jednym jedynym wjazdem zajęło mu ponad godzinę. Uff, w końcu zaparkował i poszedł na stadion.
Byli kibice z Belgii, ale w służbach pomocniczych próżno było znaleźć ludzi mówiących po angielsku, którzy pomogliby gościom w bezpiecznym i szybkim dostaniu się na obiekt. Nikt też nie sprawdzał dokładnie tożsamości wchodzących na stadion fanów. Można było wejść na bilet wystawiony powiedzmy na ciocię Zosię, którą futbol obchodzi tyle, co nic.
Z dopingiem było różnie, za to z piwem… Niektórzy przesadzili w ilości wypitego trunku. Nic dziwnego, że mieli kłopoty z oglądaniem i z komunikacją. Oglądać zresztą nie było za bardzo co, bo nasi nie dostarczyli kibicom satysfakcji. Pokazali czarno na białym, że bardzo, oj bardzo dużo, dzieli ich od czołowych drużyn Starego Kontynentu. Ba, pamiętając czasy Adama Nawałki można powiedzieć, że ta odległość niebezpiecznie się powiększa.
A po meczu… Wyjazd z parkingu, za który przecież trzeba było zapłacić, to kolejna droga przez mękę i kolejne minuty, dziesiątki minut straconych w oczekiwaniu na to, żeby wreszcie wydostać się na zewnątrz i ruszyć w drogę do Łodzi.
Słabo, słabiutko, słabiusieńko. Piłkarska Belgia to jakaś polska zmora. Taka rada: nie grajmy z nimi przez powiedzmy najbliższe 10 lat, bo oni nas po prostu strasznie sportowo ośmieszają.
Debiutant Wieteska zachował się niczym nieopierzony junior. Przy dośrodkowaniu krył powietrze, nic zatem dziwnego że rywale bez problemu strzelili nam gola. Po takim błędzie wściekłości nie krył… Glik.
Belgowie momentami nas deklasowali. Nic dziwnego, że pierwszą składną akcję przeprowadziliśmy dopiero po pół godzinie gry. Szkoda, że nawet w światło bramki nie trafił Szymański. Podobnie, jak pod koniec pierwszej połowy, niewidoczny do tej pory Zalewski. Niestety, pan piłkarz światowa gwiazda Lewandowski dostosował się do reszty naszego teamu i grał słabiutko, dając się łatwo wyprzedzać i tracąc momentami piłkę niczym futbolowy debiutant. W naszym zespole nieźle (do przerwy) grał Cash, który był najskuteczniejszym obrońcą i najgroźniej atakującym polskim zawodnikiem.
W drugiej połowie okazje mieli: Lewandowski (z rzutu wolnego), Glik (główkował obok słupka), Świderski (najpierw minimalnie przestrzelił, a potem w 89 minucie trafił w słupek!).
To jednak nie mogło zaciemnić obrazu. Rywale byli o klasę lepsi od naszych piłkarzy – szybsi, lepsi technicznie, bardziej mobilni, bardziej kreatywni. Goli dla nich mogło być więcej, ale dobrze bronił Szczęsny.
Bilans dwóch ostatnich meczów z Belgami. Sześć straconych punktów, siedem straconych bramek, jedna strzelona. I co tu więcej dodać.
Przed meczem nagrody otrzymali ci, którzy zdobywali brązowy medal mistrzostw świata w 1982 roku, w tym reprezentujący wtedy barwy łódzkich klubów: Zbigniew Boniek, Marek Dziuba, Paweł Janas, Józef Młynarczyk, Roman Wójcicki. Tych piłkarzy dostrzegliśmy na trybunach. Nagrodę w imieniu zmarłego Włodzimierza Smolarka odebrał jego syn Euzebiusz.
Dobra wiadomość jest taka, że ma powstać film o Kamilu Grosickim. Zainteresowana jest poważna wytwórnia. Na razie nie wiadomo czy będzie to obraz dokumentalny czy fabularny.
Przez ponad 30 lat pisałem, bardzo często o sporcie, wzbudzający spore emocje felietonik Ryżową Szczotką w Expressie Ilustrowanym. Uznałem, że warto do niego wrócić. Wiele się zmieniło, a jednak nadal są sprawy, które wymagają komentarza bez owijania w bawełnę.
Pisze z Łodzi sobie szkodzi - tak tytułował swoje felietony znakomity Zbyszek Wojciechowski. Inny świetny dziennikarz Antoś Piontek mówił, że w sporcie jak w żadnej innej dziedzinie życia widać czarno na białym w całej jaskrawości otaczającą nas rzeczywistość. Do tych dwóch prawd chcę nadal nawiązywać.