Ryżową Szczotką

Rezerwowy Pafka

Widzew prowadził i co z tego. Po dziecinnych błędach stracił w ciągu dwóch minut doliczonego czasu gry dwie bramki i przegrał mecz w Białymstoku. Czarna rozpacz!

Widzew rozpoczął pojedynek w Białymstoku od straty gola, a jeszcze gorzej skończył. W międzyczasie wyszedł na prowadzenie. Długo kontrolował wydarzenia na boisku, ale to, co zrobił w doliczonym czasie gry, woła o pomstę do nieba. Stracił dwie bramki i przegrał wygrany mecz!

Zaskoczenie przed meczem. Kapitan łodzian – Pawłowski, który zaczął spotkanie na ławce rezerwowych, pojawił się w Białymstoku, bez czerwonej czupryny.

To był jubileuszowy (50) występ bramkarza Gikiewicza w barwach Widzewa i golkiper zaczął spotkanie… fatalnie. Bardzo źle wybił piłkę. Goście stracili ją na własnej połowie, a potem popełnili w defensywie błędy godne… przedszkolaków. Jaga chętnie korzysta z takich prezentów. Akcja pary Imaz – Drachal dała prowadzenie gospodarzom.

Co było potem? Faul i żółta kartka (druga w sezonie!) dla Fornalczyka, który za chwilę zaliczył niedokładne podanie. Bezsilność łodzian przejawiała się w żółtych kartonikach. Taki obejrzał też po upływie kolejnych pięciu minut Shehu. To na szczęście nie trwało wiecznie.

Wreszcie po 20 minutach celny strzał łodzianina. Alvarez trafił wprost w bramkarza – pierwsze koty za płoty. Widzew osiągnął przewagę i ją wykorzystał. Premierowego gola dla łodzian zdobył Bergier, po popisowej akcji Akere z Alvarezem. Od tego momentu to Widzew rozdawał karty na boisku. Szkoda, że nie zamienił przewagi na drugiego gola. Niecelne uderzenie Akere, Fornalczyk trafił w boczną siatkę, a Shehu w ręce bramkarza. Trzeba też dodać, że po akcji gospodarzy bardzo dobrą interwencją popisał się Visus.

Początek drugiej połowy na plus dla gości. Niestety, strzał Fornalczyka z ostrego kąta obronił Abramowicz. Szkoda, że gdy po kolejnej udanej akcji strzelał, to trafił w rywala. W końcu sprawiedliwości stało się zadość. Zdecydowanie lepsi i dążący do zdobycia drugiego gola łodzianie, dopięli swego. Aktywny Fornalczyk strzelił tak, że bramkarz odbił piłkę przed siebie. Dopadł do niej Bergier i po raz drugi umieścił w siatce.

Widzew pilnował wyniku i mogło się to źle skończyć. Sędzia mógł podyktować rzut karny za faul na Pululu, ale na szczęście wcześniej był spalony! Co się jednak odwlecze, to nie uciecze. W pierwszej minucie doliczonego czasu gry Jaga dopięła swego. Do wyrównania doprowadził po składnej akcji i wyprowadzeniu w pole defensywy łodzian niezawodny Imaz.

I na tym nie koniec nieszczęść. Gikieiwcz podał do Żyry. Niestety, piłkę przejął Imaz, podał do Pululu, a ten dopełnił formalności. Widzew przegrał, tracąc dwie bramki w doliczonym czasie gry, w ciągu dwóch minut. Po prostych błędach. Po prostu, szkoda słów…

Mecz oglądało 19 987 kibiców.

Jagiellonia – Widzew 3:2 (1:1)

1:0 – Drachal (3), 1:1 – Bergier (25), 1:2 – Bergier (60), 2:2 – Imaz (90+1), 3:2 – Pululu (90+3)

Widzew: Gikiewicz – Krajewski, Visus, Żyro, Kozlovsky – Selahi (60, Czyż) – Akere (75, Cybulski), Alvarez (75, Hanousek), Shehu (82, Pawłowski), Fornalczyk (65, Baena) – Bergier

Klęska ŁKS w Krakowie. To była niestety piłkarska degrengolada w wykonaniu łodzian. Po prostu koszmar!

Miało być nowe otwarcie. Wielka energia i moc w walce o powrót do ekstraklasy, a tymczasem w pierwszej połowie meczu w Krakowie mieliśmy pokazał ełkaesiackiej sportowej degrengolady, jakiej od lat nie oglądaliśmy. Koszmarne pięć minut w ciągu których kompletnie bezradny ŁKS, stracił trzy bramki, znajdzie niestety swoje trwałe miejsce w tej kompromitującej części historii klubu, pokazując czarno na białym, jak nie powinno się grać w piłkę nożną!

Zaczęło się fatalnie. W 2 min przy kontrze Wisły w sytuacji sam na sam z Kuziemką odważnie wyszedł do piłki Bobek. Zderzył się z rywalem i doznał tak bolesnego urazu dłoni, że musiał go zmienić Bomba.

Niestety, to zamieszanie kompletnie rozkojarzyło łodzian, którzy nie byli w stanie wyjść z własnej połowy ze składną akcją. T się zemściło. Po rzucie wolnym, Duarte niepilnowany przez Rudola posłał piłkę głową w róg bramki. Futbolówka odbiła się jeszcze od słupka. Bomba był bez szans.

ŁKS próbował ataków, ale robił to nieporadnie. Gospodarze mieli inicjatywę, groźnie robiło się pod łódzkim polem bramkowym. I fatalnie się to skończyło. Kuziemka minął trzech łodzian, wpadł w pole karnym idealnie dograł do Duarte, a ten po raz drugi głową (tym razem w dużo łatwiejszej sytuacji) posłał piłkę do statki.

Jakby tego było mało po kolejnej niezdecydowanej akcji obronnej, zbyt krótkim wybiciu, Kutwa strzałem zza pola karnego pokonał Bombę. A potem po analizie VAR arbiter uznał czwartego gola, strzelonego przez Duarte.

W ciągu pięciu minut łodzianie stracili trzy gole. To bodaj najgorsze minuty w historii ligowych występów ŁKS na przestrzeni wielu lat! A Portugalczyk Duarte, nie do zatrzymania dla łodzian, zaliczył klasycznego hat tricka. Ełkaesiacy wyglądali tak, jakby wyszli po raz pierwszy na mecz jako jedenastka nieopierzonych, przerażonych ligowym graniem, juniorów. Nic dziwnego, że goli mogło być więcej, a to co wyprawiał w defensywie Craciun wołało o pomstę do nieba!

Strach było się bać o to, co stanie się po przerwie. Szykowała się klęska, jakiej I-ligowe rozgrywki dawno nie widziały. Tymczasem zaczęło się przyzwoicie. Rezerwowy Młynarczyk zapisał na swoim koncie pierwszy (niecelny) strzał ŁKS w tym spotkaniu. Była 46 minuta spotkania. 60 sekund później Piasecki w bardzo dobrej sytuacji główkował nad poprzeczkę. To były płonne nadzieje, na lepszą grę. Składną akcję gospodarzy wykończył Rodado i już ŁKS miał pięć goli w plecy. Koszmar. Trzecią asystę zaliczył Kuziemka.

Łodzianie próbowali. Mieli sytuację. Po dobrej akcji Młynarczyka na drodze jego strzału stanął… kolega. To trochę zakrawało na piłkarską parodię. Potem jednak, trzeba to odnotować, strzał Piaseckiego, obronił Broda. To była chyba najlepsza okazja gości. I to by było na tyle… Niestety, ŁKS zaliczył spotkanie, którego długo, bardzo długo, nam kibicom, nie da się zapomnieć i ciągle rumienić się ze wstydu!

Wisła – ŁKS 5:0 (4:0)

1:0 – Duarte (17, głową), 2:0 – Duarte (28, głową), 3:0 – Kutwa (30), 4:0 – Duarte (33), 5:0 – Rodado (59)

ŁKS:  Bobek (7, Bomba) – Craciun (46, Ernst), Rudol, Fałowski (46, Młynarczyk), Głowacki –  Loeffelsend, Kupczak, Mokrzycki (73, Lewandowski), Krykun, Szczepański (46, Hinokio) – Piasecki

Widzew wbił Jadze siedem goli w przedsezonowym sparingu. Jak będzie tym razem? Czy łodzianie pokażą wszem i wobec, że chcą rozdawać karty w ekstraklasie?

Juljan Shehu Fot. Marcin Bryja, widzew.com

Widzew nasprowadzał nowych piłkarzy (i to jeszcze nie jest koniec), a tak naprawdę wygrał premierowy mecz z Zagłębiem 1:0 dzięki bardzo dobrej grze i pięknej bramce strzelonej przez Juljana Shehu. Jak to dobrze, że w letniej przerwie nikt w Widzewie nie chciał się połakomić i z zyskiem finansowym, ale nie sportowym, sprzedać 27-letniego Albańczyka, bo to on był królem ekstraklasowej premiery. Shehu po zdobytym golu pokazał serduszko. Dla ukochanej. To piękna Tea Haxhimali.

Teraz przed łodzianami wyjazdowy pojedynek w Białymstoku. Mecz 27 lipca o godz. 17.30. Jagiellonia w premierze pokazała… wielki sportowy odwrót. Przegrała u siebie z Termaliką 0:4. Wcześniej w przedsezonowym sparingu straciła siedem goli w starciu z. Widzewem.

W futbolu obowiązuje bezwzględna zasada: jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. I ostatni pucharowy mecz Jagiellonii wyszedł. Wreszcie wygrała. Pokazał swoje strzeleckie umiejętności Afimico Pululu , zdobywając zwycięskiego gola. Oj, jeżeli zagra, trzeba będzie na niego uważać.

Gdzie szukać szans Widzewa? Przy groźniejszych, składnych atakach rywali białostoczczanie potrafili pogubić się, jak futbolowe dzieci we mgle. Zmasowane atak zwłaszcza prawym skrzydłem i wygrywane przez rywali pojedynki jeden na jeden, stwarzały Jadze ogromne problemy. Czy tu mają szukać swojej szansy łodzianie?!

Oby ten pojedynek nie był sportową rehabilitacją i prawdziwym ligowym otwarciem dla Jagi. Powiedzmy wprost, brązowy medaliści ostatnich ligowych zmagań, nadal mają na tyle mocny skład, żeby rozdawać futbolowe karty. Oby tylko nie stało się to w meczu z łodzianami.

Co musi zrobić Widzew, żeby wygrać? Musi zaprezentować się lepiej niż w premierze. Nie dopuszczać do prostych strat, narażając się na groźne kontry. Być zatem bardziej zdyscyplinowanym i konsekwentnym, a jednocześnie śmiałym i skutecznym. Wygrywać pojedynki jeden na jeden i stwarzać groźne sytuacje pod bramką rywala.

Powiedzmy wprost, z będącym na ofensywnym musiku rywalu, Widzew powinien grać z kontry, a wtedy przy uważnej postawie w defensywie, są szanse na szybki skuteczny atak. Na przeprowadzenie takiego stać na pewno nowego pomocnika łodzian – Mariusza Fornalczyka. A zatem? Widzewowi nie pozostaje nic innego, jak walczyć o kolejne trzy ligowe punkty!

Urodziny jednej z najtragiczniejszych postaci w piłkarskiej historii ŁKS – Jacka Płuciennika, zarazem najlepszego przyjaciela Grzegorza Krysiaka

Zdjęcia: archiwum Jacka Bogusiaka

Ech, na to wspomnienie, znów pojawia się wielki, wielki żal. 3 września 1998 roku zginął w wypadku samochodowym były piłkarz ŁKS, błyskotliwy Jacek Płuciennik. Nie brakowało takich, którzy przychodzili na stadion, żeby oprócz oczywiście zobaczyć Jacka w akcji, podobnie jak jego najlepszego kumpla – Grzegorza Krysiaka.

Zresztą Jacek zapytany co będzie robił po skończeniu kariery powiedział: Będę chodził na mecze ze swoim najlepszym przyjacielem – Grzesiem Krysiakiem. Zły los nie pozwolił mu doczekać tych wyjątkowych, pięknych chwil. Obaj przyszli do ŁKS z Boruty Zgierz i obaj zapisali się w historii łódzkiego klubu.
– To był mój największy przyjaciel – mówił Grzegorz Krysiak. –Jacek to ktoś, kto był ze mną, jak przychodziłem do ŁKS. To ktoś, kto mnie polecił do ŁKS. Zawdzięczam mu bardzo dużo. Czasami masz przyjaciela jednego na całe życie i Jacek jest dla mnie właśnie kimś takim. Mimo, że go nie ma, ale zawsze wiem, że z góry patrzy i pomaga, bo to miał w sercu.

Niezawodny kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak przypomina, że jego imiennik Jacek Płuciennik urodził się 25 lipca 1970 roku. A wypadek? Miał miejsce 28 lat później o godz. 19.35. Jacek Płuciennik wieczorem tego dnia wracał z Olsztyna do Łodzi wraz z żoną Anną i synem Bartkiem. Jego samochód seat ibiza zderzył się czołowo z ciężarowym mercedesem. Jacek zginął na miejscu. Był jedyną ofiarą wypadku.

Płuciennik występował w ŁKS przez trzy pełne sezony 1992-1995, a w sezonie 1998/99 rozegrał 2 mecze. Łącznie wystąpił w 97 meczach, strzelił 19 bramek, w tym trzy w derbowych starciach z Widzewem.

Pogrzeb piłkarza ŁKS odbył się 10 września. Przy grobie były sztandary ŁKS, Stomilu ŁOZPN. Jacek Bogusiak położył na grobie duży specjalnie zrobiony (3,5-metrowej długości) szalik z napisem: Łódzki Klub Sportowy – mistrz Polski 1998. Ten szalik najlepszy przyjaciel Jacka, czyli Grzegorz Krysiak zdjął z grobu i wręczył synowi Jacka 6-letniemu Bartkowi.

Dla uczczenia pamięci Jacka rozegrano w Olsztynie towarzyski mecz Olsztyn – Łódź, zakończony remisem 5:5. Uczestniczyło w nim wielu znanych futbolistów. Bramki dla Łodzi strzelali: Gęsior, Niżnik, Cebula, Soszyński i… Krysiak.

Jedna z najfajniejszych imprez sportowo – rekreacyjnych w Łodzi. Już 9 sierpnia! Idealny na lato – do oglądania i… grania – turniej Beach Rugby Manufaktura 2025

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Już 9 sierpnia od godz. 12 plażowe rugby na rynku Manufaktury czyli Beach Rugby Manufaktura 2025. Powiedzmy wprost: jedna z najlepszych i najlepiej zorganizowanych, a przy tym niezwykle atrakcyjnych imprez sportowo – rekreacyjnych w Łodzi w czasie lata!

Animator turnieju, legenda łódzkiego i polskiego rugby Mirosław Żórawski przypomina historię turnieju:

XI. Beach Side Rugby Manufaktura 2025

Kolejny Turniej w nowej formule: zabawy rugby dla dzieci, pokazowy turniej kobiet oraz turniej amatorów ze wsparciem byłych rugbistów i rugbistek (niekoniecznie byłych oraz zaproszonych gości).

X. Beach Side Rugby Manufaktura 2024

Jubileuszowy Turniej w nowej formule: zabawy rugby dla dzieci, pokazowe mecze kobiet i juniorów oraz turniej amatorów. Impreza z udziałem blisko 40 dzieci oraz turnieje 3 drużyn kobiecych, 3 męskich oraz 8 mieszanych składów amatorskich.

IX. Beach Side Rugby Manufaktura 2023

Turniej z udziałem 8 zespołów klubowych – wygrana BUDO 2011 Aleksandrów Łódzki i 6 amatorskich – wygrana Master Pharm.

VIII. Beach Side Rugby Manufaktura 2022

Turniej z udziałem 9 zespołów klubowych – wygrana Master Pharm Rugby Łódź i 4 amatorskich – wygrana Master Pharm.

VII. Bierhalle Manufaktura Beach Rugby 2021

Turniej z udziałem 6 zespołów klubowych – wygrana Master Pharm Rugby Łódź i 6 amatorskich – wygrana ekipy Master Pharm.

VI. Bierhalle Manufaktura Beach Rugby 2020

Turniej z udziałem 10 zespołów klubowych – wygrana Awenta Pogoń Siedlce i 8 amatorskich – wygrana ekipy Master Pharm.

V. Bierhalle Manufaktura Beach Rugby 2019

Turniej z udziałem 9 zespołów klubowych – Master Pharm Budowlani SA i 11 amatorskich – wygrana ekipy Master Pharm.

IV. Bierhalle Manufaktura Beach Rugby 2018

Turniej z udziałem 7 zespołów klubowych – wygrana Master Pharm Budowlani SA i 15 amatorskich – wygrana ekipy Evergym.

III. Bierhalle Manufaktura Beach Rugby 2017

Turniej z udziałem 10 zespołów klubowych – wygrana Master Pharm Budowlani SA i 8 amatorskich – wygrana ekipy Master Pharm.

II. Bierhalle Manufaktura Beach Rugby 2016

Turniej z udziałem 10 zespołów klubowych – wygrana Master Pharm Budowlani SA i 4 amatorskich – wygrana ekipy Bierhalle.

I. Bierhalle Manufaktura Beach Rugby 2015

Pierwszy Turniej z udziałem 8 zespołów klubowych – wygrana Master Pharm Budowlani SA Łódź.

Warto przypomnieć, że…

– impreza posiada charakter rekreacyjno-sportowy,

– uczestnicy nie ponoszą żadnych kosztów oraz opłat wpisowych,

– dzięki w większości stałym sponsorom oraz partnerom uczestnicy otrzymują nagrody indywidualne i zespołowe,

– aktualnie trwają działania nad skompletowaniem składu sponsorów i partnerów imprezy,

– trwają też przygotowania od strony sportowej: plażowe wtorki z rugby (bezpłatne treningi dla wszystkich chętnych).

Teraz przed ŁKS jedna z najcięższych ligowych prób. Łodzianie muszą w Krakowie pokazać charakter i umiejętności, bo Wisła jest na wznoszącej sportowej fali!

Fabian Piasecki Fot. Damian Figura

Do przerwy w meczu ŁKS – Znicz (1:0) było tak, jak chciał trener Szymon Grabowski, nawiązując do słów Pepa Guardioli, że bez piłki jego zawodnicy mają walczyć jak futbolowe bestie, a z nią przy nodze cieszyć się grą: – Chciałbym, żeby to było nasze DNA i kto śledzi bliżej nasze poczynania, to widzi, że ci zawodnicy bez piłki naprawdę są nieprzyjemni, a z piłką potrafią się bawić. Pokazał to nasz sparing z Arką. Chcę, żeby kibice widzieli zespół charakterny, zaangażowany i grający do końca, a w momencie, gdy ma piłkę, to widowiskowy i taki, który może się podobać .

Marzenia się spełniają, na razie przez…45 minut premierowego pojedynku. ŁKS grał imponująco. strzelił jedną bramkę, a mógł kilka. A potem? Lepiej nie mówić. ŁKS dostał 45-minutowej zadyszki, odcięło mu prąd i o mały włos nie stracił dwóch punktów.

Kibice uznali za na najlepszego piłkarza ŁKS tego spotkania napastnika Fabiana Piaseckiego, autora zwycięskiej bramki. Moim i nie tylko moim zdaniem ten tytuł należy się bramkarzowi Aleksandrowi Bobkowi, którego kluczowa interwencja w końcówce meczu pozwoliła zachować łodzianom czyste konto.

Teraz przed łodzianami o niebo trudniejsze wyzwanie. 26 lipca o godz. 15 ŁKS zmierzy się w Krakowie z mocarzem pierwszej kolejki Wisłą. Lider – Angel Rodado strzelił dwie bramki, a krakowianie pokonali w Mielcu Stal aż 4:0! To pokazuje, że każda chwila słabości (a słabe pół spotkania nie wchodzi w ogóle w grę) może łodzian drogo kosztować. Ten mecz pokaże też czarno na białym, czy już teraz ŁKS ma drużyną gotową walczyć o upragniony awans do ekstraklasy czy też nie. Nie można się dziwić, że taki, hitowy pojedynek pokaże na żywo stacja TVP Sport.

Wisła zapowiada, że tego dnia na stadionie im. Henryka Reymana odbędzie się uroczysty benefis Henryka Kasperczaka, jednego z najbardziej utytułowanych trenerów w historii Białej Gwiazdy, ba jednego z najlepszych piłkazry w historii polskiego futbolu. 

Jest łódzki, rugbowy sukces. Sroki Łódź zagrają o tytuł mistrza Polski w rugby XIII

Dobrze, że są jeszcze w Łodzi tacy, którzy podtrzymują mocarstwowe rugbowe tradycje, nie dając zapomnieć, że były nie tak odległe czasy, że to my łodzianie dyktowaliśmy warunki gry na wszystkich rugowych polach. Teraz te tradycje podtrzymują w rugby XIII Łódzkie Sroki. I za to im chwała i uznanie.

Przemysław Kwiecień  – członek zarządu klubu Sroki łódź: – Na boisku Chojeńskiego Klubu Sportowego odbyła się druga runda Mistrzostw Polski Rugby League. Podobnie jak dwa tygodnie temu zwycięzcę wyłonił mecz pomiędzy Łódzkimi Srokami a Wildcats Góra Kalwaria.

Organizatorzy zdecydowali się na rozegranie meczu w formule trzech tercji po 20 minut, zamiast tradycyjnych dwóch 40-minutowych połów. Spotkanie od pierwszych minut stało na bardzo wysokim poziomie, zdominowane przez twardą walkę w obronie po obu stronach boiska.

Przełomem okazała się trzecia tercja, poprzedzona mową motywacyjną trenera Łódzkich Srok, Michała Wójcika. Jego słowa tchnęły w drużynę nową energię, co przełożyło się na znakomitą postawę zarówno w ataku, jak i w obronie. Zdecydowane wyjście linią w obronie, konsekwentne realizowanie założeń taktycznych oraz mądra gra w ataku zaowocowały dominacją Srok. Mecz zakończył się zdecydowanym zwycięstwem gospodarzy 42:6.

Zwycięstwo w Łodzi oznacza, że Łódzkie Sroki zapewniły sobie miejsce w wielkim finale, który odbędzie się po trzecim turnieju eliminacyjnym, zaplanowanym na 9-10 sierpnia w Nowym Sączu. Tam poznamy drugiego finalistę, który zmierzy się z Srokami w walce o mistrzowski tytuł.

Trener Michał Wójcik  podsumował występ zespołu: – Cieszy mnie szeroka kadra, którą mieliśmy na ten mecz, oraz powrót po kontuzji Tomasza Zerbe. Jedynym zmartwieniem była absencja naszego kapitana Mateusza Kowalewskiego z powodów prywatnych. Mecz od początku stał na bardzo wysokim poziomie, z dużą ilością twardej walki w obronie. Jestem zadowolony z postawy zespołu i z tego, że obyło się bez kontuzji.

Maciej Posiadała, który w zastępstwie poprowadził drużynę jako kapitan, powiedział po spotkaniu: – Jestem dumny z naszej drużyny. Z niecierpliwością czekamy na finał – najważniejszy sprawdzian w tym roku.

Zdjęcia autorstwa Miłosza Brózdy i Stanisława Maciąga

To już jedenasty turniej Beach Side Manufaktura. Kiedy? 9 sierpnia od godz. 12. Emocji, tak dla uczestników, jak i widzów, na pewno nie zabraknie!

Zdjęcia: Marcin Zdrojewski

Prawda jest oczywista. Bez pomysłu, energii, zaangażowania Mirosława Żórawskiego, po prostu nie byłoby jednej z najfajniejszych, tak dla uczestników, jak i kibiców, sportowo – rekreacyjnych imprezy w Łodzi czyli Beach Side Manufaktura Już 9 sierpnia turniej numer jedenaście!

Mirosław Żórawski: – Zgodnie z tradycją ostatnich lat również przed Beach Side Rugby Manufaktura 2025 mają miejsce regularne treningi na plaży Manufaktury. Odbywają się one we wtorki o godz.18 i w tym czasie, dzięki uprzejmości Manufaktury oraz operatora plaży, możemy spokojnie poćwiczyć rugby na piasku i tym samym lepiej przygotować się do turnieju.

Spokojnie to może za dużo powiedziane, bowiem na plaży oraz wokół niej zawsze jest mnóstwo ludzi. Zajęcia trwają od 1 lipca do 5 sierpnia są bezpłatne i dostępne absolutnie dla wszystkich. Prowadzę je osobiście. Zapraszam serdecznie, pozostały jeszcze trzy terminy plażowych zajęć: 22.07, 29.07 i 05.08.

11 edycja imprezy odbędzie się 9 sierpnia i rozpocznie się zabawami dla dzieci z piłkami rugby o godz.12. Klubowy turniej kobiet rozpocznie się o godz.13, a po nim od 16 turniej mieszanych zespołów amatorów.

O szczegółach organizacyjnych oraz uczestnikach turnieju będziemy jeszcze informować, Do imprezy pozostało jeszcze trochę czasu. Wszystkie bieżące informacje oraz ciekawostki dotyczące historii plażowego rugby w Łodzi można znaleźć na naszym profilu facebook Beach Side Rugby Manufaktura: https://www.facebook.com/profile.php?id=61575812170660 

I to jest chyba taka największa zmiana organizacyjna, którą postanowiliśmy wprowadzić od tego roku. Zapraszam więc do śledzenia oraz polubienia naszego profilu.

Widzew wygrał, choć łatwo nie było, po bramce, która może zostać uznana za najładniejszą w premierowej kolejce ekstraklasy!

Premierowy mecz Widzewa wielkim widowiskiem nie był. Ot, ligowe spotkanie walki. Ale zwycięski gol zdobyty po pięknym strzale Shehu wart jest odnotowania.

Pięciu sprowadzonych latem piłkarzy pojawiło się w wyjściowym składzie Widzewa na premierowy mecz nowego sezonu ekstraklasy z Zagłębiem. Ta statystyka już pokazuje, że mamy do czynienia z nową, a może raczej budowaną na nowo, drużyną.

Po blisko kwadransie odnotowaliśmy pierwszy celny, choć słaby, strzał łodzian. Jego autorem był Akere. Charakterystyczny obrazek, pojawiający się często. Zagłębie całą drużyną na własnej połowie, zabezpieczane przez pięciu obrońców, szukające swojej szansy w groźnej kontrze.

Tymczasem… Aktywny był Fornalczyk, bardzo widoczny w wygrywanych pojedynkach biegowych. Widzew wyróżniał się tym, że jego ludzie (dwaj piłkarze i trener) po niecałej pół godzinie ujrzeli żółte kartki.

W 30 min pierwszy celny strzał gości – zza pola karnego. Uderzenie Corluki pewnie obronił Gikiewicz. W odpowiedzi mogło być 1:0 dla gospodarzy. Shehu dostał przypadkową piłkę. Wpadł z nią w pole karne. Strzelił, ale bramkarz Hładun nie dał się zaskoczyć. Przy jednej z interwencji Hładun trafił w głowę Bergera, ale arbiter nie dopatrzył się podstaw do podyktowania jedenastki.

Wreszcie, wreszcie bramkową, skuteczną akcję przeprowadzili gospodarze i to jaką – zakończoną strzałem nieomal w okienko!  Therkildsen inteligentnie wycofał pikę przed pole karne do Shehu, a ten popisał się kapitalnym uderzeniem, godnym ligowej premiery. Czy to będzie najpiękniejszy gol tej kolejki?!

Druga połowa rozpoczęła się od serii złych, niedokładnych zagrań. Bardziej energicznie atakowali goście. To zrozumiałe, chcieli w miarę szybko odrobić straty. Widzew starał się nie pozostać dłużny. Wywalczał rzuty rożne – jeden po drugim. Aż cztery. I co? Nic z nich nie wynikało.

Skoro nie szło zbyt dobrze, trzeba było skupić się n walce i bronieniu wyniku oraz na… nowej fryzurze kapitana Pawłowskiego, który pojawił się na boisku.

Z końcówki spotkania warte odnotowania były: niecelny strzał Hanouska, zablokowany Pawłowskiego, minięcie się z piłką Fornalczyka oraz żółte kartki dla rozdyskutowanego Fornalczyka i nieładnie faulującego Sypka – dziś piłkarza Zagłębia. I to by było na tyle. Pierwsze koty za płoty…

Widzów: 16728.

Widzew – Zagłębie Lubin 1:0 (1:0)

1:0 – Shehu (40)

Widzew: Gikiewicz – Therkildsen (75, Krajewski), Visus, Żyro, Kozlovsky – Selahi (69, Hanousek)- Akere (62, Baena), Shehu, Alvarez (62, Czyż), Fornalczyk – Bergier (76, Pawłowski)

Po znakomitej pierwszej połowie, w drugiej ełkaesiakom odcięło prąd, ale ostatecznie wygrali w ligowej premierze

Dla mającego mocarstwowe ambicje (awans! awans!) ŁKS rywal z Pruszkowa jest niewygodnym przeciwnikiem. Łodzianie nie wygrali ze Zniczem od trzech spotkań, a ostatni mecz z udziałem obu drużyn zakończył się sukcesem pruszkowian 3:2. Tym razem ŁKS wygrał, a to dzięki bardzo dobrej pierwszej połowie. W drugiej momentami oddawał inicjatywę, walczył chaotycznie, ale prowadzenie utrzymał i może się cieszyć z premierowych trzech punktów.

Łodzianie rozpoczęli mecz z czterema nowymi piłkarzami w wyjściowej jedenastce, w tym dwoma w drugiej linii (Krykun, Szczepański). W zespole prowadzonym przez byłego trenera ŁKS – Matysiaka, dwaj byli gracze z al. Unii – Lorenc i Koprowski. Gospodarze zaczęli odważnie, nastawiając się na ofensywę. W 8 min po dobrej, składnej akcji strzelał Mokrzycki i minimalnie się pomylił.

Co się odwlecze… Seria kiksów gości sprawiła, że piłkę dostał od Kupczaka Piasecki i niepilnowany z kilku metrów otworzył wynik meczu. Zachował się tak, jak na napastnika przystało. Był w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. Gol ucieszył licznie zgromadzonych na trybunach kibiców. Mogło, ba powinno, być 2:0 po kontrze. Znakomitą akcję Krykuna zakończył strzałem, ale niestety nie golem, Piasecki. Napastnik już do przerwy mógł zaliczyć hat tricka, ale kolejny, tym razem techniczny strzał, był minimalnie niecelny. Dominacja ŁKS nie podlegała dyskusji (12 strzałów na bramkę rywali!). Szkoda, że przyniosła tylko jednego gola.

W pierwszej akcji drugiej połowy wydawało się, że Fałowski faulował rywala. Sędzia podyktował jedenastkę, ale po analizie VAR ją odwołał. Okazało się, że faulu nie było! W odpowiedzi z wielkim trudem Napieraj obronił strzał Piaseckiego. To była znakomita reakcja bramkarza.

W drugiej połowie sytuacja zmieniła się diametralnie. To zaciekle atakował Znicz, a ŁKS bronił się chaotycznie, nie potrafiąc przejąć inicjatywy.

Z czasem… to gospodarze mieli trzy bramkowe, niewykorzystane sytuacje. To był jednak kilkuminutowy pozytywny incydent. Potem bowiem to Znicz przeważał. Po wyjątkowo intensywnej pierwszej połowie łodzianom momentami odcinało prąd. Dobrze, ba znakomicie, dwa razy interweniował Bobek. To on uratował zwycięstwo gospodarzom.

W drugiej kolejce I ligi 26 lipca o godz. 15 ŁKS zagra w Krakowie z Wisłą.

ŁKS – Znicz Pruszków 1:0 (1:0)

1;0 – Piasecki (11)

Widzów: 8573

ŁKS: Bobek – Craciun (83, Wysokiński), Rudol, Fałowski (59, Ernst), Głowacki – Kupczak, Mokrzycki – Norlin (59, Młynarczyk), Szczepański (69, Hinokio), Krykun – Piasecki (69, Lewandowski)

« Older posts

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑