Rezerwowy Pafka

Tag: literatura

Powieść Moniki Muskały. Wciągający i poruszający obraz Ameryki klasy B z historią miłosną… na doczepkę

Napisano w zapowiedziach, że „Rondo Rodeo” jest (miłosną) powieścią drogi ze Środkowym Zachodem USA w tle. Ja bym powiedział, że jest raczej opowieścią o Ameryce klasy B, dalekiej od głównych traktów, w której miłosna i traumatyczna historia wędrówki małżeństwa – polskiej fotografki i francuskiego dziennikarza – pisarza – jest jakby na doczepkę, ma sklejać całość, czynić bardziej dramatyczną, a tymczasem niepotrzebnie ją rozwadnia, rozprasza.

Rzeczywistość za oknami, mknącego przez inną, nieznaną nam Amerykę, samochodu – momentami chropowata, brudna zdegradowana – jest bardziej wciągająca niż gasnące uczucie bohaterów i polskie wspomnienia narratorki tej historii.

Rozumiem autorkę, gdy w wywiadzie stwierdza: „Od początku wiedziałam, że to ma być powieść, nie chciałam pisać kolejnego eseju z podróży po Ameryce, tyle ich powstało, powielają ad absurdum pewien schemat, autorzy powtarzają trasy odbyte i opisane przez innych autorów pięćdziesiąt albo sto lat wcześniej. To mnie nie interesowało. Wierzę w siłę powieści”.

I to takiej nawiązujące choćby, moim zdaniem, do książki Paula Bowlesa „Pod osłoną nieba”, na podstawie której Bernardo Bertolucci nakręcił wciągający film. Ambitne wyzwanie.

Tymczasem ja uważam, że Monika Muskała ma zmysł obserwacji – czułej, subtelnej, głębokiej, umiejętność pisania i taka jej wielce osobista opowieść o innej Ameryce, wzbogacona o jedyne w swoim rodzaju fotografie (których tu nie ma – wszak to powieść), byłaby nie do przecenienia. Cóż jest inaczej. A i tak uważam, że warto sięgnąć po tę książkę!

Monika Muskała „Rondo Rodeo” Wydawnictwo Nisza

Nie mam cienia wątpliwości. To znakomicie napisana biografia naszej noblistki – Wisławy Szymborskiej. Gorąco polecam!

Przyznam szczerze, nie lubię czytać biografii, żenuje mnie to wchodzenie z buciorami w czyjeś życie. W przypadku literatów wolę pozostać przy ich twórczości. Tak też jest, gdy rzecz dotyczy naszej noblistki – Wisławy Szymborskiej. Otwieram jej Wiersze wszystkie, czytam, czytam i czuję ich poruszającą moc, jak blisko są życia, naszych zwykłych spraw, mnie.

Nie będę udawał, że sięgnąłem po korespondencję poetki z jednym z mężczyzn jej życia, znakomitym pisarzem, mistrzem małych literackich form Kornelem Filipowiczem, ale tu skupiałem się na relacjach dwóch artystycznych indywidualności i tym, jak dawali sobie radę żyć w czasach PRL. Historia w życiu wyjątkowych, wybitnych ludzi.

Biografia poetki Anny Bikont i Joanny Szczęsnej długo leżała na półce. Aż nagle, któregoś dnia pod wpływem impulsu, po nią sięgnąłem i mnie od razu pochłonęła, bo jest po prostu znakomicie napisana.

Dyskretna, subtelna, pełna zabawnych i wzruszających anegdot, komentująca wierszami poetki ważne i te mniej wydarzenia z jej życia. Rozgrywająca się na konkretnym społeczno – politycznym, artystycznym, ale i towarzyskim, świetnie zarysowanym tle.

Przytoczę jedną historię, bliską mojemu sercu przez swoje futbolowe konotacje. Do mieszkania Wisławy Szymborskiej przyszedł fachowiec w sprawie remontu. Obejrzał krytycznie mieszkanie i powiedział, że będzie mógł zacząć za kilka tygodni. Przed wyjściem spytał jednak: – A pani to rodzina piłkarza Wisły Kraków – Szymborskiego? – Tak – skłamała poetka. Efekt? Remont rozpoczął się natychmiast!

Anna Bikont, Joanna Szczęsna. Pamiątkowe rupiecie. Biografia Wisławy Szymborskiej. Wydawnictwo Agora

„Złodzieje żarówek” gorzko – ironiczna opowieść o zgrzebnej Polsce minionego czasu. Warto po nią sięgnąć. To znakomita lektura!

Coraz mniej nas, pamiętających ten czas. Grozę lat osiemdziesiątych minionego wieku, gdy wszystko trzeba było wystać, wycwaniakować, załatwić przez układy, gdy każde dobro, choćby takie jak kawa, było na wagę złota.

Tę grozę podszytą gorzkim humorem i przenikliwym zmysłem obserwacji pokazał w swojej powieści, nie boję się powiedzieć znakomitej, znany poeta Tomasz Różycki.

Bohater, opisując czasy dzieciństwa, niczym heros mitycznych opowieści, w wielopiętrowym bloku z wielkiej płyty rusza w swoją inicjacyjną podróż. Tuż przed imieninami Ojca ma wykonać ważne i jak się okazuje niebezpieczne zadanie, pełne mieszkaniowej grozy, gry wyobraźni i gorzko – ironicznej refleksji o zgrzebnej rzeczywistości.

Rusza do sąsiada Stefana, aby tam zmielić cudem zdobytą kawę, a to dlatego, że ten ma bezcenny młynek. Ile go czeka po drodze niespodzianek, przygód, zaskoczeń. Cała śmieszno – straszna historia kończy się znakomitą puentą, której naczelną wartością jest Miłość.

Ja wiem, w czasach kryzysu, spowodowanego przez inflację, coraz mniej kupuje się książek, ale na powieść Tomasza Różyckiego warto najpierw zaoszczędzić, a potem wydać parę złotych. Dla mnie „Złodzieje żarówek” powinny otrzymać nominację do jakiejś ważnej literackiej nagrody! Ta książka na to zasługuje.

Tomasz Różycki. „Złodzieje żarówek”. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2023

Pomysł znakomity – komedia kryminalna dziejąca się w Gdańsku. I co z tego wyszło?!

To miała być komedia kryminalna na gorące,zakończone właśnie, polskie lato, dziejąca się w Gdańsku. Pomysł znakomity? Tak, ale w realizacji niezbyt się udał. Powiem szczerze, skusiła mnie nadzieja, że autor zabierze mnie w mniej znane okolicy wciągającego, inspirującego miasta, smakowicie je opisze, dobrze umiejscowi w powieści. Rytm miasta będzie wyznaczał rytm opowieści.

Niestety, nic z tego nie wyszło. Gdańska jest tyle, co kot napłakał. W dalekim niewiele znaczącym tle. A przecież powieść zaczyna się wciągająco od wizyty na pustej wczesnym rankiem plaży. Kto by tak nie chciał, kto z nas latem o tym nie marzy.

Niestety, potem jest niestety mało śmieszne, następuje pomieszanie z poplątaniem, mnożenie paradoksów, a śledzenie perypetii dziennikarza śledczego, miłośnika hawajskich koszul, jego przyjaciół i wrogów,zamiast wciągać, nuży. Aż trudno uwierzyć, że autor – debiutant wcześniej zaliczył wiele kursów i warsztatów pisarskich. Czego oni go tam uczyli!

Podczas lektury przypomniałem sobie powieść o innym pechowym detektywie, miłośniku barwnych ubiorów, bohaterze Wady ukrytej Thomasa Pynchona. Panie Michale, jeśli chce pan nadal pisać kryminalne powieści, niech pan uważnie przeczyta tę książkę i wyciągnie wnioski.

Michał Wagner Mówi mi Kolt Wydawnictwo Dolnośląskie

„Za granicą” – lektura na lato? Niestety, zamiast wciągającego dreszczowca mamy kolejny kryminalny dziwoląg

To miał być książkowy – kryminalny hit na upalne lato. No, nie do końca to się udało. Wakacje, Chorwacja i dwie pary – polska i szwedzka. Co się między nimi może wydarzyć, gdy zawrą bliższą znajomość?

Najpierw książka jest podszytym erotyzmem wakacyjnym dreszczowcem, by w końcu stać się nieco karykaturalną kryminalną groteską, w której nikt nie jest tym, kim się Państwu wydaje, a zbrodnia goni zbrodnię.

Mówiąc szczerze, nie rozumiem dlaczego dziś nie można napisać powieści kryminalnej czy sensacyjnej, jak Bóg przykazał, w której wartka akcja toczy się logicznie, skupiając oczywiście uwagę czytelnika i prowadzi do zaskakującego, ale racjonalnego rozwiązania. Dlaczego trzeba wszystko udziwniać do granic wiarygodności i… epigonizmu. Ile już bowiem takich, mających potencjał powieści kryminalnych, tracących wszystko prze nadmiar atrakcji, już w tym roku przeczytałem!

Niestety, ten sam grzech nadmiaru dopadł też Wojciecha Chmielarza – cenionego autora popularnych powieści. Nadmiar powoduje też gwałtowne przyspieszenie wydarzeń, które wydają się coraz mniej wiarygodne i sensowne. Jakby pisarza goniły terminy, naciskał wydawca (zdążyć na lato!!!), a on chcąc wszystkim dogodzić udziwniał, komplikował byle dalej, byle szybciej, gubiąc sens i psychologiczną głębię. Szkoda, szkoda, szkoda.

W moim osobistym tegorocznym rankingu powieści kryminalnych ciągle pierwsze miejsce zajmuje „Półmistrz” Mariusza Czubaja, w którym wartka akcja dzieje się na transatlantyku, który w sierpniu 1939 roku zmierza z Gdyni do Argentyny, a gdzie ważne role w tworzeniu i rozwiązaniu kryminalnej łamigłówki odgrywają: myśliciel Edward Abramowski, polscy szachiści i… Witold Gombrowicz, nie brakuje też oryginałów, szpiegów i wielu smakowitych literackich aluzji. Ważne, może najważniejsze, że książka ma narracyjną dyscyplinę i logikę godną, nie boję się tego powiedzieć, Agathy Christie.

Wojciech Chmielarz „Za granicą” Wydawnictwo Marginesy

Szkoda. Pierwszy powieściowy kryminał reżysera Juliusza Machulskiego ma spory potencjał, którego nie wykorzystuje

Z pierwszym, powieściowym kryminałem retro reżysera Juliusza Machulskiego, jest dokładnie tak, jak z jego ostatnimi filmami (Kołysanka, Mały zgon, Ambassada). Jest w nim pomysł, potencjał i możliwości, a potem pojawia się artystyczne pomieszanie z poplątaniem i na wierzch wychodzi artystyczna mizeria. Powieść Wisząca małpa to nie jest niestety literackie odkrycie, na miarę filmowych, teraz wręcz kultowych, hitów czyli Seksmisji i Vabanku.

A tak wciągająco się wszystko w tej powieści zaczyna. Jest nieoczekiwane tło obyczajowe (początek lat 60. minionego wieku – są esbecy, partyjni dygnitarze i ich ekskluzywny kurort), jest kryminalna zagadka, są soczyste, skrzące się dowcipem dialogi, są odwołania i aluzje do filmowych obrazów, które i dla mnie są ważne, jak choćby Ostatni dzień lata Tadeusza Konwickiego (z tatą autora kryminału – Janem Machulskim w roli głównej), jest bliskość genialnych utworów Agathy Christie.

Potem jednak gubi powieść to co gubi większość ostatnich polskich kryminałów – zamiast klarownego rozwiązania intrygi jest nadmiar atrakcji, mających cały czas trzymać w skupieniu uwagę czytelnika, które niepotrzebnie zaburzają konstrukcję i przejrzystość narracji. Pojawia się gra wywiadów, trup ściele się gęsto, intryga kryminalna zamienia się w szpiegowską, dążąc milowymi krokami do niezamierzonej (chyba)… powieściowej farsy. Utwór zjada własny ogon.

Trudno, żeby powieści nie chwalił kolega z branży, aktor Robert Więckiewicz, czy konsultant naukowy powieści, specjalista od wywiadu i tajnych służb – Piotr Niemczyk, ale inni, jak ja, mogą się poczuć rozczarowani.

Juliusz Machulski. Wisząca małpa. Wydawnictwo Sonia Draga

Gangsterskie historie z nowojorskiego Harlemu, które trzeba poznać koniecznie. Po prostu to jest znakomita książka!

Chwila oddechu od sportu. Czas na literaturę. Tego nie wolno Państwu przegapić. Szukajcie tej książki aż znajdziecie w dobrych księgarniach czy Empik-ach. Trzeba ją przeczytać koniecznie. Są tacy, którzy nie bez racji, uważają, że to najlepsza powieść kryminalna wydaną w Polsce w minionym roku. Napisał ją zdobywca dwóch nagród Pulizera, co może być gwarancja jakości, choć najlepsi, gdy szukają dla siebie nowej przestrzeni w literaturze potrafią się potknąć i boleśnie potłuc. W tym wypadku tak nie jest.

Gangsterskie historie z końca lat 50. i początku 60. minionego wieku dziejące się w nowojorskim Harlemie są wciągające, a my z zapartym tchem śledzimy, jak ojcu rodziny i szacownemu właścicielowi sklepu meblowego Rayowi Carneyowi, dorabiającego na boku w gangsterskim interesie, uda się wywinąć z kolejnych niemałych kłopotów.

Są wyraziste postacie, jest wartka akcja i jest drugi nie mniej istotny bohater – pulsujący życiem, zmieniający się Harlem, ukazany tak barwnie i plastycznie, że czuje się rytm (życia, zachodzących zmian) tego miejsca. Jest też budowana jakby na marginesie teza, że po trupach do celu w tamtym czasie w Ameryce szli nie tylko bezwzględni gangsterzy, ale też szacowani, zamożni obywatele, którzy zmieniali dzielnicę o ironio na lepsze.

Może warto jeszcze słówko wspomnieć, o czym są dwie nagrodzone Pulitzerem powieści Colsona Whiteheada, przetłumaczone i do dostania w księgarniach. W Kolei podziemnej autor odsłania tajniki systemu przerzutowo – ratunkowego dla zbiegłych niewolników, a w Miedziakach przedstawia wstrząsającą historię czarnego chłopaka, który trafia do ośrodka wychowawczego w latach 60, XX wieku.

Whithead to najbardziej elektryczny ze współczesnych mistrzów, nigdy się nie powtarza – napisał The Guardian i to prawda.

Colson Whitehead Rytm Harlemu Wydawnictwo Albatros

Antywestern czyli jak polskie gwiazdy poradziły sobie na… Dzikim Zachodzie. A jak poradził sobie autor tej brawurowej powieści?

Trochę oddechu od sportu. Czas na książkę.

Pomysł był znakomity. Wybitne postaci polskiej kultury na Dzikim Zachodzie. Western z udziałem polskich gwiazd! Za sam pomysł należy się nagroda, a co z zawartością?

Kalifornia, rok 1876. Helena Modrzejewska i Henryk Sienkiewicz wynajmują z przyjaciółmi rancho, aby uprawiać winorośl. Rodzi się nieoczywiste miłosne napięcie między wybitną aktorką, a młodym obiecującym pisarzem i reporterem i powiem szczerze, że dla mnie ten wątek powieści jest nieprzekonujący, nie ma w nim ognia i prawdziwego napięcia, nie mówiąc już od odbrązowieniu wybitnych postaci.

Jest ciąg lepiej lub gorzej przedstawionych obrazków z dalekiej Ameryki i tworzących swoistą komunę mniej lub bardziej znanych Polakach, którzy bez szans na sukces prowadzą farmę.

Najlepiej autor czuje się w opisie Dzikiego Zachodu, tworząc brutalny, sugestywny antywestern, w którym na pierwszy plan wybija się syn Modrzejewskiej z pierwszego małżeństwa – Rudolf i jego nowi niebezpieczni znajomi, a na bohaterkę wyrasta służąca Anusia. To prawdziwy brutalny westernowy dreszczowiec z nieoczywistym, zaskakującym rozwiązaniem.

Zgodnie z prawdą historyczną artystyczna komuna się rozpadnie. Modrzejewska przeniesie się do San Francisco, gdzie z czasem pod zamerykanizowanym nazwiskiem Modjeska uda się jej podbić tutejsze teatry i zrobić prawdziwą karierę. Sienkiewicz będzie wysyłał do Polski reportaże z Ameryki, w końcu wróci do kraju i zostanie kochanym przez rodaków pisarzem, laureatem nagrody Nobla. Dziki Zachód zaś stanie się sztandarowym pomysłem Hollywood na podbój filmowego rynku…

Jakub Nowak. To przez ten wiatr. Wydawnictwo: Powergraph

Ta książka to zwiastun końca złotej ery polskiej powieści kryminalnej?

Trochę oddechu od sportu. Czas na książkę.

Mam wielki ból głowy. Jak potraktować tę książkę? Jako swoisty literacki żart (z czytelników) znanych i uznanych twórców, przejaw wyjątkowo słabej literackiej formy, epigonizm w skrajnej postaci, koniunkturalizm czyli robotę dla forsy (ważne w powieści jest… lokowanie produktu czyli nachalne i przez to śmieszne promowanie jednej z radiowych stacji), a może sygnał, że następuje zmierzch złotych czasów polskiej powieści kryminalnej?

Cechą charakterystyczną tej powieści nie jest trzymająca w napięciu fabuła od pierwszej do ostatniej strony, ale nadmiar kryminalnych atrakcji, od których głowa boli, a nie przybywa powieściowej jakości.

Autorzy niby stosują klasyczne reguły gry, starają się je za wszelką cenę uatrakcyjnić, budują fabułę, w której nikt lub prawie nikt nie jest tym, kim się państwu wydaje, ale w robocie widać literackie szwy, a całość, gdy na literacką scenę wkracza… Doda, zamienia się w końcu w swoją własną parodię.

A zapowiadało się naprawdę ciekawie. Przerażający telefon do radiowego studia ma uruchomić lawinę dramatycznych zdarzeń…

Autor recenzji na przeczytane.net pisze: Sam na szczęście miałem możliwość jednoczesnego czytania i słuchania „Niech to usłyszą” w audiobooku i zdecydowanie jako słuchowisko, ta opowieść jest lepsza. Po prostu trzyma w napięciu do samego końca!

Może mieć rację. Nie próbowałem sprawdzać, stawiając na stare, wypróbowane czytelnicze nawyki. i najlepiej na tym nie wyszedłem.

Wojciech Chmielarz, Jakuba Ćwiek. Niech to usłyszą. Wydawnictwo W.A.B.

© 2024 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑