Nie kryję, mam wielką słabość do westernów, a raczej obojętny stosunek do literatury i filmów fantasy. Opowieści o wiedźminie kiedyś raczej przeglądałem wyrywkowo niż czytelniczo pochłaniałem. Nie da się jednak ukryć, że pojawienie się nowej książki Andrzeja Sapkowskiego to wydawnicza sensacja końca roku, pewnie też wydawniczy hit. Nie sposób po nią nie sięgnąć, choćby z czystej, czytelniczej ciekawości.

A zatem do miasta, o przepraszam krainy, bezprawia przybywa ten sprawiedliwy, aby zaprowadzić porządek. Przy okazji może mocno oberwać po głowie. Ano tak to już jest z tymi, którzy nie mogą bezczynnie siedzieć, gdy dzieje się zło, a prawo moralne mają w sobie. Nie inaczej jest z młodym Geraltem z Rivii, który rusza na wiedźmińską ścieżkę. Będzie się kierował zemstą czy jednak powołaniem? – to okaże się na końcu książki.

Opowieść płynie wartko, czyta się książkę z przyjemnością. Gdybym, a to nie jest wykluczone, sięgnął po nią po raz drugi, skupiłbym się na języku opowieści, stylizacji na Henryka Sienkiewicza, ale i wręcz publicystycznych, polemicznych wtrętach, odnoszących się wprost do… współczesności, pisanych w jedyny, trudny do podrobienia sposób. To zapewnia dodatkowe czytelnicze smaczki, dające argument za lekturą powieści.

Ech, jak ten czas leci… Pierwsze opowiadanie o wiedźminie ukazało się na łamach „Fantastyki” 38 lat temu.

Andrzej Sapkowski „Rozdroże kruków” SuperNowa Warszawa 2024