Ryżową Szczotką

Rezerwowy Pafka

Page 21 of 147

Widzew. Ciężko wywalczony jeden punkt. I to dzięki komu? Dzięki debiutantowi!

Jakub Łukowski Fot. widzew.com

Remis Widzewa ze Stalą. Oj, było ciężko. Punkt łodzianom zapewnił debiutant – Łukowski, który pojawił się na boisku w drugiej połowie.

Początek meczu należał do gospodarzy, którzy wypracowali dwie dobre okazje, a po stracie Hanouska, dograniu Getingera, Gerbowski trafił w słupek. Potem próbowali łodzianie, ale gdy któryś zapędził się pod poler karne (z reguły Kozlovsky), to partnerzy nie nadążali i nie było do kogo dograć piłki. Wreszcie po blisko pół godzinie gry – podaniu Sypka i strzale Alvareza, musiał umiejętnościami wykazać się bramkarz Kochalski.

W końcówce pierwszej połowy znów inicjatywę przejęli gospodarze, ale na szczęście Gikiewicz obronił chytry strzał Domańskiego (po stracie Alvareza). Odpowiedzi łodzian były niemrawe i w sumie niegroźne, choć starai się stosować pressing. W efekcie Kochalski musiał interweniować po główce Klimka.

W ostatniej minucie pierwszej połowy łodzianie nie upilnowali tego, którego powinni pilnować najbardziej czyli Szkurina. Pozwolili mu dojść do główki(był pomiędzy Żyrą i Ibizą) po centrze z lewej strony Domańskiego, a napastnik gospodarzy pewnie wykorzystał tę sytuację.

Drugą połowę Widzew zaczął agresywnie, miał przewagę, z której jednak nic konkretnego nie wynikało. Jak były strzały to panu Bogu w okno. Łukowski mógł mieć wejście smoka. Po zagraniu Kerka i jego podaniu wreszcie pokazał się Rondić. Strzelił bramkę, ale co z tego skoro był na minimalnym spalonym.

W przypadku Łukowskiego, co się odwlecze, to nie uciecze. Odważne wejście pomocnika z lewego skrzydła i strzał nie do obrony z 18 metrów po długi rogu. Tak nowy pokazał się kibicom Widzewa, na dodatek strzelił jubileuszowego 50. gola w starciu łodzian z mielczanami. Łodzianie mieli trochę szczęścia, bo w sytuacji sam na sam Szkurin nie trafił w bramkę.

Potem się pokomplikowało. Drugą żółtą kartę ujrzał w 80 min. Ibiza i w ostatniej fazie meczu Widzew grał w dziesiątkę. Na trzy minuty przed końcem udaną interwencją popisał się z kolei Gikiewicz. W doliczonym czasie (aż sześć minut) Widzew pilnował wyniku i to mu się udało.

Stal Mielec – Widzew1:1 (1:0)

1:0 – Szkurin (45+3, głową), 1:1 – Łukowski (73)

Widzew: Gikiewicz – Kastrati, Żyro, Ibiza, Kozlovsky – Hanousek, Alvarez (82, da Silva)- Sypek (62, Gong), Klimek (62, Kerk), Cybulski (62, Łukowski)- Rondić (89, Sobol)

ŁKS. Stajnia Augiasza została posprzątana, ale czy łodzianie będą rozdawać karty w I lidze?

Fot. ŁKS Łódź

Tak być powinno. Nadszedł czas rozliczeń. Nie spełniłeś oczekiwań, zagrałeś poniżej ligowego poziomu to po prostu żegnaj – bez żalu, sentymentu, dobrych wspomnień.

Po kompromitującym, co tu kryć, sezonie w ekstraklasie, nowe władze ŁKS zrobiły pierwsze porządki – posprzątały sportową stajnię Augjasza, rezygnując z usług kilkunastu piłkarzy! Mnie, nawet jeśli odejdą też Kay Tejan i Aleksander Bobek, najbardziej żal Daniego Ramireza, który po fatalnym początku, potem pokazywał spore umiejętności i to, że może być nowym liderem ŁKS.

Cóż, tak się nie stanie. Trzeba sobie radzić bez Hiszpana. Podobnie, jak bez ełkaesiaka z krwi i kości – Oskara Koprowskiego, który słusznie nie czuł się gorszy od tych, którzy biegali po ekstraklasowych boiskach, ale ciągle spychany był do kąta. Zatem poszukał sobie nowego pracodawcy.

Na patencie promowania ludzi, których wcześniej nikt nie dostrzegł, a którzy spełnili sportowe oczekiwania, wypłynął Raków Częstochowa. Oby podobna historia teraz zdarzyła się z ŁKS!

Bo, to co się działo w ekstraklasie było po prostu… zawstydzające. Pokazują to statystyki w specjalnym ekstraklasowym wydaniu Przeglądu Sportowego. ŁKS stracił najwięcej goli z akcji aż 54 (przedostatni Radomiak – 48) i po stałych fragmentach gry – 21 (przedostatnia Cracovia – 18).

Tak w I lidze ŁKS grać nie może, bo znów będzie zbierał baty. Stare przysłowie mówi bowiem: pokaż mi, jak radzisz sobie w defensywie, a powiem ci, o co będziesz grał. Oby nowy szkoleniowiec nie okazał się nowym… Piotrem Stokowcem (beznadziejna średnia – 0,33 pkt. na mecz!). Na pocieszenie powiedzmy, że pozytywne było to, że ŁKS wygrał rywalizację Pro Junior System i zgarnął niezłą forsę do klubowej kasy.

29 lipca o godz. 20.30 ŁKS zagra w hitowym meczu drugiej kolejki I ligi z największym przegranym minionych rozgrywek – Arką w Gdyni (mecz pokaże na żywo TVP Sport). Oby łodzianie pokazali, że mają drużynę na miarę czołówki ligi, bo inaczej mogą, jak GKS Katowice, na długie lata dać się zaszufladkować na zapleczu ekstraklasy.

Ekstraliga rugby. Na początek łodzian czeka arcytrudny mecz z mającym mistrzowskie aspiracje zespołem z Siedlec

Nowy sezon Ekstraligi Rugby rozpocznie się w trzeci weekend sierpnia. Do rywalizacji o mistrzostwo Polski przystąpi dziewięć drużyn, wśród których znajdzie się absolutny debiutant – klub Rugby Białystok. Zespół z Podlasia zapewnił sobie miejsce w elicie po raz pierwszy w historii.

Złotych medali i tytułu będzie bronić Orlen Orkan Sochaczew, a chętnych do odebrania im korony z pewnością nie zabraknie. Kto wie, czy skład finału nie byłby inny, gdyby Awenta Pogoń Siedlce od początku grała w takim samym zestawieniu. Zespół Marka Mirosza wiosną szedł jak burza, wygrywając również mały finał z Juvenią i zabierając do domu brązowe medale.

W pierwszej kolejce, mający na pewno mistrzowskie aspiracje siedlczanie podejmą łodzian – KS Budowlani WizjaMed, którzy w minionych rozgrywkach wygrali tylko jeden mecz. Oby teraz było inaczej pod wodzą nowego dyrektora sportowego, byłego trenera reprezentacji – Chrisa Hitta.

Mistrzowie z Sochaczewa Fot. PZR

W innych klubach też sporo się dzieje. Największym chyba sukcesem Orkana jest fakt, że sponsorem mistrzów z Sochaczewa nadal będzie Orlen. Nowych zagranicznych szkoleniowców będą miały drużyny Juvenii i Lechii. Krakowian będzie prowadził  Ciaran Hearn – były rugbista reprezentacji Kanady, a gdańszczan- Irlandczyk Sana Govender. Czy ci szkoleniowi straneri pozwolą podnieść polskie ligowe rugby na wyższy poziom?

Ekstraliga wystartuje w połowie sierpnia (17-18.08). Ze względu na nieparzystą liczbę drużyn, podobnie, jak w ubiegłym roku, w każdej kolejce będzie pauzować jeden zespół. W pierwszej kolejce będą to mistrzowie Polski – Orlen Orkan Sochaczew. Wspomniany Rugby Białystok będzie mieć niełatwe otwarcie, mierząc się na starcie z wicemistrzami Polski Ogniwem Sopot. Awenta Pogoń Siedlce podejmie WizjaMed KS Budowlanych Łódź, Juvenia Kraków zmierzy się z Drew Pal 2 Lechią Gdańsk, a Edach Budowlani Lublin rozpoczną zmagania starciem z Live Style Catering Arka Gdynia.

Beniaminek z Białegostoku

Jesienią zostanie rozegranych dziesięć kolejek ligowych. Dwie w sierpniu i w listopadzie oraz po trzy we wrześniu i październiku. Również w listopadzie, zaraz po zakończeniu rozgrywek odbędą się dwa mecze reprezentacji Polski w ramach Rugby Europe Trophy. Kadra, którą wiosną objęli Kamil Bobryk i Tomasz Stępień zmierzy się na własnym terenie z Litwą oraz na wyjeździe z Czechami.

Wiosną w Ekstralidze zostanie rozegranych pozostałe osiem kolejek oraz mecze finałowe. Po zimowej przerwie rugbiści wrócą na boiska 15 marca i po trzech meczach będą mieli dłuższą przerwę na rozgrywki międzynarodowe. W kwietniu zaplanowano jedną kolejkę, a kolejne cztery w maju i czerwcu. Finałowym weekendem będzie 7 i 8 czerwca. Podobnie, jak w ostatnich latach pierwsza drużyna tabeli zagra na własnym boisku z drugą o złoto, a trzecia z czwartą w małym finale o brąz.

Widzew rozstał się z graczem ataku z prawdziwego zdarzenia – Jordim Sanchezem. Czy teraz postawi na defensywnego… napastnika?!


Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Z prezesem Widzewa Michałem Rydzem mamy te same marzenia. Chcemy, żeby w klubie pojawił się klasowy napastnik. Jak pokazuje jednak polska, i nie tylko polska, piłka, o takiego gracza jest wyjątkowo trudno. Najlepszym tego dowodem 31-letni Łukasz Zwoliński, wędrujący od klubu do klubu napastnik (teraz Wisła Kraków), który na bazie tego, że swego czasu strzelał po kilkanaście bramek, zawsze w Polsce znajdzie zatrudnienie.

Nowy napastnik Śląska Wrocław – Sebastian Musiolik, który strzela gole jak na lekarstwo, ale ciągle znajduje pracodawcę, mówi, że defensywni… napastnicy, tacy jak on, są też potrzebni. Czy o takim myśli Widzew? Fakty są bowiem takie, że znalezienie ofensywnego piłkarza, zdobywającego gole, w polskiej lidze graniczy z cudem.

Prezes Rydz mówi, cytowany przez widzewtomy.net: Wnikliwie monitorujemy rynek i sytuacje piłkarzy, których mamy wytypowanych. Jeżeli nie będzie pełnego przekonania sztabu szkoleniowego, to takiego ruchu nie będzie. Natomiast środki finansowe na zawodnika ofensywnego są zabezpieczone. Dzisiaj mamy na tej pozycji Imada Rondicia i Huberta Sobola.

Gdy czytam te słowa, to tylko rośnie we mnie żal, iż Widzew rozstał się bez większego bólu z napastnikiem o widzewskim charakterze, który mógł w Łodzi się rozwijać (czyli strzelić więcej bramek!). Tak, macie drodzy kibice rację, chodzi mi oczywiście o Jordiego Sancheza.

Tymczasem prezes Rydz twierdzi: Widać było, że dla Jordiego wyjazd jest dużą szansą. Z kolei dla nas pierwsze oferty nie były zadowalające. Ja też nie jestem łatwym negocjatorem. Doszliśmy do momentu, gdzie każda ze stron mogła stwierdzić, że jest to odpowiedni czas. Zgodziliśmy się na to, żeby Jordi Sanchez zmienił klub.

Wychodzi na to, że kierownictwo klubu jest zadowolone z rozwoju sytuacji. Kasa się zgadza, a że pozbyto się wartościowego gracza, no cóż pieniądz nie śmierdzi, każdy grosz się liczy i… takie frazesy można mnożyć. Tylko co to będzie obchodzić fanów, jeśli Widzew nie będzie strzelał bramek.A przez brak goli nie będzie zdobywał cennych punktów, żeby spełnić swoje i kibiców marzenie o miejscu w ligowym TOP5.

W Łodzi. Kamień na kamieniu na kamieniu kamień, na którym żaden topowy sport zespołowy nie wyrośnie!

Niech się mury pną do góry! Wiceprezydent Łodzi od sportu Adam Wieczorek dla lodzkisport.pl: Miasto zobligowało się do dostarczenia infrastruktury sportowej i z tego zobowiązania musimy się wywiązywać, a więc te obiekty, które mamy do zmodernizowania, musimy odnowić i odpowiednio na przestrzeni następnych lat je utrzymywać, by kluby sportowe miały odpowiednie warunki do treningów i rozgrywania meczów w kolejnych latach, już po modernizacji.

Łódź zostanie kamiennym, sportowym miastem. Będą obiekty, nie będzie miał kto z nich korzystać na wysokim profesjonalnym poziomie (gorące pytanie: co dalej ze stadionem Orła?!) Jest nowy człowiek odpowiedzialny za sport, a wszystko pozostaje po staremu.

Jesteście w Łodzi – wielkim, pięknym mieście, gdzie moc cudownych obiektów sportowych – więc martwcie się o siebie sami. Taka obowiązywała i obowiązuje nadal filozofia działania w UMŁ. Smutne, ale prawdziwe. W minionym sezonie żadna łódzka drużyna nie zdobyła ligowego medalu. Siatkarki czy piłkarki nożne były o krok, ale to wszystko…

Dotychczasowe żebracze dotacje nic nie są w stanie zmienić. Nie to, co gdzie indziej. Miasto Gdańsk przeznaczyło na ekstraklasową Lechię 10 mln zł, a miasto Częstochowa – 2,5 mln na Raków. Pomarzyć dobra rzecz, a może tłuc głową o ścianę z bezsilnej złości?!

Ale, ale…Idzie nowe w polskim sporcie i takie miasta, jak Łódź, powinny to wykorzystać. Wygląda na to, że wielkie spółki skarbu państwa przestają być hojnymi sponsorami poszczególnych drużyn, w tej czy innej dyscyplinie. Powoli się z tego wycofują i dobrze. Ich misją powinna być ewentualnie pomoc związkom sportowym, przede wszystkim zaś wspieranie ze wszystkich sił sportu dzieci i młodzieży. Ta nowa strategia może sprawić, że wkrótce przestaniemy na przykład być najsilniejszą żużlową ligą świata, bo przestaniemy wszyscy pracować solidarnie,nie wiadomo dlaczego, na astronomiczne gaże asów czarnego sportu, ale nie tylko ich…

Otwiera się szansa dla innych – przedsiębiorczych, z otwartą głową i ciekawą ofertą. Władze Łodzi mogą pokazać, że współdziałanie biznesu i sportu w naszym mieście jest dla wszystkich opłacalne. Pokazać szanse współdziałania, czarno na białym przedstawić korzyści, tak żeby wilk był syty i owca cała. Czy jednak miejscy urzędnicy potrafią zmienić sposób myślenia i strategię działania?

Ligowy początek Widzewa. Wściekły pressing łodzian dla pierwszych rywali może być zaskoczeniem i dać sukces

Trener Daniel Myśliwiec Fot. Marek Młynarczyk, blog obiektywnasport.pl

Widzew w nowym sezonie ma grać o coś więcej niż przetrwanie. W pierwszej kolejce w poniedziałek o godz. 19 zagra z mającą wielkie kłopoty finansowe (wycofał się państwowy koncern!) Stalą w Mielcu. Celem łodzian ma być TOP5, ale… z liderów zespołu ostał się tylko Rafał Gikiewicz. Inni są kontuzjowani, albo dobrze(?)… sprzedani. Tak buduje się finansowy spokój klubu (na jak długo?!), a nie drużynę mającą ligowe góry przenosić. Cóż, pożyjemy zobaczymy, co przyniesie ligowe życie.

Jest sześciu nowych piłkarzy, na dziś z CV wygląda na to, że różnicę w grze na korzyść łodzian może robię skrzydłowy Hilary Gong. Bez kreatora gry i piłkarza strzelającego gole trudno będzie spełniać marzenia.

Hasłem łodzian było: mniej transferów, więcej jakości. Szybko się przekonamy, czy tak jest w rzeczywistości i tak entuzjastycznie przyjęte przez klub przedłużenie umowy z dyrektorem sportowym – Tomaszem Wichniarkiem było dobrym pomysłem.

Wygląda na to, że trener Daniel Myśliwiec stara się robić, co tylko się da, żeby ewentualnych dziur i mankamentów w grze nie było tak widać. Dlatego, co podkreśla, stawia na pressing na całym boisku. Widzewiacy mają mieć żelazne zdrowie. Nawet na moment nie dawać rywalom dojść do głosu i pozwolić na to, żeby prowadzili grę na swoich warunkach. To jest oczywiście… utopia, bo tak grać przez 90 minut się nie da, ale ten wściekły pressing dla pierwszych rywali może być zaskoczeniem.

Oby przyniósł punktowe rezultaty, bo w drugiej kolejce łodzianie grają z Lechem, w trzeciej ze zbrojącą się mocno Cracovią (Henrich Ravas!), a w czwartej ze Śląskiem Wrocław. Trudny kalendarz, oby te spotkania zakończyły się punktową zdobyczą łodzian. Na razie wielkim sukcesem Widzewa jest to, że sprzedał 15 617 karnetów na nowy sezon. Pojemność stadionu wynosi około 18 tys. miejsc.

Austriacy triumfowali w Brzezińskich Mistrzostwach Europy 2024. Co zrobiła Polska? Impreza cieszyła się wielką popularnością, udała się znakomicie, a emocji nie brakowało

Na stadionie miejskim w Brzezinach odbyły się Brzezińskie Mistrzostwa Europy – turniej wzorowany na piłkarskich Mistrzostwach Europy 2024 Impreza przyciągnęła rzesze uczestników i fanów– zarówno po stronie grających, których było aż 240w 24 drużynach, jak i kibiców, także liczonych w setkach.

Tegoroczne Brzezińskie Mistrzostwa Europy były trzecią tego typu imprezą – poprzednie odbyły się przy okazji Mistrzostw Świata w latach 2018 oraz 2022. Głównym założeniem turnieju było odwzorowanie Euro 2024 – w tym celu kapitanom wylosowano poszczególne reprezentacje, a grupy były dokładnie takie, jak na turnieju rozgrywanym w Niemczech.

Ponadto drużyny otrzymały od organizatorów flagi oraz wiernie odwzorowane repliki strojów każdej reprezentacji, co także oddawało klimat europejskiego turnieju. Wśród dodatkowych atrakcji znalazły się m.in. dmuchańce dla dzieci oraz zaplecze gastronomiczne z grillem i napojami.

Jak wspomniał jeden z organizatorów, Mateusz Cieślak (Brzezińska Liga Piłki Nożnej), chętnych zespołów było znacznie więcej, bo prawie 50, jednak formuła turnieju z oczywistych względów przewidywała tylko 24 miejsca. Większość zgłoszonych drużyn pochodziła z naszego regionu (Brzeziny, Koluszki, Rogów, Jeżów, Dmosin, Głowno, Łódź),ale były też drużyny z Warszawy, Tomaszowa Mazowieckiego czy Konstantynowa Łódzki.

Podobnie jak na Euro 2024, impreza rozpoczęła się od fazy grupowej. Przez cały turniej, z wyjątkiem finału, rozgrywano dwa mecze jednocześnie, a każdy z nich trwał 2×8 minut.

Grupy były identyczne jak na Mistrzostwach Europy, tak więc przykładowo Polacy rywalizowali w tej części z Francuzami, Austriakami i Holendrami. Niestety, również i na tym turnieju tradycji stało się zadość i reprezentacja Polski pożegnała się z turniejem już po fazie grupowej.

Zdjęcia BLPN

W samej fazie grupowej padło aż 117 goli(w 36 meczach). Pierwsza część turnieju zakończyła się przed godziną 16:00, a wraz z nią z turniejem pożegnało się 8 z 24drużyn. Na tym etapie odpadły reprezentacje Niemiec, Albanii, Słowenii, Polski, Słowacji, Czech, Danii oraz Turcji.

Faza pucharowa rozpoczęła się chwilę po 16:00. W ⅛ finału: Hiszpania 3:3 Rumunia (w karnych Rumunia wygrała 4:3), Węgry 4:1 Anglia, Gruzja 0:2 Holandia Ukraina 1:1 Włochy (w karnych Ukraina wygrała 4:3),Austria 2:0 Belgia, Francja 0:3 Portugalia, Serbia 2:0 Szkocja, Szwajcaria 2:0 Chorwacja.

Ćwierćfinałowe mecze również dostarczyły bardzo wielu emocji. Aż trzy pojedynki rozstrzygnęły się dopiero po rzutach karnych. Na tym etapie Węgry zremisowały z Rumunią 1:1 (w karnych Rumunia wygrała 3:0), Holandia zremisowała z Austrią 1:1 (w karnych Austria wygrała 5:4), Ukraina bezbramkowo zremisowała z Portugalią (w karnych Portugalia wygrała 3:1), a jedynym meczem rozstrzygniętym w regulaminowym czasie gry był mecz Serbii ze Szwajcarią (4:1).

Ostatecznie, do wielkiego finału awansowały reprezentacje Serbii oraz Austrii. Mimo zmęczenia, drużyny stanęły na wysokości zadania i zafundowały widzom świetny, zacięty mecz. Podobnie jak w kilku poprzednich przypadkach, nie udało się go jednak rozstrzygnąć w regulaminowym czasie – padł bowiem bezbramkowy remis. W serii jedenastek górą okazali się Austriacy i to oni zostali triumfatorami Brzezińskich Mistrzostw Europy 2024.

Triumfatorzy i wicemistrzowie mogli liczyć na puchary, medale oraz kilka innych nagród. Wyróżniono także najlepszego bramkarza turnieju – został nim 59-letni Andrzej Machciński z Rumunii, który popisywał się znakomitymi interwencjami zarówno w meczach, jak i rzutach karnych, a drugą nagrodę indywidualną dla najlepszego zawodnika turnieju otrzymał Rafał Kujawski z Serbii, który dobrą grą poprowadził swój zespół aż do finału.

Mimo zmęczenia wszystkie zespoły zapewniały, że bawiły się bardzo dobrze i z niecierpliwością będą wyczekiwały kolejnych tego typu imprez. Najbliższa okazja już za 2 lata – w 2026 r. odbędą się bowiem Mistrzostwa Świata. Ta impreza, jeśli zostanie zorganizowana, rozmiarem przebije tegoroczny turniej przynajmniej dwukrotnie, bowiem zagra na niej aż 48 drużyn.

Organizatorzy turnieju dziękują wszystkim obecnym za przybycie, wspólne przeżywanie sportowych emocji, wspaniałą grę oraz doping ze strony licznych kibiców. Podziękowania kierowane są także dla patronów tego wydarzenia: Burmistrza Miasta Brzeziny Dariusza Guzka, Starosty Powiatu Brzezińskiego Bartłomieja Lipskiego, dyrektora Centrum Kultury Fizycznej w Brzezinach Daniela Nawrockiego oraz Posła na Sejm RP Dariusza Klimczaka.

Słowa uznania należą się także sponsorom wydarzenia, czyli następującym firmom: Instalator24 Robert Zalewski, GEOWORK, Eve-Energy, Exclusivsport.pl, Gra-Lech s.c., Al- Mar Marcin Pietrasik, Okręgowa Stacja Kontroli Pojazdów Włodzimierz Kaźmierczak, Max- Bud Michał Poddemski, Mała Gastronomia Małgorzata Jochman, PHU “Wiśniewski” Krzysztof Wiśniewski. Finalne podziękowania wędrują także do radnego Miasta Brzeziny Pawła Swaczyny oraz zarządu i pracowników klubu Start Brzeziny – za pomoc w organizacji, przyszykowaniu obiektu oraz prowadzeniu imprezy przez spikera.

Więcej informacji oraz zdjęć: https://www.facebook.com/LigaBrzeziny oraz

https://www.instagram.com/brzezinskaliga

Euro 2024. Niestety, było więcej drużyn i przez to więcej nudy, niż prawdziwych futbolowych emocji. Nadzieją na lepszą przyszłość są kreatywni skrzydłowi?!

Futbolowe Euro 2024 miało więcej drużyn. Zagrano więcej spotkań. Ale takich, o których mówiło by się dłużej niż jeden dzień, było zdecydowanie za mało. Nuda panie, nuda i tyle.

I tak w ostatecznym rozstrzygnięciu zaskoczenia nie było. Walczyli ze sobą faworyci, europejskie, ba światowe futbolowe potęgi. Wygrali jak najbardziej zasłużenie Hiszpanie, którzy w finale pokonali Anglików 2:1. A prawdziwą sensację sprawiał chyba tylko Gruzja.

Królem strzeleckiego polowania był pan… samobój. Spotkania pokazały czarno na białym, jak niesprawiedliwe potrafią być rzuty karne. Drobny przypadkowy błąd, potem skutecznie wykonana jedenastka i boiskowe wydarzenia stawały w sposób niesprawiedliwy na głowie. Może warto coś jedenastkami zrobić. Kazać je egzekwować powiedzmy z odległości 25 – 30 metrów, dać na ich wykonanie (strzał, a może próba dryblingu bramkarza) 10 – 15 sekund.

Coś też trzeba zrobić z nudną jak flaki z olejem, ciągnącą się przez wiele, dużo za dużo minut grą po obwodzie i szukaniu dziury w całym czyli wolnej od szczelin defensywnej grze przeciwnika.

W grze ofensywnej ważniejsza od postawy napastnika, który często funkcjonował jak pierwszy obrońca, bądź gracz mający przytrzymać piłkę i ją mądrze podać, była gra skrzydłowych (ech ci fantazyjni Hiszpanie – Yamal i Williams). Oni potrafili stwarzać przewagę i mieć kluczowe znaczenie w walce o końcowy sukces.

Czy teraz taki pomysł przyda się Barcelonie? A może odwaga, fantazja skrzydłowych sprawdzi się też w… polskiej piłce. Sęk w tym, że trzeba mieć odpowiednich wykonawców, a takich w naszych futbolu można szukać ze świecą w ręku.

Dawno, bardzo dawno nie było tak udanego weekendu w polskim rugby. Czy pojawiło się światełko w tunelu?

Fot. PZR

Polskie rugby siedmioosobowe ma za sobą doskonały weekend. Nasza juniorska reprezentacja osiągnęła wielki sukces, zwyciężając w turnieju Rugby Europe Sevens Trophy U18 w Ząbkach i tym samym zapewniła sobie awans do rozgrywek Championship w kolejnym roku – podaje biuro prasowe PZR!

W finale nasza reprezentacja zagrała z Luksemburgiem. Do ostatniego gwizdka pozostały dwie minuty, a na tablicy pojawił się wynik 21:12 dla naszej drużyny. Tę końcówkę młodzi Polacy rozegrali jednak jak weterani – spokojnie kontrolując sytuację. Gdy wydawało się, że rywale mogą pokusić się o jeszcze jedno przyłożenie, na boisku wszedł na zmianę Oliwer Bydłoń, który niczym as wyciągnięty z rękawa wygrał dla Polaków młyn i pozwolił na oddech w ostatnich sekundach.

– Podołaliśmy zadaniu. To był ciężki turniej, bo pogoda nie rozpieszczała i graliśmy cały czas przy temperaturze powyżej 30 stopni. To się wyraźnie przekładało na grę, która była wolniejsza. Chłopaki nie tylko sprostali wyzwaniu, ale również zakończyli turniej bez większych urazów, co dla mnie jako trenera jest równie istotne, bo teraz możemy w pełni cieszyć się z odniesionego zwycięstwa i awansu . powiedział trener Łukasz Szablewski.

– Po rozczarowującym występie w Zagrzebiu, przede wszystkim chcieliśmy się przegrupować, poukładać grę i poprawić kilka rzeczy, które nie funkcjonowały prawidłowo – mówił przed turniejem Rugby Europe Sevens Trophy Series w Budapeszcie trener seniorów Chris Davies. I to się udało. Polacy zajęli trzecie miejsce.

– Myślę, że udowodniliśmy w ten weekend w Budapeszcie, że potrafimy grać w rugby 7. W pierwszej kolejności podziękowania należą się zawodnikom i sztabowi, za wsparcie i zaufanie dla planu, który wprowadziłem. Zmiany nie przyjdą z dnia na dzień. Pracujemy razem dopiero 13 miesięcy i wiem, że teraz będzie już tylko lepiej. To był przebłysk światła z kierunku, w którym podążamy. Chcemy osiągnąć dużo więcej! A im więcej ze sobą przebywamy, im więcej gramy turniejów i znajdujemy się pod presją, tym lepsi będziemy – podsumował walijski szkoleniowiec naszej kadry.

Na koniec Polaków spotkało jeszcze jedno wyróżnienie. Graczem turnieju został Lucas Niedzwiecki (zawodnik KS Budowlani Łódź). – Jestem bardzo szczęśliwy i ta chwila wydaje się dość surrealistyczna. Czuję wielką dumę i radość, że mogłem być częścią tej drużyny i walczyć z chłopakami na boisku – powiedział zawodnik, który wychował się i nauczył grać w rugby w Australii.

Znakomite opowiadania. Po prostu nie wolno ich przegapić!

Ależ literackie odkrycie! Te opowiadania o zapomnianej Ameryce drugiego, a może trzeciego planu, są po prostu znakomite. Czasami warto czytać dla takich właśnie odkryć. Wybitna literatura, młodziaka, który widział więcej i czuł więcej, na dodatek znakomicie potrafił pisać (a łodzianin Maciej Świerkocki świetnie to przetłumaczył), ale widać nie był w stanie z tym darem żyć i w wieku niespełna 27 lat popełnił samobójstwo.

12 opowiadań, oszczędnych, zmysłowych, pełnych ukrytych znaczeń i sensów. Historie dzieją się w scenerii zubożałego zakątka górniczo – rolniczej Wirginii Zachodniej. W surowym krajobrazie, gdzie toczy się twarde, trudne życiu bez wielkich perspektyw i takich oczekiwań, gdzie więcej dzieje się między słowami i czynami.

Pancake potrafi wytworzyć wyjątkowy stan literackiego napięcia, że czytanie tych historii jest tak intensywne od znaczeń i sensów, że człowiek chce do nich natychmiast wracać i zmierzyć się z nimi raz jeszcze i jeszcze. I warto to zrobić.

Breece D’J Pancake. Trylobity. Przekład Maciej Świerkocki. Wydawnictwo Czarne

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑