Rezerwowy Pafka

Tag: piłka nożna (Page 9 of 39)

Ten piękny gest młodych graczy ŁKS w Manchesterze United zapamiętano na zawsze. Wyjątkowa łódzka piłka znalazła się na grobie najmłodszego piłkarza, który zginął w samolotowej katastrofie

To jeden z najtragiczniejszych dni w historii futbolu. 6 lutego 1958 roku doszło do katastrofy – rozbił się samolot z drużyną piłkarską Manchesteru United. Z 44 osób przebywających na pokładzie Airspeed AS.57 Ambassador 2 linii British European Airways o numerze 609 śmierć poniosły 23 osoby – w tym ośmiu piłkarzy United: Geoff Bent, Roger Byrne, Eddie Colman, Duncan Edwards, Mark Jones, David Pegg, Tommy Taylor i Billy Whelan.

Drużyna „Czerwonych Diabłów” wracała z Belgradu, gdzie grała mecz Pucharu Europy z Crvena Zvezdą. Wśród ocalałych był menedżer MU – Matt Busby, któremu udało się stworzyć perspektywiczną. Dziennikarze zaczęli określać zespół MU, jako „Dzieciaki Busby’ego”. Niestety, samolotowa tragedia przerwała tworzenie znakomitego teamu. Busby wrócił do pracy w MU, a jednym z jego kolejnych wychowanków był jeden z najlepszych graczy w historii światowego futbolu – George Best.

Kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak przypomniał: – Dzień po tragicznym wypadku trener szkółki piłkarskiej ŁKS-Włókniarz, jednocześnie łódzki dziennikarz red. Władysław Lachowicz ze swoimi młodymi piłkarzami zakupił piłkę, każdy z młodych ełkaesiaków napisał na piłce swoje nazwisko, wiek i złożył podpis. Tak przygotowana piłka została wysłana do Manchesteru United, z prośbą, by została złożona na grobie najmłodszego piłkarza, który zginął w katastrofie.

W Anglii ten piękny gest nie pozostał bez echa. Ambasador Królestwa Wielkiej Brytanii w Polsce przesłał do ŁKS i ŁZPN podziękowania. W maju 1958 roku, na jubileusz 50-lecia ŁKS, na ul. Unii przesłana została depesza Manchesteru United z gratulacjami dla ŁKS. Przez wiele lat wysyłane były życzenia z obu stron. Niestety, później ktoś zaniechał tego typu uprzejmości.

W lutym 1978 roku w 20- rocznicę tragedii w Głosie Robotniczym ukazał się tekst autorstwa Jacka Bogusiaka, przypominający ten czarny czwartek 6 lutego 1958 roku. W sierpniu 1978 na 100-lecie Manchesteru United Jacek Bogusiak, jako prezes Klubu Kibica ŁKS, otrzymał zaproszenie do Anglii i zawiózł do klubu z Old Trafford talerz z symbolami ŁKS i drugi z symbolami Łodzi. Oba są prezentowane w Muzeum Historii Manchesteru United.

W 1998 roku po zdobyciu tytułu mistrza Polski ŁKS w walce o Ligę Mistrzów trafił na… Manchester United. Dzięki staraniom Jacka Bogusiaka jedna z grup kibiców ŁKS otrzymała bezpłatny wstęp do muzeum Manchesteru. Piłkarze ŁKS dzielnie walczyli ze słynną jedenastką, w której grali David Beckham, Ryan Giggs, Roy Keane, a trenerem był słynny Alex Ferguson. Dowodzeni przez trenera Marka Dziubę piłkarze ŁKS przegrali na Old Trafford 0:2, a w rewanżu na stadionie przy al. Unii było 0:0.

Tragiczna historia poruszyła kibiców na całym świecie, którzy zostali fanami Manchesteru United już na całe życie. Do nich należy Jacek Bogusiak, a także jego imiennik – Jacek Jagodziński też wielki fan ŁKS (na zdjęciu z szalikiem z napisem Polska). Są w tym gronie: Marcin Gortat, Hirek Wrona. Wspaniale opowiadał o MU zanany trener piłki wodnej – Edward Kujawa, jak i jego… babcia, która potrafiła z pamięci wymienić skład drużyny MU z 1958 czy z 1968 roku, po zdobyciu przez angielski klub Pucharu Europy. Manchester United nie zapominał o swoich wiernych fanach, zapraszając ich na oficjalne i półoficjalne klubowe spotkania. Jacek Bogusiak często dzwoni do mnie, żeby pogadać o ostatnim meczu ŁKS, ale też żeby podzielić się emocjami związanymi z występem ulubionej angielskiej drużyny.

Widzewowi nic (no prawie) nie wyszło w Poznaniu. Aż strach pytać: co będzie dalej?

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Widzewowi kompletnie nic nie wyszło. Nie miał nic do powiedzenia w meczu z Lechem i przegrał mecz, tak na granicy futbolowej klęski, 1:4.

Trenerowi Myśliwcowi nic nie wyszło, bo przygotował na mecz taktykę, którą rywale rozpracowali przed spotkaniem, byli na nią przygotowani i odpowiedzieli skutecznymi atakami

Widzewowi nic nie wyszło, bo miał takich napastników, jakich miał. Sobol był kompletnie niewidoczny, a Hamulić zbyt egoistyczny, żeby być skutecznym. Tęsknota za Rondiciem jest tym większa

Widzewowi nic nie wyszło, bo Gong, mimo sparingowych plusów, znów okazał się dla drużyny panem Nikt

Widzewowi nic nie wyszło, bo nie miał skrzydłowych, którzy potrafiliby wygrać pojedynki jeden na jeden i zrobić różnicę w grze

Widzewowi nic nie wyszło, bo miał za słabych środkowych pomocników, żeby potrafili oni tworzyć skuteczne akcje

Widzewowi nic nie wyszło, bo nie miał wartościowego młodzieżowca w składzie, który wpływałby na jakość gry

Widzewowi nic nie wyszło, bo bezradność odbierała wolę walki i ambicję, na dodatek próby odpowiedzi składnym atakiem były prowadzone w za wolnym tempie i przewidywalny sposób

No, nie chcę być ostatnim pesymistą. Coś tam Widzewowi wyszło

Widzewowi wyszły dośrodkowania Kerka ze stałych fragmentów gry, choć Niemiec jest tak wolny, że aż niebezpieczny przy kontrze rywala

Widzewowi wyszła indywidualna, odważna akcja Kozlovskiego, która przyniosła honorowego gola

Jak widać: porównując bilans zysków i strat wszystko skończyło się zgodnie z boiskową logiką. Wygrał i to bardzo wyraźnie zespół zdecydowanie lepszy.

Premiera okazała się falstartem, co na pewno nie wpływa dobrze na morale drużyny. Co zmienić i to szybo, żeby w meczu mającą medalowe aspiracje Cracovią wyjść na swoje i zdobyć trzy bezcenne punkty? Trudne zadanie przed szkoleniowcem, a mecz tuż tuż…

Dziesiąty w tabeli Widzew podejmie piątą Cracovię w sobotę 9 lutego o godz. 14.45. Na inaugurację rundy wiosennej Cracovia zremisowała przy Kałuży 0:0 z Rakowem Częstochowa, notując drugie z rzędu czyste konto. – Muszę pochwalić zespół za spotkanie, za to jak przez cały mecz realizowali to, co sobie założyliśmy przed meczem – mówił trener Cracovii Dawid Kroczek.

Widzew idzie mocno do przodu, ale na razie w jednej, technologicznej dziedzinie. Zapewnia swoich kibiców: drogą kilku kliknięć będzie można uzyskać uzyskać oczekiwane świadczenia!

Powiedzmy wprost, że na razie to najlepszy pomysł Widzewa w tym roku. Biuro prasowe Widzewa podaje: Klub ogłasza start projektu sklepu marketingowego, który redefiniuje sposób świadczenia usług dla naszych kibiców i partnerów biznesowych. Jego celem jest stworzenie nowoczesnego i efektywnego systemu, który zapewni obsługę na najwyższym poziomie.

Stadion przy al. Piłsudskiego 138 to wyjątkowe miejsce na sportowej mapie. Niemal stuprocentowe wypełnienie trybun oraz łączna liczba kibiców, która w ostatnich latach przekroczyła już granicę 2 milionów, to dowód na magię Serca Łodzi. Z tego powodu Widzew Łódź wychodzi naprzeciw swoich kibiców, partnerów i sponsorów z ujednoliconą oraz zautomatyzowaną ofertą świadczeń i usług na stadionie, w trakcie oraz poza dniami meczowymi.

 W specjalnie utworzonej zakładce w internetowym sklepie Widzewa Łódź kibice i sponsorzy mogą zakupić rożne świadczenia marketingowe. Automatyzacja procesów pozwoli na przetwarzanie zamówień, zlecenie ich wykonania, co znacząco skróci czas oczekiwania na realizację. Dzięki temu każdy fan i partner biznesowy mogą być pewni, że ich potrzeby są realizowane sprawnie oraz profesjonalnie. 

Nowy projekt zakłada szybką usługę by drogą kilku kliknięć uzyskać oczekiwane świadczenia. Nie brakuje także propozycji nastawionych stricte na kontakt z kibicem. Zainteresowane firmy będą mogły uzyskać ekspozycję na bandach LED, spot na telebimie lub organizację stoiska na stadionowym Sektorze VIP. Oferta obejmuje również ekspozycję w przestrzeni cyfrowej, na przykład w studiu klubowej telewizji WidzewTV, kibicowskich newsletterach czy kulisach meczowych.

– W ostatnich latach zanotowaliśmy trzykrotny wzrost przychodów komercyjnych i zależy nam na tym, żeby kontynuować ten trend. Chcemy wykorzystać dni meczowe, aby rozwijać swoją ofertę i jednocześnie docierać do kibiców oraz ułatwić im korzystanie z naszych usług. Wszystko to w jednym miejscu, w przystępnej formie – powiedział Michał Rydz, prezes Widzewa Łódź.

 A poza tym? Wygląda na to, że w Widzewie wielkie wyczekiwanie. Czy przyjdzie ze swoimi milionami nowy inwestor? Czy sprzedać Imada Rondicia? Kogo jeszcze pozyskać, żeby pojawił się w drużynie po odpowiednim przygotowaniu w… połowie rundy? Kiedy wróci na boisko lider Bartłomiej Pawłowski? Grać dalej z Danielem Myśliwcem czy się z nim pożegnać? Czy zdobycie 50 punktów w ekstraklasowych zmaganiach jest możliwe?

W piątek o godz. 20.30 mecz ligowy z Lechem w Poznaniu, a wcześniej od dziś treningi, treningi – na Łodziance i w Uniejowie.

Wzmocnione: atak i środek defensywy pozwolą ŁKS na wybicie się na wyższy sportowy poziom? Oby tak właśnie się stało!

Sebastian Rudol Zdjęcia ŁKS Łódź

Stara dobra włoska zasada, iż sukces w futbolu zaczyna się od pewnej gry defensywnej, która zapewnia walkę na zero z tyłu, co jest pierwszym krokiem w stronę sportowego zwycięstwa, sprawdza się do dziś znakomicie. ŁKS poszedł po rozum do głowy i w okresie transferowym zatrudnił zawodnika, którym został wyjątkowo doświadczony i skuteczny w defensywie 29-letni Sebastian Rudol.

Jak podaje biuro prasowe ŁKS Rudol w samej tylko ekstraklasie rozegrał 144 mecze, związaliśmy się kontraktem obowiązującym do końca czerwca 2027 roku. W bieżącym sezonie w barwach beniaminka Motoru Lublin rozegrał 14 meczów w lidze i 1 w Pucharze Polski (z czego 13 spotkań w wyjściowej jedenastce), do tego zdobył dwa gole (w starciach z Legią Warszawa i Widzewem Łódź). ŁKS związał się z doświadczonym środkowym obrońcą umową obowiązującą do końca czerwca 2027 roku. Piłkarz dołączył do nowych kolegów przebywających na zgrupowaniu w tureckim Side.

Kacper Terlecki

ŁKS kadrowo miesza rutynę z młodością. Dlatego obok Rudola trafił chociażby młody człowiek ze znamienitym nazwiskiem, a jednocześnie piłkarskim talentem, o 10 lat młodszy – Kacper Terlecki, który sprawdza się w roli defensywnego pomocnika.

ŁKS, żeby pójść sportowo do przodu musi strzelać bramki i wygrywać, a zwłaszcza robić to na własnym boisku, już z prostego względu, żeby zapełniać trybuny stadionu przy al. Unii. Dlatego siłę ognia łodzian ma wzmocnić Gustaf Norlin. ŁKS związał się ze szwedzkim napastnikiem, który ostatnie cztery sezony spędził w IFK Goeteborg, kontraktem obowiązującym do końca czerwca 2026 roku z opcją przedłużenia o kolejny rok.

Gustaf Norlin

Nowy piłkarz Łódzkiego Klubu Sportowego ma 28 lat, mierzy 183 cm i jest napastnikiem, chociaż w przeszłości zdarzało mu się występować także na innych pozycjach. Co warte podkreślenia w seniorskim futbolu lewonożny zawodnik reprezentował dotąd barwy trzech klubów, w każdym pełniąc ważną rolę.

– W przypadku Gustafa wszyscy natychmiast byliśmy zgodni, że jego umiejętności piłkarskie są na wysokim poziomie. Jesteśmy przekonani, że od pierwszych dni jest w stanie dać nam bardzo dużo jakości w ofensywie, jest bardzo groźny w okolicach pola karnego rywala. Bardzo dobrze też wpisuje się w oczekiwany przez nas profil motoryczny, do tego jego cechy wolicjonalne są na wysokim poziomie – mówi Dominik Jarosz, menadżer działu skautingu w ŁKS. Dla IFK Goeteborg Norlin rozegrał 122 oficjalne mecze, zdobył 18 goli i zanotował 10 asyst (w sumie w szwedzkim odpowiedniku ekstraklasy: 135 meczów, 21 goli i 14 asyst).

Lepszą drugą linię ma pomóc budować Japończyk Koki Hinokio. Jego pojawienie się na boisku pozwoli Pirulo na powrót na bok pomocy, gdzie spisywał się zdecydowanie lepiej i w najlepszych czasach (oby do nich wrócił!) był kluczowym, bramkostrzelnym piłkarzem ŁKS!

Jedno widać na pewno. W ŁKS robią wszystko, żeby wiosną grać lepiej i skuteczniej, a tym samym zrobić sportowy krok do przodu w stronę budowania zespołu na miarę ekstraklasy.

ŁKS w Turcji. Na razie trening, trening i jeszcze raz trening, ale… co się będzie działo potem!

Zdjęcia ŁKS Łódź

Piłkarze Łódzkiego Klubu Sportowego są na dwutygodniowym zgrupowaniu w tureckim Side – podaje strona lkslodz.pl

Ełkaesiacy zabrali się do pracy niezwłocznie po przybyciu do Turcji, bo już w sobotę odbyli pierwszy trening. Zgodnie z zapowiedziami trenera Jakuba Dziółki zawodnicy pierwszy tydzień zgrupowania poświęcają na treningi, natomiast w drugim oprócz zajęć w planie mają też trzy spotkania sparingowe:

– 25 stycznia (sobota)  spotkanie z FK Andijon – godzinę podamy w kolejnych dniach – transmisja dostępna na ŁKS TV

– 28 stycznia (wtorek) sparing z Obołoń Kijów – godzinę podamy w kolejnych dniach – transmisja dostępna na ŁKS TV

– 31 stycznia (piątek) sparing z Wieczystą Kraków 


lodzkisport.pl podaje: Nowym zawodnikiem ŁKS został 20-letni piłkarz Legii – Jordan Majchrzak. Ostatnio grał w trzecioligowych rezerwach warszawskiego klubu wystąpił 10 razy, zdobył sześć goli i dołożył dwie asysty.

Antoni Młynarczyk wiosną musi decydować o obliczu ŁKS. Ma ku temu talent i możliwości!

Fot. Łukasz Grochala/Cyfrasport

Nie ma cienia wątpliwości, że jednym z wielkich wygranych obowiązywania w polskiej piłce przepisu o młodzieżowcu jest pomocnik ŁKS , 20-letni Antoni Młynarczyk. Młody, bardzo zdolny zawodnik szybko wyrósł na kluczowego piłkarza zespołu i jednego z tych (nielicznych), którzy ligowej wiosny i jesieni nie spisali na straty.

W ekstraklasie Antek wystąpił w 17 meczach, strzelił bramkę, zanotował dwie asysty, a co najważniejsze uczył się dorosłej piłki, zdobywał doświadczenie. Pod wodzą Jakuba Dziółki w I lidze zapisał na swoim koncie 21 spotkań, do tego dodał trzy gole i trzy asysty. W spotkaniu ze Stalą Rzeszów zdobył gola 21 sekund po wejściu na boisko! Warto dodać, że łodzianin jest też zawodnikiem młodzieżowej reprezentacji Polski.

Wiosną Młynarczyk powinien robić kolejne sportowe kroki do przodu, bo ma ku temu wszelkie dane – talent, umiejętności, charakter. Trzeba tylko potrafić go lepiej wykorzystać na boisku i lepiej obsłużyć. Nie wystarczy laga na skrzydło, po której Antek ma gonić jak opętany za piłką i osamotniony coś z tym fantem zrobić.

Trzeba z nim grać, tworzyć boiskowe trójkąty, wolne przestrzenie, stwarzać mu okazję do oddania strzału, bo umie to robić tak prawą jak i lewą nogą. Antoni Młynarczyk nie może być dla drużyny alibi, tylko jednym z kluczowych piłkarzy. Może pomoże w tym drużynie i Antkowi nowy pomocnik – Japończyk Koki Hinokio? A może powstanie wiosną nowa, ciekawa druga linia, której nie zabraknie kreacji i skuteczności.

– Chcemy budować drużynę na młodych, perspektywicznych zawodnikach, a Antek swoją postawą pokazał, że tego typu piłkarzem właśnie jest – powiedział wiceprezes ŁKS Robert Graf

VAR nie może zabijać piękna piłki nożnej. Coś trzeba zrobić i to szybko z przepisem o spalonym!

VAR potrafi doprowadzić piłkę nożną do absurdu i zapędzić ją w ślepy zaułek. Nie miała litości FC Barcelona w meczu 1/8 finału Pucharu Króla. „Blaugrana” na własnym stadionie 5:1 pokonała Real Betis. W tym meczu padły jeszcze dwa gole dla rozpędzonej Barcy, piękne, po finezyjnych akcjach, a jednak po analizie VAR nie zostały uznane.

Dlaczego? Analizy były długie i pokazały, że piłkarze Barcelony byli dosłownie na milimetrowych spalonych. Decydował, ujmę to tak, czubek palca. Na dodatek dopatrywano się ich nie w kluczowych momentach, najważniejszych zagraniach, tylko gdzieś na wydumanym początku akcji.

Sędziowie VAR chcieli bardo pokazać, że są wyjątkowo czujni i… najważniejsi. Trochę to wszystko bez sensu. Technologia miała pomóc w tym, żeby futbol był sprawiedliwszy (co nie zawsze, ale się udaje), ale też… ładniejszy i bardziej dramatyczny.

Tymczasem doprowadzone do absurdu surowe przestrzeganie przepisu o spalonym zabija urok tego sportu, budzi sprzeciw. Może dla dobra piłki nożnej trzeba z niego zrezygnować?! Zmienić przepisy! To raczej marzenia ściętej głowy, ale…

Solą futbolu są piękne akcje i fantastyczne gole albo odwrotnie. Gdy ich brakuje piłka nożna staje się nudna, jak flaki z olejem. Ciągłe granie po obwodzie i szukanie, czasem bezskuteczne przez 90 minut, dziury w całym czyli dobrze zorganizowanej grze defensywnej rywali, wywołuje chęć natychmiastowego wyjścia ze stadionu czy przełączenia kanału na telewizorze.

Przestaje dziwić trend widoczny wśród młodych futbolowych widzów, którzy chcą wszystko wiedzieć szybciej, lepiej, krócej i oglądają nie całe spotkania, tylko ich wybrane, najciekawsze fragmenty. Jeżeli piłka nożna przestanie być atrakcyjna kibice w końcu się od niej odwrócą – czy to jest możliwe?!

Koniec przepisu o młodzieżowcu. Powiem wprost: czarno widzę przyszłość polskiej piłki nożnej!

W nowym sezonie – to już pewne – piłkarska ekstraklasa, będzie ligą hiszpańskich i nie tylko taksówkarzy, dekarzy, malarzy dorabiających kopaniem piłki w miejscowych czwartych ligach. Tacy półamatorzy po transferze do Polski (ech, ten świat stawiających na łatwiznę klubowych menedżerów) staną się futbolowymi gwiazdami. Dlaczego? To proste, nie będą mieli konkurencji w ekstraklasie! Zabraknie bowiem w niej miejsca dla młodych polskich talentów.

Zbliżają się wybory w PZPN i prezes Cezary Kulesza, który nie notuje na swoim koncie sukcesów, raczej generuje afery, zrobi wszystko, żeby zostać wybranym na nową kadencję. Teraz stara się podlizać klubom ekstraklasy. Dobry pan zniesie przed kampanią wyborczą przepis o obowiązkowym młodzieżowcu w składzie ekstraklasowych drużyn.

Obecnie funkcjonujący przepis nakłada obowiązek rozegrania 3000 minut w sezonie przez młodzieżowców występujących w danym zespole. W przypadku braku wypełnienia wymaganego limitu, klub musi zapłacić karę finansową proporcjonalną do liczby brakujących minut.

W bardziej lub ostatnio mniej restrykcyjnej formie przepis obowiązuje od sezonu 2019/2020. Wprowadził go ówczesny prezes – Zbigniew Boniek uważając, nie bez racji, że poprawi on pozycję polskiego futbolu w Europie. Ostatnie wyniki Legii czy Jagiellonii czy… młodzieżowych reprezentacji pokazują, że miał sporo racji.

Kluby patrzą jednak tylko na czubek własnego nosa. Interes polskiej piłki mają w głębokim poważaniu. Skąd ja to znam? Nie inaczej jest choćby w polskim rugby, którego przez klubowe piekiełko europejska wartość poleciała mocno w dół.

Jeden (z wielu) przykład pokazuje, że przepis o młodzieżowcu miał i ma sens. Kariera Ariela Mosóra, który w ten sposób dostał swoją sportową szansę i ją wykorzystał, stając się ważnym polskim piłkarzem, może na miarę pierwszej reprezentacji, gdzie klasowych obrońców po prostu brak. Pozytywne przebłyski w młodzieżowych reprezentacjach kraju to też nie jest przypadek, ale efekt tego, że młodzi ludzie dostają swoją szansę w krajowej piłce.

Teraz nie będzie żadnych oporów – futbolowy złom zaleje naszą najważniejszą ligę i już. Zakopiemy się w piłkarskim grajdołku, narzekając tylko na to, że w meczach reprezentacji dostajemy baty od coraz słabszych drużyn. Powiem wprost: czarno widzę przyszłość polskiej piłki nożnej!

Nieodżałowany Napoleon – Leszek Jezierski był jednym z najwybitniejszych polskich trenerów i wielką, barwną legendą łódzkiej piłki!

Zdjęcia: archiwum Jacka Bogusiaka

Niezawodny kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak – przypomniał: 12 stycznia mija 17 rocznica śmierci jednego z najwybitniejszych łódzkich i polskich trenerów piłkarskich. Legendy czterech klubów: ŁKS, Widzewa, Ruchu i Pogoni – Leszka Jezierskiego.

Nazywali go Napoleonem, ponieważ tak jak cesarz Francji był niewysokiego wzrostu, ale miał niesamowitego piłkarskiego nosa, wyjątkową intuicję, a do tego był świetnym piłkarskim fachowcem, futbolowym strategiem na miarę największych w tym fachu.

Wybitny szkoleniowiec pochodzi z Lubina (urodził się 12 maja 1929 roku) i tam, choć wysoki nie był, znakomicie grał w… koszykówkę. Nie unikał innych sportów. W tenisie stołowym zdobył tytuł wicemistrza Polski, ale najważniejsza była piłka nożna.

Futbol trenował w Lubliniance. Do ŁKS trafił z… CWKS Warszawa czyli Legii (tu odbywał służbę wojskową) w 1953 roku. Pod wodzą legendarnego Władysława Króla świętował swoje największe sukcesy jako piłkarz – mistrzostwo i wicemistrzostwo kraju, Puchar Polski, występy w reprezentacji (sześć spotkań).

Leszek się wahał. Musiał wybierać między futbolem, a… medycyną – dokładnie stomatologią, którą studiował i nie skończył, bo postawił na piłkę, ale… Dzięki medycynie poznał swoją przeuroczą żonę Henrykę.

– Zwróciłam na niego uwagę – wspominała pani Henryka na łamach Dziennika Łódzkiego. – Był grzeczny, uprzejmy, nie palił papierosów (zmienił przyzwyczajenia namówiony przez swojego przyjaciela – Kazimierza Górskiego). Musiałam mu wpaść w oko, bo zaczął się pojawiać na zawodach pływackich, w których startowałam. W końcu postanowiłam iść na mecz Leszka.

A potem pani Henryka została lekarzem ginekologiem i… – Nie raz i nie dwa nie mogłam iść na mecz, bo miałam akurat dyżur – mówiła. – Ale szpital był przy ul. Krzemienieckiej, koło stadionu. Kiedy było słychać okrzyki to wiedziałam, że wygrywają. Gdy była cisza to znaczyło, że nie dzieje się dobrze.

Leszek trenował ukochany ŁKS, ale choć dobrze mu szło, działacze postawili na nieznanego…Węgra. W 1969 roku został trenerem, grającego wtedy w czwartej lidze Widzewa Łódź i poprowadził klub do wielkich sportowych sukcesów, przy okazji odkrywając i szlifując talent Zbigniewa Bońka.

Po latach widzewskich wzlotów wrócił do ŁKS. Drużyna po rundzie jesiennej była liderem tabeli, ale o tym co stało się wiosną lepiej nie wspominać. Grała słabo i zaprzepaściła wielkie sportowe szanse. Swój szkoleniowy triumf Jezierski święcił w Chorzowie, gdzie z Ruchem zdobył mistrzostwo Polski. Potem ze szczecińską Pogonią wywalczył wicemistrzostwo kraju. Trzy razy tygodnik „Piłka nożna” wybierał go najlepszym polskim trenerem. Nigdy nie został selekcjonerem reprezentacji Polski, o czym marzył i na co bezwzględnie sobie zasłużył. Nie należał jednak do partii, a to było wielką przeszkodą. Jestem pewien, że z nim w roli trenera Polska zapisałaby swoją jeszcze jedną chlubą kartę.

Jak zmarł? Razem z synem oglądali na działce w Sokolnikach transmisję z konkursu skoków narciarskich. W pewnym momencie Leszek Jezierski zdenerwował się, że jeden z Polaków zepsuł skok. Wstał z fotela, przeszedł do drugiego pokoju, złapał się za serce i upadł. Udar…

Piłkarska reprezentacja Polski. Jest czterech muszkieterów i… kompletna beznadzieja!

Po prostu, po ludzku współczuję selekcjonerowi Michałowi Probierzowi. Z kogo on ma zbudować skuteczną reprezentację Polski na eliminacje mistrzostw świata, skoro jest tak jak jest i każdy to widzi. W tej chwili w europejskiej piłce można dostrzec polskich bramkarzy, napastników: Roberta Lewandowskiego i Krzysztofa Piątka oraz obrońcę Kamila Piątkowskiego, który Austrię może zamienić na Włochy. A dalej? Aż trudno o tym pisać…

Dostało się ostatnio i słusznie jednemu z liderów polskiej drużyny Piotrowi Zielińskiemu, który gdy wszedł z ławki rezerwowych w meczu finałowym Superpucharu Włoch, spisywał się fatalnie.

Były wybitny arbiter i były prezes PZPN – Michał Listkiewicz mówi wprost i bez owijania w bawełnę: Tragedia jest z tyłu (w defensywie) i… Obrońca drużyny narodowej Paweł Dawidowicz znalazł się w przygotowanej przez portal Tutto Mercato liście największych wtopów bieżącej kampanii ligowej we Włoszech. Jest zdaniem portalu jednym z najgorszych piłkarzy występujących w Serie A. Jakub Kiwior mający być podporą, ba ostoją defensywy, ostatnio nie podniósł się z ławki rezerwowych Arsenalu.

A zatem podsumowując: jest czterech muszkieterów i kompletna beznadzieja! I jak w tej sytuacji być optymistą.

Przypomnę, w eliminacjach mistrzostw świata Polska trafiła do grupy G, a jej rywalami będą: przegrany z ćwierćfinału Ligi Narodów Hiszpania – Holandia, Finlandia, Litwa i Malta. W premierze już 21marca o godz. 20.45 Polska podejmie Litwę, a trzy dni później też o godz. 20.45 – Maltę.

Dwanaście najlepszych teamów eliminacji zagwarantuje sobie grę w mistrzostwach już w 2025 roku. Ekipy z drugich miejsc oraz czterech najlepszych zwycięzców grup Ligi Narodów z pozostałego grona wystąpi w marcu 2026 roku w dwustopniowych barażach. Cztery zespoły wywalczą z nich awans.

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑