Ryżową Szczotką

Rezerwowy Pafka

Page 7 of 164

Dzieciaki chcą uprawiać sport – bezcenne! Finałowy Turniej Małej Ligi Rugby Tag

Przekonywanie dzieciaków do sportu jest bezcenne. Tym większe uznanie dla Zbigniewa Grądysa. 24 kwietnia na Hali Sportowej przy Skorupki 21 w Łodzi odbędzie się Finałowy Turniej Małej Ligi Rugby Tag. W tym roku udział w lidze bierze 12 drużyn z 7 Szkół Podstawowych w dwóch kategoriach wiekowych: klasy 5/6 i 7/8. Rozgrywki rozpoczniemy o godzinie 10:00, a rozdanie nagród planujemy na godzinę 14.00.

– Cieszy mnie że wracamy po rocznej przerwie z Ligą – mówi Zbigniew Grądys trener Venol Atomówek Łódź – Wspaniałe jest to że mamy aż tyle chętnych nauczycieli i szkół. Chciałbym bardzo podziękować Urzędowi Miasta Łodzi oraz MOSiR Łódź – dzięki, którym liga może odbyć się w dobrych warunkach i z nagrodami.  Każdy uczestnik otrzyma pamiątkową koszulkę i dyplom, a trzy najlepsze drużyny medale i puchary.
– Większość z nas zaczynała od tagów – mówi Angelika Kołodziejczyk zawodniczka Venolek i organizatorka turnieju – dlatego chcemy dalej pokazywać dziewczynkom rugby, jako świetny sport. Chciałybyśmy w pewnym momencie zrobić ligę tylko dla dziewczynek, bo teraz zespoły są mieszane i dziewczynki stanowią mniejszość, choć wyjątkiem są Salezjanie i Szkoła Podstawowa nr51.

Klasyfikacja przed finałami:
Klasy 5/7:
SP 51; SP 141; SP 152; SP Kurowice; SP 45; SP Salezjanie

Klasy 7/8:
SP Kurowice; SP 139; SP 152; SP 51; SP Salezjanie; SP 45

To jest sportowa katastrofa. Tak dalej być nie może. W ŁKS potrzebne jest sportowe trzęsienie ziemi, po ósmej porażce na własnym boisku!

Tak po prostu w piłką grać nie można! Trochę lepsza druga połowa nie jest żadnym usprawiedliwieniem. Potrzebne jest natychmiastowe trzęsienie ziemi. Moim zdaniem minął czas w Łodzi: kompletnie pogubionego i zagubionego trenera Galeano oraz dyrektora sportowego Grafa, którego druga próba zbudowania teamu na miarą walki o ekstraklasę, okazała się kompromitacją.

Łodzianie przegrali dwunasty mecz w sezonie, ósmy na własnym boisku, na 15 rozegranych spotkań. Tak czarnego scenariusza przed sezonem chyba nikt się nie spodziewał.

Po niecałej pół godzinie, katastrofalnym błędach w grze obronnej, a uwaga ta dotyczy wszystkich, od rutyniarza Mokrzyckiego po żółtodzioba Fałowskiego, było praktycznie po meczu. ŁKS przegrywał z GKS Tychy aż 0:3. Wyglądało to wszystko na kompletnie olany przez jedną z drużyn sparing lub mecz nieopierzonych juniorów z ligowymi wyjadaczami. ŁKS może się cieszyć, że stracił tylko trzy bramki. Wstyd, wstyd, Nie, trzeba powiedzieć mocniej: sportowa hańba!

Cztery zmiany w przerwie to był akt sportowej rozpaczy i… Trzeba powiedzieć, że ŁKS coś tam próbował zrobić. Dwa razy pokazał się rezerwowy Norlin. Mamy go chwalić? Zmienił piłkarza Mrvaljevicia, który przez 45 minut nie zrobił kompletnie nic. Nie da się jednak ukryć, że rezerwowi dali drużynie pozytywnej energii. Efekt? Po dobrym zagraniu w pole karne do Balicia, ten ładnym strzałem w przeciwległy górny róg dał gola łodzianom. I to by było na tyle.

25 kwietnia o godz. 18 ŁKS zagra ze znajdującą się w strefie spadkowej Stalą w Stalowej Woli. Druga połowa starcia z GKS daje jakieś, oby nie płonne, nadzieje (choć chaos drużyny przy kontrze rywala woła cały czas o pomstę do nieba!) na sukces. Jeżeli ełkaesiacy przegrają, to wszystko posypie się na łeb i na szyję.

Jakby złych wieści było mało. Aleksander Iwańczyk doznał zerwania więzadła krzyżowego przedniego.

ŁKS – GKS Tychy 1:3 (0:3)

0:1 – Ertlthaler (10), 0:2 – Budnicki (19), 0:3 – Ertlthaler (27), 1:3 – Balić (65)

ŁKS: Bobek – Dankowski, Rudol, Fałowski, Głowacki – Mokrzycki (46, Hinokio), Kupczak (46, Terlecki), Wysokiński (72, Wzięch) – Balić, Mrvaljević (46, Norlin), Młynarczyk (46, Sitek)

Katastrofalne indywidualne błędy obrońców i druga porażka Widzewa z rzędu!

Piłkarze Widzewa w wielkanocnym spotkaniu z Motorem wystąpili w czwartym komplecie strojów – w czerwono-biało-czerwone pasy. Niestety, nowe stroje szczęścia łodzianom nie przyniosły. Widzew przegrał drug mecz z rzędu, 13 w sezonie szósty na własnym boisku. Nie mogło się stać inaczej, skoro katastrofalne indywidualne błędy popełnili łódzcy obrońcy.

Pierwszą składną akcję godną odnotowania Widzew miała miejsce po blisko ˛10 minutach gry. Potem warte odnotowania było niecelne, choć efektowne zagranie przewrotką Ndiaye. Wreszcie, wreszcie doczekaliśmy się składnego kontrataku łodzian (trzech na trzech), po którym, po podaniu Alvareza, Cybulski trafił w słupek.

Takie sytuacje się mszczą. Kozlovsky dał się ograć, jak futbolowe dziecko, przez Ndiaye. Widzewiak faulował w polu karnym, a jedenastkę wykorzystał Wolski, myląc Gikiewicza. Nie ma co kryć. Działo się niewiele. Łodzianie grali słabo i zostali za to surowo ukarani.

Na początku drugiej połowy mógł się zrehabilitować Kozlovsky, ale niepilnowany uderzył z końca pola karnego wysoko nad bramkę, trochę w stylu… rugby. Widzew bardzo chciał szybko odrobić straty. Zamknął rywali na ich przedpolu. I wydawało się, że cel osiągnął. I to w jakim stylu. Cybulski trafił w okienko. Gol nie został jednak uznany, bo młodzieżowiec łodzian był na pozycji spalonej.

Potem obrońca Motoru zablokował strzał Tupty. Czy dotknięcie piłki ręką przez interweniującego rywala kwalifikowało się na podyktowanie rzutu karnego? Sędzia Przybył uznał, że nie.

Co się odwlecze… Kerk wszedł na boisko i z rzutu wolnego dośrodkował tak tak, że po niefortunnej interwencji Najemskiego piłka wpadła do siatki. Łodzianie cieszyli się z wyrównania przez 120 sekund. W odpowiedzi Ceglarz ograł Therkildsena, jakby to robił w meczu juniorów i pewnym uderzeniem pokonał Gikiewicza.

Zmiany w łódzkim zespole nic nie dały. Widzew przegrał po katastrofalnych błędach swoich obrońców. Mecz oglądało na stadionie, mimo wielkanocnej pory, 17 246 widzów, którzy musieli obejść się smakiem. 27 kwietnia o godz. 14.45 Widzew zagra w Zabrzu z Górnikiem.

Widzew – Motor 1:2 (0:1)

0:1 – Wolski (44, karny), 1:1 – Najemski (70, samobójcza), 1:2 Ceglarz (72)

Widzew: Gikiewicz – Therkildsen, Żyro, Ibiza, Kozlovsky – Hanousek – Sypek (78, Krajewski), Alvarez (68, Kerk), Czyż (78, Sobol), Cybulski(78, Nunes) – Tupta (87, Łukowski)

„Rumora” przeczytałem szybko, bez narzekań i… Jak dla mnie za dużo atrakcji!

Co mnie zraża do ostatnio wydawanych książek kryminalnych polskich autorów? Nadmiar, który w nich występuje. Tak sobie myślę, że to może być powód: książki są coraz droższe, więc autorzy i wydawnictwa robią wszystko, żeby czytelnik się nie nudził, nie rzucił kryminału w kąt i zniechęcił się, plując sobie w brodę, że wydał kasę za frajer. Oferują zatem moc atrakcji, jak w dobrej grze komputerowej, ze wszystkich sił starając się skupić uwagę czytelnia.

Z reguły jest zatem tak, że mamy trzy w jednym: kryminał, thriller, opowieść sensacyjno – obyczajową. Akcja goni do przodu na złamanie karku, mając czasami za nic wiarygodność prezentowanych wydarzeń, psychologię postaci, pokazując niechcący literackie szwy i fabularne naiwności.

„Rumora” przeczytałem szybko, bez zachwytów, ale też bez narzekań i… Nie, ja tego nie kupuję. Nie gustuję w takich powieściach kryminalnych.

Zaczyna się nieźle, ciekawie. Andrzej Rumowski, Rumor ma domek na podtoruńskim odludziu i warsztat przyczep kempingowych. I nagle tuż obok, dopada go zepchnięta na dno pamięci przeszłość, z morderstwem w tle. Bohater robi co może, żeby z tej historii wyjść cało, odkryć prawdę i uchronić bliskie mu osoby. Najpierw jest trzęsienie ziemi, a potem… Kryminalna intryga gwałtownie przyspiesza z każdym kolejnym akapitem.

Robert Małecki umie pisać, wie jak zaciekawić czytelnika, ale ja o półkę wyżej, a może nawet dwie, stawiam jego niespieszne, ale jakże wciągające opowieści o komisarzu Bernardzie Grossie. Tu jest czas na jakże sugestywne… parzenie herbaty, pozazawodowe hobby, ale też mnóstwo refleksji na temat samotności, uczuć, obyczajowego zapętlenia na komendzie czy mozolnego, ale uporczywego dochodzeniu do prawdy, która jest bolesna, ale też oczyszczająca.

Robert Małecki, „Rumor”, Wydawnictwo Literackie

KS Hokej Start Brzeziny wygrał w rzutach karnych i jest nadal w lidze niepokonany. Bohaterką – bramkarka Anna Gabara!

Anna Gabara Zdjęcia: Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Zawodniczki KS Hokej Start Brzeziny zrobiły sobie przedświąteczny prezent. W meczu na ligowym szczycie drużyna KS Hokej Start Brzeziny zremisowała z AZS Politechniką Poznańską 0:0 i wygrała w karny 3-1.

Karne wykorzystały: Anastazja Szot, Zuzanna Rubacha i Oliwia Krychniak. Trzy obroniła Anna Gabara. I to ona zasługuje na miano bohaterki spotkania.

Faktem jest, że mogło się skończyć wszystko bez rzutów karnych. Niestety, zawodziła skuteczność. Brzezinianki nie wykorzystały kilku znakomitych sytuacji. Ważne, że w karnych były lepsze i są nadal niepokonane w ligowych zmaganiach.

– Trzeba dodać, że mecz był zacięty i wyrównany – mówi trenerka Małgorzata Polewczak. – Rzeczywiście, to my miałyśmy lepsze bramkowe sytuacje. Cóż, mam tylko nadzieję, że w decydujących o medalach pojedynkach, skuteczność nie będzie nas zawodzić.

Brzezinianki zdecydowanie przewodzą w tabeli ekstraligi. Po 9 kolejce maja na koncie 26 pkt, drugi w tabeli UKS SP5 Swarek Swarzędz zgromadził 14 pkt, trzeci AZS Politechnika Poznańska 13 pkt, a czwarty AZS Politechnika Poznańska II – 1 pkt. I z tym ostatnim zespołem po przerwie spotka się w Poznaniu KS Hokej Start. Teraz dla dziewczyn z Brzezin najważniejsze są przygotowania do wielkanocnych świąt!

Ech, gdyby ŁKS miał dzisiaj takich napastników! 80 rocznica urodzin Jana Mszycy

Zdjęcia: archiwum Jacka Bogusiaka

Grupa Ełkaesiak w składzie: Tadeusz Marczewski, Irek Kowalczyk, Michał  Świercz, Jacek Bogusiak pamięta. W 80 rocznicę urodzin, kustosze pamięci klubu i jego wybitnych postaci, na grobie Jana Mszycy złożyli kwiaty, kartę pamięci, zapalili znicze zostawili klubowe chorągiewki.

– Jan Mszyca urodził się 17 kwietnia 1945 roku, a zmarł 2 stycznia 1984 roku. Jest pochowany na cmentarzu przy ul. Szczecińskiej w Łodzi – mówi Jacek Bogusiak.

Pamiętam jak grał, widziałem i oklaskiwałem napastnika: szybki, przebojowy, ambitny, strzelający bramki, bodaj tę najładniejszą w meczu ze Stal Mielec, wygranym 1:0.

 – Zacząłem gromadzić materiały od 6 kwietnia 1975 roku, kiedy to Jan Mszyca w meczu ŁKS – Stal Mielec strzelił gola – wspomina Jacek Bogusiak. – Miałem wspaniały prezent na 18. urodziny. Piłkarze ŁKS, dzięki prezesowi Edwardowi Gliszczyńskiemu, zaprosili szefów Klubu Kibica, mnie i Annę Elżbietę-Adamczyk po meczu na lampkę szampana.

W latach 1969 – 77 Jan Mszyca rozegrał w ekstraklasie (dawniej I liga) 130 spotkań i I lidze (dawniej II liga) 47 meczów barwach ŁKS, strzelił 35 goli. Strzelał gole w meczach z 21 drużynami, pokonując pięciu bramkarzy – reprezentantów Polski: Jana Tomaszewskiego, Zygmunta Kuklę, Stanisława Burzyńskiego, Piotra Brola i Piotra Mowlika.

Zdobył pierwszą bramkę w meczu rozegranym na ŁKS przy świetle elektrycznym w próbie generalnej oświetlenia w meczu ŁKS – Concordia Piotrków 4:1. Strzelił też gola w pierwszym oficjalnym meczu przy światłach: ŁKS – Motor Lublin 4:0. Strzelił gola w meczu z AIK Sztokholm podczas tournee po Szwecji. Jana Mszycę i Jerzego Sadka Szwedzi chcieli kupić od razu po zakończeniu meczu. Dawali mieszkanie, kontrakt i zaproszenie dla rodziny. Wtedy niestety to było niemożliwe. A być może, gdyby transfer był możliwy, Mszyca zyskałby europejską futbolową sławę!

Widzew. Końcówka ligowych zmagań to jest czas weryfikacji. Kto zdaje egzamin, a kto odpada i będzie musiał pożegnać się z łódzkim klubem?

Mateusz Żyro Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Piękny sportowy sen nie może wiecznie trwać. Trzeba wracać na ziemię i wtedy… dostaje się obuchem w głowę, jak Widzew w Kielcach. Korona ustrzeliła łódzkiego hat tricka. W tym sezonie w trzech meczach z łodzianami była trzy razy górą. Futbolowa zmora czy co?!

Po trzech wygranych, widzewiacy przegrali, po raz pierwszy pod wodzą Żelijko Sopicia. To żadna sportowa hańba, ale… Bez dwóch zdań spotkanie pokazało, na kim można polegać, a na kim niekoniecznie. Widać było, jak bardzo brakuje potrafiących skutecznie walczyć: stopera Mateusza Żyry i pomocnika Marka Hanouska. Z nimi po prostu Widzew jest bardziej… męski w grze i lepszy.

Takie spotkania walki, jak to z Koroną, to też czas weryfikacji. Wydaje się, że przygoda Sebastiana Kerka i Luisa da Silvy z łódzkim klubem wraz z końcem sezonu dobiegnie… końca. Trzeba też się mocno zastanowić. Czy potrzebni są zespołowi: napastnik, który nie jest…napastnikiem, jak Lubomir Tupta, notujący zjazd po sportowej równi pochyłej pomocnik Jakub Łukowski czy kompletnie nieobliczalny w grze obrońca Peter Therkildsen?

Sebastian Kerk Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

W każdym razie potrzebą chwili jest to, żeby szkoleniowiec zebrał towarzystwo do kupy, bo kolejny mecz już wkrótce, a w ekstraklasie nic jeszcze nie jest przesądzone. W 29 kolejce ekstraklasy Widzew podejmie Motor Lublin (19 kwietnia, godz. 17.30). Jesienią, po dramatycznym pojedynku, wygrali łodzianie 4:3, choć rywale prowadzili 2:0. Niestety, Widzew znów wystąpi osłabiony. Jeden z liderów zespołu – Juljan Shehu zobaczył ósmą żółtą kartkę i spotkanie spędzi na trybunach.

Dobra wiadomość: Widzew wybrał wykonawcę, który zaprojektuje i wybuduje pierwszy etap ośrodka treningowego klubu w Bukowcu. Początek budowy jesienią 2025.

O, zgrozo! ŁKS nie tylko przegrywa z kretesem, ale przy okazji marnuje talenty, które powinny być przyszłością polskiej piłki nożnej

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Ligowa groza, groza, groza… ŁKS gra fatalnie i przegrywa. Trener z Peru wymyśla sobie rozwiązania taktyczne, jak nie wypominając, w jakiejś towarzyskiej grze i doznaje kolejnych ligowych klęsk. Wszystko jest nie tak, na opak, pod górę. Miał nastąpić wzlot, jest kolejny upadek. ŁKS – klub futbolowych nieszczęść. Jak długo to jeszcze będzie trwać? I nikt za tę sportową degrengoladę nie poniesie winy? Coś złego musi się dziać w klubie, bo piłkarski ŁKS przegrywa na wszystkich frontach.

Jest jeszcze dodatkowy, wyjątkowo smutny aspekt tej zapaści. W ŁKS marnują się piłkarskie talenty, które powinny być przyszłością polskiej piłki. Prawda jest wprost przerażająca. Aleksander Bobek, Aleksander Iwańczyk, Antoni Młynarczyk, Maksymilian Sitek, Krzysztof Fałowski zamiast robić systematyczne, cieszące oko i futbolową duszę postępy, notują gwałtowny zjazd w dół. Skoro jednak nie mają się na boisku od kogo się uczyć, z kogo czerpać dobrych wzorów, to tak właśnie jest. Doświadczeni gracze to bowiem tylko ligowi kopacze i nic więcej. Trzeba działać i to szybko, bo tych młodych ludzi po prostu nie wolno zmarnować. To by było nie do wybaczenia!

ŁKS 21 kwietnia o godz. 17 podejmie GKS Tychy. Oby tylko znów nie musiał grać przy pustych trybunach. Czy jednak kibice znajdą w sobie motywację, żeby przyjść na stadion? Szczerze mówiąc – wątpię.

Jesienią w Tychach ŁKS pokonał będący w głębokiej sportowej zapaści GKS 3:0. Teraz sytuacja jest odwrotna. Oby tylko tyszanie nie wzięli srogiego odwetu na naszym zdołowanym, łódzkim klubie. Transmisja na TVPSPORT.PL

Jarosław Piechota biega po schodach. Tym razem pokonał 38 pięter czyli 836 schodów. Ależ on ma niespożyte siły!

Zdjęcia: archiwum Jarosława Piechoty

Jarosław Piechota ma niespożyte siły. Znów wspinał się po schodach.

Opowiada: – Sezon towerrunning’owy oficjalnie otwarty. Wprawdzie wcześniej już w tym roku były jedne zawody w bieganiu po schodach Everest Run, gdzie moja drużyna osiągnęła fenomenalne wyniki (gratulacje dla wszystkich jeszcze raz), ale tym razem ja zaczynam ten rok od Bieg Na Szczyt Rondo 1 – opowiada Jarosław Piechota, nasz najlepszy biegacz po schodach – Jest to prestiżowy bieg charytatywny, na który zjeżdża elita towerrunningu z całego świata, a z którego dochód przeznaczony jest na rzecz SOS Wioski Dziecięce. Aż ciężko uwierzyć, że po raz pierwszy startowałem na tym budynku w 2012 roku osiągając wtedy najlepszy wynik 5:06. 

Tegoroczna edycja była moją 10tą no i najgorszą I nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Nawet na pogodę nie mogę zgonić, bo to przecież jest w budynku na: 38 piętrach, 142 m wysokości do mety, 836 schody.

Moja drużyna Orion stawiła się licznym składem i osiągnęła bardzo dobre wyniki, z czego jestem bardzo dumny. Gratulacje dla wszystkich uczestników tej wspaniałej imprezy.
Jest to prestiżowy bieg charytatywny, na który zjeżdża elita towerrunningu z całego świata, a z którego dochód przeznaczony jest na rzecz SOS Wioski Dziecięce.

ŁKS – tylko płacz i zgrzytanie zębów. Dzwońcie i to natychmiast po trenera Marcina Matysiaka. Tylko on może uratować końcówkę sezonu!

Co pozostaje. Tylko bezsilny płacz i zgrzytanie zębów. Nie ma co pisać o kolejnym przegrany meczu – tym razem w Płocku z Wisłą. Po pół godzinie sprawa była rozstrzygnięta, a zaczął… samobójem mający być ostoją łódzkiej defensywy Gulen. Trzeciego gola wbił ełkaesiakom niechciany w ich klubie napastnik, jakiego od jego odejścia nie mają czyli Sekulski.

I tyle o meczu…

Teraz ogólne refleksje. Ci, którzy odwiedzają klub mówią, że zurzędniczał. Za mało w nim sportu i rozmów o sporcie, dużo za to przerzucania papierów, dyskutowania o tym, kto i co ma zrobić.

Kolejna próba zbudowania mocnej drużyny przez wiceprezesa do spraw sportowych – Roberta Grafa, zakończyła się kompletnym fiaskiem, ba wręcz sportową kompromitacją. A wzięty z Księżyca pomysł zatrudnienia młokosa z Paragwaju w roli pierwszego trenera zasługuje na miano Bzdury Roku.

Inna sprawa, tak sobie myślę, jak ci ludzie biegający po murawie ludzie w koszulkach mającego ponad stuletnią tradycję klubu się nie wstydzą, odstawiać taką futbolową kaszanę, a potem ustawiać się co miesiąc do kasy po swoje – te kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Mam dobrą radę do prezesów ŁKS – po pierwsze musicie i to natychmiast odbyć męską rozmowę w szatni, a potem dzwonić aż się dodzwonicie do… Marcina Matysiaka, żeby od poniedziałku przejął odpowiedzialność za pierwszoligowy (he!he! he!) zespół!

Wisła Płock – ŁKS 3:0 (3:0)

1:0 – Gulen (11, samobójcza), 2:0 – Pomorski (19), 3:0 – Sekulski (29)

ŁKS: Bobek – Gulen, Kupczak (46, Dankowski), Fałowski, Pirulo (46, Norlin) – Mokrzycki (75, Iwańczyk), Wysokiński, Hinokio (46, Sitek) – Młynarczyk (30, Głowacki), Mrvaljević, Balić

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑