Rezerwowy Pafka

Tag: piłka nożna (Page 12 of 39)

Po klęsce w Lidze Narodów trener reprezentacji Polski i jej kapitan są… optymistami

Czy po sromotniej klęsce w rozgrywkach Dywizji A, gdzie z defensywnej gry Polaków śmiała się cała Europa nastąpi dymisja selekcjonera – Michała Probierza? Wygląda na to, że nie, bo trener reprezentacji o tym nawet nie myśli!.

Zbigniew Boniek ma swoje typy na następcę : – Mówi się, że Papszun mógłby być selekcjonerem. Jest też Skorża, Janek Urban. Ten ostatni ma wszystko, ale nie było możliwości, żeby go sprawdzić.

Po spotkaniu ze Szkocją przegranym w doliczonym czasie 1:2 Michał Probierz powiedział: – Dalej mam pomysł na reprezentację i nie rozważam dymisji. Niektóre elementy wymagają zdecydowanej poprawy, ale nie mam żadnego problemu, żeby dalej to prowadzić i rozwijać, bo uważam, że idziemy w dobrym kierunku .

Zawsze jak się przegrywa w karierze trenerskiej, to jest to problem. Zdajemy sobie sprawę jak to wygląda, ale jest to faza budowy. Na pewno mieliśmy wszystko w swoich rękach w ostatnich minutach. Za mało utrzymywaliśmy się przy piłce, ograniczyliśmy się tylko do wybijania i dopuściliśmy do tego, co Szkoci lubią. Szkoda tej bramki, ale w piłce nie ma „szkoda”. Za dużo było jednak mimo wszystko takich sytuacji, gdzie naszemu blokowi defensywnemu brakuje doświadczenia. Takie spotkanie powinno być rozstrzygnięte dużo wcześniej. Mieliśmy tyle sytuacji, że można byłoby nimi obdarzyć kilka spotkań.

Kapitan reprezentacji – Piotr Zieliński też jest… optymistą: – Dywizji A świat się nie kończy, w marcu będziemy innym zespołem, czekają nas eliminacje MŚ. Mimo tego uważam, że w porównaniu z Euro zrobiliśmy postęp, gramy lepiej, niemal w każdym spotkaniu prezentowaliśmy efektowne akcje, podobał mi się atak pozycyjny. Mogliśmy strzelić Szkotom i sześć goli. Oczywiście tracimy za dużo bramek i to jest do poprawy. Drużyna jest odpowiednio skonstruowana, a obrońcy są na dobrym poziomie. I teraz trzeba im tylko pomóc, poczynając od napastników, na pomocnikach kończąc. Cały zespół musi bronić lepiej, szczególnie po stracie piłki grać agresywniej. Nie może być tak, że w jednym momencie jesteśmy pod bramką rywala, a zaraz potem oni wymieniają dwa, trzy podania i są w naszym polu karnym, trzeba szukać odbioru na ich połowie  .

Kpi czy o zdrowie pyta? W każdym razie losowanie grup eliminacji MŚ 13 grudnia w Zurychu.

Polska straciła gola w doliczonym czasie gry, przegrała i spadła z hukiem z dywizji A Ligi Narodów. Tak w defensywie po prostu grać nie wolno!

Trener Probierz wystawił do gry według swojego rozeznania najlepszych zdrowych piłkarzy, jakich miał w kadrze i… przegrał z tą reprezentacją z kretesem. Polska po golu straconym w doliczonym czasie gry przegrała i spadła z prestiżowej dywizji.

Zaczęło się w najgorszy z możliwych sposobów. Po kompromitujących błędach w defensywie, dwóch dokładnych podaniach rywali i precyzyjnym strzale, po niecałych 4 minutach, straciliśmy gola. Czarna rozpacz.

Mieliśmy być szybsi, bardziej zdeterminowani, konkretniejsi, ale te cechy trzeba raczej było przypisać groźnie kontratakującym rywalom, Raz ratowała nas poprzeczka, innym razem skórę ratował nam Skorupski, w kolejnej akcji słupek. W grze defensywnej byliśmy zbiorem przypadkowych graczy, gubiących się niczym dzieci we mgle.

My próbowaliśmy, ale… gdy już nadarzyła się szansa, to przynosiła ona fatalne pudło albo przegrany pojedynek sam na sam. Porażający brak skuteczności.

Drugą połowę rozpoczęliśmy od dwóch oczywiście niewykorzystanych szans. Koszmar! Nieudolność, brak umiejętności, diabeł jeden wie, co jeszcze. A jednak do trzech razy sztuka. Kapitalne uderzenie z dystansu w górny róg bramki (nieomal okienko) Piątkowskiego dało wyrównanie. Piękny strzał, piękny gol, idealny do zapisania w CV. Za chwilę interwencją roku popisał się Skorupski, po kolejnym juniorskim zachowaniu Polaków w defensywie.

Logika tego meczu mówiła, że frajerski błąd w defensywie odbierze nam wszystko i tak właśnie się stało. Zalewski, tak jak w Romie, zapomniał, że trzeba też grać i pilnować rywala w defensywie i Szkoci w doliczonym czasie zdobyli zwycięskiego gola.

Spadamy z hukiem z dywizji A. Grupowy bilans polskich zysków w Lidze Narodów marniutki: zwycięstwa ze Szkocją 3:2 oraz remis z Chorwacją 3:3.

Czy rację ma były znakomity piłkarz dziś krytyczny komentator – Wojciech Kowalczyk, że Michał Probierz musi pakować walizki, a powinien go zastąpić Jan Urban?

Liga Narodów

Polska – Szkocja 1:2 (0:1)

0:1 – McGinn (4), 1:1 – Piątkowski (59), 1:2 – Robertson (90+3, głową)

Polska: Skorupski – Piątkowski, Walukiewicz, Kiwior – Kamiński (63, Puchacz), S. Szymański, Moder (46, Slisz), Zieliński, Zalewski – Buksa, Świderski (75, Urbański)

Klęska Polaków w Porto. Masa kompromitujących błędów. Po prostu wstyd na cały futbolowy świat

Niestety, potrafimy być mistrzami świata w futbolowym nieudacznictwie. W Lidze Narodów doznaliśmy upokarzającej klęski 1:5. Polska: Marcin Bułka – Kamil Piątkowski, Jan Bednarek (46, Sebastian Walukiewicz), Jakub Kiwior – Bartosz Bereszyński (32, Jakub Kamiński), Mateusz Bogusz (46, Dominik Marczuk), Taras Romanczuk, Piotr Zieliński, Kacper Urbański (72, Adam Buksa), Nicola Zalewski – Krzysztof Piątek (80, Antoni Kozubal),. Honorowy gol: Dominik Marczuk, przy stanie 0:5.

Ze zdumieniem patrzy na nas jeden futbolowy kraj za drugim. Stracić pięć bramek w… 24 minuty, to nie zdarza się już nawet Andorze czy San Marino. Pozwolić bramkarzowi Marcinowi Bułce wyjść na drugą połowę w nie swoich spodenkach – to jeszcze nic. Wpuszczać na skutek, jak beznadziejnie tłumaczono… błędu ludzkiego, na boisko rezerwowego (Karol Świderski) , którego nie wpisało się do protokołu, to przekracza ramy zdrowego rozsądku.

Michał Probierz (selekcjoner reprezentacji Polski):- Jak się nie wykorzystuje na takim terenie takich sytuacji, jak mieliśmy, to później jest trudno. Chyba większy problem to splot okoliczności, który miał miejsce. Przed meczem musieliśmy zrobić zmianę, w trakcie meczu w przerwie musieliśmy zrobić dwie zmiany. To wszystko spowodowało, że później nam czegoś zabrakło. W drugiej połowie trochę chaosu się wprowadziło. Potem patrzyliśmy pod kątem następnego meczu, bo wiadomo, że nie ma obrońców i mieliśmy kolosalny problem. Wiedzieliśmy, że za kilka dni następny mecz, zmieniliśmy ustawienie na moment i traciliśmy te gole za łatwo. To jest lekcja pokory dla zawodników i trenera. Trzeba umieć to przyjąć, zawodnicy powinni podnieść głowę do góry. Pokazali, że potrafią grać w piłkę, ale te sploty okoliczności, które miały miejsce, są bardzo trudne.

A po pierwszej połowie, gdy Polacy mieli inicjatywę i okazje, wydawało się, że wszystko może potoczyć się inaczej. Niestety piłka nożna potrafi być okrutna i frajerstwa nie wybacza.

Porażka w Porto było jedną z najwyższych w historii walki o punkty. W 2022 roku przegraliśmy z Belgią 1:6, w 1966 z Włochami 0:6, a w… 1924 z Węgrami 0:5.

 „Nie będę dolewał oliwy…dobranoc” – napisał Zbigniew Boniek na X. Tymczasem nasi piłkarze zrobili sobie prezent za wpadkę w Portugalii. Cykali sobie wspólne fotki z Cristiano Ronaldo. Wypad do Portugalii nie poszedł na marne.

W poniedziałek o godz. 20.45 ostatni mecz grupowy ze Szkocją na Stadionie Narodowym. Sportowego blamażu ciąg dalszy? Na ratunek Michał Probierz powołał w trybie pilnym Mateusza Wieteskę. Ciekawe, co to da. Walczymy o baraże o utrzymanie się w Dywizji A Ligi Narodów. Musimy przynajmniej zremisować. Czy osiągnięcie takiego wyniku przekracza nasze aktualne możliwości?

Bez względu na wynik ostatniego spotkania klęska w Lidze Narodów ma swoje bolesne konsekwencje. Awans na mundial w 2026 roku da Polakom wyłącznie zwycięstwo w grupie eliminacyjnej lub zwycięstwo w barażu po zajęciu drugiego miejsca w grupie. Tymczasem pierwszy koszyk zagwarantowali już sobie: Anglicy, Belgowie, Chorwaci, Francuzi, Hiszpanie, Holendrzy, Niemcy, Portugalczycy i Włosi. Jak grać z takimi przekraczającymi nasze aktualne możliwości firmami?

ŁKS. Kolejne wielkie rozczarowanie. Czwarty na własny boisku mecz bez gola

To już nie kryzys – to sportowa zapaść. Czwarty mecz ŁKS na własnym boisku i czwarty bez… gola. Dwa zdobyte punkty to po prostu mikry dorobek, który weryfikuje (przynajmniej na razie) ambicje na grę o awans do ekstraklasy. Prawda o ostatnim meczu z Polonią też jest taka, że w stuprocentowych sytuacjach było w tym meczu dwa do jednego dla warszawian!

Mecz powinien się rozpocząć od bramki dla gości. Najpierw jak dzieci we mgle pogubili się obrońcy ŁKS, w sytuacji sam na sam znalazł się Vega i trafił w słupek. Dobijający piłkę z kilku metrów praktycznie do pustej bramki Kobusiński zanotował pudło sezonu. Jak można tak skiksować! Jak widać było czarno na białym – w polskim futbolu można.

Polonia zaskoczyła łodzian swoją śmiałością i otwartością w grze. Dopiero po kwadransie ŁKS zdobył się na składną akcję i celny, choć niegroźny, strzał z dystansu Dankowskiego. Potem nastąpiło kolejne spektakularne pudło, tym razem będące udziałem łodzian, a konkretnie Arasy, który po centrze Dankowskiego, z pola bramkowego niepilnowany główkował ponad poprzeczkę. W kolejnej akcji strzał z 10 metrów Pirulo obronił Kuchta. Jak ktoś uderza półgórną piłkę, na efektowną, choć nie najtrudniejszą, interwencję bramkarza, nie ma co liczyć na gola.

W pierwszej połowie gra ŁKS nie była najgorsza. Co z tego, skoro im bliżej pola karnego rywali, tym bardziej… bezradna. Prawda też jest taka, że najlepszą okazję w tej części gry zmarnowali rywale.

Druga połowa rozpoczęła się od spektakularnego kiksa Feiertaga, który w superdogodnej sytuacji główkował w… słupek. W odpowiedzi Vega wymanewrował trzech łodzian, ale Bobek nie dał się zaskoczyć. W kolejnej akcji Polonii Zjawiński z trzech metrów, uderzając głową, fatalnie spudłował.

ŁKS atakował z coraz większą determinacją i… nonszalancją, jeśli chodzi o myślenie o defensywie. W tej sytuacji kontry rywali były coraz groźniejsze.

W 79 min Vega ujrzał drugą żółtą kartkę za wymuszenie faulu (czy na pewno?) i wyleciał z boiska. Dodatkowo czerwień ujrzał jeden z ludzi ze sztabu gości. Łodzianie przez ostatnie kilkanaście minut meczu grali z przewagą jednego zawodnika.

ŁKS próbował. W dogodnej sytuacji Wysokiński strzelił wprost w bramkarza. Goście cofnęli się głęboko pod własną bramkę, a gospodarze próbowali strzelać z dystansu, jak Głowacki. Niestety, niecelnie.

W odpowiedzi po kontrze pary Terpiłowski – Zjawiński fantastyczną interwencją uratował łodzian Bobek. Skończyło się na rozczarowującym gospodarzy wyniku w meczu, w którym lepsze bramkowe sytuacje mieli… goście!

23 listopada o godz. 19.35 ŁKS zagra ze Zniczem w Pruszkowie.

ŁKS – Polonia Warszawa 0:0

ŁKS: Bobek – Dankowski, Gulen, Wiech, Głowacki, Arasa, Mokrzycki, Kupczak, Pirulo (66, Wysokiński), Młynarczyk (66, Balić), Feiertag

ŁKS po raz kolejny zmierzy się ze swoją zmorą czyli atakiem pozycyjnym. Aby ją pokonać Stefan Feiertag znów musi być klasycznym napastnikiem!

Fot. Łukasz Skwiot/Cyfrasport

Własne boisko powinno być atutem, a jest prawdziwą zmorą ŁKS. W trzech ostatnich spotkaniach przy al. Unii łodzianie zdobyli jeden punkt i co nie mniej bulwersujące, nie strzelili żadnej bramki!

Nie jest dobrze i trzeba to sobie jasno powiedzieć. Dlatego nie zgadzam się z trenerem Dziółką, który po prestiżowej porażce z Ruchem powiedział: Jesteśmy gorsi o jedną bramkę, ale inne statystyki są dla nas dobre, biorąc pod uwagę, z jakim przeciwnikiem się mierzyliśmy. Idziemy dalej tą drogą…

Szkoleniowiec jakby zapomniał o starej sportowej prawdzie, że statystyki nie grają i nie przynoszą bezcennych ligowych punktów. Nie powiedział też dlaczego, skoro jest tak dobrze, to jednak jest tak źle.

Atak pozycyjny w wykonaniu łodzian jest wolny, przewidywalny, nie przynoszący efektów. Tymczasem już 8 listopada o godz. 20.30 ŁKS podejmie na stadionie im Władysława Króla beniaminka – Polonię Warszawa, który ma zdobyty punkt mniej, a ostatnio pokonał u siebie Stal Rzeszów 1:0. Łodzianie wygrali u siebie trzy mecze, rywale na wyjeździe dwa.

Oj, nie będzie to łatwy mecz zwłaszcza że trzeba będzie się zmierzyć ze zmorą ataku pozycyjnego. Co można poprawić na szybko, po treningów przed spotkaniem nie ma za dużo? Lepsze pozycjonowanie się w polu karnym i większą aktywność w polu karnym 23-letniego napastnika łodzian Stefana Feiertaga. Austriak w 14 meczach zdobył 7 goli, zaliczył jedną asystę plus dodał gola w Pucharze Polski. Piłkarz mówi: Jeśli chodzi o mnie, jestem typowym napastnikiem, który najlepiej czuje się w polu karnym.

Trzeba skupić się na tym, żeby Feiertag był znów klasycznym napastnikiem, czyhając pod bramką na swoje szanse. I pamiętać, że jego inne role, w tym działania defensywne, powinni przejąć pozostali piłkarze z pola oraz o tym, że lepiej strzela mu się prawą nogą.

Inna sprawa, że w ŁKS zmieniło się wiele, a w defensywie cały czas odzywają się stare grzechy. Grycie na radar w spotkaniu z Ruchem było wręcz karygodne. Jeżeli takich błędów się szybko nie wyeliminuje (pytanie, jak to zrobić?) to wielkich sukcesów nie będzie.

Porażka Widzewa w ligowym klasyku z Legią. Za wrażenia artystyczne w futbolu punktów się nie przyznaje

Widzew czekał na wygraną w stolicy od 27 lat i musi na własne życzenie czekać dalej… Łodzianie mieli inicjatywę, strzelali, ale zwycięskiej bramki nie zdobyli. Legia była natomiast do bólu skuteczna. Cóż, za wrażenia artystyczne w futbolu punktów się nie przyznaje.

Mogło zacząć się znakomicie dla gości. Kerk dograł świetną piłkę w pole karne. Sęk w tym, że Rondić źle ją przyjął i szansa prysła jak bańka mydlana. Widzew miał inicjatywę. Z tego nie ma jednak sukcesów.

Legia pierwszą groźną akcję przeprowadziła prawie po upływie pół godzina. Chodyna uderzając po długim rogu posłał piłkę obok słupka. Trzeci bodaj atak gospodarzy przyniósł im gola. Pierwszy strzał Kapustki zablokował Alvarez, ale przy drugiej próbie najlepszy snajper Legii (5 goli) już się nie pomylił.

Widzew szybko, bardzo szybko, skutecznie odpowiedział. Po strzale Cybulskiego i przejęciu odbitej piłki Alvarez dograł ją podcinką do Kerka, a ten strzałem do pustej bramki z metra czy dwóch zdobył premierowego ligowego gola (miał już na swoim koncie dwa strzelone w Pucharze Polski). Dodajmy, po akcji którą sam zainicjował! Emocji w końcówce pierwszej połowy nie brakowało. W doliczonym czasie strzał głową Morishity z kilku metrów obronił Gikiewcz!

Na początku drugiej połowy dwie szanse miał Rondić ale je zmarnował – raz nie trafił w bramkę (to była 100-procentowa sytuacja!), innym razem w piłkę. W trzeciej doskonałej sytuacji z rzutu wolnego Alvarez trafił w słupek. Z tego wyliczenia jasno wynika, że goście byli bliżsi zdobycia drugiego gola. Trener Legii – Felo tak się denerwował, że ujrzał czwartą już żółtą kartkę. Kolejny mecz (z Lechem w Poznaniu) będzie oglądał z trybun.

Legia próbowała, ale to Widzew był konkretniejszy. W akcji napastników pod poprzeczkę huknął Hamulić, ale Tobiasz odbił piłkę. Szkoda, szkoda, szkoda, że te akcje nie przełożyły się na choćby jedną bramkę.

Takie sytuacje mogą się mścić. Na szczęście piłkę po strzale Vinagre obronił Gikiewicz. Bramkarz Widzewa po kolejnej akcji Legii nic już nie mógł zrobić. Tym razem Vinagre centrował, po nieczystym strzale Celhaka, piłka spadła na głowę Wszołka , który posłał ją do siatki. Spalonego nie było, bo nie pilnował linii spalonego Rondić. I tak się wszystko skończyło. Szkoda…

Kibice Widzewa ostatecznie nie dopingowali swojej drużyny z wysokości trybun. Nie weszli na stadion. W tej sytuacji postanowili mniej więcej po 30 minutach spotkania wracać do Łodzi. 9 listopada o godz. 17.30 Widzew podejmie Zagłębie Lubin.

Legia – Widzew 2:1 (1:1)

1:0 – Kapustka (36), 1:1 – Kerk (41), 2:1 – Wszołek (86, głową)

Widzew: Gikiewicz – Kastrati, Żyro, da Silva, Kozlovsky – Alvarez, Shehu, Kerk (65, Hamulić) – Sypek (65, Gong), Rondić, Cybulski (65, Łukowski)

Prestiżowa porażka ŁKS. Czy wiosną łodzianie nie będą walczyć o nic?

Piłka nożna potrafi być wyjątkowo okrutna i bezwzględnie ukarać za brak skuteczności. Sprawdziło się w meczu z Ruchem sprawdzone futbolowe powiedzenie, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. Po bezbarwnej pierwszej połowie z Ruchem na początku drugiej ŁKS powinien objąć prowadzenie. W bardzo dobrej sytuacji znalazł się Pirulo, ale Turk obronił jego strzał. W odpowiedzi nieomal natychmiastowej gola strzelił Ruch. Tuż przy słupku uderzył Barański i pokonał Bobka.

Łodzianie atakowali tak jak nas ostatnio do tego w Łodzi przyzwyczaili – wolno, schematycznie, bez pomysłu. Miał swoją szansę Pirulo, ale jej nie wykorzystał. Po strzale Mokrzyckiego i rykoszecie, refleksem zaimponował znów golkiper gości.

ŁKS w trzecim kolejnym meczu na własnym boisku nie strzelił gola. Czy to skazuje łodzian na bycie drużyną środka, która wiosną nie będzie walczyć… o nic. Nie będzie jej groził spadek, nie znajdzie się też w gronie zespołów, które powalczą w barażach o awans. Klasyczne ligowe średniactwo i nic więcej?

Jakub Dziółka (trener ŁKS): Jesteśmy rozczarowani wynikiem. Myślę, że w pierwszej połowie mieliśmy w sobie dużo emocji i to nam w niektórych sytuacjach przeszkadzało w podejmowaniu dobrych decyzji, szczególnie w działaniach z piłką. Nie byliśmy powtarzalni w grze w ataku. W drugiej połowie mieliśmy sytuację, których niestety nie udało się wykorzystać.

Dawid Szulczek (trener Ruchu): W piłce nożnej nie zawsze faworyt wygrywa. Nie ma co biczować piłkarzy ŁKS, bo sumarycznie byli nieco lepsi, ale działo się to dopiero po strzeleniu przez nas bramki. Mam nadzieję, że po przerwie na kadrę nie będziemy potrzebować tyle szczęścia, żeby wygrać mecz. Z drugiej strony, zrobiliśmy duży progres.

Widzów: 10512

W następnej serii spotkań łodzianie zmierzą się na stadionie Króla z Polonią Warszawa (8 listopada, godz. 20.30).

ŁKS Łódź –  Ruch Chorzów 0:1 (0:0)
0:1 – Barański (49)
ŁKS: Bobek – Dankowski, Gulen, Wiech, Głowacki – Kupczak, Mokrzycki, Pirulo (64, Wysokiński) – Balić (57, Młynarczyk), Arasa, Feiertag (65, Sitek)

Na pocieszenie pozostaje sukces drugiej drużyny ŁKS, która wygrała na wyjeździe z GKS Jastrzębie 1:0, po golu Lipienia, choć od 25 minuty grała w dziesiątkę. Czerwoną kartkę za faul taktyczny ujrzał Ślęzak.

Dlaczego Barca tak łatwo pokonała Real? Skuteczne łapanie na spalonego jest znakomitym sposobem na futbolowy sukces!

Barcelona w hicie hitów pokonała w Madrycie Real (4:0) po najbardziej ryzykowanym taktycznym pomyśle świata. Trzeba go opanować do perfekcji, żeby osiągnąć sukces.

O czym mówię? FC Barcelona pod wodzą Hansiego Flicka charakteryzuje się tym, że ma wysoko ustawioną linię defensywy i nie inaczej było w starciu z Królewskimi. W tej sytuacji do przerwy piłkarze zespołu z Madrytu byli łapani na spalonego osiem razy, po zmianie stron – cztery. W sumie daje to 12 spalonych, które rozbiły całkowicie ofensywne pomysły Realu, a zwłaszcza gwiazdy zespołu Kyliana Mbappe.

Francuz został złapany w pułapkę rywali osiem razy, w tym sześć do przerwy. Tym samym w 45 minut wyrównał rekord La Ligi, który od 2023 roku należał do Cyle Larina. Nic dziwnego, że po spotkaniu nadano Francuzowi niezbyt chlubne miano – „King of offside”.

A skutki były takie. Z oficjalnych statystyk wynikało, że Real oddał w meczu tylko jeden strzał, pozostałe nie zostały w nich uwzględnione z powodu… spalonych.

Tego samego, czyli skuteczne łapanie na spalonego, próbowali rywale, ale tego nie doćwiczyli na treningach. Chcieli złapać Barcę, a dokładnie Roberta Lewandowskiego na spalonego i jak to się skończyło? Bramką otwierającą wynik, strzeloną przez Polaka. W sumie Lewy zdobył dwa gole, a tak naprawdę mógł ich zdobyć dwa razy więcej. Nie ma co jednak narzekać. Polski napastnik ma już na swoim koncie 14 ligowych trafień.

Dzisiaj jeden z liderów Realu – Vinicius Junior, który w wielkim meczu był bezradny, niczym futbolowe dziecko, ma odebrać Złotą Piłkę dla najlepszego piłkarza globu. Nie jestem przekonany, czy na nią zasłużył!

ŁKS. Punkt, który nie cieszy. O takim meczu trzeba jak najszybciej zapomnieć!

Cały luz, szybkość i skuteczność z meczu z Tychami wyparowały z gry łodzian. ŁKS tylko zremisował z jednym z outsiderów, męcząc się okrutnie, co było wyjątkowo trudne do oglądania. ŁKS nie dał rady beniaminkowi I ligi.

Trener Dziółka dokonał jednej zmiany w składzie. Miejsce wykartkowanego Wiecha zajął Tutyskinas. ŁKS atakował, rywale bronili się w jedenastu. Po rzucie wolnym i strzale Mokrzycvkiego, piłkę zmierzającą w górny róg bramki obronił Wilk. Po pół godzinie i centrze Arasy w dogodnej sytuacji Feirtag nie trafił w piłkę. Bobek nudził się setnie. Musiał interweniować bez większych problemów tylko raz.

Rywale kurczowo trzymali się własnego przedpola, czekając na kontrę. ŁKS grał wolno, przewidywalnie, bez pomysłu. Strzały, jeśli do nich dochodziło, w środek bramki. Tylko Młynarczyk potrafił wygrywać pojedynki jeden na jeden. W sumie do przerwy nudy i tyle.

Druga połowa powinna się zacząć od gola dla łodzian. Po jego skutecznej akcji w rogu boiska i dokładnej centrze, w znakomitej sytuacji Mokrzycki posłał piłkę nad poprzeczkę. W kolejnej akcji i centrze Mokrzyckiego, Feiertag główkował nad poprzeczkę, choć nikt go nie atakował. Uderzenie Pirulo wybił przypadkiem nad poprzeczkę bramkarz gości.

Goście grali odważniej (wreszcie wykazał się Bobek) ale łodzianie nie potrafili wykorzystać wolnej przestrzeni. Brakowało dobrego podania na szybki atak. Przy statycznych łodzianach, rywale byli coraz szybsi, odważniejsi, składniejsi w konstruowaniu akcji, groźniejsi.

A ŁKS? Lelum polelum. Ja do ciebie, ty do mnie, czasami celnie, czasami nie. Wolno, przejrzyście, bez zaskoczeń.

A jednak łodzianie mieli swoją szansę. Po świetnym podaniu Pirulo, Balić z ostrego kąta podawał – strzelał (nie wiadomo, co chciał zrobić). W efekcie rywale wybili piłkę sprzed linii bramkowej. I mecz skończył się tak, jak można było się spodziewać. Rozczarowującym łodzian bezbramkowych remisem.

ŁKS – Stal Stalowa Wola 0:0

ŁKS: Bobek – Dankowski, Gulen, Tutyskinas, Głowacki, Arasa, Mokrzycki, Kupczak, Pirulo, Młynarczyk (59, Balić), Feiertag (70, Sławiński)

ŁKS II nie był w stanie zatrzymać Odolaka (dwa gole) i przegrał z Pogonią Grodzisk Mazowiecki 0:2. Łodzianie z 10 zdobytymi punktami są w strefie spadkowej.

Widzew stracił gola w 1 minucie, przegrywał 0:2, a jednak potrafił podnieść się z kolan i wygrać w Lublinie!

Po niezwykłym meczu Widzew odniósł drugie wyjazdowe zwycięstwo. Łodzianie błyskawicznie stracili dwie bramki, ale potrafili wziąć się w garść i odrobić straty z nawiązką. Tym co się działo w tym pojedynku można by było obdzielić kilka ligowych spotkań!

Działo się i to dużo. Najpierw swoje minut miał Motor. A raczej przede wszystkim… pierwszą minutę. Po stracie Shehu gospodarze wyprowadzili akcję, którą strzałem krzyżakiem z sześciu metrów zakończył Ceglarz. To było jak uderzenie obuchem w głowę. Nie minął kwadrans i było 2:0. Do dośrodkowania Wolskiego najwyżej wyskoczył Rudol i nie dał szans Gikiewiczowi.

I co się wtedy stało? Widzew się obudził. Dwie asysty zanotował Kerk. Najpierw po jego centrze samobója zaliczył Mraz, a trzy minuty później po dośrodkowaniu pomocnika gola zdobył Rondić. W trzy minuty łodzianie doprowadzili do wyrównania.

To nie zniechęciło gospodarzy. Byli bliscy trzeciego gola, ale minimalnie pomylił się Ceglarz. A potem mega gafę popełnił bramkarz gospodarzy. Rosa chciał wykopnąć piłkę i trafi w nadbiegającego Rondicia. Ta sytuacja dała gościom do przerwy prowadzenie. Napastnik łodzian ma już na koncie 7 trafień! Trzeba przyznać – przez 45 minut był to… niezwykły mecz. Trzeba też przyznać, że bramkarz gospodarzy – Rosa wydatnie pomógł widzewiakom wyjść na swoje.

Nic dwa razy się nie zdarza W pierwszej akcji drugiej połowy Mraz chciał zaskoczyć Gikiewicza, ale bramkarz łodzian był na posterunku. W odpowiedzi po uderzeniu z półwoleja minimalnie pomylił się Alvarez. Co się odwlecze, to nie uciecze… Sypek wyłożył piłę przed pole karne Alvarezowi a ten technicznym uderzeniem pokonał bramkarza gospodarzy! Motor zdobył kontaktowego gola, ale po analizie VAR okazało się, że był spalony. Motor nie dawał za wygraną. Na minuty przed końcem Wełniak zdobył kontaktowego gola. Na Boga, jak można tak odpuścić w polu bramkowym rywala! Uff, to by było na tyle.

Motor Lublin – Widzew 3:4 (2:3)

1:0 – Ceglarz (1), 2:0 – Rudol (14, głową), 2:1 – Mraz (22, Mraz, samobójcza), 2:2 – Rondić (25, głową), 2:3 – Rondić (42), 2:4 – Alvarez (56), 3:4 – Wełniak (86, głową)

 Widzew: Gikiewicz – Kastrati, Żyro, Ibiza (90’+2, Hajrizi), da Silva (61, Kozlovsky) – Alvarez, Shehu, Kerk (74, Hamulić) – Sypek (61, Łukowski), Rondić, Cybulski (61, Klimek)

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑