Ryżową Szczotką

Rezerwowy Pafka

Taka moja dobra rada dla Państwa: Tę książkę musicie przeczytać koniecznie!

Takie książki dają wiarę w literaturę. Deszcz nagród tylko potwierdza jej wagę i moc. Autorka w psychologicznym dreszczowcu codzienności mierzy się z trudnym macierzyństwem, życiem po prostu i słowem.

A robi to w mistrzowski sposób. Taki, że trudno oderwać się od lektury. Dawno nie czytałem książki, gdy po ostatniej stronie, zamknąłem ją z nieukrywanym żalem. Ważne, że zostało moc przemyśleń. Pewnie to nie tylko moja refleksja, skoro książka dostała nagrodę czytelników i literacki laur czyli Nike. Dobrze, że są jeszcze znakomite felietony autorki w Tygodniku Powszechnym.

Pingwin tak pisze na koniec o Rudej: – I tak szłam przy niej zasmucona, bo znów oblałam test ze zrozumienia jej świata (…) Trzeba było uznać autonomię jej terytorium.

Pingwin nigdy nie pozna tajemnicy krainy Moroufków, ale próbuje, zrobić kolejny krok w nieznany sobie świat autystycznej (w książce nigdy nie pada to słowo!) córki, przy pomocy wyjątkowej uważności obserwacji, ewentualnej pomocy bez nadmiernej ingerencji oraz ostrożnym, acz jakże plastycznym, posługiwaniem się słowem. Ta gra z codziennością toczona na różnych poziomach aż zapiera momentami dech w piersi. Taka moja dobra rada dla Państwa: Tę książkę musicie przeczytać koniecznie!

Eliza Kącka. Wczoraj byłaś zła na zielono. Projekt okładki Przemek Dębowski. Wydawnictwo Karakter. Literacka Nagroda Nike

Dwa grzechy nowego trenera Widzewa. Także z ich powodów bierze się grad żenujących wyjazdowych porażek

Fot. widzew.com

Nie przekonam się do trzeciego już w tym sezonie trenera Widzewa – Igora Jovicevicia, nie uwierzę w jego szkoleniowy kunszt i doświadczenie, jeżeli nie spełni dwóch moich warunków:

Po pierwsze: jeżeli nie będzie z żelazną konsekwencją realizował oczywistej w futbolu zasady, że wszystko zaczyna się od gry defensywnej. Tymczasem, gdy widzisz, że wyrównujący gol (tak było w Gdańsku) odebrał sportowy rezon twoim piłkarzom, którzy więcej gadają, ba się kłócą, niż grają, to bronisz tego, co masz. Umiejętnie ustawiasz grą defensywną , żeby nie stracić remisu.

Ty, tymczasem pozwalasz na defensywne dyletanctwo, odpuszczając ścisłe i pieczołowite krycie najlepszego piłkarza rywali, na dodatek napastnika. Mając pełne zaufanie choćby do Ricardo Visusa, który nie pierwszy raz znów zawalił, pilnując nie wiadomo czego i kogo – pozycji, rywala, swojego wyobrażenia o grze w piłkę (?!!). I kończy się to tak, jak było do przewidzenia. Stratą gola w doliczonym czasie gry, stratą punktów, szóstą porażką na obcym boisku, na siedem rozegranych spotkań.

Fot. Martyna Kowalska, widzew.com

Po drugie: jeżeli nie odblokuje, jak sam to ładnie mówi, Mariusza Fornalczyka, choć to tylko słowna przykrywka na skrzeczącą boiskową rzeczywistość. Prawda bowiem jest taka, że to kolejny szkoleniowiec, który nie ma pomysłu na tego piłkarza. Zawodnika, który powinien być jednym z liderów i asem w ligowej talii.

Tymczasem Fornalczyk notuje puste przebiegi, bo nie ma z kim grać i nudzi się setnie na skrzydle, bo drużyna jest za głęboko cofnięta, żeby skutecznie realizować ideę – otwartego, odważnego, kreatywnego grania.


To wszystko nie jest tak trudne, żeby nie było do szybkiej poprawy. Jest na to czas w reprezentacyjnej przerwie. W następnej kolejce po reprezentacyjnej przerwie Widzew dopiero 22 listopada o godz. 17.30 podejmie Koronę Kielce.

ŁKS został upokorzony na własnym boisku. W defensywie grał na trampkarskim poziomie

Miał być zwycięski marsz w górę tabeli. Tymczasem, jak to z ŁKS bywa, po niezłym meczu, przychodzi sportowa wtopa. Łodzianie przegrali pierwsze spotkanie w Łodzi. Nie, trzeba powiedzieć ostrzej, doznali klęski na swoim boisku. Zostali na nim upokorzeni. Nie mogło być inaczej, skoro byli wolni i nieskuteczni w ataku, za to w obronie… No po prostu dramat. Tak źle nie grają nawet trampkarze.

Początek, jak horror dla łodzian. Po prostej stracie i szybkim ataku zrobiło się groźnie pod bramką Jakubowskiego. Na szczęście skończyło się na strachu i rzucie rożnym. W odpowiedzi po błędzie bramkarza niewiele dzieliło Piaseckiego od kolejnego gola. Uprzedził go jednak obrońca rywali.

Puszcza broniła się w jedenastu na własnej połowie, czekając na kontrę. ŁKS konstruował akcje, ale robił to zbyt wolno. Łatwo był je odczytać. Po prostopadłym, dobrym podaniu strzelał zza pola karnego Toma. Niewiele, bo niewiele, ale się pomylił, podsyłając piłkę obok słupka. W drugiej próbie jego mocny strzał został zablokowany.

ŁKS zdominował spotkanie i… stracił gola. Przy szybkiej kontrze, pasywni łodzianie pogubili się w defensywie. Korczawski położył w polu karnym dwóch rywali i po rykoszcie otworzył wynik spotkania.

Gospodarze spróbowali szybko odpowiedzieć, ale Ernst uderzył obok słupka. Dramat, łodzianie atakowali, atakowali i nic, choć w końcówce pierwszej połowy było blisko. Przybyłko musiał wybijać piłkę sprzed linii bramkowej. Tak jednak naprawdę, to było jednak walenie głową w mur gospodarzy. Za mało pojawiało się w ich grze piłkarskich konkretów.

Po przewie Norlin wyłożył piłkę, jak na tacy, Wysokińskiemu, a ten uderzył mocno, ale nad poprzeczkę. Jak to możliwe? Sam chciałbym wiedzieć! W kolejnej próbie z rzutu wolnego Mokrzycki trafił w światło bramki, ale golkiper gości był na miejscu. A potem wróciło wszystko do denerwującej normy. Wolne lelum polelum bez jakichkolwiek efektów. To żaden sukces, że egzekwuje się bez żadnych efektów kilkanaście rzutów rożnych. Bodaj po 16. była wreszcie okazja, ale Toma uderzył nad poprzeczkę.

Wystarczyła jedna kontra. Korczakowski znów ograł kryjącego na radar Rudola i strzałem pod poprzeczkę zdobył drugą bramkę. Gra w defensywie łodzian to co najwyżej poziom… zagubionych trampkarzy. I ta niemoc, choć raczej brak umiejętności w defensywie, sprawiła, że łodzianie stracili trzecią bramkę.

To już nawet nie porażka, a sportowa klęska! A mogło być jeszcze gorzej. Łodzian ratowała poprzeczka. Można rwać włosy z głowy. Ostatni gasi światło.

Po reprezentacyjnej przerwie ŁKS 23 listopada o godz. 17 zagra z Górnikiem w Łęcznej.

ŁKS – Puszcza Niepołomice 0:3 (0:1)

0:1 – Korczakowski (32), 0:2 – Korczakowski (72), 0:3 – Iwao (78)

ŁKS: Jakubowski – Rudol, Craciun, Kupczak, Loffelsend (64, Krykun), Wysokiński (64, Balić), Ernst (73, Szczepański), Toma, Mokrzycki, Norlin (64, Głowacki), Piasecki (69, Lewandowski)

Czarna wyjazdowa rozpacz Widzewa. Szósta ligowa porażka na obcym boisku. Nie mogło być inaczej, skoro marnuje się 200-procentowe sytuacje!

Widzew przegrał szósty mecz na obcym boisku, choć przez długie minuty, był lepszą drużyną. Ale skoro łodzianie marnowali nawet 200-procentowe sytuacje, to musiało się to źle dla nich skończyć.

Widzew mógł zacząć mecz komfortowo, ale po szybkiej, składnej akcji Baeny z Alvarezem, wycofaniu piłki na 14 metr, niepilnowany Shehu strzelił niestety obok słupka.

Łodzianie mieli kolejną szansę i trudno zrozumieć, dlaczego na tablicy nadal widniał wynik 0:0. Baena niby zrobił wszystko, co powinien. Przerzucił piłkę nad bramkarzem, minął obrońcę, miał przed sobą pustą bramkę i… Uderzył, no raczej pchnął, z dwóch metrów piłkę tak nieudolnie, że ta zanim wtoczyła się do bramki, została wybita przez gospodarzy. Niezwykłe, niesamowite, ale prawdziwe. Takie historie tylko w futbolu.

Do trzech razy sztuka? No, nie tym razem. Czyż zza pola karnego strzelił obok słupka. Gospodarze do przerwy nie mieli choć jednej, tak wyrazistej bramkowej okazji.

Co się odwlecze, to nie uciecze. W drugiej połowie po dobrym prostopadły zagraniu Shehu w uliczkę, Bergier, jak na snajpera z prawdziwego zdarzenia przystało, posłał mocną piłkę pod poprzeczkę. To siódmy gol napastnika w rozgrywkach. Szkoda, że Bergier nie poszedł za ciosem. Siedem minut później, będąc w dogodnej sytuacji, uderzając po długim słupku, minimalnie się pomylił.

Niestety, niewykorzystane sytuacje się mszczą. Pierwsza naprawdę groźna akcja gospodarzy przyniosła im gola. Znakomite podanie wykorzystał snajper Lechii – Bobcek. Oj, trzeba go było lepiej pilnować, bo celnie strzelać potrafi. Inna sprawa, że zachowanie obrońców w tej sytuacji dziecinne niefrasobliwe. Bez pieczołowitego krycia nie ma futbolowego życia. A o tym zapomniał Gallapeni.

Potem, to co już w tym meczu było. tym razem minimalnie pomylił się Czyż. Po długiej przerwie… na walkę z dymem, który zawisła nad stadionem na skutek odpalenia rac, najbardziej rozkojarzeni okazali się obrońcy Widzewa. Najpierw pozwolili na dośrodkowanie, a potem na celny strzał głową Bobceka. To jego dziewiąte trafienie w rozgrywkach, dające trzy punkty gospodarzom.

Czarna, łódzka wyjazdowa rozpacz. Łodzianie takiego napastnika nie mieli. Gdy wszedł Zeqiri zamiast w dobrej sytuacji trafić w piłkę kopnął z przewrotki w… rywala. Nie wiem, śmiać się czy płakać.

Mecz oglądało 14467 kibiców.

W następnej kolejce po reprezentacyjnej przerwie Widzew 22 listopada o godz. 17.30 podejmie Koronę Kielce.

Lechia Gdańsk – Widzew 2:1 (0:0)

0:1 – Bergier (50), 1:1 – Bobcek (59), 2:1 – Bobcek (90+6, głową)

Widzew: Ilić – Andreou, Visus, Żyro, Gallapeni (67, Kozlovsky) – Alvarez (77, Teklić), Czyż (90+7, Zeqiri), Shehu – Baena (77, Ba), Bergier, Fornalczyk (67, Akere)

Rugby Europe Trophy. Trzeba iść za ciosem. Polacy pokonali wysoko Litwinów, teraz czas na Duńczyków!

Fot. Gonga Rugby

Polacy wracają do gry w Rugby Europe Trophy. Na razie są liderami zmagań. Oby tak było do końca. W sobotę, 8 listopada o godz. 16 nasza drużyna zmierzy się z Danią w Siedlcach. To będzie prawdziwe rugbowe święto w tym mieście: przed meczem o godz. 13 Pogoń Siedlce zagra z Lechią Gdańsk w Ekstralidze Rugby, a o godz. 15 zmierzą się weterani WFS Siedlce i Poland Veterans.

Spotkanie z Danią będzie drugim meczem reprezentacji Polski w sezonie 2025/2026 Rugby Europe Trophy. Wcześniej nasz team ograł Litwinów 41:8. Rugbiści grali w strugach ulewnego deszczu, na coraz bardziej grząskim boisku. Pod koniec spotkania trudno było odróżnić czerwone ubłocone stroje Polaków od czarnych trykotów rywali. Ważne, że każde zwycięstwo przybliża biało-czerwonych do awansu do cyklu Championship.

Był to 329 mecz naszej reprezentacji od 1958 roku, kapitanem po raz 32 był Piotr Zeszutek (Ogniwo Sopot). 22 listopada Polacy z Czechami w Gdyni. Mecze z Chorwacją i Szwecją wiosną 2026 roku. Każde zwycięstwo przybliża biało-czerwonych do awansu do cyklu Championship.

W rankingu World Rugby nasza reprezentacja zajmuje 29 miejsce.

Fot. PZR

Trener reprezentacji – Kamil Bobryk na łamach tygodniksiedlecki.com wyjaśnia: W europejskich rozgrywkach mamy Turniej Sześciu Narodów, który stanowi najwyższą rangę, później jest Rugby Europe Championships, czyli druga klasa rozgrywkowa, Rugby Europe Trophy – trzeci poziom, w którym obecnie występujemy, i Rugby Europe Conference – najniższy stopień rozgrywek.

W ubiegłym roku, gdy wygraliśmy swoją grupę, można było uznać Polskę za 13. drużynę w Europie. W bieżących rozgrywkach gra toczy się o awans do Championships. Naszym celem długookresowym jest stworzenie takich warunków, żeby nie tylko ten awans uzyskać, ale też być w stanie na stałe zadomowić się w drugiej lidze. Gra w Championships daje możliwość występów w kwalifikacjach do Pucharu Świata, a tam trafia elita międzynarodowego rugby.

Skupiamy się na realizacji pojedynczych kroków. Każdy następny mecz stanowi nowe wyzwanie. Gdy będziemy zaliczać małe cele, w końcu przyjdzie czas na większy efekt.

KS Hokej Start Brzeziny. Wszystko rozstrzygnie się na wiosnę!

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

W ostatnim meczu hokejowej jesieni drużyna KS Hokej Start Brzeziny uległa na własnym boisku AZS Politechnice Poznańskiej 0:2 (0:2).

KS Hokej Start Brzeziny: Anna Gabara – Gabriela Budziewska, Kinga Owczarek, Emilia Sikorea, Natasza Nowakowska, Oliwia Kucharska, Patrycja Kalczyńska, Natalia Kucharska, Zuzanna Dróżdż, Karolina Grochowalska, Zuzanna Kornecka, Marzena Koza, Olha Poltavtseva, Małgorzata Polewczak, Magdalena Pabiniak, Dzyana Varanovich.

Trenerka – Małgorzata Polewczak: – Gra w naszym wykonaniu nie była zła, ale znów zawodziła skuteczność. Miałyśmy wiele sytuacji, żadnej nie wykorzystałyśmy. rywalki wypracowały trzy dogodne okazje i dwa razy zamieniły je na bramki!

KS Hokej Start Brzeziny jest na trzecim miejscu w tabeli, ale… Małgorzata Polewczak: – Wszystko jest do odrobienia. Wiosną będzie dużo, bardzo dużo ligowego grania, a w naszej grze widzę potencjał i szansę na rozwój. Tylko ta skuteczność! Będziemy nad nią mocno pracować.

KS Hokej Start przenosi się na nowiutką, jak spod igły, brzezińską halę i zaczyna przygotowania do sezonu zimowego. W premierze miały być mecze kontrolne z reprezentację Tajlandii, ale jak mówi Małgorzata Polewczak: – Tajlandki nie otrzymały wiz i z grania nic nie będzie.

A już 9 listopada odbędzie się Brzeziński Bieg Niepodległości. Apel brzezińskich hokeistek: I Ty możesz pobiec i pomóc! Zapisz swoją pociechę na bieg lub poproś rodziców, aby zapisali Cię na nadchodzące wydarzenie,

Dlaczego warto?

100% opłaty wpisowej na biegi dziecięce zostanie przeznaczone na wsparcie chłopaków. Zapisz się i pobiegnij dla tych, którzy nie mogą

Zapisy dostępne tutaj: www.zapisy.inessport.pl

Nie możesz być na biegu, a chcesz pomóc? Odwiedź stronę zbiórki Adaś i Kubuś kontra DMD

ŁKS miał kreatywny środek pola i dlatego pokonał wrocławian. Oby tak było w kolejnych meczach!

Fot. Artur Kraszewski

ŁKS wygrał ligowy pojedynek wagi ciężkiej ze Śląskiem i może być to dla niego pierwszy duży krok w dobrą stronę, kolejnych ligowych sukcesów. W każdym razie chcę mieć taką nadzieję.

Rozżalony trener wrocławian twierdzi, że sukces łodzian był niezasłużony, bo jego zespół był lepszy, czego dowodem trzy strzały w poprzeczkę. Tylko te niecelne uderzenia zakłamują rzeczywistość.

Łodzianie prezentowali się lepiej w kluczowej strefie boiska – w środku pola. Bastien Toma dwoił się i troił, żeby trzymać tempo i poziom rozgrywania piłki. Do przerwy brakowało mu wsparcia szczególnie ze strony skrzydłowych, ale gdy je otrzymał… ŁKS przeprowadził kluczowe akcje, po których zdobył dwie zwycięskie bramki.

W tej strefie boiska łodzianie byli zdecydowanie lepsi od rywali i tu głównie pracowali na swoje przewagi i końcowy sukces. Jeśli: Bastien Toma, Michał Mokrzycki, Mateusz Wysokiński, Sebastian Ernst utrzymają wysoki poziom grania, to pokonanie dobrej ligowej drużyny nie będzie incydentalne. Dobrze by było, żeby przez 90, a nie 45 minut mieli wsparcie bocznych pomocników.

I żeby Fabian Piasecki częściej pokazywał, że jest napastnikiem, który nie tylko potrafi grać i dogrywać piłki, ale też celnymi strzałami (czasami godnymi zachwytów) zdobywać kluczowe bramki dla zespołu. W tej chwili ma ich na swoim koncie sześć, ale to że po ośmiu meczach ligowej posuchy (ostatni raz trafił 19 sierpnia!) się odblokował może, ba powinno, działać na jego korzyść i skuteczność.

8 listopada o godz. 19.30 ŁKS podejmie Puszczę Niepołomice, która w zaległym meczu zremisowała u siebie ze Stalą Mielec 1:1. Oby łodzianie podtrzymali zwycięską passę i pokazali czarno na białym, że u siebie są niepokonani.

Widzew. Bilans napastnika, który miał być gwiazdą, to równe… zero. To przed Polakiem otwierają się ligowe i reprezentacyjne perspektywy!

Fot. Martyna Kowalska, widzew.com

Miał być piłkarzem, który zdominuje rozgrywki i napastnikiem, który po raz pierwszy od ponad ćwierćwiecza strzeli więcej niż 15 bramek. Gdzie, ci wszyscy widzewscy tzw. fachowcy mieli oczy? Jasne, mogli pozwolić sobie na transferową fantazję, a raczej szaleństwo, wszak wydawali nie swoje pieniądze, ale żeby tak mocno zaufać jakimś piłkarskim menedżerom, potrafiącym, jak nikt nawijać makaron na uszy, naoglądać się pięknych, zmontowanych(!) filmików, aż trudno w to uwierzyć. A potem wydać miliony, oby nie okazało się, że wyrzucone w błoto.

Sprowadzono zawodnika po pierwsze: nieprzygotowanego do gry, po drugie: bez wielkiej chęci do szybkiej poprawy i udowadniania swoich przewag na boisku, po trzecie: wartego… zero – zero bramek, zero asyst. O kim mowa? Oczywiście o Andim Zeqirim, bodaj największym do tej pory transferowych rozczarowaniu Widzewa. Gdybym był właścicielem, to szybko bym rozliczał tych transferowych bajkopisarzy, którzy go wymyślili!

Fot. Martyna Kowalska, widzew.com

Jasne, jedni tracą swoją szansę, inni ją wykorzystują. Nie ma dziś cienia wątpliwości, że w ataku Widzewa pierwszym wyborem jest Sebastian Bergier, który dwoi się i troi, coraz więcej i więcej pracuje dla drużyny, choć chciałoby się, żeby miał na swoim koncie więcej goli. Do tej pory ma ich sześć. Oby powiększył swój dorobek po kolejny ligowym starciu: W 15 kolejce Widzew zagra w Gdańsku z Lechią 8 listopada, o godz. 14.45.

Obecność trenera kadry Jana Urbana na trybunach widzewskiego stadionu podczas starcia z Legią nie była przypadkowa. Napastnik łodzian przyciągnął jego uwagę. – Dzisiaj można powiedzieć, że jest najlepszym polskim napastnikiem –uważa selekcjoner.

– Dla mnie to duży zaszczyt, że jestem wymieniany w gronie zawodników z możliwością do powołania. Muszę udowadniać w każdym meczu, że na to zasługuje. Staram się jednak nie myśleć o tym, co przyniesie przyszłość. Powołanie może przyjść, ale na nic się nie nastawiam – skromnie podsumowuje widzewiak.

Ech, chciałoby się, żeby Widzew na Wybrzeżu miał też takiego jokera w talii, jakim dla Legii okazał się Ermal Krasniqi, który uratował wojskowym remis w Łodzi. Pożyjemy, zobaczymy…

PS. Dziwnie się plecie na tym futbolowym świecie. Występy, a może raczej ich brak w łódzkim klubie, sprawiły, że Andi Zeqiri otrzymał powołanie do reprezentacji Szwajcarii. Może tam zaskoczy i pokaże tak reklamowaną snajperską klasę?

Było źle, ale w siedem minut ŁKS z nawiązką odrobił straty i wygrał prestiżowy ligowy pojedynek!

ŁKS wygrał szósty ligowy pojedynek, piąty na własnym boisku, gdzie jest niepokonany i zanotował prestiżowe zwycięstwo nad wiceliderem tabeli – Śląskiem. Czy to będzie ważny sportowy krok do przodu? Oby!

Hitowy mecz zaczął się od sensacji, a przynajmniej niespodzianki. W bramce ŁKS miejsce Bobka zajął ligowy debiutant, 19-letni Jakubowski (191 cm wzrostu), który wystąpił w pucharowym, przegranym spotkaniu z GKS Katowice (1:2). Nie ułatwiał zadania fakt, że piłkarze grali na podmokłym, grząskim boisku.

Szkoda, szkoda, że po płynnej, długiej akcji, strzał Piaseckiego efektownymi nożycami, nie znalazł drogi do siatki. Później była niecelna bomba Wysokińskiego z 25 metrów. Też niewiele zabrakło.

A potem były nudy na pudy i serial nieudanych zagrań. Akcje jednych i drugich były mocno nieuporządkowane. W końcu stało się coś. Bramkową okazję wypracowali sobie goście. Kozak znakomicie zagrał do Rosiaka, od którego odbił się Norlin, a wrocławianin w dobrej sytuacji trafił w poprzeczkę.

W drugiej połowie przez pierwsze 13 minut gospodarze musieli walczyć z… zadymieniem przez kibiców boiska. Może na coraz dłuższe tego typu absurdalne przerwy warto się zabezpieczyć i zabierać ze sobą na stadion choćby ciekawą książką, żeby łączyć przyjemne z pożytecznym?!

Po powrocie do gry po centrze Jakubowski piąstkował piłkę tak nieudolnie, że odbiła się ona od poprzeczki! Po rzucie wolnym zasłonięty bramkarz łodzian nie zdołał zatrzymać strzału z rzutu wolnego Kozaka i goście objęli prowadzenie. Zadymiona rozpacz!

Odpowiedź łodzian była błyskawiczna. Po centrze Loffelsenda, kapitalnym strzałem pod poprzeczkę popisał się Piasecki (to jego szósty gol). Łodzianie poszli za ciosem. W polu karnym Norlin był faulowany przez Rosiaka. Pewnym egzekutorem jedenastki okazał się Craciun. Siedem minut trzy gole! Działo się więcej niż przez całą pierwszą połową. W doliczonym czasie ŁKS miał moc szczęścia. Znów ratowała ich poprzeczka. Czy szczęście sprzyjało lepszym?!

Mecz oglądało 6468 kibiców.

8 listopada o godz. 19.30 ŁKS podejmie Puszczę Niepołomice. Pojedynek 15. kolejki Puszcza – Stal Mielec został odwołany z powodu złego stanu boiska. Trener Artur Skowronek został zwolniony z GKS Tychy. Gino Lettieri stracił pracę w Wieczystej – po zaledwie trzech nieudanych meczach. Rekord, rekordów polskich trenerskich absurdów!

ŁKS – Śląsk Wrocław 2:1 (0:0)

0:1 – Kozak (67, wolny), 1:1 – Piasecki (70), 2:1 – Craciun (74, karny)

ŁKS: Jakubowski – Rudol, Craciun, Kupczak, Loffelsend (84, Krykun), Wysokiński, Ernst, Toma (90+4, Balić), Mokrzycki, Norlin (90+4, Głowacki), Piasecki (84, Lewandowski)

Trener Widzewa zmianami niepotrzebnie zaburzył ducha walki swojej drużyny!

Fot. Martyna Kowalska, widzew.com

Wszystko jest fajnie, ale fajnie nie jest. Zwycięski remis z Legią (1:1) sprawił, że… punkty uciekają, czołówka się nie przybliża, a trener, gdy mówi, że drużyna się tworzy, powinien jednak się zastanowić, jak to robi w praktyce, podczas ligowego pojedynku na noże.

Powiem z własnego skromnego, boiskowego doświadczenia, że gdy ogranie cię duch sportowej walki, to nie ma przebacz, jesteś w stanie góry przenosić, starać się za dwóch i pomagać drużynie ze wszystkich sił.

Trener Igor Jovicević, moim zdaniem, niepotrzebnie zaburzył strukturę grania, osłabił ducha walki, gdy najpierw zamienił dobrego napastnika na słabego, po raz kolejny nie wnoszącego nic do gry, a potem trzema zmianami przemeblował na gorsze drugą linię.

Ba, na jednej zmianie wyszedł, jak Zabłocki na mydle. Samuel Akere niestety zachowywał się na boisku, jak dziecko zagubione we mgle i dał się zbyt łatwo ograć, przy straconej przez łodzian bramce.

Jedno widać na pewno, co jeszcze lepiej dostrzega szkoleniowiec – drużyna jest cały czas w budowie, zatem można się po niej spodziewać meczów dobrych, jak i… beznadziejnych (wpadka z Motorem!). Ciekawe, do czego to doprowadzi na koniec ligowego sezonu. Na razie zobaczymy, co pokaże w Gdańsku. W 15 kolejce Widzew zagra tam z Lechią 8 listopada, o godz. 14.45.

« Older posts

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑