Rezerwowy Pafka

Tag: ekstraklasa (Page 7 of 32)

Widzew. Odejście Dominika Kuna to dla mnie absurdalna decyzja, osłabiająca drużynę!

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Nie ma się co oszukiwać. Opinia w futbolowej Polsce o średniaku ekstraklasy – Widzewie jest taka, że łódzki klub nie ma potencjału sportowego, a przede wszystkim finansowego, żeby namieszać w walce o wyższe cele. Tymczasem presja kibiców zapełniających stadion przy al. Piłsudskiego jest ogromna, a przesłanie jasne i proste – ich drużyna ma znów, jak przed laty grać o ważne ligowe cele. Skoro może Jagiellonia, to dlaczego nie Widzew!

Na początku letniej ligowej przerwy łodzianie na razie tylko… tracą. Odeszło z pracy dwóch trenerów. Serafin Szota, który w wielu meczach trzymał defensywę, będzie pewnie grał we Wrocławiu. A najdziwniejsze i kompletnie niezrozumiałe jest dla mnie to, dlaczego łodzianie bez cienia żalu rozstali się z najbardziej pożytecznym i wszechstronnym pomocnikiem – Dominikiem Kunem.

Piłkarz nie raz i nie dwa udowodnił, że w trudnych momentach można na niego liczyć. Nie ustrzegł się oczywiście słabszych spotkań, ale w sumie bilans wychodzi na wielki plus. Podsumowaniem gry Kuna w Łodzi był ostatni w sezonie mecz w Radomiu, gdy po nie pierwszej i oby nie ostatniej akcji w stylu Leo Messiego, Dominik strzelił efektowną bramkę.

Nie widzę, nie słyszę, przynajmniej na razie, żeby łodzianie mieli na oku lepszych piłkarzy. Ostatnio z transferami pomocników trafiali na ogół niczym kulą w płot.

Czyżby znaczenie miał wiek? Kun ma trzydzieści lat, a sprowadzony zimą Francuz Noah Diliberto jest o osiem lat młodszy. Sęk w tym, że na razie o osiem lat świetlnych słabszy. Wiosną Diliberto okazał się drużynie po prostu… niepotrzebny. Grał, jak grał, bez wielkich sportowych korzyści dla łodzian.

No, ale wykazał się pion sportowy klubu. Udowodnił czarno na białym, że nie zasypia gruszek w popiele, szuka i znajduje nowych graczy! Klasyczne działanie pod publiczkę, na alibi, żeby kibice nie psioczyli, że stagnacja i nic się nie robi. Trudno mieć zaufanie do ludzi odpowiadających w klubie za transfery, gdy bez walki traci się Karola Czubaka, Normana Hansena, a teraz Dominika Kuna.

Był kiedyś w Widzewie taki menedżer – Łukasz Masłowski, ale podziękowano mu za pracę. Chłop wziął się za Jagę, posprowadzał dobrych piłkarzy (w tym Hansena!) i teraz ma satysfakcję – pomógł zbudować drużynę, która pierwszy raz w historii wywalczyła futbolowe mistrzostwo Polski dla Białegostoku!

Ta ostatnia kolejka ekstraklasy. Jaga mistrzem Polski! ŁKS strzelił trzy piękne bramki, fatalnie grał w drugiej połowie, ale zwyciężył. Widzew wziął się po przerwie do roboty i też cieszył się z wygranej

Ta ostatnia ligowy kolejka bez wielkich łódzkich emocji. ŁKS już dawno spadł z hukiem z ekstraklasy, Widzew okazał się drużyną środka tabeli (9 miejsce). Ełkaesiacy pokazali do przerwy niezły futbol, strzelili piękne bramki. Ech, szkoda że nie potrafili wcześniej tak grać! A w drugiej połowie znów wyszło szydło z worka czyli futbolowy mizeria. Widzewiacy po beznadziei do przerwy, z kolei w drugiej połowie wzięli się ostro do roboty, głównie za sprawą rezerwowego Klimka (dwie asysty) i też wygrali.

Tymczasem Jagiellonia w ciągu 26 minut zdobyła trzy bramki w meczu z Wartą, zwyciężyła 3:0 i została mistrzem Polski!

Na skutek ulewy i konieczności przygotowania murawy do grania mecz w Częstochowie. Rakowa ze Śląskiem rozpoczął się z 40 minutowym opóźnieniem. Nie miało to żadnego znaczenia w walce o tytuł, bo wcześniej Jaga pokazała, kto rozdaje karty w ostatniej kolejce.

Z ekstraklasy spadają: ŁKS, Ruch i nie, nie Korona, a Warta Poznań!

W ostatnim meczu ŁKS szybko potwierdziło się, że Tejan to nie skrzydłowy, tylko środkowy napastnik. Huknął jak z armaty sprzed pola karnego i trafił w okienko! Potem Młynarczyk był za szybki dla rywala, który za faul ujrzał czerwoną kartkę. Stal od 20 minuty grał w osłabieniu, a Hoti zdobył piękną bramkę z rzutu wolnego, strzelając w… samo okienko. ŁKS się nie zatrzymywał. Po podaniu Młynarczyka Pirulo znakomitym strzałem zza pola karnego tuż przy słupku zdobył trzeciego gola.

ŁKS niepotrzebnie oddał inicjatywę, jak to potrafił robić w wielu spotkaniach. Głowacki sfaulował Shkurina, a ten wykorzystał jedenastkę. Potem jeszcze skarcił łodzian Wolsztyński, ale na więcej grających w dziesiątkę rywali nie było już stać.

Mecz oglądało 10212 widzów.

ŁKS wygrał w całym sezonie 6 spotkań, w tym pięć na własnym boisku, Strzelił 34 bramki, stracił aż 74!

ŁKS – Stal Mielec 3:2 (3:0)

1:0 – Tejan (7), 2:0 – Hoti (22, wolny), 3:0 – Pirulo (45+1), 3:1 – Shkurin (68, karny), 3:2 – Wolsztyński (88)

Gający do przerwy lelum polelum, bez sportowej ikry Widzew, musiał zostać za to skarcony i tak właśnie się stało. Nikt nie potrafił skutecznie zareagować na zamieszanie w polu karnym, więc Machado wepchnął piłkę do siatki. Widzewiacy w o obronie zachowywali się jak… przedszkolaki.

Po zmianie stron na listę strzelców znów wpisał się Machado, ale po analizie VAR arbiter anulował gola. Piłkarz Radomiaka zagrywał ręką.

To obudziło łodzian, którzy wzięli się do roboty. W odstępie kilku minut widzewiacy pokazali, że potrafią. Strzelili dwie bramki. Najpierw Klimek obsłużył Alvareza, a potem znów Klimek zaliczył asystę, dogrywając dokładnie do Sancheza. W futbolu trzeba mieć trochą szczęścia. W odpowiedzi po główce Rochy piłka odbiła się od poprzeczki. W doliczonym czasie po efektownym rajdzie na listę strzelców wpisał się Kun, pieczętując sukces łodzian.

Widzew wygrał 13 spotkań, 4 na wyjeździe, strzelił 45 bramek, stracił o jedną więcej.

Radomiak – Widzew1:3 (1:0)

1:0 – Machado (34), 1:1 – Alvarez (70), 1:2 – Sanchez (73), 1:3 – Kun (90+4)

Liga, nasza liga… Bogusław Kaczmarek: – Walka o trofeum i miejsca na podium toczyła się w ruchu jednostajnie opóźnionym

Były piłkarz m.in. ŁKS Seweryn Gancarczyk ma rację, gdy twierdzi, że gdyby w Lechu i Legii zostawili trenerów, to te drużyny miałyby duże szanse na mistrzostwo Polski. Cóż, działacze są niecierpliwi, nerwowo reagują na niezadowolenie kibiców. O długofalowym, perspektywicznym myśleniu nie ma mowy, choć przez chwilę wydawało się, że tak właśnie jest w Częstochowie. Może powrót Marka Papszuna oznacza nawiązanie do dobrych, skutecznych działań w klubie.

Trudno nie zgodzić się z moim przyjacielem, wybitnym trenerem i wnikliwym obserwatorem futbolowych wydarzeń Bogusławem Kaczmarkiem, który w rozmowie ze sport.tvp.pl mówi wiele gorzkich słów o polskiej piłce. Te słowa warte są zacytowania i chwili zastanowienia i refleksji dla wszystkich tych, którym dobro polskiej piłki leży na sercu.

sport.tvp.pl – Bogusław Kaczmarek: – Walka o trofeum i miejsca na podium toczyła się w ruchu jednostajnie opóźnionym. Jaki jest poziom, każdy widzi. Co na to wpływa? To bardzo długi proces, który zaczął się w 2013 roku, gdy podjęto decyzję o wprowadzeniu formatu ESA 37 z 30. kolejkami fazy zasadniczej, siedmioma dodatkowymi seriami gier i podziałem punktów.

Kolejnym negatywnym czynnikiem było zlikwidowanie rozgrywek Młodej Ekstraklasy, która była bardzo dobrym miejscem do nauki dla młodych piłkarzy. Uważam, że w dużej mierze z tego powodu obecnie na najwyższym poziomie nie ma zbyt wielu młodych zawodników, ale cały czas stawiamy na trzecioligowych obcokrajowców. Proszę prześledzić ich kariery i sprawdzić, ilu z nich po odejściu z Ekstraklasy przebija się do solidnych, europejskich klubów. Ci piłkarze posiadają jednak bardzo sprawnie poruszających się w naszych realiach agentów (…)

Zbyt wielu młodych graczy wyrzucamy na piłkarski śmietnik. Nie każdy młody zawodnik jest od razu gotowy do gry w ekstraklasie. Niektórzy potrzebują czasu, by poprzez treningi i mecze wejść na odpowiedni poziom.

Który ze szkoleniowców wywarł na panu największe wrażenie?

– Słowa uznania dla Tomasza Tułacza (…) Trener zespołu z Niepołomic potrafi wykorzystać słabość swoich bogatszych rywali i należy mu się za to szacunek. To cichy bohater tego sezonu.

22 druga porażka ŁKS. Gol debiutanta sprawił jednak, że walka trwała do końca

Tego można się było spodziewać. ŁKS doznał 22 (15 na wyjeździe) ligowej porażki, Przy takiej statystyce przegranych można tylko wstydliwie zamykać ligową tabelę. Łodzianie walczyli jednak do końca. Debiutant Iwańczyk zdobył gola, co pozwoliło jedynie łodzianom doznać… honorowej porażki.

W składzie ŁKS pojawił się, a jakże, niezniszczalny, choć słaby Gulen oraz… Pirulo, który tym razem zagrał więcej niż poprawnie. Bodaj pierwszy raz w tym sezonie!

Łodzianie zaczęli mecz praktycznie pięcioma defensorami i już po 3 minutach mogli stracić gola. Zagapili się, nie kryli, nie patrzyli, co się dzieje, co w głównej mierze dotyczy Mammadova, i w efekcie Chodyna dostał wykładankę, ale na szczęście w bramce gości był Bobek, który obronił trudny strzał z linii pola karnego. Raz się upiekło, drugi raz już nie. Kolejny błąd ogromny błąd w ustawieniu, łapaniu na spalonego, Mammadova oraz Loeuvou i Kurminowski wykorzystał sytuację sam na sam. Czarna rozpacz! Tak po prostu grać nie można. Dlaczego, dlaczego ciągle szansę dostają ludzie niegodni zaufania.

Zagłębie robiło na boisku, co chciało. Bawiło się piłką, grą i przeciwnikiem. ŁKS bez Mokrzyckiego przypominał w grze defensywnej pijane dziecko we mgle. Gdyby nie interwencje Bobka już po 25 minutach mogło być po meczu.

Statystyki nie kłamały. Zagłębie 10 razy strzelało na bramkę rywali, cztery razy celnie. Konto ŁKS to… 0. Na dodatek czwartą żółtą kartkę ujrzał Ramirez i nie wystąpi w ostatnim meczu przeciwko Stali Mielec.

Na więcej odwagi w grze łodzianie zdobyli się pod sam koniec pierwszej połowy. Nic jednak z tego nie wyniknęło, poza groźnym choć niecelnym strzałem Ramireza i trochę lepszą współpracą hiszpańskich pomocników.

Druga połowa zaczęła się jak pierwsza. ŁKS nie po raz pierwszy miał szczęście, że nie stracił drugiego gola. Potem jednak gra potoczyła się inaczej… Odpowiedzią był pierwszy celny, choć w sumie łatwy do obrony, strzał Ramireza. To stało się w… 50 minucie spotkania. Potem były jeszcze dwa celne, choć równie słabe strzały gości. Mógł jednak paść gol dla łodzian, ale w dobrej sytuacji nieznacznie się pomylił Pirulo. Impuls do lepszej gry dał starający się za dwóch wprowadzony na boisku Tejan.

Wszystko zdało się psu na budę. Chodyna grał tak, jakby już był w dobrej szkole, a jego rywale raczkowali w przedszkolu. Przeprowadził akcję, którą trochę szczęśliwie skutecznie wykończył Grzybek. Potem, jak zwykle, wszystko się posypało i Bobek ratował ŁKS przed stratą kolejnych goli.

Łodzianie mogli wrócić do gry, ale Tejan przegrał pojedynek z bramkarzem Zagłębia, a za chwilę Ramirez posłał piłkę obok słupka. W łódzkiej drużynie zadebiutował w ekstraklasie syn znanego dziennikarza Polsatu – 17-letni Iwańczyk.

Od 84 min ŁKS grał z przewagą jednego zawodnika (drugą żółtą kartkę ujrzał Chodyna). Po jednej, drugiej akcji łodzian na listę strzelców wpisał się Iwańczyk (debiut marzenie) po zagraniu Koprowskiego. Rezerwowi wypracowali gola. W ostatnich sekundach szansę miał jeszcze Młynarczyk, ale posłał piłkę nad poprzeczkę. Może warto było wpuścić ich wcześniej na boisko?! Zagłębie kontynuuje znakomitą ligową passę. Wygrało czwarty mecz z rzędu.

Zagłębie Lubin – ŁKS 2:1 (1:0)

1:0 – Kurminowski (7), 2:0 – Grzybek (58), 2:1 – Iwańczyk (90+4)

ŁKS: Bobek – Dankowski, Mammadov, Gulen, Tutyskinas – Louveau (67, Koprowski) – Szeliga, Ramirez (74, Iwańczyk), Pirulo (85, Hoti), Głowacki (67, Młynarczyk) – Janczukowicz (46, Tejan)

Widzew, Pierwszy remis na swoim boisku w tym sezonie!

Widzew grał o honor i przerwanie niechlubnego pasma porażek, rywale o miejsce dające prawo walki o europejskie puchary. Oba kluby były mocno pokaleczone. Widzew trzy ligowe porażki z rzędu, Lech dwie. Skończyło się polubownym remisem. Dla Widzewa to pierwszy taki wynik w tym sezonie na swoim boisku (9 zwycięstw, 7 porażek).

Do składu łodzian wrócił Hanosuek, który pod nieobecność Pawłowskiego był kapitanem zespołu.

Łodzianie rozpoczęli mecz na… żółto. W ciągu trzech minut (7 i 10) kartoniki tego koloru ujrzeli Ciganiks i Rondić. Widzew był agresywniejszy, bardziej mobilny, próbował atakować. Wszystko to zdało się psu na budę. W 21 min po dokładnym podaniu Szymczaka. Velde, który sprytnie wbiegł między dwóch (!) obrońców łodzian, mocnym strzałem głową pokonał Gikiewicza. Goście mogli pójść za ciosem. Velde trafił w spojenie słupka z poprzeczką.

Szansę na wyrównanie miał niepilnowany Rondić, ale główkował wprost w Mrozka. Widzew się nie poddawał. Mrozek, próbując wybić piłkę, trafił w Cybulskiego. Ewidentny faul. Jedenastka, którą pewnie, myląc bramkarza, wykorzystał Rondić.

Na początku drugiej połowy blisko gola był Widzew, ale klasę pokazał Mrozek broniąc piłkę po główce Ibizy i dobitce Żyry. Potem łodzianie zmarnowali szansę dwóch na jednego (zawalił Cybulski). Młodzieżowiec miał szansę rehabilitacji. Jednak po jego dobrym strzale końcówkami palców pikę wybił Mrozek. Potem minimalnie chybił Ciganiks. Widzew był lepszy, miał okazje, ale nic pozytywnego (bramka! bramka!) z nich nie wynikało.

Działo się w doliczonym czasie. Lech czekał na swoją szansę i ją miał w końcówce. Na szczęście dla łodzian Ishak główkował wprost w Gikiewicza. Widzew nie był gorszy. Sanchez z kilku metrów trafił w słupek. Potem jeszcze Ishak i Velde nie popisał się w dobrych sytuacjach posyłając piłkę nad poprzeczkę. I wreszcie Sanchez w sytuacji sam na sam nie wygrał starcia z Mrozkiem.

Widzew – Lech Poznań1:1 (1:1)

0:1 – Velde (21, głową), 1:1 – Rondić (43, karny)

Widzew: Gikiewicz – Milos, Żyro, Ibiza, Ciganiks – Diliberto (82, Sanchez), Hanousek, Alvarez – Nunes (70, Klimek), Cybulski (90+2, Tkacz) – Rondić

Widzew. Bić się w pierś i to mocno powinien cały dział odpowiedzialny za transfery. Ostatnie w większości to po prostu sportowe niewypały!

Była przez parę wiosennych kolejek nadzieja, że już takich futbolowych tąpnięć już nie będzie. Raz, dwa, trzy razy wzlot, a potem raz, dwa, trzy spektakularny upadek. Niestety, historia się powtórzyła. Widzew nadal jest drużyną nieobliczalną. Myślę, że ani zawodnicy, ani trenerzy nie są pewni, co zespół pokaże w kolejnym meczu z Lechem w Łodzi (19 maja o godz. 19.30). Jakie oblicze zaprezentuje – te warte środka czy nawet czołówki ekstraklasy czy też raczej te bliskie beznadziei czyli ligowych dołów?!

Nie po raz pierwszy okazało się, że bez liderów: Pawłowskiego i Hanouska ani rusz. Przychodzą mecze, za które mający widzewski charakter Gikiewicz musi przepraszać kibiców.

Jeszcze raz powiem, że mocno w pierś powinie uderzyć się cały dział sportowo – transferowy klubu, bo ostatnio nie sprowadzał graczy (poza Gikiewiczem!), którzy podnieśliby jakość grania zespołu. Najbardziej jaskrawym i kompromitujący dział, nazwijmy to transferów, Widzewa przykładem jest ściągnięcie gracza, który miał być Bóg wie kim czyli pana Kerka, a okazał się gościem głównie kurującym swoje urazy!Teraz śmieszą mnie opinie, że Widzew mają wzmocnić, tak to nie przejęzyczenie: wzmocnić, piłkarze spadkowicza z ekstraklasy i sąsiada zza miedzy czyli ŁKS.

Zanim panowie Wichniarek i spółka wezmą się za transfery, powinni dokładnie przeanalizować to, co zrobiono w Widzewie nie tak, że bez cienia żalu pożegnano bramkostrzelnego i niezwykle pożytecznego w Arce – Czubaka i mającego wielkie szanse na tytuł mistrza Polski z Jagą – Hansena, a nasprowadzano graczy, no mówiąc łagodnie, drugiego sortu, którzy okazali się strzałami futbolowymi kulami w płot.

Widzew – kolejna porażka. 120 sekund rozstrzygnęło praktycznie losy pojedynku

Wydawało się, że do Widzewa można już mieć zaufanie. Poniżej pewnego poziomu nie zejdzie i nie będzie już grał jak na wiosnę zeszłego roku. Próżne nadzieje. Zobaczyliśmy dawne, złe oblicze łodzian, którym niewiele lub nic się nie udaje.

Widzew zagrał bez swoich dwóch asów: Pawłowskiego (kontuzja) i Hanouska (kartki), za to z Gikiewiczem w bramce, który przedłużył umowę do czerwca 2025 roku. Brak liderów był aż nadto widoczny.

Oba zespoły po ostatnich spotkaniach były na przeciwległych biegunach. Zagłębie dwa mecze wygrało, w tym z Rakowem (2:0), Widzew dwa mecze przegrał w tym z Rakowem (0:1).

Widzew rozpoczął mecz z dwoma młodzieżowcami w wyjściowej jedenastce – Klimkiem i Cybulskim. Dla tego drugiego był to taki pierwszy mecz w karierze i to zaskoczenie, spisał się na tyle dobrze, że można mówić, iż bodaj jako jedyny spisał się na miarę oczekiwań, a nawet lepiej.

Na dodatek sprawa rozstrzygnęła się w ciągu 120 sekund. Zagłębie strzeliło szybko dwa gole i kontrolowało przebieg spotkania (szczególnie do przerwy). No, po prostu kibice znów przeżyli wielki zawód.

Daniel Myśliwiec: Goście grali to co chcieli i dzięki temu prowadzili 2:0. My mieliśmy fatalną pierwszą połowę. Dużo pracowaliśmy nad atakami pozycyjnymi i nad tym jak rozbijać kontrataki przeciwnika, a właśnie w ten sposób rywal strzelił nam obie bramki. W drugiej połowie zareagowaliśmy odpowiednio. Musimy od siebie wymagać tego, że zawsze idziemy na maksa i dajemy z siebie wszystko.

Widzew – Zagłębie 1:3 (0:2)

0:1 – Wdowiak (27), 0:2 – Chodyna (29), 1:2 – Ciganiks (49), 1:3 – Poletanović (90+1)

Widzew: Gikiewicz – Miloš, Żyro, Ibiza (46, Ciganiks ), Silva – Kun, Diliberto (84, Tkacz), Alvarez, Cybulski, Klimek (62, Nunes), Sanchez (46, Rondić)

ŁKS doznał ligowej klęski po katastrofie w defensywie. Panowie piłkarze może rzućcie ręcznik i przestańcie doprowadzać kibiców do białej gorączki!

Fot. Cyfrasport/ŁKS Łódź

ŁKS nie gra już o nic. Na długo niestety przed gwizdkiem kończącym zmagania z hukiem spadł z ekstraklasy. Piłkarze zapowiedzieli, że swój honor mają i jak mówi Mariusz Pudzianowski, łatwo skóry nie sprzedadzą.

Słowa, słowa, puste słowa… One dla piłkarzy z al. Unii nic nie znaczą. Wyszli na boisku w Gliwicach i oczywiście w marnym stylu, przy katastrofie w defensywie, przegrali po raz 21 w rozgrywkach, 14 na wyjeździe.

W grze łodzian od początku był luz blues, a w niebie, a raczej defensywie, momentami same dziury. W 18 min Gulen zgubił krycie w defensywie, a Wilczek z czterech(!) metrów główkował obok słupa. No, po prostu fart. Osiem minut później Mammadov wycofywał piłkę do Bobka tak niefortunnie, że o mały włos nie padła one łupem Wilczka. Na szczęście znów skończyło się na strachu. Nie sprawdziło się też powiedzenie do trzech razy sztuka, bo Bobek sparował piłkę po główce Ameyawa.

W sumie w pierwszej połowie więcej było przepychanek, prostych strat, niedokładnych podań niż składnej gry.

Druga część spotkania rozpoczęła się od gola dla gospodarzy. Gulen po wrzucie z autu(!) wybił piłkę bez sensu, wprost pod nogi byłego widzewiaka Ameyawa, który oczywiście skorzystał z prezentu i posłał piłkę pod poprzeczkę. Kolejna defensywna czarna rozpacz!

Piast chciał pójść za ciosem, ŁKS się bronił i szukał skutecznej kontry. Indywidualne akcje Tejana kończyły się faulami rywali i niecelnymi strzałami z rzutów wolnych.

Tymczasem wszedł na boisko olewający ŁKS Durmisi złamał linię spalonego, co spowodowało, że Wilczek, który pierwszy dopadł do piłki odbitej przez Bobka, nie był na spalonym i prawidłowo zdobył drugiego gola. ŁKS rozsypał się zupełnie i szybko stracił trzecią bramkę, oczywiście po katastrofalnych błędach w defensywie. A potem jeszcze jedną, gdy nikt nie krył Felixa. Po prostu wstyd, aż nie chciało się na to patrzeć.

Gole byłego widzewiaka i kolegów zapewniły utrzymanie Piastowi. A ŁKS? Niestety, w grze o pietruszką musi jeszcze męczyć siebie i nas.

Piast Gliwice – ŁKS 4:0 (0:0)

1:0 – Ameyaw (47), 2:0 – Wilczek (73), 3:0 – Felix (76), 4:0 – Felix (88)

ŁKS: Bobek – Dankowski, Mammadov, Gulen, Głowacki (69. Durmisi), Tejan, Ramirez (89, Ceijas.), Mokrzycki, Hoti (69, Pirulo), Młynarczyk (59, Szeliga), Janczukowicz (69, Jurić)

Widzew- jesień bez jednego z czterech muszkieterów wokół których trzeba by było zbudować nową, lepszą drużynę. No, po prostu dramat!

Ta wiadomość zdominowała wszystkie widzewskie rozważania. Bartłomiej Pawłowski doznał zerwania więzadła krzyżowego. Przejdzie operację. Przerwa potrwa od sześciu do ośmiu miesięcy. To oznacza, że jesienią zabraknie go w ligowej kadrze łodzian.

Tymczasem po zbliżającej się ku końcowi ekstraklasowej wiośnie widać cztery widzewskie filary na nowy sezon. To po pierwsze człowiek charyzma, który niczego nie owija w bawełnę i ma ogromny wpływ na szatnię czyli bramkarz Rafał Gikiewicz.

Po drugie właśnie kapitan drużyny, umiejący jak niewielu w ekstraklasie (szkoda że nie zawsze) kreować grę zespołu Bartłomiej Pawłowski. (W 28 spotkaniach strzelił osiem goli i pięć razy asystował).

Po trzecie trzymający grę w ryzach pracowity i skuteczny Marek Hanousek.

I wreszcie po czwarte napastnik z prawdziwego zdarzenia, człowiek, który żadnej boiskowej sytuacji i przeciwnika się nie boi, walczący za dwóch napastnik Jordi Sanchez.

Hiszpan strzelił już w tym sezonie siedem bramek do tego dołożył 4 asysty, a więc ma 11 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej. To wynik lepszy od jego indywidualnych osiągnięć w poprzednim sezonie, gdy zdobył 6 goli i miał 2 asysty.

Na razie jednak trzeba się mobilizować na finisz tego sezonu. Oj, nie będzie łatwo. Co prawda kibice na Olechowie, z którymi rozmawiałem twierdzą nie bez racji, że nie ma ludzi niezastąpionych, lecz brak Hanouska i Pawłowskiego to wielka kadrowa dziura, którą nie będzie łatwo załatać. Przed piłkarzami Widzewa dwa ostatnie mecze na własnym boisku: z Zagłębiem (12 maja o godz. 15) i Lechem (19 maja o godz. 17.30). Liczę, jak i kibice, na przełamanie drużyny po dwóch porażkach z rzędu.

ŁKS. Pokaż mi swoją defensywę, a powiem ci, o co będziesz grał!

Fot. ŁKS Łódź

ŁKS przegrał po raz dwudziesty w tych rozgrywkach ekstraklasy, po raz siódmy na własnym boisku. Jakie w tej sytuacji ma znaczenie, że się starał się i walczył. Po raz piąty w XXI wieku spadł z najwyższej klasy rozgrywek. Niestety, nie ma w tym przypadku, nieszczęśliwego zbiegi okoliczności.

Znany trener Helenio Herrera twórca futbolowej metody zwanej catenaccio mówił z przekonaniem: pokaż mi swoją defensywę, a powiem ci o jakie cele będzie walczył. Nic dziwnego, że w swojej pracy stawiał na dobrze zorganizowaną obronę, dziś byśmy powiedzieli grę defensywną zespołu. I to przyniosło wielki sukces. Zdobył z Interem mistrzostwo Włoch, wygrywając gros spotkań 1:0.

Niestety, do tych mądrości, bądź co bądź z lat sześćdziesiątych minionego wieku(!) nie potrafił się się twórczo odnieść żaden z ostatnich, a było ich wielu, trenerów ŁKS w ekstraklasie. Cały trud szedł na marne wypracowane w pocie czoła bramkowe przewagi zdały się na nic, skoro łodzianie zachowywali się w swoim polu karnym, ba, w polu bramkowym niczym nieopierzeni juniorze, co kończyło się stratą goli i porażką. Tak też niestety się stało w pojedynku ze słabiutkim wiosną, choć, o ironio, mającym szansę na tytuł Śląskiem (1:2).

Fot. Cyfrasport/ŁKS Łódź

Niestety, Rahil Mammadov, Levent Gulen, to nie są filary defensywy, którym można zaufać na 100 procent. Popełniają proste błędy, skutkujące golami dla rywali. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego wiosną nie dano szans pokazania się Adamowi Marciniakowi czy ełkaesiakowi nad ełkaesiakami Oskarowi Koprowskiemu. Trzeba za wszelką cenę, nawet straty kolejnych punktów, udowadniać słuszność dokonanych na pewno nie tanich futbolowych transferów?

Tworzenie nowej drużyny na rozgrywki I ligi trzeba zacząć od dziś. Trener Marcin Matysiak w ostatnich spotkaniach powinien postawić na tych, którzy zostaną w zespole na nowy sezon.

Przed ŁKS jeszcze trzy ekstraklasowe mecze: 10 maja o godz. 18 z Piastem w Gliwicach, 20 maja o 19 z Zagłębiem w Lubinie i na koniec 25 maja o godz. 17.30 ze Stalą Mielec w Łodzi.

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑