Ryżową Szczotką

Rezerwowy Pafka

To już siedem lat, jak nie ma z nami jednego z najbarwniejszych i najbardziej nietuzinkowych piłkarzy w historii Polski i ŁKS czyli genialnego skrzydłowego Stanisława Terleckiego

Zdjęcia z archiwum Jacka Bogusiaka

Jak ten czas szybko i nieubłaganie płynie. To już siódma rocznica śmierci jednego z najlepszych piłkarzy w historii naszego kraju, genialnego lewoskrzydłowego Stanisława Terleckiego, który zmarł w wieku 62 lat. Przypomniał o rocznicy człowiek, który o ŁKS i jego wybitnych postaciach nie daje zapomnieć i wie on nich wszystko czyli kustosz pamięci łódzkiego klubu – Jacek Bogusiak.

To on był jednym z oddanych przyjaciół, którzy pomagali Stasiowi w trudnych dla niego życiowych chwilach. Nigdy nie odmówili pomocy inni bliscy ŁKS i piłkarzowi ludzie, jak Paweł Lewandowski czy Jerzy Leszczyński, w sumie cała prężnie działająca grupa Ełkaesiak, przyjaciele z boiska, no i oczywiście człowiek, z którym Stan grał w ŁKS i Ameryce, czyli Grzegorz Ostalczyk.

Stanisław Terlecki mówił w wywiadzie: Nasza rodzina miała majątek w Stanisławowie, dlatego mam na imię Stanisław. Mój dziadek ze strony ojca, Józef, był oficerem w armii austro – węgierskiej. W naszej rodzinie dzieci musiały znać dwa – trzy języki obce, mieć lekcje muzyki.

Jako jeden z nielicznych ówczesnych polskich futbolistów realizował z powodzeniem swoje intelektualne ambicje. Ukończył historię na Uniwersytecie Łódzkim (tytuł pracy magisterskiej: „Kodeks rycerski w XIV-wiecznej Polsce”). Uwielbiał polską klasykę: „Ziemię obiecaną” i „Trylogię”. Mówił mi, że zmienił stołeczną Gwardię na ŁKS, bo chciał uciec z Warszawy, jak najdalej od milicyjnego klubu w którym nie znajdował dla siebie miejsca. W przenosinach do Łodzi pomogła jedna z łódzkich… włókniarek, która upomniała się o piłkarza, gdy miasto odwiedził rządzący ówczesną Polską – Edward Gierek.

Potem jako jeden z nielicznych sportowców Terlecki wspierał Solidarność, brał udział w strajkach studentów. Uczył też historii w szkole podstawowej i liceum.

Stanisław Terlecki w barwach ŁKS (w latach 1975–1981, 1986–1988, 1990) zagrał w około 180 meczów i zdobył 23 gole. W 1981 roku poleciał za Ocean, do USA, gdzie grał m.in. w słynnym Cosmosie Nowy Jork. Furorę robił w halowych rozgrywkach jako zawodnik Pittsburgh Spirit, szybko stając się największą gwiazdą tego zespołu.

Ech, gdyby nie kontuzja, która wykluczyła go z gry w reprezentacji Polski, jestem pewien, byłby gwiazdą mundialu w 1978 roku i nie jest wykluczone, że bardzo pomógłby drużynie w zdobyciu kolejnego medalu mistrzostw świata. Terlecki w latach 1976-80 rozegrał 29 meczów w reprezentacji narodowej i zdobył siedem bramek.

W polskiej ligowej piłce: czy się stoi czy się leży wielka kasa się należy, tymczasem… zachorowała klubowa kasjerka

Polska ligowa piłka jest słaba, a co najwyżej przeciętna, jeśli chodzi chodzi o sportowy poziom, bo gdy mówimy o zarobkach to…

Czytam na lodzkisport.pl: Prawie 24 miliony złotych – tyle w minionym sezonie na wynagrodzenia wydała Wisła Kraków. To najwyższy wynik ze wszystkich pierwszoligowych klubów. Koszt zdobycia punktu wyniósł w krakowskim klubie około 470 tys. zł. A antyefektem był brak awansu do ekstraklasy.

Pozostałe polskie kluby też raczej nie oszczędzały na pensjach dla piłkarzy. Prawdziwym kuriozum jest Zagłębie Sosnowiec. Koszt zdobycia jednego punktu był tu najwyższy i wyniósł 560 tys. zł. Zagłębie, mimo wypłacenia ponad 9 mln zł na wynagrodzenia (10. wielkość w lidze) zdobyło jedynie 16 punktów i spadło z Betclic 1 Ligi.

Nie ma w tym zestawie łódzkich klubów, bo wtedy jeszcze oba grały w ekstraklasie. A ile wydawały na pensje piłkarzy? Pewnie też niemało, wszak Ekstraklasa SA potrafiła sypnąć groszem.

Może jakimś sposobem na uzdrowienie tej sytuacji i przywrócenie właściwych proporcji jest to o czym mówił bramkarz Widzewa – Rafał Gikiewicz w programie „Czas Decyzji” na kanale Meczyki: – Największe pieniądze w karierze otrzymywałem za wygrane spotkania. Jeśli ktoś zarabia 20 tys. euro w polskiej lidze, a za zwycięstwo premię ma 1 tys. euro, to ona nie robi wrażenia. A z doświadczenia wiem, że wysokie bonusy powodują ogień na treningach. W Niemczech na dzień przed meczem nadal nie wiesz, kto gra. Wióry lecą na zajęciach, bo każdy chce grać i mieć możliwości zdobycia premii na boisku.

A w polskiej piłce jest tak, że… czy się stoi czy się leży wielka kasa się należy. A potem, gdy przychodzi dzień wypłaty, okazuje się, że zachorowała klubowa kasjerka.

Drybling na chustce do nosa udawał się Stasiowi Terleckiemu znakomicie. To piłkarz, który bez dwóch zdań, świetnie sprawdziłby się w dzisiejszym futbolu!

Zdjęcia: archiwum Jacka Bogusiaka

Ostatnie mecze tak polskie, jak i zagraniczne pokazały czarno na białym, to, co było oczywiste, ba, narzucające się, podczas piłkarskich mistrzostw Europy. Nastał czas kreatywnych, szybkich i skutecznych, przebojowych skrzydłowych, którzy potrafią wygrywać pojedynki jeden na jeden, robić różnicę na boisku, pozwalającą sprowadzić anarchię i niepewność w poukładanej szczelnej defensywnej grze rywali.

Ech, to byłby wielki czas dla ełkaesiaka Stasia Terleckiego. To o kontrakt z nim zabiegałyby największe kluby Europy! Taki kreatywny, doskonale wyszkolony technicznie, szybki jak wiatr, niezwykle inteligentny skrzydłowy byłby po prostu na wagę złota.

Przypomnę, że po flekowaniu go przez komunistów, którzy nie mogli znieść tego, że czynnie wspierał solidarnościową opozycję, został przez nich pod wydumanym pretekstem naznaczony piętnem, dyskwalifikacją czyli zakazem grania. Na szczęście w Ameryce, dokąd ostatecznie trafił, wszystko zmieniło się nie do poznania. Tam Stan pokazał swój wielki talent. Jego wyjątkowa gra stała się znakomitą reklamą zawodowego, halowego futbolu za Oceanem.

Stasio to facet, któremu znakomicie udawał się „drybling na chustce do nosa” czyli udane kiwki na niewielkiej przestrzeni boiska. W takiej grze był mistrzem, idealnym na nasze futbolowe czasy.

Skąd wzięło się powiedzenie: drybling na chustce do nosa? Z wywiadu z jednym z najznamienitszych pisarzy XX wieku – Bohumilem Hrabalem. Książki wybitnego czeskiego twórcy przetłumaczono na 27 języków, na podstawie jego twórczości powstało kilkanaście filmu, w tym najbardziej utytułowany – Pociągi pod specjalnym nadzorem – nagrodzony w 1968 roku Oscarem za najlepszy film nieanglojęzyczny. Przyznam szczerze, że ja najbardziej się cieszę, gdy telewizja powtarza inny film duetu Hrabal – Menzel – Postrzyżyny. To tak na marginesie.

Wracają do powiedzenia…

Powiedzenie: „drybling na chustce do nosa” miało być tytułem wywiadu z mistrzem słowa, ale według wydawcy to nie brzmiało najszczęśliwiej. W efekcie mamy Hidegkutiego, członka legendarnej drużyny piłkarskiej. Sam Hrabal dodał motyw „dryblingu Hidekutiego na chustce do nosa”, wielokrotnie przewijający się przez rozmowę. Tak to tłumaczy: – Ten drybling pana Hidegkutiego przezwycięża nie tylko semantyczny chaos pytań, ale i moich odpowiedzi, że pewne braki tej rozmowy stają się zabawą z czytelnikiem, że ta lektura jest penicyliną przeciw konwencji i stereotypom… I dlatego zatytułowałem to interview Drybling Hidegkutiego, aby złożyć podziękowanie i hołd panu Hidegkutiemu, który potrafił w taki sposób uniezwyklić mecz piłkarski za pomocą technicznych sztuczek z piłką na małym kawałku boiska, że nie tylko rywalom, ale przede wszystkim widzom zapierało dech…

Te same słowa można napisać o Stasiu Terleckim!

Rugby. Polska Husaria czyli kadra U 23 rywalizowała jak równy z równym z drużynami z RPA, a ten kraj to rugbowy top topów!

Fot. PZR

Szukam światełek w tunelu, nadziei na lepsze czasy polskiego rugby. Może to są jedne z nich?

Podczas gdy seniorska reprezentacja RPA świętowała zwycięstwo w drugim turnieju HSBC SVNS w Kapsztadzie, młodzieżowe reprezentacje regionów tego kraju rywalizowały z reprezentacją Polski U23 w rugby 7 w Villajoyosa w Hiszpanii. Postawa i umiejętności, które zaprezentowali „Biało-Czerwoni” w spotkaniach z drużynami ASV South Africa zasłużyła na duże słowa uznania trenerów – podaje Kajetan Cyganik – biuro prasowe PZR.

Grupa piętnastu zawodników wyleciała do Hiszpanii, by pod szyldem „Polish Winged Hussars” (Polska Husaria), wziąć udział we wspólnej akcji szkoleniowej z reprezentacjami regionów RPA oraz kadrą „development” Hiszpanii. Mecze przyniosły bardzo dużo cennych doświadczeń.

Nasza kadra rozegrała cztery mecze. Na otwarcie pokonała drużynę U23 27:17. W kolejnym spotkaniu z zespołem U19 prowadziła 12:7, ale przy stanie 17:17 straciła w końcówce dwa przyłożenia w narożniku boiska. Rewanż był jednak udany – Biało-Czerwoni wygrali 12:10. W ostatnim starciu dnia zabrakło już jednak nieco siły i nasi rugbiści ulegli rywalom z RPA 12:28.

Drugiego dnia nasza drużyna ponownie ograła skład U23 akademii ASV 17:15. Następnie doszło do dwóch pojedynków z ekipą U19. Sztab trenerski dał w tych meczach więcej czasu gry młodszym i mniej doświadczonym graczom. I choć pierwsze starcie przegrali minimalnie 14:19, to w drugim okazali się już lepsi, wygrywając 26:24.

– Wszyscy gracze udowodnili swoją wartość, pokazali potencjał i zaprezentowali postawę godną reprezentantów Polski. Jestem zadowolony z wyników, jakie osiągnęliśmy przeciwko bardzo dobrym przeciwnikom. To zgrupowanie potwierdziło również, że im więcej czasu spędzamy razem, tym lepiej prezentujemy się w grze.

Już nie mogę się doczekać, aby ponownie spotkać się z tą grupą i kontynuować pracę podczas zgrupowania jeszcze przed świętami. Chociaż turnieje Rugby Europe Trophy wydają się być odległą perspektywą, czas szybko mija i musimy jak najlepiej wykorzystać zimowe miesiące, by zebrać jak najwięcej doświadczenia. Jestem podekscytowany pracą z tą grupą, a oglądanie jak sobie radzą na boisku, to była dla mnie czysta przyjemność – powiedział zadowolony trener reprezentacji Chris Davies.

KS Hokej Start Brzeziny. Trenerka Małgorzata Polewczak: – Nie ma co kryć, to był udany dla nas rok. Tylko tak dalej!

Zdjęcia Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Sportowa jesień KS Hokej Start Brzeziny udała się drużynie znakomicie, zresztą jak cały rok. Brzezinianki są liderkami rozgrywek na trawie i w hali.

W tej drugiej odmianie hokeja w drugim turnieju o mistrzostwo Polski drużyna KS Hokej Start Brzeziny, zdobyła cztery punkty. W meczu dwóch liderek zmagań brzezinianki zremisowały z UKS SP 5 Swarek Swarzędz 1:1. KS Hokej Start prowadził 1:0 po golu Oliwii Kucharskiej w 17 minucie, a rywalki wyrównały w 33 min. spotkania. W drugim spotkaniu podopieczne trenerki Małgorzaty Polewczak pokonały drugi zespół AZS Politechnika Poznańska 4:0. Po dwie bramki zdobyły: Monika Chmiel i Dziyana Varanovich. A ponieważ Swarek przegrał z pierwszą drużyną AZS 0:4, KS Hokej Start jest samodzielnym liderem tabeli.

Trenerka Małgorzata Polewczak: – Myślałam, że na skutek kontuzji i przeziębień ważnych zawodniczek po prostu będzie ciężko. Tymczasem… Jestem zadowolona z postawy dziewczyn. Pokazały moc i charakter, Ba, gdyby wykorzystały kilka dogodnych sytuacji mogły też wygrać drugie spotkanie. Moje uznanie jest tym większe, że musiały rozgrywać mecz po meczu z bardzo krótką przerwą, a jednak nie dały się złamać.

Nie mniej ważne od zmagań sportowych są zmagania… budowlanie. HOSTA GROUP Sp. z o.o. z Grębocina prowadzi budowę Hali Widowiskowo-Sportowej przy ul. Hetmana w Brzezinach. Firma ma zrealizować inwestycję w ciągu 21 miesięcy. Gmach ma mieć 1,8 tys. m.kw. powierzchni. Obiekt będzie całkowicie dostosowany do potrzeb osób z niepełnosprawnościami. Będzie można tu nie tylko uprawiać wiele dyscyplin, ale także organizować koncerty i inne wydarzenia kulturalne. Obok hali powstanie parking. Wartość inwestycji to ok. 18 mln zł.

Małgorzata Polewczak: – Ładnie to wygląda, tak z zewnątrz, jak i wewnątrz, gdzie trwają ważne prace. Wierzę, że po wakacjach przyszłego roku będziemy mogły pracować w hali w Brzezinach!
Wiosną drużyna KS Hokej Start Brzeziny po raz 18 została mistrzem Polski w hokeju na trawie. Wcześniej brzezinianki triumfowały w rozgrywkach halowych, wygrały zmagania w Klubowym Pucharze Europy na trawie i awansowały do wyższej dywizji.

Drużyna KS Hokej Start Brzeziny zajęła trzecie miejsce w turnieju rozgrywanym w Skierniewicach Eurohockey Indoor Club Trophy Women 2024. Turniej wygrały Holenderki – Pinokle, które brzezinianki pokonały 4:3, drugie Litwinki – Siauliai Ginstrekte-Akademija, z którymi podopieczne Małgorzaty Polewczak po zaciętej i dramatycznej walce przegrały 2:3. W turnieju wzięło udział osiem drużyn. Brzezinianki utrzymały się na tym poziomie klubowych zmagań. Warto dodać, że były ich beniaminkiem. Diana Voronovich zdobyła w turnieju 10 bramek. Monika Polewczak została wybrana najlepszą zawodniczką Klubowego Pucharu Europy.

Karierę sportową zakończyła Paula Sławińska, która ponad 100 razy broniła barw Polski. Teraz chce być bardzo dobrą międzynarodową sędziną.

Małgorzata Polewczak: – Nie ma co kryć – to był udany dla nas rok. Tylko tak dalej. Do drużyny wchodzą nowe, młode, bardzo zdolne hokeistki. Ważne, że mają od kogo się uczyć.

Po prostu żal, że nie ma w Łodzi rugbowej drużyny, która będzie walczyć o ligowe medale, że nie ma też legendarnych, świątecznych spotkań…

A mnie zazdrość serce ściska. Obserwuję uważnie informacje pojawiające się w sieci i oglądam zdjęcia z uroczystego podsumowania roku w wielu rugbowych miejscach w Polsce. Jest wspólny posiłek, są okolicznościowe prezenty, są galowe stroje, a przede wszystkim są: dobry nastrój i szerokie uśmiechy.

Tak kiedyś było w Budowlanych SA, gdzie sukcesów sportowych nie brakowało. 14 sezonów i w tym czasie medale: 4 złote (2016–2018, 2023), 5 srebrnych (2011, 2012, 2015, 2019, 2021), 1 brązowy (2013) oraz 7 tysięcy widzów podczas finałowego meczu na stadionie przy al Piłsudskiego, a na koniec wielkie sportowe święto przy pełnych trybunach na stadionie w Aleksandrowie Łódzkim.

Były też podczas takich uroczystych, podsumowujących udany rok spotkań, prawdziwe hity, jak kalendarz ze znakomitymi, ponadczasowymi zdjęciami Pawła Łachety, pokazujący walczących w błocie graczy z Łodzi i Krakowa, niczym antycznych herosów. O tym kalendarzu mówi się do dziś, a dla wielu jest on drogocenną pamiątką. Cóż, na własne życzenie Budowlani SA wyimpasowali się z rugbowej gry. Pozostały: pustka, smutek i żal...

Są w ekstraklasowych rozgrywkach KS Budowlani WizjaMed z legendarnej ulicy Górniczej 5, gdzie wiele dobrego zdarzyło się w łódzkim i polskim rugby. Wyjątkowo o tym kultowym miejscu rapował O.S.T.R. Teraz jednak łódzcy rugbiści o medale bić się nie będą. Wyraziściej zaznacza swoje miejsce na ligowej mapie ich gracz – Lukas Niedzwiedzki, który z 69 zdobytymi punktami, jest czwarty na liście najskuteczniejszych. Rozgrywki zostaną wznowione pod koniec marca 2025 roku.

Gdy się dobrze rozejrzeć to widać czarno na białym, że rugby może być pasjonującym, pełnym emocji do ostatnich sekund, widowiskiem. Tak było choćby w meczu rugbowej Ligi Mistrzów Toulonu z Glasgow Warriors (30:29). Takich spotkań i niebywałych emocji życzę wszystkim w polskim i łódzkim rugby w 2025 roku!

ŁKS. Potrafili wygrać pięć ligowych meczów z rzędu. I co? Wielkie sportowe… nic

Mateusz Kupczak Fot. ŁKS/Cyfrasport

To widać czarno na białym. Futbolowa jesień nie udała się piłkarzom ŁKS. Zajmują dopiero 9 miejsce w tabeli, wygrali 7 spotkań, ale też 7 przegrali, kompromitując się w końcówce brakiem zwycięstw i… bramek na własnym boisku oraz zrozumiałym w tym wypadku drastycznym spadkiem frekwencji.

Trudno w tej sytuacji uwierzyć, że ŁKS mógł się cieszyć serią 5 (słownie: pięciu) zwycięstw z rzędu i marzyć o TOP 3 I-ligowej tabeli. Niestety, nic z tych marzeń nie zostało. Najlepsze fragmenty meczowe łodzian, to te, gdy mieli oni najwięcej sił i skutecznie realizowali taktykę mocnego pressowania na połowie rywala oraz szybkiego budowania akcji, kończonych celnym strzałem. Między 31, a 45 minutą zdobyli siedem bramek, żadnej nie stracili. Im dalej w las, tym gorzej… Między 76, a 90 minutą tylko trzy razy trafiali do siatki, za to stracili aż osiem goli!

Zastanawiające jest to, że najwięcej (20, w tym 7 celnych) i… najmniej (7) uderzeń oddali w zwycięskich starciach z Pogonią Siedlce 2:0 i Wisłą Kraków 3:1. Siedem celnych strzałów zdało się psu na budę w pojedynku ze Stalą Stalowa Wola (0:0). Wyjątkową skuteczność ełkaesiacy pokazali w starciu z Odrą Opole. Jedno uderzenie w światło bramki dało im zwycięstwo 1:0. W tym spotkaniu wygrali też najwięcej pojedynków – 116. To pokazuje, że ambicja i boiskowa walka się opłacają.

Na pewno na plusik może ligową jesień zapisać pomocnik Mateusz Kupczak, który zablokował 18 strzałów (drugi wynik w lidze) i miał najwięcej przechwytów – 111 (trzeci ligowy wynik). To powinien być piłkarz na którym, obok Michała Mokrzyckiego, będzie ŁKS budował wiosną swoją ligową przyszłość, przynajmniej w drugiej linii.

Wiceprezes do spraw sportowych ŁKS – Robert Graf przyznaje, że plan był inny czyli miejsce w czołowej szóstce. Będą w tej sytuacji zmiany i to na wielu pozycjach, bo niektóre transfery się po prostu nie udały. Nowi piłkarze mają się pojawić po nowym roku.

Robert Graf: – O budżet na wiosnę jesteśmy spokojni, dzięki Dariuszowi Melonowi i Tomaszowi Salskiemu, ale trzeba pamiętać o tym, że im dłużej będziemy w pierwszej lidze, tym bardziej będziemy obciążać konta właścicieli klubu. Pola przychodów w pierwszej lidze są dużo mniejsze niż w ekstraklasie, w dodatku ostatnimi meczami „wygoniliśmy” kibiców ze stadionu. 

To ostatnie to niestety najsmutniejsza prawda.

Przeniosą nam stolicę polskiego rugby do Krakowa. A mnie żal, że nie do Łodzi!

Fot. PZR

Ja, fan rugby, mam czego zazdrościć Krakowowi. Trzy drużyny uczestniczące w ostatnich igrzyskach olimpijskich, zwycięzcy światowego cyklu i… reprezentacja Polski – do Krakowa w pierwszej połowie kwietnia przyjedzie 16 drużyn (rugby 7) ze wszystkich stron świata, by rywalizować w finałowym turnieju World Rugby HSBC Sevens Challenger. Zawody otwierają bramy do ścisłej elity rugby siedmioosobowego, a ambicje by znaleźć się wśród najlepszych ma m.in. kobieca reprezentacja naszego kraju – podaje biuro prasowe PZR. Kraków gościł już rywalizację cyklu Challenger w 2024 roku i jako gospodarz sprawdził się znakomicie.

Podczas konferencji prasowej ogłoszono oficjalnie datę oraz listę 24 drużyn, które podczas dwóch marcowych turniejów w RPA, powalczą o miejsca w finałowych zawodach cyklu na Stadionie Miejskim im. Henryka Reymana. Impreza odbędzie się11 i 12 kwietnia 2025 roku.

– Do Krakowa przyjadą trzy reprezentacje, które rywalizowały podczas ostatnich igrzysk olimpijskich w Paryżu: męskie drużyny Samoa i Japonii oraz żeńska kadra RPA. Co więcej Samoańczycy w przeszłości wiedli prym w World Series, więc sportowo poziom turnieju będzie jeszcze wyższy niż w maju 2024- podkreślił prezes Polskiego Związku Rugby Jarosław Prasał.

W dniach 1-2 oraz 7-8 marca w Kapsztadzie odbędą się dwa pierwsze turnieje cyklu HSBC Sevens Challenger. Weźmie w nich udział 12 drużyn męskich i 12 kobiecych. Osiem najlepszych w obu kategoriach przyjedzie do Krakowa, by 11 i 12 kwietnia walczyć o jeden z czterech biletów do Los Angeles. Tam 3 i 4 maja zaplanowano decydujące o awansie starcia z czterema najsłabszymi zespołami elitarnych rozgrywek HSBC SVNS.

Do cyklu przystąpią: Brazylia, Chile, Kanada, Gruzja, Niemcy, Portugalia, Japonia, Hong Kong Chińskiej Republiki Ludowej, Madagaskar, Uganda, Samoa i Tonga w turnieju męskim oraz Polska, Belgia, Czechy, Argentyna, Kolumbia, Meksyk, Hong Kong Chińskiej Republiki Ludowej, Tajlandia, Kenia, RPA, Uganda i Samoa w turnieju żeńskim. Stawka będzie bardzo wymagająca, ale kobieca reprezentacja Polski będzie z pewnością jednym z czołowych graczy w walce o miejsce w elicie.

Sprzedaż biletów na kwietniowy turniej rozpocznie się już w styczniu. Wówczas również organizatorzy planują start kampanii promocyjnej. Przy okazji turnieju ma powstać m.in. strefa kibica, która przybliży podstawy rugby i zachęci do bliższego poznania tego olimpijskiego sportu. Organizatorzy planują zaprosić na trybuny krakowskie szkoły oraz podjąć współpracę z uczelniami wyższymi, by zachęcić również studentów i pokazać im jak doskonała atmosfera wiąże się z oglądaniem rugby na żywo. Polski Związek Rugby przy okazji turnieju zorganizuje również cykl szkoleń dla trenerów, nauczycieli wychowania fizycznego oraz sędziów.

Moim zdaniem dyrektor sportowy Widzewa powinien się zająć ciężką pracą, która teraz zweryfikuje jego kompetencje. Trzymam mocno kciuki za szkoleniowca!

Nie mam w sobie empatii i cienia zaufania do (większości) polskich piłkarskich menedżerów. Wszystko za sprawą Krzysztofa Przytuły, z którego w ŁKS więcej było szkody niż pożytku, a którego personalne wybory wpędziły klub w sportowe i finansowe tarapaty. A gdy odszedł… No po prostu szok! Okazało się, że został dyrektorem w futbolowej agencji, z której brał do ŁKS także nieudacznych piłkarzy.

Dlatego krytycznie patrzę na pracę dyrektora sportowego Widzewa Tomasza Wichniarka. Tego nikt w klubie nie potwierdza, ale dla mnie widać, jak na dłoni, że toczy sobie taką klubową wojenkę z trenerem Danielem Myśliwcem. Na razie jest 1:0 dla niego, bo pozbył się zaufanego człowieka szkoleniowca. Tylko jaki z tego pożytek ma Widzew? Taka prosta prawda – żadnego! Wręcz przeciwnie, znakomicie udaje się w ten sposób budowanie czarnego pijaru wokół klubu. Brawo, brawo tylko tak dalej. O nie, tak źle na pewno Widzewowi nie życzę.

Jestem zdania, że zanim ktoś zechce się wybić na klubową wielkość, powinien pokazać czego dokonał do tej pory. W przypadku pana Wichniarka wielkich pozytywnych zaskoczeń nie ma, a wręcz przeciwnie. Sprowadzenie do klubu Bartłomiej Pawłowskiego czy Rafała Gikiewicza, to dla mnie zwykłego kibica, byłoby oczywistością.

W innych działaniach wielkich sukcesów nie widzę: nie ma twórczej współpracy z legendami Widzewa, choć to wydaje się nie podlegać dyskusji, nie ma szturmu zdolnej młodzieży na pierwszy zespół, jest za to wyjątkowy transferowy rodzynek – Hilary Gong – bodaj najgorszy transfer w polskiej piłce ostatniego półrocza, za który trzeba było podobno wybulić 350 tysięcy euro. Nie uratuje transferu nawet fakt, że Hilary jest szybki jak wiatr.

Już to wszystko pokazuje, że pan dyrektor powinien siedzieć cicho, jak mysz pod miotłą i zająć się ciężką pracą nad budowaniem nowej kadry Widzewa, realizując sugestie szkoleniowca. To teraz czarno na białym powinno zweryfikować jego zawodowe kwalifikacje.

Przybywa jeździec – wciągająca, westernowa opowieść z pogranicza czyli nowa książka Andrzeja Sapkowskiego!

Nie kryję, mam wielką słabość do westernów, a raczej obojętny stosunek do literatury i filmów fantasy. Opowieści o wiedźminie kiedyś raczej przeglądałem wyrywkowo niż czytelniczo pochłaniałem. Nie da się jednak ukryć, że pojawienie się nowej książki Andrzeja Sapkowskiego to wydawnicza sensacja końca roku, pewnie też wydawniczy hit. Nie sposób po nią nie sięgnąć, choćby z czystej, czytelniczej ciekawości.

A zatem do miasta, o przepraszam krainy, bezprawia przybywa ten sprawiedliwy, aby zaprowadzić porządek. Przy okazji może mocno oberwać po głowie. Ano tak to już jest z tymi, którzy nie mogą bezczynnie siedzieć, gdy dzieje się zło, a prawo moralne mają w sobie. Nie inaczej jest z młodym Geraltem z Rivii, który rusza na wiedźmińską ścieżkę. Będzie się kierował zemstą czy jednak powołaniem? – to okaże się na końcu książki.

Opowieść płynie wartko, czyta się książkę z przyjemnością. Gdybym, a to nie jest wykluczone, sięgnął po nią po raz drugi, skupiłbym się na języku opowieści, stylizacji na Henryka Sienkiewicza, ale i wręcz publicystycznych, polemicznych wtrętach, odnoszących się wprost do… współczesności, pisanych w jedyny, trudny do podrobienia sposób. To zapewnia dodatkowe czytelnicze smaczki, dające argument za lekturą powieści.

Ech, jak ten czas leci… Pierwsze opowiadanie o wiedźminie ukazało się na łamach „Fantastyki” 38 lat temu.

Andrzej Sapkowski „Rozdroże kruków” SuperNowa Warszawa 2024

« Older posts

© 2024 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑