Miała być wiosenna ofensywa. Tymczasem drużyna doznała spektakularnych klęsk (pięciu z rzędu!) na własnym terytorium. W tej sytuacji ktoś musiał dać głowę. Skoro uznano, że główni dowódcy (trener i dyrektor sportowy) się nadają, to musiał oddać władzę wódz naczelny. Tak stało się podczas nocnej personalnej rewolucji w Widzewie. Pracę stracił prezes klubu Mateusz Dróżdż.
Mówiono, że jest kontrowersyjny. Powiedzmy szczerze, że gdyby taki nie był, a był ciepłą kluchą, pewnie nigdy nie zostałby prezesem klubu takiego jak Widzew. W walce o dobre imię swoje i Widzewa z Urzędem Miasta Łodzi miał nie sto, a dwieście procent racji, bo posługiwanie się zmanipulowanym filmem, to po prostu skandal, za który zresztą nikt w UMŁ nie poniósł poważnych konsekwencji. Inna kwestia, że ta sprawa chyba zabierała mu zbyt dużo czasu i energii.
Walcząc i walcząc z kolejnymi wrogami, prawdziwymi i wyimaginowanymi, nie potrafił jednak szukać kompromisów. Szedł po bandzie, czym zyskiwał błyskawiczny, ale krótkotrwały poklask na twitterze, ale też nieprzejednanych wrogów.
Starał się trzymać w ryzach finanse klubu (taka przynajmniej jest oficjalna opinia), ale jednak chyba zbytnio zaufał swoim ludziom i wydał niepotrzebnie kasę na beznadziejne transfery, które zapewniły drużynie nie wymarzony wzlot, a sportowy spadek, by nie powiedzieć wiosenny upadek, ze szczytów ekstraklasy do roli nieciekawego, ligowego średniaka.
Był bezkompromisowy, ale i pamiętliwy, więc pewnie dlatego toczył sądowe boje. Czy wiedział o sprawdzaniu alkomatem trzeźwości zaproszonych na mecz wybranych gości? Na dodatek doszła wizerunkowa plama, gdy klub straszył karnymi odsetkami sponsorów, którzy w ustalonym czasie nie dokonali wpłat na klubowe konto.
Czasami, widać coraz częściej, miał inne zdanie niż właściciel klubu – Tomasz Stamirowski, co też kładło się cieniem na atmosferze na szczytach widzewskiej władzy.
Nie zadbał zimą o znalezienie odpowiedniej bazy treningowej dla pierwszego zespołu na czas wiosennej batalii, co ma się przekładać na słabe wyniki drużyny. Gdyby umiał się dogadać z MOSiR i znalazł ludzi, prawdziwych fachowców, takich jacy tuż obok przygotowują korty Eurotenisa do letniego sezonu, pewnie boiska Łodzianki, które wymagają generalnego remontu, byłyby mimo wszystko wiosną w lepszym stanie. Ale… doprowadził do tego, że dojdzie za grube miliony do gruntownej modernizacji ośrodka przy ul. Małachowskiego.
Tego nie wiem, choć to bardzo ważne, czy za mało poświęcał czasu i uwagi ośrodkowi treningowemu w Bukowcu i gromadzeniem na jego budowę funduszy. Na pewno tradycja Widzewa i szacunek dla ludzi, którzy ją tworzyli, nie był jego oczkiem w głowie. Wielkich, wybitnych piłkarzy minionych czasów nie miał niestety w gronie swoich doradców i mentorów. A szkoda, bo to mądrzy ludzie, którzy wiele w życiu osiągnęli, widzieli, przeszli i mogli służyć nie jedną dobrą radą.
Na pewno (dużo) mniej obiecywał i działał skuteczniej niż jego poprzedniczka Martyna Pajączek. Jaki będzie jego następca (lepszy – gorszy?!) i czy poznamy go podczas wtorkowej konferencji zapowiedzianej przez właściciela Tomasza Stamirowskiego? Mówi się, że nowym prezesem zostanie boss Stali Mielec – Jacek Klimek. Pożyjemy, zobaczymy.