Rezerwowy Pafka

Kategoria: Sport (Page 7 of 158)

Mogło być tak pięknie, gdyby nie doliczony czas gry. Widzew tylko zremisował w Radomiu. Ten wynik nie cieszy

Ech, mogło być tak pięknie. Widzew długo, bardzo długo prowadził w Radomiu, ale gdy zaczął się ze wszystkich sił tylko bronić, stało się nieszczęście. W doliczonym czasie gry gospodarze wyrównali i mecz skończył się sportowym rozczarowaniem dla łodzian, którzy nadal z niepokojem muszą patrzeć na strefę spadkową.

W Widzewie trenera Patryka Czubaka w wyjściowej jedenastce pojawili się m.in: Krajewski i Tupta. W meczowej osiemnastce zabrakło: Kwiatkowskiego, Gonga i… Hamulicia.

Mogło się zacząć fatalnie dla łodzian. W 9 min nieupilnowany Alves uderzył technicznie i nieomal precyzyjnie po długim słupku. Piłka leciała, leciała obok rąk Gikiewicza i… odbiła się od słupka!

W takiej sytuacji, gdy ma się fart, trzeba go podtrzymać. Pięć minut później po inteligentnym wycofaniu piłki na koniec pola karnego Tupty (najpierw sprytnie ograł rywala), pewnym strzałem w róg bramki popisał się Shehu i Widzew objął prowadzenie. Później były szarpane akcje, jeżeli już kończone, to strzałami nad poprzeczkę.

Na początku drugiej połowy łodzianie chcieli podwyższyć prowadzenie, ale Shehu i Sypek uderzali obok słupka, a Tupta w sytuacji sam na sam przestrzelił. Inna sprawa, że gola i tak by nie było, bo atakował z pozycji spalonej. W odpowiedzi strzał Perottiego z kilku metrów nogą obronił Gikiewicz.

Widzew się głównie bronił, starając utrzymać za wszelką cenę korzystny wynik. Aktywny był Perotti, ale Gikieiwcz nie dał się zaskoczyć. Do czasu… W doliczonym czasie gry łodzianie stracili niestety bramkę. Gkiewicz odbił przed siebie piłkę po bombie Ramosa, ale co zadziało się potem! Volanakis chciał wybić futbolówkę, ale trafił w… Dadashova i piłka wylądowała w siatce. Grek strzelił gola Azerem. Niestety, to nie kabaret tylko smutna łódzka futbolowa rzeczywistość.

Czy w następnym meczu z Jagiellonią 9 marca o godz. 17.30 łodzian poprowadzi Jacek Magiera?

Radomiak – Widzew 1:1 (0:1)

0:1 – Shehu (14), 1:1 – Dadashov(90+1)

Widzew: Gikiewicz – Krajewski (69, Therkildsen), Żyro, Volanakis, Kozlovsky – Hanousek (69, Czyż), Shehu, Kerk – Sypek, Tupta (77, Pawłowski), Łukowski (65, Alvarez)

Trzeba to wprost powiedzieć: piłkarscy sędziowie ośmieszyli funkcjonowanie w Polsce systemu VAR!

Wielka ogólnopolska dyskusja po sędziowskim skandalu w meczu Legia – Jagiellonia (3:1, ale… nieprzyznane dwa karne dla Jagi!) pokazuje, że temat jest. Po pierwsze pokazuje brak klasy polskich arbitrów, w tym tego najlepszego(?). Nie chcą, nie potrafią przyznać się do błędu i albo uciekają na urlop albo po czasie i fali krytyki mówią, że mają wątpliwości (he!he!he!).

Po drugie, że funkcjonowanie VAR (przynajmniej w Polsce) jest tak archaiczne, że głowa boli. Skoro przy kluczowej sytuacji arbiter po siedmiu analizach tego, co pokazują kamery, ma wątpliwości czy było zagranie ręką czy nie, to prosty dowód na to, że kamer było… za mało! Przyoszczędzili, wpadli w rutynę, że to co jest, to wystarczy i już? W każdym razie nie wyciągnęli żadnych wniosków po zeszłorocznym sędziowsko – VAR-owskim skandalu w meczu Wisła – Widzew. Trzeba to wprost powiedzieć: to sędziowie i technologia, jak za króla Ćwieczka, ośmieszyli w Polsce system VAR. Pokazali czarno na białym jego… anachronizm.

Czy to oznacza, że trzeba z niego zrezygnować, czy może jeszcze spróbować go ulepszyć, biorąc przykład z innych, którzy korzystają z niego dłużej i skuteczniej?! W rugby VAR funkcjonuje o niebo lepiej. Dlaczego? Na meczach jest zainstalowanych tyle kamer, są tak dobrze ustawione, jest tylu fachowców obsługujących system, że wątpliwości ogranicza się do minimum.

Czas najwyższy, żeby Ekstraklasa SA i PZPN wyłożyły pieniądze na jego lepsze funkcjonowanie w futbolu. Inaczej, kompromitujące sytuacje będą się mnożyć. Gra idzie o wielką sportową i finansową stawkę. Popełnianie błędy sprawiają, że kluby tracą miliony na niesprawiedliwie prowadzonych przez arbitrów meczach o stawkę.

ŁKS miał już w swojej historii bardzo młodego, ale też bardzo zasłużonego trenera. Gdy zaczynał przygodą z łódzkim klubem miał niespełna 30 lat!

Władysław Król (z lewej) i Lajos Czejzler na plaży, rok 1936

zdjęcia archiwum Jacka Bogusiaka

Na chwilę o ŁKS stało się bardzo głośno (szkoda że nie z powodu znakomitych futbolowych wyników). Łodzianie zatrudnili nowego trenera, co samo w sobie nie jest niczym zaskakującym, ale fakt, że pochodzi z Paragwaju i że ma dopiero 28 lat to już tak.

Ariel Galeano mówi: Mam doświadczenia z pracy z starszymi od siebie zawodnikami. Najważniejsza jest dobra komunikacja. Miałem już w zespole blisko 40-letnich piłkarzy i się dogadywaliśmy.

Ariel Galeano Fot. ŁKS Łódź

Faktem jest, że to nie pierwszy młody szkoleniowiec w przebogatej historii ŁKS, było ich w historii klubu kilku. O jednym, wybitnym przypomina niezawodny kustosz pamięci klubu – Jacek Bogusiak. W latach 1923 – 26 i 1935 – 36 pracował w ŁKS jako pierwszy trener Lajos Czejzler. Gdy zaczynał przygodę z łódzkim futbolem, miał niespełna 30 lat! Uczył piłkarskiego rzemiosła m.in. Romana Jańczyka i Antoniego Gałeckiego. Zainicjował  treningi na siłowni, treningi w zimie. Sprowadził do Łodzi… pierwszy stół do pingponga.

Po nim w mieszkaniu przy ul. św. Anny zamieszała jedna z największych legend ŁKS – Władysław Król. I właśnie Węgier w 1946 roku na na otwarcie stadionu sprowadził szwedzką drużynę, którą trenował, a która zagrała sparing z ŁKS. Mecz z Kamraterną wygrany przez łodzian 2:1 obserwowało ponad 20 tysięcy ludzi, jedną z bramek strzelił Władysława Króla, dla którego był to ostatni mecz w roli piłkarza. Prasa pisała wtedy: Mecz, jakiego w Łodzi jeszcze nie było!

Czejzler był cenionym w Europie szkoleniowcem. Prowadził wiele klubów w wielu krajach, a z AC Milan zdobył tytuł mistrza Włoch. Był poliglotą. Mówił po węgiersku, polsku, niemiecku, francusku, włosku i szwedzku.

Grupa Ełkaesiak pamiętała o zasłużonym trenerze. W 2009 roku w 40-rocznicę jego śmierci, na grobie został złożony wieniec z chorągiewkami ŁKS.

ŁKS. Dobra rada dla nowego trenera: Niech pan pokaże swoim piłkarzom mecz… rugbistów!

Fot. Radosław Jóźwiak/Cyfrasport

ŁKS zaskoczył całą piłkarską Polskę, jaka szkoda że nie pozytywnymi wynikami. Pierwszoligowca przejął 28-letni Paragwajczyk Ariel Galeano, który ostatnio pracował w drugiej lidze greckiej.Warto zauważyć, że dziewięciu zawodników ŁKS jest starszych niż ich nowy szkoleniowiec.

Co z tego wyniknie? Nie wiem, ale mam dobrą radę dla nowego trenera. Zanim zacznie meczowe zajęcia z piłkarzami, niech pokaże im film choćby z ostatniego, zwycięskiego spotkania polskich… rugbistów z Chorwacją. Wiem, że może w Paragwaju to egzotyczny sport, w Polsce zresztą też ale… Panowie futboliści zobaczą na własne oczy z jaką ambicją po męsku, bez padania na murawę po byle muśnięciu rywala, walczy się o korzystny wynik.

Fot. ŁKS Łódź

ŁKS może ma ciekawych piłkarzy, ale jest drużyną bez osobowości, tożsamości, waleczności. Uprawia futbolowe ble, ble, ble, tak przez całe 90 minut, żeby zanudzić na śmierć ostatnich wiernych kibiców. I wszelkie tzw. niuanse taktyczne proponowane przez trenera Jakub Dziółkę, były tylko gadaniem po próżnicy, bez pokrycia na boisku.

Ba, zdały się psu na budę, skoro ŁKS jest, aż strach patrzeć na tabelę I ligi, jedenasty ze stratą 20 (słownie dwudziestu!) punktów do lidera z Niecieczy i sześciu do ostatniego miejsca barażowego, które zajmuje Wisła Kraków (w ostatnim meczu pokonała Ruch 5:0). Brakuje mu piłkarza – kreatora z charyzmą, który pokaże charakter i umiejętności, rozwiąże trudne sytuacje na boisku, pociągnie drużynę za sobą czyli będzie wyrastał i to mocno ponad przeciętny poziom prezentowany przez liderów drużyny.

Fot. Radosław Jóźwiak/Cyfrasport

A może brakowało trenera, który wykreuje takiego lidera z ligowej kadry? Na razie bowiem ponad przeciętność wyrastają tylko młodzi gracze: bramkarz Aleksander Bobek, potrafiący skutecznie mijać rywali i strzelać, choć nie zawsze dostrzegany przez kolegów Antoni Młynarczyk i co najbardziej zaskakujące, mający wręcz barceloński potencjał (kiwka w meczu z Miedzią godna najlepszych) – Maksymilian Sitek. To za mało, żeby w skali zespołu myśleć o czymś więcej niż tylko beznadziejnym środku tabeli.

Teraz 2 marca o godz. 17 pojedynek z Kotwią w Kołobrzegu. Jesienią rywale wygrali w Łodzi 0:2. Czas na rewanż. Rywale mają swoje kłopoty. Na ostatni mecz przegrany 0:1 mecz ze Stal w Rzeszowie pojechali w… trzynastu. Na ławce rezerwowych siedzieli: rezerwowy bramkarz i jeden gracz z pola. Drużyna z Kołobrzegu zajmuje miejsce tuż nad strefą spadkową. Były lider Kotwicy – Jonathan Junior – został piłkarzem Stali Stalowa Wola.

Widzewa sposób na Radomiaka? Autobus przed własnym polem karnym i laga na Saida Hamulicia!

Said Hamulić fot. Martyna Kowalska, widzew.com

Przed Widzewem być może kluczowy, aż boję się to powiedzieć, mecz o utrzymanie w ekstraklasie! Już 28 lutego o godz. 18 łodzianie zagrają na wyjeździe z Radomiakiem. Jeszcze jesienią był to rywal w zasięgu łodzian, ale teraz, zwłaszcza po tym co się stało w ostatniej kolejce, moje obawy są wielkie.

Widzew po beznadziejnym meczu przegrał z Pogonią 0:4, a Radomiak pokonał mającą mistrzowskie ambicje Legię 3:1. Te wyniki zdają się mówi same za siebie…

Trener Radomiaka – Joao Henriques: Zespół tworzy się jak wygrywa się takie właśnie mecze i chłopaki wzięli te słowa do siebie. Zawodnicy wykonali wspaniałą pracę. Widać, że drużyna rośnie, ale teraz najważniejszy jest dla nas mecz z Widzewem. Przygotowujemy się do rywalizacji z zespołem z Łodzi, żeby zdobyć kolejne trzy punkty.

Oby to się nie powtórzyło w Radomiu. Jaki będzie plan?  Rolę pierwszego trenera w trakcie najbliższego mikrocyklu i meczu z Radomiakiem Radom będzie pełnić dotychczasowy członek sztabu Patryk Czubak. Nie jest ważne jak, trzeba jednak w Radomiu być skutecznym. Być może jedynym sposobem będzie ustawienie autobusu prze własnym polem karnym, byleby tylko nie z dziurawymi oponami i… laga na Saida Hamulicia, a potem nadzieja, że coś pozytywnego z tego wyniknie.

Prymitywny to może sposób grania, ale potrafi być wyjątkowo skuteczny! Do tego muszą dojść sprawy oczywiste: wiara, że to może się udać, wielka ambicja, poparta wolą walki, determinacją i łut szczęścia.

Patryk Czubak Fot. Martyna Kowalska, widzew.com

Trzeba zdobyć w Radomiu przynajmniej punkt, bo w następnej kolejce 9 maja o godz. 17.30 do Łodzi przyjeżdża… mistrz Polski, Jagiellonia Białystok. I wtedy Widzew będzie już pewnie prowadził nowy szkoleniowiec. Będzie nim Jacek Magiera, Szymona Grabowski… Patryk Czubak, a może ktoś zupełnie inny.

KS Hokej Start Brzeziny w hokejowej Lidze Mistrzyń! Trenerka Małgorzata Polewczak: – Dziewczyny pokazały charakter, ducha walki i umiejętności

Fot. KS Hokej Start Brzeziny

Na naszych oczach dzieją się wielkie rzeczy w polskim, kobiecym hokeju na trawie. Najpierw reprezentacja Polski została halowym mistrzem świata i… na tym nie koniec sukcesów. Drużyna KS Hokej Start Brzeziny, jako pierwsza polska kobieca drużyna w historii, wywalczyła awans do EuroHockey Indoor Club Cup! najwyższej dywizji Klubowego Pucharu Europy. Na dodatek liderka brzezinianek- Monika Chmiel – trzeci rok z rzędu została uznana z najlepszą zawodniczkę turnieju.

Barw KS Hokej Start broniły: Anna Gabara, Justyna Ferdzyn, Karolina Grochowalska, Zuzanna Rubacha, Anastazja Szot, Magdalena Pabiniak, Monika Chmiel, Dziyana Varanovich, Patrycja Kalczyńska, Oliwia Krychniak, Oliwia Kucharska, Marzena Koza, Kinga Owczarek. Trenerka Małgorzata Polewczak, Kierownik: Tomasz Chmiel.

Małgorzata Polewczak Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Mówi trenerka brzezinianek – Małgorzata Polewczak: – Nie będę tego kryć: jestem szczęśliwa i duma z postawy moich dziewczyn. Pokazały charakter, ducha walki i umiejętności. Z takimi zawodniczkami po prostu chce się pracować.

– O awans nie było łatwo.

– To prawda, pomógł nam w awansie bardzo dobry wynik Angielek, ale przecież same też zapracowałyśmy sobie mocno na ten sukces, choćby remisując z Railway Union HC 3:3 i będąc bardzo bliskie zwycięstwa w tym spotkaniu. Na dodatek uraz mięśnia liderki – Moniki Chmiel sprawił, że w końcówce turnieju dziewczyny musiały sobie radzić bez niej. To było znaczące osłabienie naszej drużyny. Miałyśmy jeszcze jedną wielką satysfakcję.

Jaką?

– Rywalki z zazdrością patrzyły, jak ładnie byłyśmy ubrane!

– Wywalczyłyście awans, ale w przyszłym sezonie w Lidze Mistrzyń zagra Swarek Swarzędz.

– I bardzo dobrze. Dziewczyny ze Swarzędza wywalczyły halowe mistrzostwo Polski i zasłużyły sobie na tę topową grę. Będę za nie mocno trzymać kciuki, a być może obejrzę ich grę na żywo, bo Swarzędz przymierza się do organizacji turnieju!

-Teraz przed wami walka w obronie mistrzowskiego tytułu na trawie. Po rundzie jesiennej jesteście liderkami tabeli.

– Na razie cały czas trenują dziewczyny, które nie grały w turnieju w Porto. Pozostałe wrócą do zajęć pod koniec lutego. Chcemy znów być najlepsze, ale rywalki nie zasypiają gruszek w popiele. Sądzę, że walka o tytuł na boisku będzie bardzo zacięta.

Zmora zmór słabego ŁKS czyli własny stadion. W ostatnich ośmiu meczach… zero bramek i znów porażka. Tak grać o cokolwiek pozytywnego po prostu się nie da!

Cienka, cieniutka jest ligowa piłka w Łodzi. Po blamażu Widzewa, blamaż ŁKS. Zmora stadionu przy al. Unii trwa nadal. ŁKS przegrał z Miedzią. ŁKS może chyba zapomnieć o walce o cokolwiek. Jest ligowym średniakiem i trzeba drżeć, żeby takim został, bo inaczej będzie bronił się przed spadkiem.

Stadion im. Władysława Króla stał się futbolową zmorą… gospodarzy. Bilans ŁKS. W ostatnich siedmiu meczach (siedem ligowych, jedno pucharowe) u siebie, to wręcz nieprawdopodobne, ale prawdziwe 0 (słownie zero!) strzelony bramek. ŁKS ostatni raz zdobył trzy punkty u siebie… 13 września 2024 roku, pokonując Pogoń Siedlce (2:0). Od tego czasu rozegrał przy al. Unii sześć ligowych spotkań, w których wywalczyli zaledwie dwie punkty. Wygrał po raz ostatni 26 października, gdy pokonał na wyjeździe Stal Rzeszów. Nie wiem sam, śmiać się czy płakać, a może dać już sobie spokój z trenerem Dziółką.

Wysoki pressing sprawił, że ŁKS miał od początku meczu zdecydowaną przewagę, czego efektem były celne strzały – najgroźniejszy z ostrego kąta Młynarczyka. Tymczasem… Jedna kontra rywali powinna przynieść gola, gdyby lepiej sytuację rozwiązał Letniowski. A sytuacja była 100-procentowa.

Potem gra się wyrównała, a legniczanie pokazali, że dobrze sobie radzą w ataku pozycyjnym. Wart zauważenia był rzut wolny w wykonaniu Mokrzyckiego, po którym musiał interweniować Wrąbel. Kontry rywali po prostych stratach łodzian mroziły kibicom ŁKS krew w żyłach.

Wreszcie, wreszcie pod koniec pierwszej połowy swoją wielką bramkową szansę mieli łodzianie. Sitek zagrał w… barcelońskim stylu. Znakomicie ograł rywala, podał do Arasy, ale środkowy napastnik (czy on tam powinien grać!?) jej nie wykorzystał. Jego nie najlepsze uderzenie z siedmiu metrów obronił Wrąbel.

W drugiej połowie Arasa nie wykorzystał kolejnego świetnego podania, tym razem dynamicznego i przebojowego Młynarczyka. Lepszy był w odpowiedzi strzał Antonika, który minimalnie minął dalszy słupek.

Niestety, jak zwykle… w defensywie zdarzył się łodzianom kuriozalny błąd. Wiech główkował tak, że przy okazji odbił piłkę ręką i arbiter po analizie VAR podyktował rzut karny dla Miedzi. Jedenastkę wykorzystał Kovacević.

2 marca o godz. 17.30 łodzianie zagrają w Kołobrzegu z Kotwicą. Do pokonania 584 kilometry w jedną stronę – za karę!

ŁKS – Miedź Legnica 0:1 (0:0)

0:1 – Kovacević (82, karny)

ŁKS: Bobek – Dankowski, Rudol, Wiech, Głowacki, Sitek (68, Norlin), Mokrzycki, Wysokiński (76, Kupczak), Hinokio (85, Terlecki), Młynarczyk (68, Mrvaljević), Arasa (85, Pirulo)

Po efektownym zwycięstwie z Chorwacją polscy rugbiści są liderami zmagań. Znakomita akcja Patryka Reksulaka

Zdjęcia Wojciech Szymański

Gdy wygrywa Polska, to człowiekowi lepiej się na duszy robi. Biało – czerwoni wygrali z Chorwacją 58:27 w meczu Rugby Europe Trophy w Gdyni. To był trzeci mecz Polaków w ramach rozgrywek Rugby Europe Trophy, trzeci duetu selekcjonerskiego Kamil Bobryk – Tomasz Stępień i trzeci zwycięski! Mocno trzymam kciuki za Kamila i Tomka!

W 26 min wynik przyłożeniem otworzył Bercho Botha, a z karnego po kilku minutach prowadzenie „Maków” podwyższył nasz łącznik ataku, Wojciech Piotrowicz – podaje PZR. Wówczas najlepszy swój fragment gry w tej połowie zanotowali Chorwaci, a ich składną akcję zaowocowało przyłożeniem Toniego Miloša, co zmniejszyło przewagę gospodarzy do zaledwie jednego punktu – 8:7.

Polacy długo nie pozostali dłużni i do końca pierwszej połowy dyktowali warunki – piłkę kolejno kładli na polu punktowym: debiutant Tomas Toevalu, dwukrotnie Jędrzej Nowicki (przy jednej z jego akcji fantastyczną asystą popisał się grający na pozycji obrońcy łodzianin Patryk Reksulak) oraz Nicolas Saborit (świetne podanie Jonathana O’Neilla). Goście odgryźli się tylko jednym karnym co dało wysokie prowadzenie Polski – do przerwy było 32:10.

Druga połowa gdyńskiego meczu była bardziej wyrównana, jednak wciąż toczyła się pod dyktando naszej drużyny To była wyjątkowo efektowna akcja – Wojciech Piotrowicz dalekim i precyzyjnym przerzutem uruchomił Kacpra Wróbla, który nie miał problemu z położeniem punktów.

Popularny „Wojtas” podsumował swą dobrą grę dwoma podwyższeniami z trudnych pozycji i z czystym sumieniem mógł ustąpić pola Danielowi Gduli, który godnie go zastąpił. Zawodnik Awenty Pogoni Siedlce raz przyłożył punkty i po chwili podwyższył. W międzyczasie była jeszcze efektowna solowa i skuteczna akcja Jonathana O’Neilla. Mecz zakończył się przyłożeniem gości i spotkanie zakończyło się wysoką i zasłużoną wygraną Polski 58:27, co daje naszej drużynie prowadzenie w dywizji Rugby Europe Trophy.

Kolejne mecze w rozgrywkach Biało-Czerwoni rozegrają na początku kwietnia z Luksemburgiem i Szwecją – będą to spotkania wyjazdowe.

Polska – Chorwacja 58:27 (32:10)

Punkty dla Polski: Wojciech Piotrowicz 11, Jędrzej Nowicki i Kacper Wróbel po 10, Dawid Gdula 7 oraz Bercho Botha, Nicolas Saborit, Thomas Toevalu i Jonathan O’Neill po 5.

Polska: 1. Jakub Wojtkowicz, 2. Dominik Mohyła, 3. Zenon Szwagrzak – 4. Piotr Zeszutek (K), 5. Michał Krużycki – 6. Alexander Nowicki – 7. Bercho Botha, 8. Thomas Toevalu – 9. Jędrzej Nowicki – 10. Wojciech Piotrowicz – 11. Kacper Wróbel, 12. Nicolas Saborit, 13. Jonathan O’Neill, 14. Łukasz Korneć – 15. Patryk Reksulak. Rezerwowi: 16. Wiktor Wilczuk, 17. Peet Vorster, 18. Sylwester Gąska, 19. Arkadiusz Janeczko, 20. Radion Yavorshchuk, 21. Daniel Gdula, 22. Mateusz Plichta, 23. Robert Wójtowicz.

Klęska Widzewa z Pogonią. Prawda jest okrutna. Słabiutko grający łodzianie będą bronić się przed spadkiem z ekstraklasy!

Widzew w dotychczasowych meczach ligowej wiosny zdobył tylko punkt. W pojedynku z Pogonią nie miał nic do powiedzenia. Doznał ligowej klęski. Prawda jest okrutna. Łodzianie będą bronić się i to kurczowo przed spadkiem z ekstraklasy!

Czarna rozpacz. Od początku meczu Pogoń zepchnęła łodzian do rozpaczliwej defensywy. Zdobyła jednak gola po katastrofalnym błędzie gospodarzy. Widzew wyprowadzał piłkę spod własnej bramki. Gikiewicz podał piłkę do Alvareza. Ten przyjął piłkę w sposób niegodny juniora. Przyjął? Nie po prostu mu się dobiła. Przejął piłkę Kurzawa i w sytuacji sam na sam skrzętnie skorzystał z prezentu.

Gdy lewą stroną atakowali Gong z Kwiatkowskim, to tak, jakby widzieli się… pierwszy raz w życiu. Kończyło się wszystko kompletnym nieporozumieniem i stratą piłki! Wreszcie, wreszcie po fatalnym początku, dobrze zagrał starający się zrehabilitować Alvarez, ale strzał Gonga obronił Cojocaru. Pierwsza akcja Gonga w Widzewie, którą brawami nagrodzili kibice.

Potem łodzianie próbowali odwrócić meczowe wektory. Atakowali ale… Albo były to próby chaotyczne, albo za mało było graczy do rozegrania piłki.

Tymczasem… Zaatakowali goście i stało się kolejne nieszczęście. Gikiewicz znakomicie obronił strzał Przyborka po składnej akcji szczecinian, ale we walce o górną piłkę Silva, niczym junior, zagrał ręką w polu karnym. Jedenastkę pewnie wykorzystał Kolouris. Fani, którzy znów wypełnili stadion, w mało parlamentarny sposób domagali się lepszej gry gospodarzy, dodając: Kibice chlubą Widzewa! To prawda, ale na tym nie da się zbudować wszystkiego.

Jak się zaczęła druga połowa? Jak zwykle w tym meczu. Po fatalnej stracie Gonga, skórę łodzianom ratował udaną interwencją Gikiewicz.

Goście byli szybsi, bardziej zdecydowani, z łatwością zbierali drugie piłki. Widzew się bronił, momentami kurczowo. I stało się to co musiało się stać. Strata piłki, dodajmy juniorska,w środku pola, a kontra przyniosła trzeciego gola. Asystentem był wiecznie młody Grosicki. Po prostu przepaść na korzyść Pogoni. Potem kolejna strata, kolejna dokładna centra Grosickiego i hat trick Kolourisa.

Ci dwaj panowie dla łodzian było nie do zatrzymania, jakby grali w innej lidze, inną, o kilka klas lepszą piłkę. Gdy schodzili z boiska żegnały ich oklaski łódzkich kibiców. One też powitały pojawienie się na boisku Pawłowskiego.

Aktywa Widzewa? Po kontrze Hamulić trafił w słupek. To za mało, żeby nie czuć wielkiego rozczarowania.

Widzew – Pogoń 0:4 (0:2)

0:1 – Kurzawa (8), 0:2 – Kolouris (40, karny), 0:3 – Kolouris (53), 0:4 – Kolouris (63)

Widzew: Gikiewicz – Kwiatkowski, Żyro, Volanakis, Silva – Alvarez (70, Hanousek), Shehu, Kerk (70, Pawłowski) – Gong (64, Łukowski), Sypek (64, Stachowicz) – Sobol (55, Hamulić)

Polska – Chorwacja w Rugby Europe Trophy. Selekcjoner Kamil Bobryk: Chcę, aby zawodnicy mieli jak najwięcej radości z grania a co tym idzie, by ich gra cieszyła kibiców

Przy piłce Kacper Wróbel Fot. Wojciech Szymański

W sobotę, 22 lutego o godzinie 16 na Narodowym Stadionie Rugby w Gdyni reprezentacja Polski podejmie drużynę Chorwacji w ramach Rugby Europe Trophy.
Biało-czerwoni maja za sobą dwa zwycięstwa odniesione w listopadowych meczach. Najpierw w Gdyni pokonali Litwinów 40:13, a tydzień później w Pradze nasza reprezentacja wygrała po dramatycznym meczu z Czachami 22:15. Polacy w Gdyni będą faworytem meczu, ale to nie znaczy, że mogą zbyt spokojnie do niego podejść. Chorwaci to waleczna drużyna, która będzie chciała udowodnić, że nieprzypadkowo gra na poziomie Rugby Europe Trophy. Dotychczas Chorwaci rozegrali cztery spotkania – pokonali Litwę (32:23), przegrali z Czechami (26:49) i Szwecją (31:42) oraz zremisowali z Luksemburgiem (31:31). Z dorobkiem sześciu punktów zajmują czwarte miejsce w tabeli. Łącznie zdobyli 120 punktów, tracąc 145, a ich bilans meczów wyjazdowych to jedna porażka i jeden remis.
rugbystats365.pl: Biało-czerwoni liczą na wygraną, która pozwoli im zrównać się punktowo z liderującą Szwecją (w przypadku zwycięstwa bez ofensywnego punktu bonusowego). Dotychczasowa rywalizacja Polski z Chorwacją to trzy spotkania – dwa rozegrane w Chorwacji i jedno w Polsce. Pierwszy mecz odbył się 19 listopada 2000 roku w Zagrzebiu, gdzie Polacy zwyciężyli 8:3. Kolejne starcie miało miejsce 28 października 2006 roku w Makarskiej i ponownie zakończyło się sukcesem Biało-czerwonych, którzy triumfowali 12:11. Ostatni mecz rozegrano 27 października 2007 roku w Gdyni. Tym razem to Chorwaci okazali się lepsi, wygrywając nieznacznie 15:14.

Trenerzy reprezentacji: Kamil Bobryk (z lewej) i Tomasz Stępień
Fot. Wojciech Szymański

– Mogę zapewnić, że nasza drużyna jest i będzie solidna i zmotywowana. Jesteśmy z Tomkiem Stępniem zadowoleni z wykonanej pracy i skupiamy się na sobotnim meczu . Nie ma w tym pojedynku faworyta. W dotychczasowych trzech spotkaniach między nami, Polska nigdy nie wygrała więcej niż pięcioma punktami, a raz nawet przegrała . W Gdyni czujemy się doskonale. Atmosfera na trybunach na pewno będzie gorąca. Chcę, aby zawodnicy mieli jak najwięcej radości z gry, a co tym idzie, by ich gra cieszyła kibiców. – zapowiada selekcjoner Kamil Bobryk.

Wyjściowa piętnastka Polaków na mecz z Chorwatami: Robert Wojtkowicz – RC Lechia Gdańsk, Dominik Mohyła – RC Arka Gdynia, Zenon Szwagrzak – Melrose RC (Szkocja), Piotr Zeszutek – MKS Ogniwo Sopot – kapitan, Michał Krużycki – RC Lechia Gdańsk, Alexander Nowicki – MKS Pogoń Siedlce, Bercho Botha – MKS Pogoń Siedlce – debiutant, Thomas Toevalu – Bassin d’Arcachon (Francja) – debiutant, Jędrzej Nowicki – MKS Pogoń Siedlce, Wojciech Piotrowicz – MKS Ogniwo Sopot, Kacper Wróbel – RC Orkan Sochaczew, Nicolas Saborit – MKS Pogoń Siedlce, Jonathan O’Neill – RC Orkan Sochaczew, Łukasz Korneć – MKS Pogoń Siedlce, Patryk Reksulak – MKS Pogoń Siedlce.
Niestety, meczu nie pokaże żadna otwarta polska telewizja! Pojedynek będzie transmitowany na platformie Rugby Europe , gdzie będzie dostępny z komentarzem w języku angielskim.

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑