Rezerwowy Pafka

Tag: łks Łódź

Ten piękny gest młodych graczy ŁKS w Manchesterze United zapamiętano na zawsze. Wyjątkowa łódzka piłka znalazła się na grobie najmłodszego piłkarza, który zginął w samolotowej katastrofie

To jeden z najtragiczniejszych dni w historii futbolu. 6 lutego 1958 roku doszło do katastrofy – rozbił się samolot z drużyną piłkarską Manchesteru United. Z 44 osób przebywających na pokładzie Airspeed AS.57 Ambassador 2 linii British European Airways o numerze 609 śmierć poniosły 23 osoby – w tym ośmiu piłkarzy United: Geoff Bent, Roger Byrne, Eddie Colman, Duncan Edwards, Mark Jones, David Pegg, Tommy Taylor i Billy Whelan.

Drużyna „Czerwonych Diabłów” wracała z Belgradu, gdzie grała mecz Pucharu Europy z Crvena Zvezdą. Wśród ocalałych był menedżer MU – Matt Busby, któremu udało się stworzyć perspektywiczną. Dziennikarze zaczęli określać zespół MU, jako „Dzieciaki Busby’ego”. Niestety, samolotowa tragedia przerwała tworzenie znakomitego teamu. Busby wrócił do pracy w MU, a jednym z jego kolejnych wychowanków był jeden z najlepszych graczy w historii światowego futbolu – George Best.

Kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak przypomniał: – Dzień po tragicznym wypadku trener szkółki piłkarskiej ŁKS-Włókniarz, jednocześnie łódzki dziennikarz red. Władysław Lachowicz ze swoimi młodymi piłkarzami zakupił piłkę, każdy z młodych ełkaesiaków napisał na piłce swoje nazwisko, wiek i złożył podpis. Tak przygotowana piłka została wysłana do Manchesteru United, z prośbą, by została złożona na grobie najmłodszego piłkarza, który zginął w katastrofie.

W Anglii ten piękny gest nie pozostał bez echa. Ambasador Królestwa Wielkiej Brytanii w Polsce przesłał do ŁKS i ŁZPN podziękowania. W maju 1958 roku, na jubileusz 50-lecia ŁKS, na ul. Unii przesłana została depesza Manchesteru United z gratulacjami dla ŁKS. Przez wiele lat wysyłane były życzenia z obu stron. Niestety, później ktoś zaniechał tego typu uprzejmości.

W lutym 1978 roku w 20- rocznicę tragedii w Głosie Robotniczym ukazał się tekst autorstwa Jacka Bogusiaka, przypominający ten czarny czwartek 6 lutego 1958 roku. W sierpniu 1978 na 100-lecie Manchesteru United Jacek Bogusiak, jako prezes Klubu Kibica ŁKS, otrzymał zaproszenie do Anglii i zawiózł do klubu z Old Trafford talerz z symbolami ŁKS i drugi z symbolami Łodzi. Oba są prezentowane w Muzeum Historii Manchesteru United.

W 1998 roku po zdobyciu tytułu mistrza Polski ŁKS w walce o Ligę Mistrzów trafił na… Manchester United. Dzięki staraniom Jacka Bogusiaka jedna z grup kibiców ŁKS otrzymała bezpłatny wstęp do muzeum Manchesteru. Piłkarze ŁKS dzielnie walczyli ze słynną jedenastką, w której grali David Beckham, Ryan Giggs, Roy Keane, a trenerem był słynny Alex Ferguson. Dowodzeni przez trenera Marka Dziubę piłkarze ŁKS przegrali na Old Trafford 0:2, a w rewanżu na stadionie przy al. Unii było 0:0.

Tragiczna historia poruszyła kibiców na całym świecie, którzy zostali fanami Manchesteru United już na całe życie. Do nich należy Jacek Bogusiak, a także jego imiennik – Jacek Jagodziński też wielki fan ŁKS (na zdjęciu z szalikiem z napisem Polska). Są w tym gronie: Marcin Gortat, Hirek Wrona. Wspaniale opowiadał o MU zanany trener piłki wodnej – Edward Kujawa, jak i jego… babcia, która potrafiła z pamięci wymienić skład drużyny MU z 1958 czy z 1968 roku, po zdobyciu przez angielski klub Pucharu Europy. Manchester United nie zapominał o swoich wiernych fanach, zapraszając ich na oficjalne i półoficjalne klubowe spotkania. Jacek Bogusiak często dzwoni do mnie, żeby pogadać o ostatnim meczu ŁKS, ale też żeby podzielić się emocjami związanymi z występem ulubionej angielskiej drużyny.

Więcej kasy dla ŁKS? To jest możliwe, ale zespół musi grać w sposób satysfakcjonujący kibiców!

Levent Gulen Fot. Łukasz Grochala/Cyfrasport

Wiceprezes do spraw sportowych ŁKS – Robert Graf ma sto procent racji, że największą sportową jesienną wpadką klubu było skuteczne wyganianie kibiców ze stadionu przy al. Unii. Niby w statystykach nie wygląda to tak najgorzej.

Łodzianie są na pudle, na trzecim miejscu pod względem frekwencji na własnym obiekcie – 6900 (pierwsza Wisła Kraków – 16600, drugi Ruch Chorzów – 11100), ale co by było gdyby…

Gdyby ŁKS potrafił utrzymać sportowy poziom, gdy wygrywał pięć spotkań z rzędu i był w ścisłej ligowej czołówce, pierwszy czy drugi a nie dziewiąty ze stratą 19 punktów do lidera i bilansem na własnym stadionie: trzy zwycięstwa, trzy remisy i aż cztery porażki…

Więcej kasy dla ŁKS? To jest możliwe, ale zespół musi grać w sposób satysfakcjonujący dla kibiców! Inaczej będzie dalszy gwałtowny zjazd w frekwencyjny dół. Co zatem trzeba zrobić? Niestety, bo czasu mało, przeprowadzić kadrową rewolucję, bo tak na oko 50-procent pozyskanych latem graczy po prostu nie zdało nie najwyższego przecież I-ligowego egzaminu.

A potem w lidze grać na miarę… Oczekiwań? Najpierw jednak na miarę swoich możliwości. Trzeba wiele poprawić na przykład w grze defensywnej zespołu, gdzie jesienią człowiekiem nie do zastąpienia był Levent Gulen, który spędził na boisku 1677 minut. Tymczasem prawda jest taka, że nieomal w każdym spotkaniu przydarzyły mu się juniorskie błędy w działaniach obronnych, które często kończyły się stratą bramek. Niestety, ta uwaga dotyczy nieomal każdego piłkarza zespołu.

Czy zdołowana Wisła skutecznie postawi się będącej na futbolowej fali (cztery zwycięstwa z rzędu!) drużynie ŁKS?

Przy piłce Piotr Głowacki Fot. Łukasz Grochala/Cyfrasport

We wtorek 17 września o godz. 19.30 ŁKS powalczy o piąte zwycięstwo z rzędu. W zaległym meczu podejmie Wisłę Kraków. Moim zdaniem czeka łodzian bardzo trudna przeprawa. Krakowianie po ostatniej porażce z Wartą są pod wyjątkową presją kibiców i zrobią wszystko, żeby się zrehabilitować. No i mają wielki atut czyli Rodado w składzie, który sam potrafi przesądzić losy spotkania. Ma już na swoim koncie 6 strzelonych bramek.

ŁKS jest na fali. Statystyki pokazują, że dzielił i rządził w starciu z Pogonią (2:0). Stworzył aż 22 sytuacje bramkowe, oddał 9 celnych strzałów, miał 61 procent posiadania piłki… ale po pierwsze przez całą drugą połowę grał z przewagą jednego zawodnika, a kto wie jak by się to wszystko potoczyło, gdyby nie bramkarz Bobek, który w kluczowym momencie obronił rzut karny.

ŁKS znów miał kłopoty w grze defensywnej, choć autor dwóch asyst – lewy obrońca Głowacki, obok bramkarza Bobka – wyrósł na bohatera meczu. Łodzianie nie potrafili poradzić sobie (zbudować bezpieczny system asekuracji) z szalejącym na boisku, motorem napędowym ofensywnych akcji rywali – Demianiukiem. Tu ciągle bardzo dużo jest do poprawy. Meczowe statystyki jasno pokazują też, że łodzianie razili… nieskutecznością. Gdyby wykorzystali 50 procent doskonałych okazji mogli wygrać 4:0, a nawet 5:0…

Przy piłce Andreu Arasa Fot. Łukasz Grochala/Cyfrasport

Jeśli podobnie będzie w spotkaniu z lepszą drużyną (choć w kryzysie), jaką bez wątpienia jest Wisła, to piękna seria może zostać przerwana. Bardzo lubię trenera Moskala, ale chciałbym, żeby ŁKS, robiący sportowe kroki do przodu, zrobił kolejny, prezentując składną, odpowiedzialną i skuteczną grę.

ŁKS. Łodzianie mieli stawiać na młodzież i jakoś tego nie widać. Rezerwowi w meczu z Górnikiem nie byli wartością dodaną

Bramkę Górnikowi Łęczna strzela Andreu Arasa Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Mocno przebudowany ŁKS znów niestety rozczarował. Tylko zremisował z Górnikiem Łęczna (1:1), choć prowadził i miał inicjatywę. Niestety, bezgraniczna głupota stopera Adriena Louveau, który faulował niepotrzebnie, a brutalnie, co skończyło się czerwoną kartką, sprawiła że od 56 minuty łodzianie musieli grać w dziesiątkę. To miało swoje konsekwencje czyli serię katastrofalnych błędów w defensywie. A na koniec stratę (w dziecinnie łatwy sposób) bramki i punktów.

Widać jak na dłoni, że lepiej dla ŁKS byłoby, żeby nadal piłkę rozgrywał Dani Ramirez, a nie Pirulo (choć ten deklaruje, że da radę). Obu stoperów można by natychmiast zamienić na Rahila Mammadova. Cóż, mądry ełkaesiak po szkodzie. Trzeba zatem teraz mądrze gospodarzyć tymi, których się ma.

Tymczasem zmiany w składzie w spotkaniu z Łęczną tylko osłabiły zespół. Po co trener Janusz Dziółka posłał do boju nieprzygotowanego austriackiego napastnika? Ten robił za słup w grze defensywnej łodzian i sprawiał, że ŁKS bronił się nie w dziesiątkę, a w dziewiątkę.

Łodzianie mieli stawiać na młodzież i jakoś tego nie widać. Nie mogę zrozumieć dlaczego w roli jokera nie wystąpił szybki i przebojowy Antoni Młynarczyk, czy kolejny zdolny piłkarz – Jan Łabędzki. Zastosowanie prostych środków – laga do przodu na szybkiego Młynarczyka – mogło przynieść zdobycie, a nie stratę gola. Ale nie ma co rozważać, co by było gdyby… Bardziej trzeba skupić się na tym, na kim warto polegać i na kogo stawiać.

10 sierpnia czeka ŁKS mecz w Legnicy (godz. 19.35). Miedź jest trudnym, wymagającym przeciwnikiem. Czy na środku defensywy obok Leventa Gulena wystąpi Artemijus Tutyskinas, a reżyserem gry, trudnym do zaakceptowania, nadal będzie Pirulo?! Można mieć nadzieję, że znów błyśnie pod bramką Andreu Arasa. Potrafi znaleźć sobie miejsce w polu karnym, szuka go piłka, a zatem kolejny gol nie jest wykluczony.

Najbardziej tajemnicza drużyna polskiej piłki. Na co będzie stać w I lidze ŁKS? Przed łodzianami ligowa premiera!

Fot. Marek Młynarczyk autor bloga www.obiektywnasport.pl

To jest największa zagadka polskiej ligowej piłki. Co, po wielkiej przebudowie, pokaże na boiskach, w ciężkiej walce o punkty, zdegradowany z hukiem z ekstraklasy – ŁKS. Czy stanie się I-ligowym przeciętniakiem, czy też wybije się na wielkość i będzie walczył o powrót do najwyższej kasy rozgrywek? 29 lipca o godz. 20.30 premierowy mecz łodzian: Arka – ŁKS w Gdyni, transmisja TVP Sport.

Na teraz trudno nawet powiedzieć, jaka łódzka jedenastka wybiegnie na boisko na Wybrzeżu. Oby tylko ełkaesiacy nie popełniali takich dziecinnych, kardynalnych błędów w grze defensywnej, jak w ekstraklasie, bo jeśli tak się nie stanie, to postęp nie będzie możliwy.

ŁKS pauzował, bo pierwszy rywal – Wisła Kraków zajęta jest europejskimi pucharami. Rywalom z Gdyni premiera się nie udała. Przegrali w Rzeszowie ze Stalą 0:1, choć byli lepszą drużyną, szczególnie w pierwszej połowie. Na piękne oczy jednak punkty w lidze nikt nie przyznaje.

Gdynianie strzelali na bramkę rywali 12 razy, cztery razy celnie żaden nie trafił do siatki. Niestety, żadne uderzenie nie zostało zamienione na gole. Niezwykły, niesamowity brak skuteczności, gdy zespół przez 66 minut grał… dwoma napastnikami!

Gdynianie będą chcieli ze wszystkich sił się zrehabilitować, zwłaszcza że ich celem jest awans do ekstraklasy. A jaki inny cel może przyświecać łodzianom?

Sparingi, sparingi. Widzew tajne przez poufne, ŁKS pełen kadrowych rozwiązań

Ligowa premiera tuż tuż. W ekstraklasie Widzew 17 lipca o godz. 17.30 zagra w Szczecinie z Pogonią. W I lidze 16 lipca o godz. 20 ŁKS podejmie GKS Katowice.

Ostatnie sparingi naszych drużyn miały różny, charakter i…wynik. Widzew pokonał Stal Rzeszów 6:2 i wszystko utajnił – strzelców bramek, skład. Łodzianie mają pięciu nowych piłkarzy. Są to: Bożidar Czorbadżijski, Jordi Sanchez, Juljan Shehu, Serafin Szota oraz Mateusz Żyro. Ciekawe, którzy z nich znajdą się w wyjściowej jedenastce na premierowe spotkanie. Czy ten Top Secret okaże się skutecznym lekarstwem na Portowców?

ŁKS w doliczonym czasie uratował remis ze Zniczem Pruszków 1:1, dzięki pięknej bramce z rzutu wolnego Dawida Korta. Trener Kazimierz Moskal składu nie ukrywał.

ŁKS Łódź: Dawid Arndt – Marcel Wszołek (68′ Kamil Dankowski), Nacho Monsalve (czer. kart. 70′ Mieszko Lorenc), Oskar Koprowski (68′ Maciej Dąbrowski), Bartosz Szeliga (68′ Adam Marciniak) – Władysław Ochronczuk (68′ Jan Kuźma), Michał Trąbka (81′ Mateusz Kowalczyk), Dawid Kort – Pirulo (46′ Javi Moreno), Nelson Balongo (81′ Maciej Radaszkiewicz), Bartosz Biel (81′ Kelechukwu Ibe-Torti).

Kto wystąpi w premierowym ligowym meczu pożyjemy zobaczymy.W każdym razie Widzew nie zamierza spaść z ekstraklasy, a ŁKS bardzo chce do niej wrócić. Oby te łódzkie cele udało się zrealizować. Oczekujemy, przełomowego sezonu naszych drużyn, które wykonają znaczący sportowy krok do przodu!

Powód do wielkiego wstydu dla ŁKS i Widzewa. Mieli na to sześć lat i się na nim nie poznali

Prezesi, działacze, dyrektorzy sportowi, trenerzy ŁKS i Widzewa powinni posypać głowę popiołem. W całej jaskrawości, na przykładzie ich antydziałania na przestrzeni kilku lat, widać, że najciemniej jest pod latarnią. Obowiązuje zasada: cudze chwalicie, swego nie znacie. A poza tym ta historia to koronny dowód na to, że nie wolno być na niewolniczym pasku futbolowych menedżerów, promujących zamiast utalentowanych polskich piłkarzy, graczy z drugich czy trzecich hiszpańskich lig.

ŁKS bez cienia żalu pozbył się Łukasza Sekulskiego, Widzew bez chwili zastanowienia pożegnał Karola Czubaka. W ich miejsce pojawili się w ŁKS olewający wszystko i wszystkich Ricardinho oraz wolny i nieskuteczny Samu Corral, a w Widzewie… pan nikt. Wakat na pozycji napastnika wypełnił z niezłym skutkiem Bartłomiej Pawłowski, ale powiedzmy szczerze, że to nie jest pomysł na ekstraklasę. Czy nowym napastnikiem widzewiaków zostanie Piotr Parzyszek, dla którego ostatni sezon był co tu kryć sportową klapą?

A mogło być inaczej, gdyby zwłaszcza dyrektorzy sportowi obu klubów, mieli oczy dookoła głowy. Aż przez sześć sezonów barw UKS SMS Łódź bronił rosły (187 cm wzrostu), utalentowany, perspektywiczny napastnik Patryk Makuch. Grał sobie grał i… postanowiono w niego zainwestować, ale niestety w Legnicy. Tam pokazał swoją moc. Dzięki jego skuteczności (w ostatnim sezonie rozegrał 32 mecze, zdobył 14 bramek, zaliczył siedem asyst) Miedź pewnie i spokojnie awansowała do ekstraklasy i… co zrobiła? Sprzedała Patryka za ponad pół miliona euro do Cracovii. Łódzkie kluby obeszły się smakiem.

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑