Rezerwowy Pafka

Tag: piłka nożna (Page 14 of 39)

Koniec pięknej serii. ŁKS przegrał po raz czwarty, drugi na własnym boisku. Kapitan Pirulo nie wykorzystał jedenastki!

Piękna seria się skończyła. Po serii sześciu meczów bez porażki, ŁKS przegrał drugi mecz na własnym boisku. Pojedynek na ligowym szczycie. Ulegając Wiśle Płock. Łodzianie mieli sytuację, ba mieli rzut karny i nie potrafili tego wykorzystać. Takie sytuacje z reguły się mszczą i tak też stało się tym razem.

Miejsce wykartkowanego, będącego w bardzo dobrej formie Mokrzyckiego (oj, było widać jego brak!), zajął Pirulo. ŁKS zaczął mocno, ofensywnie. W 7 min po dobrej składnej akcji celnie strzelił w sam róg Wysokiński, ale Gostomski nie dał się zaskoczyć. Łodzianie atakowali dalej. Najaktywniejszy Młynarczyk trafił w słupek.

Potem impet gospodarzy osłabł. Tymczasem Wisła wzięła się do roboty i była coraz groźniejsza. Po centrostrzale Jimeneza, Bobek sparował piłkę na poprzeczkę.

Druga połowa zaczęła się od indywidualnej akcji (kiedy taką oglądaliśmy?!) Pirulo zakończoną celnym, choć obronionym strzałem. ŁKS atakował z impetem, a inicjatorem i kreatorem akcji był kapitan drużyny. Po kolejnym dynamicznym ataku i dograniu Młynarczyka, rywal uprzedził stojącego przed pustą bramką Feiertaga.

Gdy nie wykorzystuje się przewagi i dogodnych sytuacji to się traci… bramkę. Tak też się stało. Po dobrym podaniu Pacheco wprowadzony chwilę wcześniej, niepilnowany w polu karnym Pomorski pokonał Bobka. Wisła miała szansę na drugiego gola, po błędzie Głowackiego i Kupczaka. Salvador lobował Bobka, ale piłka na szczęście dla gospodarzy przeleciała obok słupka. Wisła atakowała z impetem, a ŁKS bronił się momentami rozpaczliwie.

W odpowiedzi po indywidualnej akcji rezerwowy Balić został sfaulowany w polu karnym. Pirulo, egzekwując jedenastkę, zmylił bramkarza, ale posłał piłkę obok słupka. Po prostu czarna rozpacz. To nie mogło się dobrze skończyć i nie skończyło. Łodzianie przegrali czwarty ligowy mecz, choć w końcówce mieli dwie fantastyczne bramkowe sytuacje.

6 października o godz. 17 ŁKS zagra z GKS w Tychach. Rywale nie wygrali jeszcze ligowego spotkania na własnym boisku. W ostatnim starciu ze Stalą w Rzeszowie przegrali aż 1:5.

ŁKS – Wisła Płock0:1 (0:0)

0:1 – Pomorski (60)

ŁKS: Bobek – Dankowski, Gulen, Wiech, Głowacki, Arasa, Pirulo, Kupczak, Wysokiński, Młynarczyk (77, Zając), Feiertag (65, Balić)

Puchar Polski. Oj, nie było łatwo, ale zmiany w składzie w drugiej połowie wyszły Widzewowi na dobre

Trener Myśliwiec dokonał kluczowych zmian w składzie przed pucharowym starciem w Toruniu z III-ligowcem (7 miejsce w drugiej grupie). W składzie zabrakło Gikiewicza, Ibizy, Shehu, Gonga, Rondicia. Tego ostatniego w wyjściowym składzie zastąpił Hamulić. Zmiennicy, którzy grali przez ponad godzinę, mówiąc prosto z mostu: zawiedli. Na szczęście Widzew miał asy w rękawie. Ci, którzy weszli w drugiej połowie zmienili oblicze meczu i w dużej mierze dali wraz z Łukowskim pucharowe zwycięstwo.

Przez 20 minut nic ciekawego się nie działo. Pressing jednych, pressing drugich sprawiał, że na boisku dominował chaos. Dopiero w 21 min po strzale z dystansu specjalisty od takich uderzeń – Łukowskiego piłka odbiła się od poprzeczki. Ustawieni w linii, kryjący… powietrze obrońcy Widzewa sprawili, że w sytuacji sam na sam faulował Biegański. Jedenastkę pewnie wykorzystał Kuropatwiński.

W odpowiedzi nie miał szczęścia Łukowski. Po jego drugim strzale piłka po poprzeczce wyszła na aut. Za chwilę po rzucie rożnym Hamulić główkował obok słupka.

Te sytuacje nie mogły wymazać porażających faktów, że z przewagi łodzian w pierwszej połowie wyniknęło wielkie nic, a nawet jeszcze gorzej i to gospodarze sensacyjnie prowadzili w pucharowym starciu.

Widzew próbował zmienię sytuację po przerwie. Sypek po centrze główkował nad poprzeczkę. Trener Myśliwiec dostrzegł to, co było widać gołym okiem zbulwersowanego kibica, że tak dalej beznadziejnie być nie może. Dlatego po godzinie wpuścił na boisku czterech nowych graczy.

I to poskutkowało. Po uderzeniu z rzutu wolnego w górny róg bramki rezerwowy Kerk doprowadził do wyrównania. A gra łodzian z każdą upływającą minutą nabierała większej ogłady. Ale, ale… kolejny błąd w ustawieniu defensywy i Kuropatwiński znalazł się w znakomitej sytuacji, ale na posterunku był Biegański.

Widzewowi zwycięstwo na wagę awansu dał najpierw nastoletni stoper Kwiatkowski (18 lat kończy w grudniu), który po świetnym dośrodkowaniu Łukowskiego (zasłużył sobie na miejsce w podstawowym ligowym składzie!) zdobył głową piękną bramkę. A potem… W doliczonym czasie wysuniętego przed pole karne bramkarza Pawłowskiego pokonał lobem najlepszy na placu Łukowski. Trzeba też dodać, że zmiany w drugiej połowie wyszły Widzewowi na dobre.

27 września o godz. 20.30 Widzew zagra ligowy pojedynek z Lechią w Gdańsku, która po karnych przegrała pucharowy mecz z Pogonią Grodzisk Mazowiecki!

Puchar Polski – pierwsza runda

Elana Toruń – Widzew 1:3 (1:0)

1:0 – Kuropatwiński (30, karny), 1:1 – Kerk (65, wolny), 1:2 – Kwiatkowski (87, głową), 1:3 – Łukowski (90+3)
Widzew: Biegański – Kastrati, Kwiatkowski, Hajrizi (62, Kozlovski), Silva – Diliberto (62, Alvarez), Hanousek, Łukowski – Sypek (62, Kerk), Klimek (46, Cybulski) – Hamulić (62, Sobol)

ŁKS zagra w czwartek (godz. 12.15, transmisja TVP Sport) pucharowy mecz z IV-ligowym Gromem Nowy Staw (3 miejsce w grupie pomorskiej). ŁKS II przegrał pucharowe starcie z Kotwicą Kołobrzeg 2:3.

Co zrobić, żeby Widzew nie był tylko ligowym średniakiem? Po pierwsze – wygrać mecz w Łodzi z Piastem Gliwice!

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Mówienie o charakterze i walce do samego końca jest trochę na wyrost. Widzew wywalczył remis na obcym boisku w Katowicach w doliczonym czasie gry nie dlatego, że się wyjątkowo starał, ale dlatego, że ma piłkarza (Łukowski), który jak niewielu w tej lidze, potrafi precyzyjnie i efektownie strzelić z dystansu.

Trener Myśliwiec mówi, myślę, że z zazdrością, że GKS jest sportową bandą zakapiorów, która bez kompleksów z każdym w ekstraklasie podejmie walkę. Taką drużynę miał też Widzew, ale to było lata temu, wtedy gdy o łódzkim klubie mówiono, jak najbardziej słusznie: wielki!

Teraz, to chimeryczny ligowy średniak, który potrafi zagrać ładnie, składnie i skutecznie, ale też tak, że można rwać sobie włosy z głowy z rozpaczy. Nie wiem, dlaczego tego w klubie nie dostrzegają, że nowi piłkarze w większości ciągną drużynę w dół, a nie podnoszą jej wartości.

Nie rozumiem, dlaczego trener Myśliwiec nie stawia na, zgadza się nieobliczanego, ale mającego papiery na granie Klimka, a na kilku sprowadzonych ostatnio stranieri. To widocznie ma legitymizować przeprowadzone transfery, bo nie sądzę, żeby Klimek był o klasą gorszy od tych, którzy grali w Katowicach.

21 września o godz. 17.30 łodzianie podejmą Piasta Gliwice. Czy trener Myśliwiec znów dokona rewolucji w składzie? Ostatnio było pięć zmian, które, powiedzmy szczerze, rewolucji w grze nie wywołały, a taka jest potrzebna, żeby łodzianie satysfakcjonowali tysiące wiernych kibiców i nie walczyli jedynie o to, żeby być tylko ligowym średniakiem.

Czy zdołowana Wisła skutecznie postawi się będącej na futbolowej fali (cztery zwycięstwa z rzędu!) drużynie ŁKS?

Przy piłce Piotr Głowacki Fot. Łukasz Grochala/Cyfrasport

We wtorek 17 września o godz. 19.30 ŁKS powalczy o piąte zwycięstwo z rzędu. W zaległym meczu podejmie Wisłę Kraków. Moim zdaniem czeka łodzian bardzo trudna przeprawa. Krakowianie po ostatniej porażce z Wartą są pod wyjątkową presją kibiców i zrobią wszystko, żeby się zrehabilitować. No i mają wielki atut czyli Rodado w składzie, który sam potrafi przesądzić losy spotkania. Ma już na swoim koncie 6 strzelonych bramek.

ŁKS jest na fali. Statystyki pokazują, że dzielił i rządził w starciu z Pogonią (2:0). Stworzył aż 22 sytuacje bramkowe, oddał 9 celnych strzałów, miał 61 procent posiadania piłki… ale po pierwsze przez całą drugą połowę grał z przewagą jednego zawodnika, a kto wie jak by się to wszystko potoczyło, gdyby nie bramkarz Bobek, który w kluczowym momencie obronił rzut karny.

ŁKS znów miał kłopoty w grze defensywnej, choć autor dwóch asyst – lewy obrońca Głowacki, obok bramkarza Bobka – wyrósł na bohatera meczu. Łodzianie nie potrafili poradzić sobie (zbudować bezpieczny system asekuracji) z szalejącym na boisku, motorem napędowym ofensywnych akcji rywali – Demianiukiem. Tu ciągle bardzo dużo jest do poprawy. Meczowe statystyki jasno pokazują też, że łodzianie razili… nieskutecznością. Gdyby wykorzystali 50 procent doskonałych okazji mogli wygrać 4:0, a nawet 5:0…

Przy piłce Andreu Arasa Fot. Łukasz Grochala/Cyfrasport

Jeśli podobnie będzie w spotkaniu z lepszą drużyną (choć w kryzysie), jaką bez wątpienia jest Wisła, to piękna seria może zostać przerwana. Bardzo lubię trenera Moskala, ale chciałbym, żeby ŁKS, robiący sportowe kroki do przodu, zrobił kolejny, prezentując składną, odpowiedzialną i skuteczną grę.

Trwa dobra passa drużyny ŁKS. Czwarte zwycięstwo z rzędu!

Trwa dobra passa ŁKS. Łodzianie wygrali czwarty mecz z rzędu, ale… choć całą drugą połowę grali z przewagą jednego zawodnika to sukces nie przyszedł im łatwo.

Trener Dziółka postawił na tych, których gra przynosi ostatnio sukcesy czyli trzy ligowe zwycięstwa z rzędu, no z jednym wyjątkiem i to na kluczowej pozycji. Miejsce Bomby w bramce ŁKS zajął Bobek. Na ławce rezerwowych m.in. Balić, Pirulo i nowy – Wiech. W wyjściowym składzie rywali były ełkaesiak – Pyrdoł.

W drugiej minucie pierwszy celny, łatwy do obrony, strzał łodzian – Dankowskiego z rzutu wolnego. W 5 min po znakomitym dośrodkowaniu Młynarczyka, Faiertag z dwóch metrów główkował w… słupek.

Potem dwa razy musiał interweniować Bobek, a Demianiuk w sytuacji sam na sam po wystawieniu przez rywali w pole łódzkiej defensywy, posłał piłkę obok słupka. W kolejjen jego strzał w sytuacji sam na sam obronił Bobek. Na szczęście dla ŁKS i tak był na pozycji spalonej. Beniaminek pressingiem wybił z konceptu łodzian. Sam stwarzał groźne sytuacje. Demianiuk był poza zasięgiem któregokolwiek z ełkaesiaków.

Ale łodzianie otrząsnęli się z przewagi i udokumentowali to golem. Po mierzonym dośrodkowaniu Głowskiego, Faiertag głową posłał piłkę w przeciwległy róg bramki. To był strzał nie do obrony! Trzeci gol w rozgrywkach Austriaka. Tak to w piłce jest. Masz sytuacje, to powinieneś je wykorzystać.

Pogoń na własne życzenie utrudniła sobie sytuację. W doliczonym czasie pierwszej połowy po niepotrzebnym faulu na Gulenie drugą żółtą kartką ujrzał Milasius i goście grali w dziesiątkę.

Druga połowa zaczęła się od drugiej asysty Głowackiego, który świetnie dostrzegł w pou karnym niepilnowanego Arasę, który pewnym strzałem zdobył swojego czwartego gola. Po rzucie rożnym goście mieli szansę na kontaktowego gola, ale na szczęście dla łodzian piłkę wylądowała na aucie obok słupka.

Nadal piłkarzem trudnym do zatrzymania dla łodzian był Demianiuk, który wywalczył rzut karny dla gości najpierw po stracie piłki, a potem po faulu Arasy! Jedenastkę egzekwował sam poszkodowany i… Bobek znakomicie obronił jego strzał. Brawo!

Potem z minuty na minutę rosła przewaga łodzian. Balić przegrał pojedynek sam na sam po świetnym zagraniu Faiertaga. Potem nie trafił praktycznie do pustej bramki. Do znakomitego podania Zająca nie zdążył metr przed bramką Faiertag. W doliczonym czasie goście mieli szansę na gola, ale na miejscu był Bobek.

17 września o godz. 19.30 rywalem ŁKS w Łodzi w zaległym meczu I ligi będzie Wisła Kraków.

ŁKS – Pogoń Siedlce 2:0 (1:0)

1:0 – Faiertag (40, głową), 2:0 – Arasa (47)

ŁKS: ŁKS: Bobek – Dankowski, Gulen, Tutyskinas (67, Wiech), Głowacki, Arasa (72, Zając), Mokrzycki (82, Alastuey), Kupczak, Wysokiński (67, Pirulo), Młynarczyk (72, Balić), Feiertag

ŁKS miał wielki kłopot z solidnym środkiem defensywy. Czy dzięki Litwinowi już się go pozbył?

Fot. ŁKS/Cyfrasport

Największy wygrany trzeciego z rzędu zwycięstwa ŁKS? 21-letni Litwin – Tutyskinas. Z każdą minutą grał spokojniej i pewniej, by w drugiej połowie stać się ostoją drużyny, prowadząc ją, przy zmasowanym acz nieskutecznym ataku rywali, do ligowego sukcesu.

Trener Dziółka miał problem ze zbudowaniem solidnego środka defensywy i oby tak było, że już go nie ma. Przy notującym udane odbiory i skuteczne bloki- Tutyskinasie spokoju, ale i werwy nabrał Gulen, którego gnało do przodu. Na razie bez taktycznych i bramkowych efektów, ale kto wie co będzie po przerwie w rozgrywkach i wielu dniach solidnego trenowania.

Defensywę wzmocni bramkarz Bobek, który zostaje w ŁKS i sprowadzony w ostatniej transferowej chwili obrońca Wiech (zagrał 8 meczów w Betclic 1. Lidze w barwach Znicza Pruszków, zdobył 3 gole i zanotował asystę, w sumie na tym poziomie rozgrywkowym 27 spotkań i 4 gole).

Nie błyszczeli w Opolu tak jak ostatnio Arasa i młodzieżowcy, ale wygląda na to, co potwierdzają kolne spotkania, że na duecie Mokrzycki – Kupczak w środku drugiej linii można polegać. Ba, Mokrzycki coraz śmielej i skuteczniej pokazuje swój zmysł… reżyserski, czego efektem była zainicjowana przez niego filmowa wręcz, bramkowa akcja.

Fot. Łukasz Grochala/Cyfraspor

Przyznaję, Feiertag nie jest… drewniany, jak myślałem. Potrafi działać odważnie i rozważnie, strzelać efektowne bramki i odnajdywać się w polu karnym w innych groźnych, konstruowanych przez partnerów, sytuacjach.

Wydawała się na początku rozgrywek, że z nowego ŁKS nic nie będzie. Rewolucja była zbyt głęboka, odeszło za dużo dobrych piłkarzy. Tymczasem boisko weryfikuje wszystko. Zespół notują progres i jeśli będzie dalej szedł w górą to na pewno nie będziemy się go wstydzić.

ŁKS13 września o godz. 18 podejmie Pogoń Siedlce. A już we wtorek 17 września kolejny mecz na stadionie im. Władysława Króla. 17 września o godz. 19.30 rywalem ŁKS w zaległym meczu I ligi będzie Wisła Kraków.

Porażka Polaków z przeciętnymi Chorwatami. Trudno marzyć o sukcesie, gdy cała polska druga linia była gorsza od… 39-letniego Luki Modricia!

Polacy przegrali mecz w Lidze Narodów. Nie mogło być inaczej skoro wartość ich gry ofensywnej była… żadna, a defensywna nie lepsza. Na dodatek 39 -letni futbolowy weteran – Modric dawał swojej drużynie więcej niż cała druga polska linia swojej. Szokujące, ale prawdziwe.

Od początku meczu głównie się broniliśmy. Po rzucie rożnym musiał wykazać się Skorupski, naprawiając błąd Bednarka. Próby ataku Polaków były… beznadziejne. Kończyły się łatwą stratą piłki lub bezsensownym długim podaniem. Po takiej stracie Modrić posłał piłkę z dystansu obok słupka.

Polakom strasznie trudno było wyjść spod pressingu Chorwatów, w naszym pressingu zawsze brakowało jednego gracza do krycia i gospodarze nie mieli kłopotu z konstruowaniem kolejnej akcji. Na szczęście w dobrych sytuacjach strzelalli wyjątkowo niecelnie. Tylko Zalewski toczył czasami skutecznie indywidualne pojedynki z rywalami.

Przez całą pierwszą połowę Polacy przeprowadzili jeden składny atak. Stało się to w… 39 minucie. Po dobrym, prostopadłym podaniu w pole karne Zielińskiego w ostatniej chwili szarżującego Szymańskiego ryzykowanym wślizgiem zatrzymał Caleta-Car.

W 47 min doczekaliśmy się pierwszego celnego strzału Polaków. Jego autorem po kilku minutach dobrej gry biało – czerwonych był Zalewski.

Odpowiedź była natychmiastowa i skuteczna. Po faulu nieomal na linii pola karnego Modric pewnym uderzeniem nad murem nieomal w okienko polskiej bramki dał prowadzenie gospodarzom. Wolny był skutkiem faulu Walukiewicza. Czy był on potrzebny?!

Napędzeni golem Chorwaci ogrywali w polu karnym niczym dzieci naszych obrońców, ale ostatecznie mieliśmy szczęście, bo piłka wylądowała na poprzeczce. Kolejna znakomita okazja i znów fura polskiego szczęścia, bo piłka została posłana obok słupka.

Na boisko wszystko dla nas działo się za szybko, za dokładnie. Byliśmy bezradnymi statystami. Dobrze, że w polskiej bramce stał Skorupski.

Polacy otrząsnęli się z przewagi, powiedzmy sobie szczerze, przeciętnie grających Chorwatów, ale w dobrej sytuacji Walukiewicz posłał piłkę głową nad poprzeczkę. W kolejnej naszej akcji Lewandowski wreszcie pokazał instynkt napastnika. Ograł kryjącego go w polu karnym rywala, ale trafił w poprzeczkę. W końcówce wszystko wróciło do normy, czyli dominowali gospodarze ale… W doliczonym czasie gry po dobrym podaniu Lewandowskiego, mający przed sobą tylko bramkarza Świderski no co zrobił? Nie trafił w piłkę!

Ostatecznie przegraliśmy mecz, także dlatego, że w naszym zespole tylko Skorupski i Zalewski zasłużyli na cieplejsze słowa.

Liga Narodów

Chorwacja – Polska 1:0 (0:0)

1:0 – Modrić (52, wolny)

Polska: Skorupski Walukiewicz, Bednarek, Dawidowicz – Kamiński (82, Frankowski), Urbański (62, Moder), Zieliński (62, Slisz), S. Szymański (86, Piotrowski), Zalewski – Bogusz (62, Świderski), Lewandowski

Kolejne spotkania naszej reprezentacji w Lidze Narodów:
sobota, 12.10.2024: Polska – Portugalia (20:45, Warszawa)  
wtorek, 15.10.2024: Polska – Chorwacja (20:45, Warszawa)  
piątek, 15.11.2024: Portugalia – Polska (20:45)  
poniedziałek, 18.11.2024: Polska – Szkocja (20:45) 

Pierwsze dwie drużyny naszej grupy zostaną rozstawione w eliminacjach mistrzostw świata 2026.

Robert Lewandowski: – Sami stworzyliśmy sobie trochę problemów, ale bardzo ważne, że potrafiliśmy wyjść z tego

Mieliśmy furę szczęścia, ale udało się naszej piłkarskiej reprezentacji pokonać w pierwszym meczu Ligi Narodów Szkocję 3:2, zdobywając decydującą bramkę w siódmej minucie doliczonego czasu gry. Wielki udział w sukcesie miał Nicola Zalewski, który po dynamicznych rajdach dwa razy był faulowany w połu karnym i na dodatek wykorzystał decydującą jedenastkę, ale zdaniem Kamila Kosowskiego w rozmowie z Onetem najlepszy był, kto inny.

– To piłkarz wyciągnięty z innej bajki -chwali za to Piotra Zielińskiego. – To piłkarz wyciągnięty z innej bajki, jak dostawał piłkę, jak wyprowadzał, jak kiwał, po wejściu Piotrowski, Slisz i Moder we trzech nie zrobili tego, co jeden Piotrek.

Opinie po spotkaniu za portalem 90minut.pl:

Michał Probierz: – Wynik jest kluczowy. Widać, że ta drużyna po tych barażach nabrała kształtu. Widać postęp, ale nie możemy popełniać takich błędów na początku połowy. Wbrew pozorom po stracie tego gola graliśmy jeszcze lepiej, ale straciliśmy kolejną bramkę. Piłka nożna to są fazy. Często zapominamy, że przeciwnik też jest na boisku. Urazy skomplikowały nam kontrolę spotkania. Fajnie, że pokazaliśmy charakter, więc tym bardziej ważne to jest i idziemy spać w dobrych nastrojach.

Robert Lewandowski: – Cieszy bardzo, że potrafiliśmy postawić kropkę nad „i”. Najwidoczniej u nas w reprezentacji nie może być zbyt spokojnie. Cieszę się z tego zwycięstwa, bo po prostu zasługiwaliśmy na te trzy punkty. Szkocja w drugiej połowie uwierzyła w siebie, ale koniec końców to my wyjeżdżamy z wygraną. Jakbyśmy wyciągnęli kilka minut z drugiej połowy to bardzo cieszą momenty, w których potrafiliśmy wyjść z akcją spod własnego pola karnego. Moim zdaniem to my sami stworzyliśmy sobie trochę problemów, ale bardzo ważne, że potrafiliśmy wyjść z tego.

Zagraliśmy ofensywnym ustawieniem i to też było dla nas czymś nowym. Staraliśmy się szybko do tego dostosować i mam nadzieję, że będzie to jeszcze lepiej wyglądało w następnych spotkaniach.

Sebastian Szymański: – Ta drużyna się buduje. Jest sporo nowych osób. Ze zgrupowania na zgrupowanie się docieramy i myślę, że wygląda to lepiej. Fajnie wyglądał środek pola. Najważniejsze żeby każdy z nas wiedział co ma robić na boisku i będzie dobrze.

Marcin Bułka: – Myślę, że moje warunki fizyczne mogły ułatwić podjęcie decyzji o tym, że to ja stałem między słupkami. Na pewno cieszę się z tego i jestem dumny, że mogę występować w reprezentacji Polski.

Polacy wygrali, a i tak mieliśmy więcej futbolowego szczęścia niż piłkarskiego rozumu

Premierowy mecz w Lidze Narodów polska reprezentacja zaczęła odważnie z dwoma napastnikami: Lewandowskim i Piątkiem oraz z dwoma bardzo utalentowanymi, ale wciąż jeszcze futbolowymi dzieciakami: Urbańskim i Zalewskim. Bez defensywnego pomocnika i z Bułką, a nie Skorupskim w bramce.

W teorii miało być ofensywnie. I tak się zaczęło. Po znakomitym przechwycie Urbańskiego, podaniu Lewandowskiego, na strzał z dystansu (ponad 20 metrów) zdecydował się S. Szymański. Piłka odbiła się od słupka i wpadła do bramki.

Potem jednak było zdecydowanie gorzej… Popełnialiśmy katastrofalne błędy i straciliśmy bramkę po beznadziejnym kryciu w polu karnym i braku reakcji bramkarza. VAR jednak pomógł Polakom. Okazało się, że strzelec gola przy jego zdobyciu pomógł sobie ręką.

Mieliśmy więcej futbolowego szczęścia niż piłkarskiego rozumu w tej i w kolejnych sytuacjach. Rywale dominowali na boisku, mieli okazje, ale nie potrafili ich wykorzystać.

Tymczasem jedna nasza kontra i odważne wejście w pole karne Zalewskiego skończyła się faulem i jedenastką, którą pewnie wykorzystał Lewandowski. Futbol to jest jednak przedziwna gra.

Na początku drugiej połowy szczęści się odwróciło. Pierwsza akcja Szkotów dała im gola, przy braku jakiejkolwiek koncentracji i zdecydowania naszej drużyny. Na dodatek Bułka wpuścił piłkę pod pachą. No, rywale ograli nas jak dzieci. Po prostu wstyd!

Polacy próbowali poprawić fatalne wrażenie. Odważnie atakował Zalewski, tuż obok spojenia strzelał S. Szymański.

Sebastian Szymański

Co z tego, skoro po zmianach znów pokazaliśmy piłkarską żenadę. Szkoci ograli nas niczym pijane dzieci we mgle. Dwa razy piłka przelatywała między nogami naszych zawodników i skończyło się rozklepaniem połowy naszej drużyny i łatwym golem. Nóż otwierał się w kieszeni. Prawda jest oczywista. Jesteśmy futbolowym słabeuszem.

Tymczasem cuda się zdarzają. W doliczonym czasie na kolejna odważny rajd zdecydował się Zalewski i znów został sfaulowany. Poszkodowany sam wykonał jedenastkę, z problemami, bo bramkarz gospodarzy o mały włosy nie obronił strzału Polaka. Piłka wpadła jednak do siatki i w efekcie Polska odniosła pierwsze zwycięstwo. Podkreślmy to raz jeszcze: po prostu futbolowy cud!

Liga Narodów

Szkocja – Polska 2:3 (0:2)

0:1 – S. Szymański (8), 0:2 – Lewandowski (44, karny), 1:2 – Gilmour (46), 2:2 – McTominay (76), 2:3 – Zalewski (90+7, karny)

Polska: Bułka – Bednarek, Dawidowicz, Kiwior (46, Walukiewicz) – Frankowski, Urbański, Zieliński (82, Moder), S. Szymański (82, Slisz), Zalewski – Piątek (72, Piotrowski), Lewandowski (72, Buksa)

Kolejne spotkania naszej reprezentacji w Lidze Narodów:

niedziela, 08.09.2024: Chorwacja – Polska (20:45, Osijek) 
sobota, 12.10.2024: Polska – Portugalia (20:45, Warszawa)  
wtorek, 15.10.2024: Polska – Chorwacja (20:45, Warszawa)  
piątek, 15.11.2024: Portugalia – Polska (20:45)  
poniedziałek, 18.11.2024: Polska – Szkocja (20:45) 

Przykra porażka ze zdołowaną Jagą. Pululu jest zmorą Widzewa, a co powiedzieć o bezsensownych czerwonych kartkach?!

W dwóch poprzedzających mecz Widzewa niedzielnych spotkaniach padło, no nieprawdopodobne, niesamowite, aż 15 goli (Legia – Motor 5:2, Pogoń – Śląsk 5:3)! Co zatem niezwykłego mogło wydarzyć się w Białymstoku?

Hiperszybki gol! Już w drugiej minucie (dokładnie – w 64 sekundzie) Pululu zaskoczył zbudowaną na nowo defensywę Widzewa. Trzeba powiedzieć, że piłkarz z Angoli wie, jak dać się we znaki łodzianom. Ba, jest ich prawdziwą futbolową zmorą (w zeszłym sezonie strzelił im dwie bramki). Inna sprawa, że goście wyjątkowo ułatwili mu zadanie. Nikt bowiem w polu karnym nie krył napastnika. Takich błędów się nie wybacza!

Widzew próbował się odbudować, przejąć inicjatywę, ale szło mu wyjątkowo ciężko. Wiele prób szukania udanej akcji kończyło się szybko złym podaniem. Raz udało się strzelić po ziemi Kozlovskiemu, ale Stryjek nie dał się zaskoczyć. Niewiele było aktywów w pierwszej połowie po stronie Widzewa. No, może za pozytyw można uznać, że lepiej pilnowali Pululu. Mądry widzewiak po szkodzie.

Jaga miała wigor, Widzew nie. Łodzianie łapali jedną żółtą kartkę za drugą (w sumie do przerwy aż pięć!). Alvarez w 44 min ujrzał po raz drugi żółty kartonik (za niesportowe zachowanie) i wyleciał z boiska. Czarna rozpacz: nieporadny Widzew musiał gonić wynik w dziesiątkę.

Gospodarze zwietrzyli szansę na drugiego gola. Od pierwszej minuty rzucili się do ataku. Widzewiakom skórę ratował Gikiewicz. Chciał wspomóc gospodarzy arbiter Kwiatkowski. Podyktował karnego niezgodnego z jakimkolwiek duchem gry. Przypadkowe zagranie ręką Hanouska uznał za niewybaczalne przewinienie. Na szczęście VAR pozwolił mu naprawić błąd.

Widzew miał swoją szansę. Po centrze z rzutu rożnego Shehu, do piłki doszedł Hajrizi, główkował z kilku metrów, ale skutecznie interweniował Stryjek.

Specjalnością Widzewa w tym meczu były… kartki. Pod koniec spotkania za klasyczny stempel na nodze rywal ujrzał ją kapitan Hanousek, a w doliczonym czasie Kerk.

Po fatalnej stracie piłki łodzian mogło być 2:0. Gikiewicz obronił strzał Imaza, a przy dobitce były… widzewiak – Hansen trafił w słupek. Łodzianie próbowali się zrewanżować, ale strzał Klimka nie mógł zaskoczyć bramkarza rywali.

Podsumowanie: dla Widzewa to nie pierwszy (oby ostatni!) wyjazdowy mecz do jak najszybszego zapomnienia, zwłaszcza gdy się wie, że to przy wydatnej pomocy łodzian mistrz Polski przerwał passę sześciu porażek z rzędu.

Po reprezentacyjnej przerwie 13 września Widzew zagra w Katowicach z GKS (godz. 20.30)

Jagiellonia – Widzew 1:0 (1:0)

1:0 – Pululu (2)

Widzew: Gikiewicz – Krajewski, Żyro, Hajrizi (90, Silva), Kozlovsky – Alvarez, Hanousek (78, Kerk), Łukowski (62, Klimek – Sypek (46, Shehu), Rondić, Cybulski (62, Gong)

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑