Przeczytałem poważny artykuł o tym, że futbolowe telewizyjne transmisje nudzą młodych ludzi. Jest za długo, momentami za nudno i o skupienie uwagi na takim produkcie coraz trudniej. Młodzi wolą futbolowe skróty, ciekawochy, memy, dosadne krótkie komentarze. Następuje powolny, ale widoczny telewizyjny odwrót młodych od piłki nożnej.
Jak to zmienić? Jest pierwszy postulat. Na mistrzowskich turniejach zrezygnować z nudnych, jak flaki z olejem, dogrywek (no może poza finałem), w których zmęczeni gracze przewracają się o własne nogi, a od razu przejść do ekscytujących jedenastek. Coś też trzeba pogmerać w przepisać, bo nudne granie po obwodzie, z szukaniem dziury w całym czyli w szczelnej defensywie rywali, staje się zaprzeczeniem sportowych emocji.
Inni to dostrzegli i zrobili lub właśnie robią milowe kroki, żeby było szybciej, krócej, atrakcyjniej. W piłkę ręcznej grano kiedyś w… jedenastu. Dziś pamiętają o tym historycy.
W siatkówce walczono na śmiertelnie nudne i ciągnące się godzinami przewagi. Teraz jest punkt za punkt, można grać nogą, a niektórym reformatorom nie jest dość. Chcą, żeby mecze rozgrywano do piętnastu zdobytych punktów, bo to przysporzy więcej emocji i będzie się działo… szybciej.
W rugby olimpijski status zyskała odmiana siedmioosobowa, gdzie też szybkość i zmienność akcji, podnosić ma atrakcyjność grania. W hokeju na trawie coraz większą popularność zyskują rozgrywki 5-osobowe, gdzie dzieje się więcej niż w klasycznym meczu, a gdzie na razie Polki i Polacy są hegemonami, Tak było też w rugby7 kobiet, do chwili, gdy świat nie zabrał się do tej zabawy na poważnie. Oby w hokeju nie przegapiono tego momentu!
Piłka nożna nie może być historycznym skansenem przepisów i zachowań. Musi iść z duchem czasów, a VAR, interpretowany jak się komu podoba, jest tylko tego kontrowersyjną namiastką. Inaczej futbol zostanie kostycznym reliktem innej, przedsmartfonowej epoki, do której nikt nie będzie chciał wracać!
Fot, Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl
Futbolowe Euro pokazuje czarno na białym, że Polska jest mocna w sporcie drużynowym… drugiego wyboru. Temu, czym naprawdę pasjonuje się sportowy świat, temu co przeżywają miliony ludzi na świecie, my możemy przyglądać się z zazdrością i złością. W piłce nożnej, rugby, topowym hokeju na lodzie, topowej koszykówce jesteśmy przeciętni albo po prostu słabsi… Zostaje nam podziwianie innych i ciągłe niedowierzanie, że można grać z taką intensywnością, na takim wysokim poziomie.
W jakim sporcie drużynowym jesteśmy naprawdę mocni? To siatkówka czyli sport traktowany na świecie niestety jako przystawka do głównego dania. W każdym razie z klasy siatkarek i siatkarzy, ich występów, zwycięstw, my Polacy, możemy się tylko cieszyć, przy okazji marząc o olimpijskich medalach. A działacze i trenerzy związków innych drużynowych dyscyplin powinni mocno i uważnie spojrzeć na siatkarski związek i zobaczyć, jak to się robi.
Tylko w siatkówce potrafimy utrzymywać topowy poziom, szkoląc kolejne pokolenia znakomicie przygotowanych do wykonywania tego fachu zawodniczek i zawodników. Jak to jest możliwe, jaki system zapewnia ciągłość i wysoki poziom? Na to pytanie natychmiast powinien szukać odpowiedzi prezes Cezary Kulesza i jego bogaty, ale słaby sportowo w seniorskich zmaganiach Polski Związek Piłki Nożnej.
No, i najwyższy czas skończyć z internetowym klakierstwem, których inspiratorami są pewnie sprytni menedżerowie naszych futbolowych gwiazdek. Ile to ja się naczytałem, o wspaniałych meczach naszych piłkarzy w innych, lepszych ligach, o tym, jak nimi zachwyciła się Europa, jak otwiera się przed nimi futbolowy wielki świat, a potem… wszystko kończy się wielką klapą, jak jeden jedyny występ Sebastian Szymańskiego na Euro (w barwach Fenerbahce zagrał w 53 spotkaniach, w których strzelił 12 goli i zaliczył 19 asyst). Za nim niestety poszli inni…
Pokaż mi swoją drugą linię, a powiem ci, o co będziesz grał. Niestety, tym razem trener Probierz źle dobrał graczy do tej formacji, szczególnie w środkowej strefie. Slisz, Piątkowski czy Moder nie potrafili grać na tyle skutecznie, żeby powstrzymywać ataki rywali. Dziury w środku pola były takie, jak w serze szwajcarskim. To musiało się zatem źle skończyć i tak się skończyło. Polska przegrała na Euro 2024 z Austrią 1:3.
Nawet Probierz nie mógł tego przewidzieć, że Dawidowicz w grze defensywnej okaże się dużo gorszym graczem od Salomona! Na dodatek zmiany, których dokonał selekcjoner zdały się psu na budę. Tylko osłabiły drużynę.
Opinie po spotkaniu za 90minut.pl:
Michał Probierz: Szliśmy do pressingu, atakowaliśmy, ale dużo zmieniła druga bramka, tym bardziej że podobna do tej, którą straciliśmy wcześniej. Zmianami próbowaliśmy zagrać va banque, zagrać w boczne sektory i zamknąć środek, ale nie udało się. Nie można zawodnikom odmówić zaangażowania, ale to nie wystarczyło. Przed meczem mieliśmy plan, wszystko się sprawdzało, zabrakło nam takiego momentu, żeby mieć mecz pod kontrolą i zdobyć drugą bramkę. Nie żałuję tego, że graliśmy agresywnie, że szliśmy do pressingu. Będziemy dalej to robić. Jest jakiś zalążek drużyny, która się rodzi.
Krzysztof Piątek: – Chcieliśmy wygrać ten mecz, zgarnąć trzy punkty, ale nie wytrzymaliśmy tej intensywności drugiej połowy i przegraliśmy. Piotr Zieliński: – W przerwie mówimy sobie w szatni, że ruszamy, ale to oni ruszyli, potem się cofnęli i już było ciężko. Chyba się nie baliśmy.Jeszcze jeden mecz przed nami i zobaczymy, jak to będzie.
Adam Buksa: Wiedzieliśmy, jaki styl gry prezentuje Austria – bardzo agresywny wysoki pressing, a mimo tego daliśmy się zaskoczyć.
Austriacy pokazali nam miejsce w europejskim futbolowym szyku. Nie jesteśmy drużyną, która ma sportową solidność i klasę, może sprawić niespodziankę. Ot, przeciętny zespół z momentami niezłej gry. To stanowczo za mało. Po dwóch porażkach została nam praktycznie gra o honor z kim? Z Francuzami!
Miał być optymalny skład… ale Lewandowski rozpoczął mecz z Austrią na… ławce rezerwowych, a Polacy zaczęli spotkanie z dwoma napastnikami w jedenastce: Buksą i Piątkiem.
Od pierwszej minuty przeważali rywale i co logiczne, choć nieoczywiste zdobyli gola. Fatalnie krył Frankowski, jeszcze gorzej Dawidowicz i stało się futbolowe nieszczęście.
Polacy próbowali się odrodzić. Czy po strzale Zielińskiego i zagraniu ręką rywala arbiter powinien podyktować jedenastkę? Nie jednego takiego karnego widziałem, ale nie tym razem. Turecki arbiter nie chciał nawet sprawdzać na VAR-ze tej sytuacji. Za chwilę w dobrej sytuacji posłał piłkę w trybuny Zalewski. W kolejnej dogodnej sytuacji nie pomylił się Piątek, który odbitą piłkę pewnie posłał w róg bramki. Zdobył gola dla reprezentacji po pięciu latach posuchy. Zasłużyliśmy sobie zawziętością i sportową determinacją na wyrównanie!
Przy kontrze potrafimy jednak gubić się niemiłosiernie. Dobrze, że mamy Szczęsnego, który potrafi być skuteczny w bardzo trudnych sytuacjach. Czy w tej akcji nie było czasem spalonego?! My jednak nie dawaliśmy za wygraną. Dobrze wykonał rzut wolny Zieliński, tak na dobrą notę dla bramkarza rywali.
Pierwszym ważnym wydarzeniem drugiej połowy było wejście na boisko Lewandowskiego (natychmiast odzyskał opaskę kapitana od Zleińskiego) i przy okazji wymiana napastników. Pierwsze wyraziste zagranie Lewego to… faul na żółtą kartkę. Zdało się to psu na budę, bo składna akcja Austriaków, przy braku jakiegokolwiek krycia i asekuracji z naszej strony w środku pola (niewybaczalne!) dała im drugiego gola. Za chwilę szansę na dobrą interwencję golkiperowi Austriaków dał Świderski. Dlaczego nie strzelał po ziemi!
To jednak rywale byli bliżsi strzelenia bramki. Znów ratował nas Szczęsny. Jak marzyć o czymkolwiek, gdy popełnia się karygodne błędy w grze defensywnej na miarę… piłkarzy ŁKS. Austriacy mieli sytuację sam na sam. Faulem ratował się Szczęsny. Jedenastkę pewnie wykorzystał Arnautović, pogrążając reprezentację Polski. Uciekł duch walki z naszych graczy. Mogliśmy przegrać wyżej. Mieliśmy szczęście, znów też ratował nas Szczęsny. Jedyny klasowy polski piłkarz na Euro.
Po honorowej, ale jednak porażce z Holandią (1:2) polskie opinie o premierowym meczu Euro.
Dziękujemy za walkę. Jesteśmy dumni ze stylu gry i postawy naszej drużyny. Turniej dopiero się zaczyna. W Berlinie gramy o pełną pulę. Dziękujemy kibicom za dotychczasowe wsparcie. Potrzebujemy Was jeszcze bardziej. Z optymizmem i nadzieją myślimy już tylko o najbliższym meczu. Bądźcie z nami – napisał prezes Cezary Kulesza.
Zbigniew Boniek: Szkoda, remis był blisko. Holendrzy strzelili drugą bramkę, kiedy wydawało się, że skończy się to remisem
Za 90minut.pl: Michał Probierz (selekcjoner reprezentacji Polski): – Różne fazy ten mecz miał. Były fazy ze byliśmy groźni i były fazy, gdy Holandia nas zamykała. Ważne, że od początku graliśmy agresywnie i wysoko. Zabrakło trochę cwaniactwa. Mamy kolejny mecz z Austrią i chcemy ten mecz wygrać i dalej walczyć w turnieju.
Szkoda, że ta pierwsza bramka tak łatwo wpadła. Kwestia lepszego rozegrania i byłoby inaczej. Wyciągniemy wnioski i zrobimy wszystko żeby w następnym meczu dalej tak dobrze grać. Chcieliśmy się dłużej utrzymywać przy piłce. Zabrakło nam trochę jakości w tych decydujących momentach. W szatni powiedzieliśmy zawodnikom, że w ten sposób chcemy grać i dalej będziemy podążać tą drogą.
Adam Buksa: – Holandia prowadziła grę, ale mieliśmy swoje bardzo dobre sytuacje po stracie bramki. Szkoda, że kończymy mecz z zerowym dorobkiem punktowym. Zagraliśmy dobry mecz, ale tutaj liczą się punkty. Głowy do góry i walczymy dalej.
Bartosz Salamon: – Fakt, że prowadziliśmy 1:0, graliśmy z topowym rywalem, że był to mecz otwarcia to zasłużyliśmy na coś więcej. Piłka nożna to gra detali i to zadecydowało. Czuję się winny tej porażki. Jako obrońca powinienem zablokować ten ostatni strzał. Przy pierwszym golu też byłem zamieszany. W tych dwóch sytuacjach nie stanąłem na wysokości zadania. Ale jeśli spojrzę na moich kolegów, każdy dał z siebie wszystko. Przy bramce napastnik nadepnął mi na stopę i będę miał badania.
Wyszliśmy w innym ustawieniu niż w poprzednim meczu i przez długi okres dobrze wyglądaliśmy. Trener Probierz jest bardzo dobry w przemowach, bo mówi od serca, wiec to na pewno do nas trafia. Myślę, że zasługujemy na sukcesy i już w kolejnych meczach je odniesiemy.
Jakub Moder: – Mimo, że Holandia kontrolowała grę, ale wydaje mi się ze bardzo dobrze broniliśmy się w tej średniej defensywie. Szkoda bardzo straty tego punktu. Myślę, że w momencie gdy odbieraliśmy tę piłkę i próbowaliśmy wyprowadzać piłkę, to nieźle to wychodziło. Może zabrakło lepszego wykończenia lub lepszego wbiegnięcia z drugiej linii.
Wstydu nie było, ale sukcesu też nie. Zaczęliśmy Euro od porażki. Holendrzy byli przez większą część spotkania lepsi, ale gole dla rywali nie musiały paść. Przy pierwszym zdecydował rykoszet, przy drugim fatalny błąd obrońcy.
Zaczęliśmy bez kompleksów i znów stały fragment gry (rzut rożny wykonywany przez Zielińskiego) przyniósł nam gola. Najwyżej wyskoczył do piłki Buksa i głową posłał piłkę do siatki. Potem głównie skupiliśmy na bronieniu własnego przedpola i popełniania jak najmniej błędów. Za krótko utrzymywaliśmy się przy piłce!
Niestety po fatalnym wykopie Zalewskiego i rykoszecie (pika odbiła się od nóg Salamona) Holendrzy doprowadzili do wyrównania. Autorem gola był najbardziej aktywny i niebezpieczny z rywali – Gakpo.
Ten, co tu kryć, przypadkowy gol tylko zmobilizował naszych piłkarzy, którzy przeprowadzili kilka obiecujących akcji. Niestety, przy inicjatywie rywali, nasi cofali się bardzo głęboko, co groziło stratą drugiego gola. I trzeba powiedzieć, że mieliśmy szczęście, że go nie straciliśmy.
Już na początku drugiej połowy ratował nas Szczęsny. A my, broniliśmy się coraz bliżej własnej bramki. Ale po stałym fragmencie byliśmy znów groźni. Kiwior miał szansę na drugiego gola, a my przejęliśmy inicjatywę.
Niestety, nie zamieniliśmy dobrych momentów w grze na bramkę. Skoro nie my, to zrobili to rywale. Nie zdążył ze skuteczną interwencją Salamon i stało się. Straciliśmy drugiego gola. I… mieliśmy szansę na wyrównanie. Niestety, po odważnej akcji Piotrowskiego, bramkarz Holendrów obronił strzał Świderskiego, potem jeszcze dał radę z uderzeniem Zalewskiego i spotkanie skończyło się niestety naszą porażką. Niestety. Wielka szkoda, bo tak nie musiało być…
Zaczynają się dziś! Piłkarskie mistrzostwa Europy. O godz. 21 premierowy mecz Niemcy – Szkocja. My czekamy na występy naszej drużyny. Pierwszy w niedzielę o godz. 15 w Hamburgu w meczu z Holandią. Co pokażą na Euro polscy piłkarze? Będą chłopcami do bicia, a może czarnym koniem zmagań? Odpowiem wprost: Nie wiem!
Po wyjątkowo nieudanych eliminacjach zapowiadał się sportowy upadek, po ostatnich meczach i wzięciu drużyny mocno w karby przez trenera Michała Probierza, nastąpił (sparingowy!) wzlot. Czy w starciu o punkty, awanse i prestiż okaże się on widoczny, a selekcjoner podtrzyma znakomity bilans spotkań bez porażki?
Czy ostatnie zawirowania z transferem do Arabii Szczęśliwej naszego pierwszego bramkarza Wojciecha Szczęsnego, który miał uczynić z niego finansowego krezusa, wpłyną na psychikę i formę golkipera?
Jak poradzi sobie drużyna bez kontuzjowanego kapitana – Roberta Lewandowskiego? Kto go zastąpi w ataku. Czy tym kimś będzie Karol Świderski?
Czy opaska kapitana podziała mobilizująco na reżysera gry Piotra Zielińskiego? Kto dostanie szansę gry w drugiej linii i ją wykorzysta: Jakub Moder, Taras Romanczuk, Sebastian Szymański, a może jednak Jakub Piotrowski?
I wreszcie bodaj najważniejsze pytanie: Czy nasi młodzi, niezwykle uzdolnieni piłkarze: Kacper Urbański i Nicola Zalewski okażą się odkryciami Euro i dzięki umiejętnościom, fantazji i grze bez cienia kompleksów pociągną zespół i sprawią, że Polska wyjdzie z grupy?!
Na koniec ważna wiadomość: Wszystkie spotkania turnieju będą transmitowane w Telewizji Polskiej. Zostanie rozegranych 51 meczów.
Wiadomo, kogo trener Michał Probierz nie zabierze na Euro. Są to: kontuzjowany w meczu z Ukrainą Arkadiusz Milik (przejdzie zabieg artroskopii kolana) oraz Paweł Bochniewicz i Jakub Kałuziński. W poniedziałek ostatni test. O godz. 20.45 mecz z Turcją. Na mistrzostwa Europy Polska w grupie D zmierzy się z Holandią (16 czerwca, godz. 15, Hamburg), Austrią (21 czerwca, godz. 18, Berlin) i Francją (25 czerwca, godz. 18, Dortmund).
Robert Lewandowski: Myślę, że ta pierwsza bramka, którą strzeliliśmy, pozwoliła złapać nam oddech i swobodę i pewność w podejmowaniu decyzji i brania ryzyka. Zaczęliśmy grać swoją piłkę, grać coraz bardziej odważnie, stwarzać sytuacje, oddawać strzały. To myślę, że cieszy, też parę utrzymań przy piłce było w pierwszej połowie. To tez jest fajne, że w ciężkich sytuacjach utrzymaliśmy się, nie traciliśmy jej.
Nawet w drugiej połowie staraliśmy się stwarzać sytuacje. To też jest sztuka wejść jak Kacper Urbański, debiutując w reprezentacji tak szybko, niespodziewanie. Czasami przygotowanie się do meczu dłuższe może zabrać taką finezję, a tutaj musiał niespodziewanie wejść i nie miał czasu na rozmyślanie. To czasami pomaga, bo nawet jak trener podaje skład przed meczem, jak gdzieś piłkarz za długo nie myśli, że będzie grał w pierwszym składzie, to ten stres nie jest tak duży i czasami łatwiej wejść i to zdecydowanie zmiana na plus. Też to w treningach widać, że to jest techniczny chłopak, piłka mu nie przeszkadza, żeby tak dalej, można tak powiedzieć.
Wiadomo, że jak trenujemy to jest koncentracja, jest skupienie, zaangażowanie i praca, ale gdzieś pomiędzy treningami czy nawet po, ten uśmiech jest potrzebny. To nie jest tak, że my będziemy zamknięci w pokojach patrzeć w sufit i niby to jest koncentracja, bo to jest wszystko trochę sztucznie. Ta atmosfera pomaga, my wiemy, że jak wchodzimy na boisko, to w głowie inaczej to wygląda. Ten luz jest potrzebny w takim prywatnym zachowaniu i to nie jest tak, że trzeba być poważnym i siedzieć w pokoju. Na co dzień funkcjonujemy z rodzinami w domach, wychodzimy przed meczami, to nie jest tak, że jesteśmy zamknięci. Ta swoboda jest potrzebna, bo wtedy też człowiek nie dusi się sam ze sobą przede wszystkim.
Kacper Urbański: Trener dał mi szansę i bardzo się z tego cieszę. To jest na pewno duma dla mnie i dla moich rodziców, dla całej mojej rodziny. To jest spełnienie marzeń, ponieważ, jak wspominałem już na konferencji, ta gra z orzełkiem na Narodowym to było moje marzenie i ono się spełniło, więc oby tak dalej. Teraz się nie będę zatrzymywał i będę starał się wykorzystywać wszystkie szanse, które będę dostawał.
Zawsze jak wchodzę na boisko to staram się grać tak, jak grałem za dziecka, czyli cieszyć się tą piłką, bawić się. To jest moje hobby, to jest moja miłość i staram się to robić z zabawą, że tak powiem. Rozumiem się z chłopakami bardzo dobrze. Gramy razem w lidze włoskiej, ale super się dogadujemy także poza boiskiem i też myślę, że to wpłynęło na to, że na boisku rozumiemy się bardzo dobrze.
Zagramy z nimi pierwszy mecz na piłkarskich mistrzostwach Europy (16 czerwca o godz. 15). Holandia pokazała w sparingu moc, pokonując po piorunującej drugiej połowie Kanadę 4:0 i pokazując sporo indywidualności, które mogą robić różnicę w grze (uwaga ta dotyczy zwłaszcza Jeremie Frimponga). A Polacy? Sparing z o niebo mocniejszą od Kanady Ukrainą pokazał… możliwości i słabości biało – czerwonych. Powiała optymizmem i zarazem wielkim… smutkiem, po tym co spotkało naszego napastnika.
Michał Probierz postanowił zacząć mecz bez kapitana Roberta Lewandowskiego. Opaskę założył Piotr Zieliński. Zaczęło się od dramatu. Nie minęły trzy minuty, a boisko musiał opuścił mocno utykając, wsparty na barkach sztabu medycznego Arkadiusz Milik. Wygląda na to, że Euro może mieć z głowy. Od razu ze stadionu napastnik pojechał do szpitala na badania.
Szybko stały fragment gry przyniósł nam gola. Po rzucie rożnym i zamieszaniu w polu karnym piłkę wepchnął do siatki Sebastian Walukiewicz. W kolejnej akcji po sprytnym zagraniu Nikoli Zalewskiego, Adam Buksa uderzając z ostrego kąta w krótki róg trafił w bramkarza.
Z trzeciej, najmniej dogodnej sytuacji padł drugi gol. Na strzał z dystansu zdecydował się kapitan Polaków i po koźle piłka wpadła do bramki. Kolejny stały fragment gry dał trzecią bramkę. Po centrze z rogu Michała Skórasia, gola głową zdobył Taras Romanczuk. W odpowiedzi znakomitą interwencją popisał się Łukasz Skorupski.
Wydawało się, że jest tak dobrze i… okazało się, że musi być jak zwykle źle. Artem Dovbyk ograł naszą defensywę niczym grono niepewnych siebie juniorów i pewnym strzałem zdobył gola.
W drugiej połowie Polska miała inicjatywę, konstruowała składne akcje, strzelała na bramkę, co nie było do tej pory zbyt częste. A i tak uznanie wzbudzała fantazja i odwaga Nikoli Zalewskiego oraz debiutanta Kacpra Urbańskiego, nieoczekiwanie zmienionego przez innego debiutanta Jakuba Kałuzińskiego (taktyka, taktyka!). Po kolejnym stałym fragmencie gry i główce Adama Buksy skuteczną interwencją popisał się bramkarz rywali.
Mogła być nerwowa końcówka, ale znów na wysokości zadania stanął Łukasz Skorupski. Udanym finałem udanego meczu była akcja Adama Buksy z Robertem Lewandowskim, po strzale którego musiał się wykazać golkiper Ukrainy.
120 minut bez celnego strzału na bramkę, za to niezwykłą, jak na naszą reprezentację, konsekwencją i skutecznością w grze, harujący od pola karnego do pola karnego przez dwie godziny skrzydłowi, a przede wszystkim bramkarz, który popisał się dwoma topowymi interwencjami dającymi nam awans do finałów EURO (Walia – Polska 0:0, karne 4-5). Nie da się ukryć, że z każdym meczem stworzona przez Michała Probierza gra lepiej, a przynajmniej mądrzej, a jeszcze chwilę temu było wielu, oj bardzo wielu, którzy chcieli go wyrzucić z posady.
Opinie za portalem 90minut.pl
Michał Probierz: – Nie było to łatwe spotkanie, wiedzieliśmy, że Walia jest groźna, ale my chcieliśmy grać swoją piłkę. Brakowało trochę momentów, ale najważniejszy jest awans i nikt już nie zwraca na nic uwagi. Zdaję sobie sprawę, jakich zawodników prowadzę, naprawdę dobrych zawodników i to sama przyjemność. Nie trzeba nic krzyczeć, raz się powie i rozumieją. Pokazaliśmy dziś charakter, którego wcześniej brakowało i chwała za to zawodnikom. Cieszę się, że środowisko piłkarskie trochę bardziej uwierzy w tę reprezentację. Na mistrzostwa nie planujemy żadnego zgrupowania, zrobimy sobie tydzień przygotowań i jedziemy zagrać i wygrywać. Wojciech Szczęsny: – Ja zawsze jestem spokojny, na boisku i poza boiskiem, ja te emocje przeżywam łagodnie. Cieszę się, ale się nie podniecam. Uważam, że ten awans był naszym obowiązkiem. Graliśmy beznadziejnie przez całe eliminacje, ale mieliśmy szczęście na końcu. Są mecze, w których się gra w piłkę, i są te, które trzeba po prostu przepchać w 90 albo 120 minut, nie ma to żadnego znaczenia. Jest to jakaś odskocznia i szansa na rozpoczęcie czegoś nowego, bo to, co się działo wcześniej, było nieakceptowalne. Robert nigdy nie patrzy, jak ja robię dobre rzeczy, dlatego myśli, że wszystko robię źle (śmiech).
Ta drużyna jest w okresie budowy, za Paulo Sousy było więcej doświadczonych zawodników, ale nie przełożyło się to na wyniki. Teraz ja jestem tym bardziej doświadczonym, który będzie powoli odchodzić.
Przygotowywałem sobie dziś strategię na karne, ale żaden z zawodników nie uderzył tak, jak miał uderzyć. Ten ostatni karny jest zawsze trudno strzelić, ale podszedł młody chłopak i byłem jakoś dziwnie spokojny, że uda się obronić. Robert Lewandowski: – Zaczęliśmy bardzo źle, patrząc na całe eliminacje. Później przyszły play offy i czuliśmy, że coś się zmieniło. Zmienił się pomysł na grę, dziś dobrze graliśmy w piłkę, brakowało tej kropki nad i i wykończenia. Byliśm dziś lepszą drużyną. Takie mecze budują drużynę, czasami to, co się źle zaczyna, dobrze się kończy. Wiele rzeczy się zmieniło, to są małe rzeczy, ale łącząc je w całość, to robi różnicę. Czuć, że nic przypadkowego się na boisku nie wydarzy. Będziemy mierzyli się na mistrzostwach z ciężkimi przeciwnikami, ale po to się gra w piłkę, żeby się pokazać jak najlepiej. Chłopaki dali radę, Wojtek obronił. Myślałem sobie „Wojtek, ile mamy czekać, czas na Twoją kolej”. Patrzyłem wcześniejsze karne, ale pomyślałem, że Wojtka deprymuję i lepiej się odwrócę (śmiech). Czuć było, że jest zły, że poszedł w innym kierunku.
Jakub Piotrowski: – To był najważniejszy mecz w mojej karierze. Cieszę się, że się udało z happy endem i możemy jechać na Euro. Muszę podziękować chłopakom, że się wybroniliśmy i szacunek za karne i dla Wojtka za wytrzymanie ciśnienia.
Przez ponad 30 lat pisałem, bardzo często o sporcie, wzbudzający spore emocje felietonik Ryżową Szczotką w Expressie Ilustrowanym. Uznałem, że warto do niego wrócić. Wiele się zmieniło, a jednak nadal są sprawy, które wymagają komentarza bez owijania w bawełnę.
Pisze z Łodzi sobie szkodzi - tak tytułował swoje felietony znakomity Zbyszek Wojciechowski. Inny świetny dziennikarz Antoś Piontek mówił, że w sporcie jak w żadnej innej dziedzinie życia widać czarno na białym w całej jaskrawości otaczającą nas rzeczywistość. Do tych dwóch prawd chcę nadal nawiązywać.