W rugby trzeba mieć 23 zawodników na podobnym poziomie, gotowych do grania czy to w podstawowym składzie czy to po wejściu z ławki rezerwowych. Master Pharm Rugby Łódź, na skutek idiotycznego, niesprawiedliwego zakazu transferowego związku, takich rezerw nie mają dlatego zostali mistrzami Polski… pierwszych połów spotkań.

We wszystkich 16 ligowych spotkaniach wygrywali pierwsze połowy. – Ale przecież nie o to chodzi – mówi kapitan drużyny Michał Mirosz. – Trzeba być lepszym w całym spotkaniu, to daje punkty i satysfakcję.

Łodzianie prowadzili do przerwy z Lechią Gdańsk 16:10. 5 punktów po przyłożeniu piłki w polu punktowym zdobył Plesiński, pozostałe celnymi kopami między słupy Brzozowski.

W drugiej połowie gdańszczanie byli szybsi, dokładniejsi zdobywali kolejne punkty i wygrali 27:16. Inna sprawa, że gdyby na początku tej części gry łodzianie, walcząc pod polem punktowym Lechii, zdołali zaliczyć drugie przyłożenia, losy meczu mogły się inaczej potoczyć.

Cóż, do końca sezonu zasadniczego zostały dwie kolejki. Lechia powalczy o strefę medalową, łodzianie o… pietruszkę. Kapitan drużyny oburza się i to mocno na sugestię, że Master Pharm Rugby, wobec dramatycznej sytuacji kadrowej, mogliby sobie odpuścić dalsze ligowe granie i oddać te mecze walkowerem.

– Nic takiego nie wchodzi w rachubę – mówi Michał Mirosz. – Zagramy te spotkanie najlepiej jak będziemy potrafili. W obu – z Juvenią i Budowlanymi Lublin – zamierzamy powalczyć o zwycięstwo!