Imad Rondić Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Zakopiemy się na amen w tym naszym futbolowym grajdole, pokazując wszem i wobec jak wygląda, marny dodajmy od razu, świat polskich piłkarskich menedżerów.

Co tu kryć, w minionych rozgrywkach Widzew był ligowym przeciętniakiem, mecze dobre, czasami bardzo dobre, przeplatał słabymi. A jednak zapotrzebowanie na łódzkich piłkarzy jest wielkie. Widać nasi i nie tylko nasi wspaniali menedżerowie nie mają szerszych transferowych perspektyw…

Antoni Klimek, z którym Widzew rozstał się bez cienia żalu (oby wkrótce nie płakał!) natychmiast znalazł zatrudnienie w, chcącą robić systematyczne kroki do przodu, Puszczy Niepołomice. Na Mateusza Żyro wielką chrapkę miała Legia Warszawa i kto wie, czy nadal nie ma.

Zastanawiano się i to mocno przed minionym sezonem, czy Imad Rondić godnie zastąpi Jordi Sancheza. Wielu miało obawy… Tymczasem Bośniak, który miał tak słabe mecze, że aż zęby bolały, potrafił też pokazać, że umie strzelać bramki. W 18 meczach zanotował 9 trafień, do tego dodał dwie asysty i już… ustawia się kolejka po napastnika, a na jej czoło wysuwał się Raków Częstochowa, który jednak nie chciał zapłacić za Rondicia półtora miliona euro i pozyskał… Leonardo Rochę.

Ostatnio transferowy gorący news to zainteresowanie Samuelem Kozlovskym (16 ligowych spotkań, dwie asysty) i to zagranicznego klubu. Podobno piłkarza chce lider ligi czeskiej, uczestnik Ligi Europy – Slavia Praga.

 Lirimem Kastratim , którego ligowa gra dla Widzewa (9 spotkań, 0 goli, 0 asyst), była bez wielkiego znaczenia, podobno interesują się dwa tureckie kluby. Nie wiem sam, śmiać się czy jednak płakać. Można tylko pytać, kto następny…

Przypomnę znamienne słowa trenera Daniela Myśliwca: – Ktoś dla Widzewa musi wygrywać mecze. No właśnie, żeby to całe zamieszanie nie sprawiło, że wiosną łodzianie będą bronić się przed spadkiem z ekstraklasy!