Ryżową Szczotką

Rezerwowy Pafka

Page 2 of 180

Było blisko, ale się nie udało. Widzew nie zdołał pokonać Legii. Wywalczył tylko remis. Cieszyć się czy jednak smucić?!

Było blisko, ale Widzewowi nie udało wygrać prestiżowego meczu. Łodzianie rozczarowująco zremisowali z Legią. To drugi nierozstrzygnięty ligowy pojedynek na łódzkim stadionie.

Mecz zaczął się nerwowo, od bezkompromisowych wślizgów, fauli, przepychanek, dyskusji piłkarzy obu drużyn. Widać, że temperatura spotkania… uderzyła im do głowy.

Pierwszą bramkową okazję wypracowali łodzianie po niecałym kwadransie. Po akcji Fornalczyka z Czyżem, do piłki zagranej wzdłuż bramki nie doszedł Bergier. Legia w swoich akcjach szukała skutecznego ostatnio Augustyniaka. Najlepszą okazję miał jednak Pankov, ale jego strzał został zablokowany przez Visusa.

W kolejne akcji warszawian na listę strzelców samobójczym uderzeniem mógł się zapisać w protokole Andreou, ale piłkę tuż przed linią złapał Ilić. Legia była w natarciu. Kapustka, choć uderzył mocno, to wprost w łódzkiego bramkarza. Ilić wypiąstkował piłkę przed szesnastkę. Do przerwy więcej było futbolowych szachów niż ekscytującego grania. Legia uciułała jeden celny strzał, łodzianie żadnego.

W drugiej połowie Visus próbował lobować Tobiasza z… połowy boiska. Nieskutecznie. Za to po sprytnym podaniu Alvareza, Fornalczyk strzelił mocno, celnie, ale w bramkarza. Jeszcze lepszą okazję na gola miał Czyż, ale zawahał się strzelać czy podawać i w ostatniej chwili został zablokowany. Podobnie jak chwilę później Shehu. Widzew atakował, ale bez efektu.

Co się odwlecze, to nie uciecze. W kolejnej akcji faulowany w polu karnym przez K. Urbańskiego był Baena. Jedenastkę precyzyjnym strzałem w róg bramki wykorzystał Bergier. Tobiasz wyczuł jego intencje, ale nie miał cienia szans na skuteczną interwencję.

Legia ruszyła do ataku. Miała trzy szansę w jednej akcji, ale ich nie wykorzystała. W uchronieniu gospodarzy od utraty gola bardzo pomógł dobrze interweniujący Ilić.

Warszawianie atakowali dalej. Kotłowało się w polu karnym łodzian. Trener łodzian próbował ratować sytuację zmianami. Nic to jednak nie dało. Warszawianie dopięli swego. Nikt nie był w stanie upilnować Krasniqiego, który na dodatek położył Akere i precyzyjnym strzałem umieścił piłkę w bramce Ilicia.

Chętnych do obejrzenia meczu na stadionie było trzy razy więcej niż wynosi pojemność łódzkiego obiektu. W końcu obejrzało go 17 894 kibiców.Spotkanie z trybun oglądał trener reprezentacji – Jan Urban.

W 15 kolejce Widzew zagra w Gdańsku z Lechią 8 listopada, o godz. 14.45.

Widzew – Legia 1:1 (0:0)

1:0 – Bergier (66, karny), 1:1 – Krasniqi (85)

Widzew: Ilić – Andreou, Żyro, Visus, Gallapeni – Czyż (80, Hanousek) – Baena (81, Pawłowski), Alvarez, Shehu (90+5, Therkildsen), Fornalczyk (81, Akere) – Bergier (72, Zeqiri)

Młody Amerykanin na wojnie w Wietnamie. Opowiadania w dzisiejszych czasach warte szczególnej uwagi

Gdybym trafił na te opowiadania o młodym Amerykaninie na wojnie w Wietnamie, gdy ukazały się 28 lat temu po polsku w pierwszym tłumaczeniu, to byłaby lektura wstrząsająca, na miarę Paragrafu 22. Fakt, wtedy jeszcze nie obejrzałem Czasu apokalipsy – filmu, który zbudował mój obraz tamtej wojny i pewnie każdej innej.

Cóż, opowiadania Tima O’Briena, który poleciał do Wietnamu mając 21 lat, dziś są po prostu wartą przeczytania, dobrze skrojoną literaturą. Wstrząsu już nie ma i nie będzie, ale…

Nadal porusza, przynajmniej mnie, historia chłopaka, który musi zdecydować czy iść na wojnę czy uciec do Kanady, gdy właściwie krok dzieli go od przekroczenia granicy. Nie mniejsze wrażenie (a jednak) robi tytułowe opowiadanie, które zawiera skrupulatne, beznamiętne wyliczenie tego, co zawierało wyposażenie amerykańskiego żołnierza kompanii A. Ile to wszystko ważyło, jak służyło i jak to wojskowe brzemię wpłynęło na losy bohaterów.

Dwa słowa pochwały dla Wydawnictwa Czarne. Seria: Opowiadania amerykańskie trzyma poziom. Ukazują się tu rzeczy dobre, bardzo dobre i wręcz znakomite (po prostu literackie odkrycia), jak opowiadania Trylobity, które napisał Breece D’J Pancake.

Tim O’Brien To, co nieśli (seria: Opowiadania Amerykańskie), przekład (nowy): Tomasz S. Gałązka, Wydawnictwo Czarne

Godne najwyższego szacunku. Jacek Bogusiak i Grupa Ełkaesiak nie dają odejść w zapomnienie ludziom, którzy dołożyli swoją cegiełkę w tworzenie i działanie ŁKS!

Tak jest zawsze przed 1 listopada od ponad pół wieku. Kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak i sprawnie działająca Grupa Ełkaesiak, nie dają odejść w zapomnienie ludziom, którzy dołożyli swoją cegiełkę w tworzenie i funkcjonowanie ŁKS.

Przedświąteczne i świąteczne odwiedziny – ku pamięci – są zarazem wyjątkowym organizacyjnym wyzwaniem. To ponad dwieście grobów do odwiedzenia. Ponad sto osób jest choćby pochowanych na Cmentarzu Starym, w tym założyciele i pierwsi prezesi klubu.

Jacek i jego ludzie nie zapominają o nikim, kto pracował dla ŁKS. Na grobach pojawią się (a na niektórych już się pojawiły) Karty Pamięci wykonane na piance wodoodporne, klubowe chorągiewki i znicze. Na Kartach Pamięci jest zapisane i takie znamienne zdanie: Jesteśmy dumni i pamiętamy, że byłeś jednym z nas, Ełkaesiakiem. W tym roku specjalne, wyjątkowe Karty Pamięci pojawią się na grobach byłych prezesów ŁKS.

Działanie Grupy Ełkaesiak i przyjaciół (Michał  Świercz, Arek Kowalski, Piotr Kaczmarek, Irek Kowalczyk, Tadeusz Marczewski, Sławomir Krawiec, Darek Szadkowski i Jacek Bogusiak) to nie tylko symbole pamięci, ale też zadbanie o groby tych, których nikt nie odwiedza i trzeba je przygotować na wyjątkowe święto.

Jacek Bogusiak przypomina: – W 1974 roku nasza grupa Irek Kowalczyk, Anna Elżbieta Adamczyk, Witold Witkowski, Jacek Chmielnik,zajęła się poszukiwaniem mogił znanych ełkaesiaków. Pierwszym odszukanym był grób olimpijczyka Antoniego Gałeckiego na cmentarzu Mania i prezesów Heliodora Konopki i Henryka Lubawskiego na Starym Cmentarzu przy ul. Ogrodowej.

Teraz Jacek zaangażował się w poszukiwanie grobów kolejnych osób związanych z ŁKS. Ich praca na rzecz klubu zasługuje na pamięć tych, którzy ŁKS mają w swoim sercu. Jednoz ostatnich działań. Na cmentarzu parafialnym na Rudzie Jacek odnalazł grób inżyniera Franciszka Mühlina, który propagował grę w ŁKS. To on wraz z Henrykiem Lubawskim w latach 1906-1908 założył polski klub Victoria. W 1910 roku po przyjeździe na stałe do Łodzi był zawodnikiem, trenerem i działaczem w ŁKS. Grupa Ełkaesiak dla pioniera działalności ŁKS przygotowała specjalny wieniec w kształcie piłki, dużą kartę pamięci i jego fotografię z 1912 roku.

Jacek Bogusiak stworzył swoisty przewodnik po cmentarzach. W tym przewodniku można znaleźć, gdzie znajdują się groby zasłużonych ludzi ŁKS. Jacek mówi: – Przybliżam sylwetki zmarłych ełkaesiaków, miejsca ich grobów, zaznaczając numery kwatery, rzędu i numer grobu. Dzięki takim informacjom każdy może znaleźć grób ełkaesiaków. Czekam na wszelkie uwagi, uzupełnienia danych, namiary na inne nekropolie i groby osób związanych z ŁKS pod numerem telefonu 601-309-100.

Trampkarski błąd bramkarza Zagłębia – Gikiewicza dał pucharowy awans Widzewowi!

Wielki błąd Gikiewicza w bramce Zagłębia sprawił, że Widzew wygrał po dogrywce mecz i zanotował pucharowy awans. Trzeba jednak przyznać, że…

To był futbolowy kabaret skeczów męczących. Ciężko ogląda się nieporadny, wolny, grający bez pomysłu Widzew, któremu konstruowanie akcji ofensywnych przychodzi z największym trudem. Zamiast składnych ataków, nic nie dająca wymiana podań lub bronienie własnego przedpola. Tak, to w wykonaniu łodzian wyglądało i nadal wygląda.

Spokojne, pewne siebie Zagłębie i chaotyczny, szarpiący się w nieskutecznych akcjach Widzew, tak wyglądał początek meczu. To skutkowało golem dla gości. Po analizie VAR nie został on jednak uznany. Powód? Spalony!

To nie zniechęciło lubinian, którzy nadal rozdawali karty na boisku, co nie podobało się kibicom. Pojawiły się przeciągłe gwizdy. Łodzianie szukali szansy w stałych fragmentach gry – bezskutecznie. Przeprowadzili jedną składną akcję, ale do centry Akere nie zdążył Zeqiri. Goście byli składniejsi, konkretniejsi. Czyste konto łodzian musiał zapewniać dobrymi interwencjami bramkarz Ilić i znakomitym wślizgiem Żyro.

Widzew próbował ale wszystko kończyło się stałymi fragmentami gry – nic nie przynoszącymi rzutami rożnymi. Kolejne 45 minut łodzian do jak najszybszego zapomnienia.

W drugiej połowie spóźnieni z interwencjami łodzianie oglądali żółte kartki. Znów musiał ich ratować Ilić. Ofensywnych efektów grania łodzian nie było. Za to w defensywie nieszczęście. Krajewski, próbując ratował drużynę w groźnej podbramkowej sytuacji, wpadł w Ilicia i skręcił nogę. Opuścił boisko na noszach.

Goście z każdą upływającą minutą słabli w oczach, Widzew starał się to wykorzystać. I nic. Bicie głową w mur. W tej sytuacji futbolowe męczarnie przedłużyły się na dogrywkę. Tu nadal trwał antyfutbol do czasu trampkarskiego klopsa Gikiewicza.

W drugiej połowie dogrywki na strzał rozpaczy z rzutu wolnego z ponad trzydziestu metrów zdecydował się Pawłowski. Uderzył mocno w sam środek bramki. Gikiewicz próbował złapać piłkę. Zrobił to tak nieudolnie, że ta wpadła do bramki! Mówiąc szczerze golkipier sam sobie wrzucił piłkę do bramki. Czarna rozpacz byłego gracza łodzian. Ta wpadka Gikiewicza dała pucharowy awans Widzewowi.

Losowanie 1/8 finału STS Pucharu Polski odbędzie się 4 listopada o godz. 12. Mecze tej fazy zostaną rozegrane 2-4 grudnia.

A już 2 listopada o godz. 20.15 ligowy hit hitów (czy na pewno?!): Widzew podejmuje Legię!

1/16 finału STS Pucharu Polski

Widzew – Zagłębie Lubin 1:0 – po dogrywce, awans Widzew

1:0 – Pawłowski (112)

Widzew: Ilić – Krajewski (75, Visus), Andreou, Żyro, Gallapeni – Selahi (91, Pawłowski) – Akere (67, Baena), Alvarez (79, Czyż), Shehu, Fornalczyk – Zeqiri (67, Bergier)

WALCZYĆ I WYGRYWAĆ czyli historia Budowlanych Rugby SA na zdjęciach. Fotografie na wystawie mają swoją moc. Trzeba je koniecznie zobaczyć!

W galerii Łódzkiego Towarzystwa Fotograficznego im. Eugeniusza Hanemana (ul. Piotrkowska 102) otwarto pierwszą w historii Łodzi,na blisko 1000 takich wernisaży, wystawę poświęconą rugby. To spotkanie ze sportem, który uczy odwagi, współpracy i walki do końca – wartości, które przez lata symbolizowali Budowlani Rugby SA.

Autorami zdjęć są Anna Ogar i Mariusz Nowicki. Ich fotografie w niezwykły sposób oddają emocje meczów, dynamikę akcji i potęgę sportowego ducha. Każde ujęcie to hołd dla tych, którzy na boisku dawali z siebie wszystko – dla drużyny, barw i kibiców.

Mirosław Żórawski, Anna Ogar i Mariusz Nowicki

Wystawa czynna: 29 października – 10 listopada 2025 r. Godziny otwarcia: poniedziałek – piątek, 13 – 18.

Mecenasi i partnerzy wydarzenia: Avantgarde, Kantor Sztuki, Ferrano, Kultowy Browar Staropolski, Kancelaria Adwokacka adw. Oskar Miłoń oraz patron medialny RugbyWeb – Mirosław Jabłoński.

Mirosław Jabłoński

Wymyślił i doprowadził sprawę do końca człowiek , nie tylko sportowych pasji, prawdziwa legenda – Mirosław Żórawski, który mówi: – Zostało zaprezentowanych 75 zdjęć meczowych z okresu działalności i gry drużyny, wyselekcjonowanych nie tylko pod względem sportowym, ale przede wszystkim pod względem walorów fotograficznych. Wydawało mi się, że w rugby i dla rugby robiłem praktycznie wszystko, jednak znalazłem coś nowego. Tym razem zostałem organizatorem i zarazem kuratorem wystawy fotografii sportowej.

Ten motyw ze zdjęcia Grzegorza Michałowskiego miał podczas wernisażu na koszulce Mirosław Żórawski – prawdziwy wojownik, tak w sporcie, jak w życiu

Tylu gości w galerii dawno nie było. Pojawili się ludzie, którzy mają Budowlanych Rugby SA w sercu, ale też miłośnicy… fotografii, którzy chcieli zobaczyć dynamiczne, pełne ekspresji zdjęcia. I na pewno się nie zawiedli, bo fotografie na wystawie mają swoją moc.

A hasło WALCZYĆ I WYGRYWAĆ skąd ono się wzięło? Z… tatuażu na ręce jednego z dwóch niespokrewnionych ze sobą znakomitych rugbistów – Piotrów Karpińskich. Obaj byli na gali i wraz z innymi gośćmi wspominali piękne czasy. A jest co wspominać, bo sukcesy są imponujące: cztery tytuły Mistrza Polski, pięć wicemistrzowskich, jeden medal brązowy oraz trzy Puchary Polski. Do tego dwa medale Mistrzostw Polski rugby 7.

Piotr Karpiński i… Piotr Karpiński (ten z lewej ma wytatułowane hasło WALCZYĆ I WYGRYWAĆ)

ŁKS odpadł z Pucharu Polski. Łodzianie grali dwoma napastnikami, a honorowy gol dla nich padł po strzale… samobójczym

Pucharowe emocje były, ale się skończyły. ŁKS odpadł z rozgrywek. Jasne, porażka z wyżej notowanym rywalem niby ujmy mu nie przynosi. No i walczył do końca. W doliczonym czasie gry emocji było więcej niż w nie jednym ligowym meczu. Ba, w ostatniej akcji spotkania, w siódmej doliczonej minucie gry Wysokiński mógł doprowadzić do wyrównania, ale jego strzał zablokował Szkurin.

To jednak tylko słabe pocieszenie. Fakty są okrutne. ŁKS przegrał kolejne spotkanie i to jak najbardziej zasłużenie. Przestał się liczyć w Pucharze Polski, coraz mniej niestety znaczy w ligowych rozgrywkach. Ot, smutny los futbolowego przeciętniaka.

Trzeba odnotować w barwach ŁKS debiut bramkarza – 19-letniego Łukasza Jakubowskiego (191 cm wzrostu), który nabierał sportowego doświadczenia w Stomilu Olsztyn. I trzeba przyznać, że należał do najlepszych graczy w łódzkim zespole, bo to GKS dyktował warunki gry.

Łodzianie mieli grać odważnie – dwoma napastnikami (Piasecki, Lewandowski). A wyszło tak, że gola zdobyli po strzale… samobójczym. Forma, także ta strzelecka nie wróży dobrze przed najbliższym pojedynkiem. A teraz znów liga. 3 listopada o godz. 18.45 pojedynek ŁKS – Śląsk Wrocław.

Szymon Grabowski (trener ŁKS): Niestety kończymy naszą przygodę z Pucharem Polski. Mieliśmy swoje ambicje i chcieliśmy pokonać rywala z ekstraklasy, niestety teraz pozostaje nam skupić się wyłącznie na lidze. Jeśli chodzi o sam mecz, początek był ostrożny. Straciliśmy pewność siebie po golach GKS, które padły po naszych dużych błędach. Próbowaliśmy wyjść wyżej do rywala po przerwie i do końca byliśmy w grze.

Znamienne jest to, że spotkania oglądało tylko 3.285 widzów.

1/16 finału STS Pucharu Polski

ŁKS – GKS Katowice 1:2 (0:1)

0:1 – Jędrych (31, karny), 0:2 -Szkurin (61), 1:2 – Jędrych (84, samobójczy)

ŁKS: Jakubowski – Rudol, Craciun, Kupczak – Krykun (76, Jurkiewicz), Wysokiński, Ernst, Toma (65, Szczepański), Norlin (65, Głowacki) – Lewandowski (88. Arasa), Piasecki (76, Balić)

Sześciu graczy drużyny Sroki Łódź nadało sznyt reprezentacji Polski w Rugby League

Zdjęcia Michał Pietrzak

Reprezentacja Polski w Rugby League nie dała rywalom z Czech najmniejszych szans, wygrywając 46:8 w towarzyskim meczu w Kaliszu. Polacy kontrolowali grę od pierwszej do ostatniej minuty, a kibice na stadionie w Kalisz mogli poczuć dumę z tego, co działo się na boisku.

Przemysław Kwiecień – członek zarządu klubu Sroki Łódź: – Polacy szybko otworzyli wynik spotkania, bo już w pierwszej minucie Tomasz Zerbe, zawodnik Łódzkich Srok, położył piłkę w polu przyłożeń. Polacy nie zwolnili tempa, budując przewagę krok po kroku. Czesi próbowali atakować, ale nasza obrona spisywała się naprawdę świetnie. Jonathan Tutak zanotował dwa przyłożenia, Mateusz Kowalewski również dorzucił dwa, a do tego trafił siedem z ośmiu podwyższeń.

Cały skład kadry działał jak dobrze naoliwiona maszyna, ale to sześciu graczy z Łódzkich Srok nadało temu spotkaniu łódzki sznyt: Mateusz Daszkowski, Kamil Kleszcz, Mateusz Kowalewski, Mateusz Łuczak, Jonathan Tutak i Tomasz Zerbe.

Dla kibiców w Kaliszu to był prawdziwy smaczek – darmowy wstęp i emocje na żywo. A ci, co nie dotarli, mogą nadrobić, bo cały mecz jest już na YouTube, na kanale Rugby League.pl TV.

Dla zawodników Srok to jeszcze nie koniec sezonu – 15 listopada łodzianie zagrają w IV rundzie Slovak Super League Championship, gdzie zmierzą się z zespołem Sharks z Bratysławy oraz włoską Parmą.

Na pytanie: kto był najlepszym francuskim piłkarzem: Zidane czy Platini, odpowiedział: – Żaden z nich, to byłem ja! Erica Cantonę zobaczymy w kryminalnym serialu

Ten serial obejrzę na pewno. Nie wiem, jaką ma wartość artystyczną, ale… W roli głównej wystąpi mój ulubiony piłkarz!

Premierowe odcinki serialu z Erikiem Cantoną- Podróżnik – będzie można obejrzeć na kanale 13 Ulica. Pierwszy odcinek w środę 29 października o godz. 22.Cantona gra Thomasa Bareskiego, byłego policjanta mieszkającego w kamperze, który rozwiązuje niewyjaśnione sprawy kryminalne we Francji.

Tak w opisie charakteryzuje się bohatera serialu: Wolny duch, miłośnik natury, żyjący w swoim kamperze, Bareski to wyjątkowy człowiek i niezwykły detektyw gotowy całkowicie podporządkować swoje życie misji, którą sobie wyznaczył.

Eric to doświadczony aktor. Wystąpił w ponad 30 filmach. Ten bodaj najbardziej znany to: Szukając Erica w reżyserii Kena Loacha, którego był współproducentem. Ten obraz był nominowany do Złotej Palmy w CannesEric dwukrotnie próbował swoich sił jako reżyser.

W czasie sportowej kariery osiągnął wiele sukcesów. Był mistrzem Francji z Olympique Marsylia, a potem czterokrotnie mistrzem Anglii z Manchesterem United. W seniorskiej karierze w 368 spotkaniach strzelił 131 bramek. W reprezentacji Francji rozegrał 45 meczów i zdobył 20 goli.Był też kapitanem i trenerem francuskiej reprezentacji w piłce plażowej, z którą zdobył mistrzostwo świata. Cantona zwyciężył w plebiscycie na najlepszego piłkarza w historii angielskiej Premier League.

Znany jest też niestety z trudnego charakteru i… chuligańskiego incydentu. 30 lat temu, w czasie meczu Premier League Crystal Palace – Manhester United, frustrację schodzącego z boiska piłkarza (dostał czerwoną kartkę za kopnięcie rywala) zauważył zasiadający na trybunach Matthew Simmons. Zbiegł więc jedenaście rzędów, by dać mu do słuchu. Cantona nie pozostał bierny. Wpadł w niego z impetem, używając do tego ciosu kung-fu. Kopnięcie poprawił serią uderzeń na głowę.Został zawieszony na wiele miesięcy. Otrzymał także karę 120 godzin robót publicznych.

Całe wydarzenie Cantona podsumował w charakterystyczny dla siebie sposób. Na zwołanej przez Manchester United konferencji wypowiedział słowa, które na zawsze przeszły do historii. – Kiedy mewy podążają za kutrem, dzieje się tak dlatego, że myślą, iż sardynki będą wrzucane do morza – powiedział, po czym, nie czekając na pytania, wstał i wyszedł.

Po zakończeniu kariery Eric skupił się nie tylko na filmie. Nawoływał do bojkotowania banków, zachęcając ludzi do wypłacania pieniędzy z własnych kont. Później zbierał podpisy, by wziąć udział w kampanii prezydenckiej, a także sam podpisał petycję, by zwolnić z więzienia bezprawnie przetrzymywanego palestyńskiego piłkarza Mahmouda Sarsaka. Ten, po kilku miesiącach od jego interwencji, opuścił izraelski areszt.

Wyjątkowo kontrowersyjny człowiek i zawodnik, ale bez dwóch zdań futbolista znakomity. Na pytanie, kto był najlepszym francuskim piłkarzem: Zidane czy Platini, odpowiedział: – Żaden z nich, to byłem ja!

Znakomite zdjęcia nie pozwolą zepchnąć w otchłań niepamięci wielkich osiągnięć Budowlanych Rugby SA. Trzeba koniecznie zobaczyć tę wystawę!

Mirek i HawAna Fot. Mariusz Nowicki

Czas szybko mija, w sporcie jeszcze szybciej i spycha w otchłań niepamięci to, co jeszcze przed chwilą było bardzo ważne, budowało sportową tożsamość dwóch miast (Łódź, Aleksandrów Łódzki), wbijało w dumę mieszkańców i kibiców.

Pod znanym mottem zespołu ekstraligi rugby WALCZYĆ I WYGRYWAĆ odbędzie się wystawa fotografii sportowej. Będzie to pierwsza wystawa zdjęć w długiej historii łódzkiego rugby. Ich autorami są członkowie Łódzkiego Towarzystwa Fotograficznego Anna Ogar (popularna HawAna) i Mariusz Nowicki. To również dobrze znani od lat sympatycy rugby oraz przyjaciele Budowlanych Rugby SA, traktowani przez zawodników praktycznie jak członkowie zespołu.

Mariusz Nowicki

Rugby swoją ekspresją, dynamiką przyciągało i przyciąga fotografów. Praktycznie na każdym ekstraligowym meczu bywało ich po kilku, więc tych zrobionych zdjęć były tysiące. Rekord padł podczas ostatniego meczu finałowego naszego teamu w Aleksandrowie Łódzkim w 2023 roku, kiedy to wydano foto akredytacje dla 22 osób!

Wystawy by nie było, gdyby nie człowiek wielkich rugbowych pasji Mirosław Żórawski – legenda łódzkiego i polskiego sportu. Trzeba mu to przyznać: znów zadziwił zaangażowaniem i determinacją, które pozwoliły świetny pomysł zrealizować do końca. Teraz został organizatorem i kuratorem wystawy fotografii sportowej!

Mirek przyznaje: – Selekcja była trudna, bo z kilku tysięcy zostało wybranych 400 zdjęć, w następnym etapie 150, a w ostatnim i zdecydowanie najtrudniejszym – 75.Cieszę się też i to bardzo, że sukcesy Budowlanych Rugby SA znów nie pójdą w zapomnienie. A są imponujące: cztery tytuły Mistrza Polski, pięć wicemistrzowskich, jeden medal brązowy oraz trzy Puchary Polski. Do tego dodamy dwa medale Mistrzostw Polski rugby 7.

Miejscem wystawy będzie galeria Łódzkiego Towarzystwa Fotograficznego im. Eugeniusza Hanemana w Łodzi ul. Piotrkowska 102. Wystawa będzie dostępna dla wszystkich chętnych od 29 października do 10 listopada od poniedziałku do piątku w godz. 13 – 18 (wstęp wolny).

Wyjazdowa zmora znów dopadła ŁKS, który przegrał szósty mecz na obcym boisku. Ale to co wyprawiał arbiter woła o pomstę do nieba!

Pogoń i ŁKS przed meczem łączyło jedno: fatalny bilans. Łodzian – meczów wyjazdowych: jedno zwycięstwo, jeden remis i pięć porażek, siedlczan – spotkań u siebie: jedno zwycięstwo, dwa remisy i trzy porażki. Jak to się skończyło? Wyjazdowa zmora znów dopadła ŁKS, który, choć prowadził w Siedlcach, zszedł z obcego boiska pokonany, po raz szósty w sezonie. Niestety.

Łodzianie zaczęli mocno z wiarą w swoje możliwości – od pressingu i szukania akcji ofensywnych. Wiele zmieniło nieodpowiedzialne, ostre wejście Jakubika w Fałowskiego. Siedlczanin nie ujrzał za to brutalne zagranie nawet żółtej kartki (no po prostu kolejny sędziowski skandal!). Kontuzjowany młody obrońca musiał opuścić boisko, podobnie, jak ze względów taktycznych, Głowacki. Dwie zmiany w ŁKS już w 14 minucie!

Łodzianie uznali, że na kłopoty najlepszy będzie… gol! Kapitalnym uderzeniem zza pola karnego pod poprzeczkę popisał się Mokrzycki, który przejął opaskę kapitana od Głowackiego. To jego pierwsza bramka w sezonie.

Gospodarze próbowali przejąć inicjatywę, ale niewiele groźnego z tego wynikało. To goście mieli szansę na podwyższenie prowadzenia. Niestety w doskonałej sytuacji pomylił się Ernst.

Niewykorzystane sytuacje się mszczą i tak stało się też tym razem. Po rzucie wolnym nieupilnowany Dzięcioł doprowadził strzałem głową do wyrównania. Mogło być jeszcze inaczej, ale w doliczonym czasie gry Loffelsend trafił w poprzeczkę!

Druga połowa zaczęło się od gola dla gospodarzy, którzy mieli przy tym łut szczęścia. Na uderzenie z dystansu zdecydował się Famulak. Po rykoszecie piłka zmyliła Bobka i wpadła do siatki. Pogoń była coraz śmielsza. Miała kilka szans na trzeciego gola (m.in. Pik trafił w poprzeczkę).

A ŁKS? Niestety gasł w oczach, będąc kompletnie (negatywnie) odmienionym zespołem w stosunku do pierwszej połowy. Konsekwencją była trzecia bramka dla siedlczan zdobyta z rzutu karnego podyktowanego po faulu(?!) Mokrzyckiego. Powiedzmy sobie szczerze, że jedenastka wzięta kompletnie z powietrza. W podobnej sytuacji po drugiej stronie boiska, arbiter nie użył nawet gwizdka!

Sędziowanie w Polsce to jest dopiero zmora zmór. Pan Rasmus powinien być za ten wątpliwej jakości występ szybko rozliczony! Nie zmienia to faktu, że druga połowa ŁKS była fatalna. Klasyczna, jeśli chodzi o wyjazdowe występy.

3 listopada o godz. 18.45 pojedynek ŁKS – Śląsk Wrocław, ale wcześniej już wtorek, 28 października, godz. 17:30 mecz Pucharu Polski: ŁKS – GKS Katowice, transmisja TVP Sport.

Pogoń Siedlce – ŁKS 3:1 (1:1)

0:1 – Mokrzycki (17), 1:1 – Dzięcioł (45, głową), 2:1 – Famulak (61), 3:1 – Flis (86, karny)

ŁKS: Bobek – Rudol, Craciun, Fałowski (14, Jurkowski), Głowacki (14, Kupczak), Loffelsend (64, Krykun), Mokrzycki, Wysokiński (64, Piasecki), Ernst, Toma, Lewandowski

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑