
Zdjęcia Artur Kraszewski
Przez chwilę było miło i szybko się skończyła. Wróciła ełkaesiacka zmora zmór czyli wyjazdowa beznadzieja. Wydawało się przez moment, że ŁKS ma nowy team mogący walczyć o marzenie czyli awans do ekstraklasy. Tymczasem przynajmniej na razie jest to powrót do siermiężnej piłkarskiej rzeczywistości z ostatniego sezonu.
ŁKS przegrał wyjazdowy mecz z nie najmocniejszym, tak się przynajmniej wydawała, Chrobrym Głogów. Na dodatek gwóźdź do łódzkiej trumny wbił były piłkarz łodzian. A inny były ełkaesiak bramkarz Arndt ratował w kilku sytuacjach gospodarzy przed stratą drugiej bramki. To tylko przelewa czarę goryczy.

ŁKS zaczął mecz śmiało, odważnie. Nie trwało to niestety długo. Im dalej w las, tym gorzej. Na dodatek łodzianie zbyt łatwo tracili bramki, a skoro sami byli mało skuteczni to musiało się to wszystko skończyć jak skończyło, czyli bolesną ligową porażką.
Trener ŁKS – Szymon Grabowski: – Jesteśmy bardzo źli z powodu tego, co pokazaliśmy w Głogowie. Myślę, że Chrobry zasłużył na zwycięstwo i gratuluję rywalowi. Sami sobie uświadomiliśmy, jak dużo pracy jeszcze przed nami, nawet w kwestii podejścia do obowiązków przez pełne dziewięćdziesiąt minut, a nie tylko momentami. W pierwszej połowie byliśmy zbyt bojaźliwi, brakowało nam kontroli w środku pola i doskoku do rywala. Klasowa drużyna, którą chcemy być, nie może tak łatwo stracić bramki na 1:2. To był gwóźdź, który nas przybił. Jest to dla nas bardzo surowa lekcja.

15 sierpnia o godz. 18 ŁKS podejmie Stal Mielec.
Chrobry Głogów – ŁKS Łódź 2:1 (0:0)
1:0 – Mazur (54), 1:1 – Lewandowski (59), 2:1- Kelechukwu Ibe-Torti (60)
ŁKS: Bobek – Loffelsend, Rudol, Craciun, Książek (75, Fałowski), Kupczak, Ernst (55, Wysokiński), Hinokio (55, Szczepański), Młynarczyk (46, Balić), Krykun, Piasecki (46, Lewandowski).