Ryżową Szczotką

Rezerwowy Pafka

Page 8 of 164

Sukces polskich rugbistów. Pokonali faworyzowanych Szwedów i z kompletem zwycięstw wygrali Rugby Europe Trophy!

Piłkę kopie Wojciech Piotrowicz Fot. Wojciech Szymański

Powiem wprost: nie liczyłem na ten sukces, choć miałem zaufanie do trenerów, były znakomitych zawodników, którzy z nie jednego pieca chleb jedli. Szkoleniowcy reprezentacji Polski w rugby – Kamil Bobryk i Tomasz Stępień ą postanowili oprzeć kadrę na zawodnikach grających w polskiej lidze. I to było świetne rozwiązanie. Drużyna wróciła do swoich polskich, krajowych korzeni i osiągnęła sukces. Trenerzy w meczu ze słabym Luksemburgiem dali pograć zmiennikom, a główne siły skoncentrowali na kluczowym spotkaniu. I cel osiągnęli!

Po bardzo dobrej drugiej połowie reprezentacja Polski seniorów w Rugby XV pokonała Szwecję 29:25 (12:13) w wyjazdowym meczu na Trelleborg Rugby Arena w ramach rozgrywek Rugby Europe Trophy. To był ostatni mecz decydujący o ostatecznym układzie tabeli. Biało-Czerwoni z kompletem zwycięstw okazali się najlepsi w rozgrywkach. Skandynawowie z jedną porażką na koncie zajęli drugą lokatę.

We wcześniejszych meczach Polacy zwyciężyli w Gdyni Litwę 40:13 i Chorwację 58:27, a na wyjeździe Czechów 22:15 oraz Luksemburg 33:10.

Trenerzy reprezentacji: Kamil Bobryk i Tomasz Stępień Fot. Wojciech Szymański

Szwecja – Polska 25:29 (13:12)

Punkty: Szwecja – Jack Tatu Robertsson 10, Axel Kalling-Smith 10, Ale Loman 5; Polska – Wojciech Piotrowicz 9, Łukasz Korneć 5, Kacper Wróbel 5, Dominik Mohyła 5, Thomas Toevalu 5.

Polska: Polska: Quentin Cieśliński, Dominik Mohyła, Zenon Szwagrzak, Piotr Zeszutek- kapitan, Krystian Olejek, Vaha Halaifonua, Michał Mirosz, Thomas Toevalu Leszka – Jędrzej Nowicki – Wojciech Piotrowicz – Kacper Wróbel, Przemysław Dobijański, Nicolas Saborit, Szymon Sirocki – Łukasz Korneć.
Zmiennicy: Wiktor Wilczuk, Jakub Wojtkowicz, Jan Mroziński, Jakub Małecki, Peet Vorster, Alexander Pama, Mateusz Plichta, Adrian Stańczykowski- debiutant.

Niestety jednym radość, drugim smutek. Drużyna narodowa kobiet w siódemkach zajęła 8. miejsce w finale World Rugby HSBC Sevens Challenger w Krakowie i odpadła z dalszej rywalizacji. Polki niestety przegrały wszystkie spotkania.

Gwiazdy i dziennikarze Fot. Wojciech Szymański

W przerwie rywalizacji zawodowców odbyło się spotkanie pomiędzy Gwiazdami Fundacji TVP i zespołem dziennikarzy. Był to charytatywny mecz dla 11-letniego Kuby, który pojawił się na stadionie wraz z rodzicami i spotkał z wszystkimi uczestnikami meczu. W meczu wystąpili m.in. byli piłkarze Wisły Kraków: Jakub Błaszczykowski, Arkadiusz Głowacki, Marcin Wasilewski czy Adam Kokoszka, a także raper Eldo, gwiazdy „Pytania na Śniadanie” oraz były zawodnik reprezentacji Nowej Zelandii Teddy Stanaway. Ostatecznie gwiazdy wygrały 20:10, a pierwsze przyłożenie spotkania zaliczył Adam Kokoszka.

W ekstralidze rugby: Budmex Rugby Białystok – Pogoń Siedlce 12:46.

Było miło, ale się skończyło. Widzew przegrał w Kielcach i musi znów oglądać się za siebie!

W 19 pojedynku Widzewa z Koroną w ekstraklasie wielkiego futbolu nie było. Na dodatek łodzianie po prostych błędach przegrali z kielczanami po raz siódmy. Widzew doznał 12 ligowej porażki, siódmej na wyjeździe. Musi znów oglądać się w ligowej tabeli za siebie!

Widzew musiał zagrać bez dwóch bardzo ważnych, wykartkowanych piłkarzy: stopera Żyry i pomocnikaHanouska. W tej sytuacji kapitanem został… Gikiewicz. Zanim tak naprawdę zaczęto grać kibice(?) urządzili sobie pokaz fajerwerków – jeden, drugi, trzeci, czwarty. Na zadymionym boisku nie dało się grać. No po prostu kompletna przesada. Piłkarze zatem, zanim jeszcze zaczęli walczyć… zeszli do szatni. Mecz rozpoczął się blisko kwadrans po czasie.

Od początku atakowała Korona. Łodzian ratował Czyż, wybijając piłkę głową sprzed linii bramkowej. Pomocnik też po blisko kwadransie był autorem pierwszego celnego strzału Widzewa. To było tylko chwilowe światełko w tunelu, bo cały czas na boisku dominowali gospodarze. Widzew odpowiadał męską, bezpardonową walką, często przekraczającą przepisy. Kielczanie szukali szczęścia w stałych fragmentach gry – bez powodzenia.

W drugiej połowie próbowano przerzucania piłki górą, ale bez sensu. Nic ciekawego się nie działo. Do czasu, oj do czasu… W 54 min Remacle strzelał groźnie zza pola karnego i minimalnie się pomylił. A mierzył w okienko! Nadal jednak więcej było walki, faulowania niż grania.

Po 421 minutach z czystym kontem, Gikiewicz musiał wyjmować niestety piłkę z siatki. Po dośrodkowaniu Błanika z wolnego bramkę głową strzelił Sotiriou, który uprzedził rywali. To tylko zmobilizowało gości. Nie minęły cztery minuty a w zamieszaniu podbramkowym do wyrównania doprowadził Shehu. Albańczyk przedarł się między kilkoma rywalami na szósty metr od bramki i trafił w trzecim kolejnym spotkaniu!

Niestety, to nie był ostatni gol w tym spotkaniu. Po siedmiu minutach cieszyli się z niego gospodarze po rozegraniu rzutu wolnego. Dlaczego łodzianie na piątym metrze tak beznadziejnie pilnowali Dalmau?! Inna sprawa, że wcześniej fatalnie wybijał piłkę Therkildsen, prowokując bramkową akcję. Mogło być po meczu, ale w kolejnej groźnej akcji Korony Dalmau uderzając z metra trafił w Gikiewicza. Widzew próbował atakować – bezskutecznie (Cybulski obok słupka). Skończyło się zatem na porażce.

Korona – Widzew 2:1 (0:0)

1:0 – Sotiriou (69), 1:1 – Shehu (73), 2:1 – Dalmau (80)

Widzew: Gikiewicz – Krajewski (51, Silva), Therkildsen, Volanakis, Kozlovsky – Czyż – Sypek (62, Kerk), Shehu, Alvarez (82, Nunes), Łukowski (62, Cybulski)- Tupta (82, Sobol)

W następnej, 29 kolejce Widzew podejmie Motor Lublin (19 kwietnia, godz. 17.30). Jesienią, po dramatycznym pojedynku, wygrali łodzianie 4:3.

KS Hokej Start Brzeziny się nie zatrzymuje. Wygrywa i ma ogromną przewagę w tabeli. Teraz domowy mecz na szczycie z AZS Politechniką Poznańską

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Piłkarze, choćby w Łodzi, mogą o takiej zwycięskiej serii i takiej przewadze w ligowej tabeli tylko pomarzyć. Drużyna KS Hokej Start Brzeziny idzie przez rozgrywki jak burza.

Kłopoty kadrowe, ani przenikliwe zimno nie są w stanie zatrzymać drużyny KS Hokej Start Brzeziny, która idzie przez rozgrywki jak burza. Właśnie zapisała na swoim koncie dwa zwycięstwa ze Swarkiem Swarzędz (3:0 i 1:0). Zdobyła punkty i zagrała na zero z tyłu. Bramki: Dziyana Voronovich – dwie oraz Oliwia Krychniak i Oliwia Kucharska,Dziewczyny dziękują kibicom za tak liczne przybycie w tak nieprzyjemną pogodę.

– Ważne, że zwycięsko stoczyłyśmy ważne pojedynki – sportowy ze Swarkiem i pogodowy z… zimnem – mówi trenerka Małgorzata Polewczak – Z ligowych meczów lepiej nam się udało pierwsze starcie ze Swarkiem, gdzie miałyśmy zdecydowaną przewagę i nasze składne akcje przyniosły trzy gole. Pomogła zespołowi wracająca do składu Monika Chmiel. Teraz też wystąpi. Liczę na to że zwycięska seria będzie nadal trwać.

Tabela wygląda imponująco i efektownie. KS Hokej Start ma na koncie 24 zdobyte punkty, aż 12 więcej od drugiej drużyny AZS Politechnika Poznańska. Jak na to nie patrzeć w niedzielę w Brzezinach mecz na ligowym szczycie! KS Hokej Start – AZS Politechnika godz. 11.

Dwa spotkania rozegrają juniorki. W piątek w Siemianowicach o godz. 18 spotkanie z Orlętami Sosnowiec, a w sobotę o godz. 12 mecz w Brzezinach ze Swarkiem Swarzędz.

Drużyna zagra w składzie: Anna Gabara, Justyna Ferdzyn,Marzena Koza, Monika Chmiel, Anastazja Szot,Patrycja Kalczyńska, Zuzanna Kornecka,Oliwia Krychniak, Magdalena Pabiniak,Natalia Kucharska, Oliwia Kucharska, Emilia Sikora, Zuzanna Drożdż, Diana Voronovich, Zuzanna Rubacha, Gabriela Budziewska.

Siódma porażka na własnym boisku. ŁKS, co tu kryć, jest po prostu ligowym słabeuszem. Przykre, ale prawdziwe

Nie ma co pisać. ŁKS był słabszy i przegrał ze zmierzającą do ekstraklasy Termaliką. Łodzianom zostaje ratowanie się przed trafieniem do strefy spadkowej. Są zwykłymi przeciętniakami drugiego futbolowego poziomu w naszym kraju. I nikim więcej. Wielkie mocarstwowe sny zostały… mrzonkami. Ofensywa transferowa i… trenerska okazała się śmiechu warta.

Do przerwy łodzianie nie przegrywali i mieli furę szczęścia, bo rywale byli lepsi i mieli swoje sytuacje. Wystarczyło jednak dobre dośrodkowanie Młynarczyka i strzał Wysokińskiego, aby na tablicy wyników widniał remis.

A po zmianie stron… Znów jednak dały o sobie znać zmory łodzian czyli kompromitująca gra w defensywie, co z reguły kończy się stratą bramek. I tak też stało się tym razem. Goście wyszli na prowadzenie i już go nie oddali.

ŁKS próbował, atakował, nie dawał za wygraną, ale też pudłował. Zeszedł więc z boiska pokonany. Doznał 10 porażki, to nieprawdopodobne, ale prawdziwe siódmej na własnym stadionie. O czym w tej sytuacji marzyć? Tylko o tym, żeby nie spaść z I ligi!

Nomen omen 13 kwietnia w samo południe łodzianie zagrają w Płocku z Wisłą. Szanse na punktową zdobycz są raczej marne.

ŁKS – Termalica 1:2 (1:1)

0:1 – Zapolnik (16, głową), 1:1 – Wysokiński (44), 1:2 – Fassbender (53)

ŁKS:  Bobek- Dankowski (68, Hinokio), Rudol, Fałowski, Głowacki (68, Pirulo) – Kupczak, Mokrzycki- Wysokiński, Norlin (57, Balić), Młynarczyk (46, Sitek) – Mrwaljević (84, Wzięch)

Kuba Błaszczykowski i Jerzy Dudek zagrają w rugby! W Krakowie światowy turniej World Rugby HSBC Sevens Challenger

Zdjęcia PZR

Już w piątek 11 kwietnia w Krakowie rozpocznie się finałowy turnieju World Rugby HSBC Sevens Challenger. Szesnaście czołowych ekip świata – w tym Polki – powalczy o awans do zmagań w Los Angeles, gdzie z kolei stawką będzie promocja do HSBC SVNS.

Podczas finałowego turnieju w Krakowie kibice będą mieli okazję obejrzeć również wyjątkowy mecz charytatywny. Organizatorzy we współpracy z Fundacją TVP zaprosili w bezkontaktową formę rugby 7 dziennikarzy sportowych oraz gwiazdy.

Na murawę Stadionu Miejskiego im. Henryka Reymana wybiegną w najbliższą sobotę m.in. Kuba Błaszczykowski, Jerzy Dudek, Marcin Wasilewski, Arkadiusz Głowacki, Adam Kokoszka, raper Eldo, czy reprezentant Nowej Zelandii w rugby 7 Teddy Stanaway. 

Celem meczu będzie zbiórka środków na leczenie i rehabilitację czteroletniego Kuby, który ze względu na zakrzepicę i następującą w jej wyniku martwicę nóg, dla ratowania życia musiał mieć amputowane obie nogi. Chłopiec będzie wraz z rodzicami na stadionie. 

Głównym wydarzeniem będzie topowa sportowa walka. Miasto Kraków wraz z organizatorami zadbało też o to, by przy tej okazji zapoznać mieszkańców miasta ze sztuką rugby – podaje Kajetan Cyganik (Biuro Prasowe Turnieju World Rugby HSBC Sevens Challenger). Organizatorzy turnieju wraz z Miastem Kraków przygotowali kampanię promocyjną, która miała za zadanie przybliżyć tę dyscyplinę, ale także przypomnieć, jak wyjątkowym miejscem jest stolica Małopolski. Punktem wyjściowym tej kampanii jest hasło Poznaj Sztukę Rugby.

W centralnym punkcie miasta, na placu im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego, stanęła ekspozycja, która dosłownie wprowadza kibiców w sztukę rugby, opisując początki sportu, jego historię na świecie oraz w Polsce.

Na stadionie, w trakcie zawodów, organizatorzy także przygotowali mnóstwo atrakcji, które pozwolą nie tylko w teorii, ale i w praktyce zaznajomić się z rugby.

Zwieńczeniem turnieju miał być koncert zespołu Ørganek. Niestety, został odwołany.

Co trzeba zrobić, żeby obudzić w zespole ŁKS ducha walki? Przed łodzianami arcytrudny mecz z Termaliką

Michał Mokrzycki Fot. ŁKS/Cyfrasport

Miało być inaczej. Tymczasem jest ciemno, zimno i do domu daleko. Miała być fantazyjna, skuteczna gra, tymczasem… Jest jakby zmierzch, epigonizm, bylejakość, brak ducha walki i gry. Jak to się ma do słów trenera ŁKS Ariela Galeano: – Chcę, żeby każdy z nas pamiętał o tym, o czym często przypomina się w Ameryce Południowej: nie bez powodu herb klubu nosi się na sercu, a swoje nazwisko jedynie na plecach.

Po kolejnym nieudanym ligowym meczu, tym razem w Siedlcach (1:1 z Pogonią) obraz jest porażający. A jego symbolem postawa jednego z dotychczasowych liderów ŁKS Michała Mokrzyckiego, którą daje się jednak tłumaczyć tym, że po urazie był w stu procentach gotowy do gry. Jak na to nie patrzeć zespół dramatycznie z meczu na mecz obniża swój sportowy potencjał i prezentuje się, jak zbiór przypadkowo dobranych piłkarzy, którzy są na boisku, bo… muszą. Nie ma w tym za grosz radości grania i chęci pięcia się w górę.

ŁKS cały czas stoi sportowo w miejscu czyli tak naprawdę się cofa. Na dodatek wydaje się, że trener Ariel Galeano błądzi w gęstej, sportowej mgle. Dokonuje przypadkowych kadrowych wyborów, które nie pomagają zespołowi. Oby się szybko, bardzo szybko nie okazało, że zatrudnienie Paragwajczyka było jedynie głośnym… faktem medialnym, a tak naprawdę sportowym strzałem kulą w płot.

Promyczkiem optymizmu był debiut 18-letniego obrońcy Krzysztofa Fałowskiego, który z minuty na minutę grał coraz pewniej, a swój występ okrasił golem w doliczonym czasie, dającym punkt drużynie ŁKS.

Oj, trudno być optymistą, zwłaszcza gdy przed ełkaesiakami spotkanie z coraz bliższą bezpośredniego awansu do ekstraklasy – Termaliką Nieciecza w czwartek 10 kwietnia (początek o godz. 18) na stadionie przy al. Unii.  Jesienią było 2:2. Rywale w ostatniej kolejce pewnie pokonali Stal Rzeszów 3:1. Mecz będzie można obejrzeć na  TVPSPORT.PL

Widzew. Jest energia w klubie i w szatni, a to pomaga grać skuteczny futbol, który oddala za horyzont widmo spadku z ekstraklasy

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Powiem szczerze. Miałem obawy, gdy pojawiły się informacje o zapowiadanym, po zmianach w zarządzaniu klubem, wielkim czyszczeniu szatni po sezonie. Wydawało mi się, że morale drużyny spadnie na łeb i na szyję i zaczną się ligowe kłopoty. Tymczasem stało się inaczej. I bardzo dobrze. Widzew wygrał trzeci mecz z rzędu i jest o krok, a właściwie kroczek od utrzymania się w ekstraklasie i budowania lepszej przyszłości.

Drużyna się zmobilizowała. Widać, że piłkarzom zależy – tak na wygrywaniu, jak i na swojej… przyszłości. I co mnie bardzo cieszy, wrócił dobry duch drużyny- walecznej, zaangażowanej, stającej do rywalizacji bez kompleksów. Tak było w czasach Wielkiego Widzewa. Ech, gdyby udało się szybko nawiązać to tej heroicznej przeszłości.

– Widząc naszych kibiców chciało mi się płakać. To coś niewiarygodnego. Minimum, które możemy dać tym ludziom, to walka od pierwszej do ostatniej minuty- mówi trener Żeljko Sopić i ma nie sto, a dwieście procent racji.

Potwierdzają obserwacje o mobilizującej drużynę atmosferze słowa, przeżywającego bodaj najlepszy okres w Widzewie, Juliana Shehu, który twierdzi:- Energia w szatni i w klubie jest świetna, a to pomaga nam grać dobry futbol.

Ligowe mecze wykreowały prawdziwą gwiazdę wyjątkowych futbolowych wydarzeń, a raczej skutecznych strzałów, wyjątkowej urody. Jest nią Fran Alvarez. Jego gol z rzutu wolnego był pokazem umiejętności, futbolowego sprytu i wyjątkowej precyzji. Tylko tak dalej!

11 kwietnia o godz. 20.30 Widzew zagra w Kielcach z Koroną, która choć przegrała, postawiła się Lechowi Poznań. Niestety, łodzianie wystąpią bez dwóch piłkarzy, którzy w starciu z gdańszczanami stabilizowali, a zatem czynili grę drużyny lepszą czyli stopera Mateusza Żyry i pomocnika Marka Hanouska. Na dodatek znów kontuzjowany jest kapitan – Bartłomiej Pawłowski. Straty są poważne. Czy odbiją się na postawie zespołu?

Żeljko Sopić pokazał, że potrafi zarządzać szatnią, nie panikuje w trudnych sytuacjach i podejmuje odważne kadrowe decyzje, pomagające drużynie. Po spotkaniu z Lechią bardzo mocno (i słusznie) chwalił bramkarza Rafała Gikiewicza. Oby po pojedynku Kielcach i kolejnym udanym sportowo i punktowo ligowym meczu Widzewa, miał znów powody do bycia dumnym z postawy swoich graczy. A Gikiewicz? Niech znów zachowa czyste konto – tego mu życzę. Na razie nie wyciągał piłki z siatki przez 352 minuty!

Ten mecz przeszedł do legendy ŁKS i polskiego futbolu. 7 kwietnia 1957 roku łodzianie stali się Rycerzami Wiosny!

Fot. archiwum Jacka Bogusiaka

W I lidze ŁKS gra kiepsko, bardzo kiepsko. Co zatem pozostaje? Jak piękne są wspomnienia…

7 kwietnia to data szczególna i wyjątkowa dla ŁKS. W 1957 roku odbył się jeden z najważniejszych meczów w historii klubu, który zapewnił mu przydomek Rycerzy Wiosny. Skazywany na porażkę ŁKS w wielkim stylu pokonał w Zabrzu Górnika 5:1. Stało się tak, choć przez ponad godzinę łodzianie grali w dziesiątkę.

– Nasz stoper Stasiu Wlazły uległ kontuzji, a wówczas zmiany nie były dozwolone – wspominał Wiesław Jańczyk, pomocnik zespołu z Łodzi, który cztery lata wcześniej wywalczył z ŁKS mistrzostwo Polski w… koszykówce.

Cztery gole dla drużyny prowadzonej wówczas przez trenera Władysława Króla zdobył członek kadry na MŚ 1938 we Francji Stanisław Baran, który w reprezentacji zadebiutował 27 sierpnia 1939 r. w meczu z Węgrami (4:2). Jedną bramkę uzyskał Władysław Soporek, który rok później został królem strzelców ekstraklasy. Gospodarze prowadzili w tym meczu po trafieniu Romana Lentnera.

Kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak: – Rycerzami Wiosny ełkaesiaków mianował redaktor Jerzy Zmarzlik, który relację z tego meczu opatrzył tytułem na pierwszej stronie Przeglądu Sportowego: – Panowie – kapelusze z głów. Tak grają Rycerze Wiosny. Pięć bramek strzelił ŁKS drużynie gwiazd. Piłkarzem dnia został wówczas wybrany Stanisław Baran. Jak się później okazało, ŁKS pokonał przyszłego mistrza Polski. Łodzianom zdobycie złotego medalu mistrzostw udało się rok później, ale to już zupełnie inna historia.

A redaktor Zmarzlik sam przyznał, szukając efektownego tytułu po tym słynnym meczu, przypomniał sobie rozmowę starszych kibiców po zwycięstwie ŁKS 6:0 nad Ruchem Hajduki Wielkie w marcu 1932 r. Entuzjazm był olbrzymi, tym bardziej wbiła się w pamięć rozmowa owych dżentelmenów w kapeluszach: Rycerze wiosny, psiakrew. Jesienią ledwie będą powłóczyć nogami. „Rycerze Wiosny” narodzili się więc 25 lat wcześniej niż to się wszystkim wydaje, a na dodatek wcale nie było to pozytywne określenie charakteru drużyny.

Rycerz to szlachetne określenie, więc szybko zostało podchwycone i przyległo do ŁKS. Przez 60 lat było i wciąż jest utrwalane przez dziennikarzy w meczowych relacjach, a kibice wykorzystują motyw rycerza na koszulkach czy flagach. Rycerz jest też klubową maskotką. Sam strasznie się irytuję, kiedy inne polskie zespoły po kilku wiosennych zwycięstwach nazywane są „Rycerzami Wiosny”. Ten przydomek należy bowiem do ŁKS, tak jak „Czerwone Diabły” to Manchester United.

 Tego samego dnia 7 kwietnia 1957 roku w Łodzi urodził się kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak. No, gdy ktoś już w dniu urodzin jest obarczony takim ełkaesiackim dziedzictwem, to nie ma wyboru, musi ze wszystkich sił kibicowć temu klubowi. Jacek wśród wielu, bardzo wielu książek poświęconych ŁKS, napisał i taką: Wspaniały rok 1957.

O krok od kompromitacji ŁKS. 18-letni debiutant w dniu swoich urodzin w piątej doliczonej minucie gry uratował łodzianom remis w meczu z jedną z najsłabszych drużyn ligi

Miała być otwarta, południowoamerykańska, widowiskowa gra ŁKS, okraszona bramkami. I co? I była kupa szczęścia. W piątej minucie doliczonego czasu gry debiutant Fałowski doprowadził do wyrównania w meczu z jednym z ligowych outsiderów.

Miejsce w podstawowej jedenaste znaleźli pomocnicy: Pirulo i Iwańczyk oraz, co jest pewną niespodzianką, zdolny młody stoper 18-letni Fałowski (debiut w dniu urodzin). Trzej młodzieżowcy w składzie. Gulen i… Mokrzycki wylądowali na ławce rezerwowych. Zabrakło chorego Młynarczyka.

Pierwsi groźniej zaatakowali gospodarze. Mierzony w róg strzał zablokował Fałowski. Po chwili były ełkaesiak Flis niepilnowany z 10 metrów strzelił nad poprzeczka. A potem minimalnie pomylił się Famulak.

Ełkaesiacy? Prezentowali się fatalnie. Łatwo tracili piłkę, byli wolniejsi, popełniali juniorskie błędy, beznadziejne wykonywali stałe fragmenty gry. Trzeba się było głośno, coraz głośniej zastanawiać, co się dzieje.

Po 28 minutach wreszcie, pierwszy niezły celny strzał Iwańczyka. Była jeszcze pierwsza groźna i co najważniejsze składna akcja gości. A potem…

Niedowierzaniem i tylko zgrzytanie zębami. Nikt nie krył w polu karnym Demianiuka. Bardzo źle, niepewnie interweniował Bobek, który sfaulował przeciwnika. Jedenastka i szczęście gości. Podliński posłał piłkę obok słupka. Pierwsza połowa to słabiutka gra ŁKS i moc szczęścia. Tak po prostu być nie może.

W drugiej połowie reżyserem gry gości miał być Pirulo. Ale jako pierwsi rozpracowali rywali gospodarze. Zdobyli bramkę. Uff! Miś był na pozycji spalonej.

Wolniejsi, mniej zdecydowani łodzianie ratowali się faulami. I nagle po indywidualnej akcji faulowany w polu karnym był Balić (jedenastka przyznana po analizie VAR). Po strzale Mokrzyckiego piłkę obronił Lemanowicz. Coś nieprawdopodobnego. W kolejnej sytuacji, pierwszej od bodaj dwóch meczów dobrej centrze (Dankowski), gospodarzy ratował słupek i interwencja bramkarza.

ŁKS przeważał i… para w gwizdek. Nic z tego nie wynikało. Tymczasem po dalekim wrzucie z autu nieupilnowany były ełkaesiak – Flis posłał piłkę głową do bramki. ŁKS może mówić o szczęściu, bo mógł stracić drugiego gola. Skoro tak się nie stało, to w doliczonym czasie gry debiutant Fałowski strzałem z dystansu doprowadził do wyrównania! Więcej szczęścia niż futbolowego rozumu.

Następny mecz  ŁKS z Bruk-Bet Termaliką Nieciecza zaplanowano na czwartek 10 kwietnia (początek o godz. 18).  Jesienią było 2:2. Rywale w ostatniej kolejce pewnie pokonali Stal Rzeszów 3:1.

Pogoń Siedlce – ŁKS 1:1 (0:0)

1:0 – Flis (88, głową), 1:1 – Fałowski (90+5)

ŁKS: Bobek – Dankowski, Rudol (56, Wysokiński), Fałowski, Głowacki, Sitek (81, Zając), Iwańczyk (56, Mokrzycki), Kupczak, Hinokio (46, Balić), Pirulo, Norlin (74, Mrvaljević)

Straszno – śmieszna historia z czasów wojen napoleońskich pokazuje jak łatwo akt dezercji, inaczej odczytany, staje się niechcianym bohaterstwem

Nic i nikt nie przebije jeden z najważniejszych dla mnie książek – Paragrafu 22 Josepha Hellera, którą żeby zdobyć wiele, wiele lat temu, musiałem wydać fortunę. W swej obrazoburczej, gryzącej ironii, przenikliwej obserwacji, tropieniu codziennego absurdu, jest moim zdaniem najbliższa prawdy o wojnie. Ale gdy ktoś się zbliża, idzie tym tropem, wzbudza moje zainteresowanie.

Arturo Perez-Reverte (były korespondent wojenny) jako twórca książek historycznych, kryminalnych, przygodowych potrafił mnie wciągnąć, pozwolić pochłonąć się fabule i tak jest tym razem. W swojej krótkiej, pełnej tak bolesnej, antywojennej ironii, gdzie śmiech więźnie w gardle, historyjce z czasów napoleońskiej kampanii rosyjskiej 1812 roku, pokazuje, jak łatwo podczas wojny akt dezercji, inaczej odczytany, staje się niechcianym bohaterstwem. Jak brak kompetencji, bufonada, zwykła głupota potrafią w sposób nieobliczalny wpływać na przebieg bitwy, ba całej wojny. Jak gra pozorów wynosi na szczyty tych, którzy posyłając tysiące ludzi na bezsensowną śmierć, zasługują (patrząc z pozycji uwikłanego w zdarzenia zwykłego żołnierza, jak i czytelnika) na bezsilny sprzeciw.

Perez-Reverte nie kocha Napoleona, wielkiego mitu o nim, zwala go z cokołu, ale też nienawidzi wojny i żaden śmiech przez łzy, tej nienawiści nie zagłuszy. Ba, wręcz przeciwnie, tylko ją potęguje.

Arturo Perez-Reverte W cieniu orła Wydawnictwo Art Rage, tłumaczenie Filip Łobodziński

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑