Rezerwowy Pafka

Tag: łks ruch (Page 1 of 2)

Dla ŁKS ligowe piekło jest wyjazdami wybrukowane. Czwarta porażka na obcym boisku. Czarna rozpacz niszcząca marzenia

Mecz wyjazdowy i odezwały się wszystkie sportowe i nie tylko zmory ŁKS. Łodzianie przegrali czwarty mecz na obcym boisku (na pięć rozegranych!). Jak w tej sytuacji marzyć o czymkolwiek.

Najpierw było wielkie być albo nie być. Do ostatniej chwili trwała walka o to, żeby  Stadion Śląski nadawał się do grania w piłkę. Ostatecznie zapadła decyzja, że mecz się odbędzie.

Kapitanem łodzian został Piasecki, bo Rudol usiadł na ławce rezerwowych, podobnie jak… Mokrzycki.

Łodzianie rozpoczęli fatalnie. Szybko stracili gola po stałym fragmencie gry (rzucie rożnym), zachowując się, mówiąc łagodnie, niefrasobliwie. Po analizie VAR okazało się, że Leśniak – Paduch zdobył bramkę nie głową, a ręką. Gol nie został uznany. Uff!

W odpowiedzi Balić przegrał sytuację sam na sam z bramkarzem. Fakt, że uderzał na bramkę z ostrego kąta, ale to żadne usprawiedliwienie. ŁKS miał dobry fragment gry,. Co z tego, skoro para szła w gwizdek.

Tymczasem po kolejnym rzucie rożnym gospodarzy, tylko bardzo dobra interwencja Bobka ratowała łodzian. Cios za cios. W odpowiedzi w dogodnej sytuacji Piasecki posłał piłkę nad poprzeczkę.

Niestety, kolejny atak Ruchu i katastrofalne zachowanie się łodzian w defensywie sprawiło, że Ceglarz strzałem w róg nie dał szans Bobkowi. Jakby nieszczęść było mało. Ernst zachowując się po juniorsku sprokurował rzut karny, który pewnie wykorzystał Ceglarz. No, po prostu czarna wyjazdowa rozpacz.

Zmiany w drugiej linii, która bardzo niedomagała, musiały nastąpić i nastąpiły. Taka prawda: w pierwszej połowie ŁKS przegrał rywalizację w środku pola.

Łodzianie ruszyli do ataku. Bramkarz ratował Ruch. Kontaktowego gola zatem nie było. Za to Ceglarz momentami był dla ełkaesiaków nie do zatrzymania. Aż przykro było patrzeć. Na dodatek goście gubili się pod własną bramką niczym pijane dzieci we mgle. Zmiany, zmiany niewiele dały. Bliżsi zdobycia bramki byli gospodarze. Do czasu doliczonego. Wtedy, za późno, za późno, ŁKS okazał się skuteczny. Gola zdobył Loffelsend. W całej akcji najwięcej zasług miał Fałowski. To żadne pocieszenie, bo ŁKS doznał czwartej ligowej porażki.

21 września o godz. 20.15 ŁKS podejmie Wieczystą Kraków.

Ruch Chorzów – ŁKS 2:1 (2:0)

1:0 – Ceglarz (33), 2:0 – Ceglarz (45, karny), 2:1 – Loffelsend (90+2)

ŁKS: Bobek – Loffelsend, Craciun, Fałowski, Norlin (76, Jurkiewicz) – Krykun (60, Hinokio), Wysokiński (46, Mokrzycki), Ernst (46, Kupczak), Balić (60, Rudol)- Lewandowski, Piasecki

Czy można cokolwiek zrobić, żeby w kolejnych ligowych meczach ełkaesiacy nie byli… statystami?! Miejmy nadzieję, że tak!

Fot. Artur Kraszewski

Tak się nie robi – wiernym kibicom, a przede wszystkim sobie. Masz wygraną, to nie walczysz o nią strachliwie, z lękiem w sercu i obawą, że los cię zaraz ukarze stratą gola, tylko po męsku walczysz o swoje, dyktując warunki gry. Wtedy wychodzisz obronną ręką z futbolowej opresji i pokazujesz czarno na białym, że jesteś mocny i walczysz o najwyższe cele.

Tak powinien się prezentować w I lidze ŁKS, pokazując wszem i wobec, że ma jeden cel – awans i ma ludzi, którzy są w stanie ten cel osiągnąć. Tymczasem na dziś łodzianie są drużyną ligowego środka – trzy mecze wygrali, trzy przegrali, dwa zremisowali – ten ostatni w Opolu z Odrą, tracąc bramkę w 93 minucie gry!

Co z tego, że kilku piłkarzy zagrało przyzwoicie: Aleksander Bobek, Mateusz Wysokiński, jak zawsze Fabian Piasecki, Mateusz Lewandowski i wreszcie Antoni Młynarczyk, skoro zespół jako całość zaprezentował się marnie… Ech, szkoda gadać. Jak przyznaje trener Szymon Grabowski przy straconym golu jego zawodnicy byli tylko statystami.

Co zrobić, żeby w kolejnych pojedynkach było inaczej, lepiej? Jeżeli trener i zespół znajdą odpowiedź na to pytanie, to druga część rundy będzie lepsza, bardziej satysfakcjonująca. Jeśli nie, to w ŁKS znów pojawi się wielka personalna miotła.

14 września ŁKS o godz. 15.30 zagra wyjazdowy mecz z Ruchem na Stadionie Śląskim. Czy będzie gotowy na stoczenie pierwszego wyjazdowego zwycięskiego pojedynku?

ŁKS wygrał, jak najbardziej zasłużenie, na wyjeździe z Ruchem, pierwszy raz od października 1998 roku!

Po dwóch zwycięstwach z rzędu (1:0 nad Stalą Stalowa Wola i 5:0 nad Stalą Rzeszów) podopieczni trenera Ryszarda Robakiewicza wygrali… trzeci mecz, tym razem z Ruchem 3:1. Po raz pierwszy od 1998 roku pokonali Ruch w Chorzowie. To 12 wygrana łodzian, siódma na wyjeździe. To ostatnie zwycięstwie grzebie marzenie Ruchu o barażach.

Od początku meczu atakowali gospodarze i szybko dopięli swego. Pierwsza kontra Ruchu przyniosła gola. Po dokładnym podaniu Szczepana, Kozak wykorzystał sytuację sam na sam, uderzając mocno pod poprzeczkę. Wróciły zapomniane na moment łódzkie, futbolowe zmory, gdy atakujący ŁKS nadziewa się na kontrę, gubiąc jakiekolwiek obronne ustawienie.

Utrata gola nie odebrała łodzianom chęci do gry. Jak już była szansa, to Mrvaljević w doskonałej sytuacji pokazał, że jest napastnikiem jak z koziej d… trąba. Potem… ech, co było potem. Napastnik spóźnił się do doskonałego podania Głowackiego. Powiedzmy sobie szczerze. Bez skutecznego napastnika trudno marzyć o dobrym wyniku.

Łodzianie przejęli inicjatywę. W konstruowania akcji mającej doprowadzić do wyrównania (kolejną szansę miał Sitek), mieli im pomóc kibice, którzy pojawili się na chorzowskim stadionie w… 36 minucie spotkania.

Tymczasem zamiast meczu mieliśmy rozróbę na stadionie. Kibice łodzian próbowali rozrywać siatkę i dostać się do fanów gospodarzy. Nie, nie, nie dla takich stadionowych scen. Fani, jeśli mieli pomóc ŁKS, to zadziałali jak… piąta kolumna. Odebrali gościom cały sportowy animusz, który prezentowali przed stadionową zadymą.

W przerwie trwała regularna boiskowa wojna kibiców, tak jakby nastąpił powrót do lat 90. Służby medyczne miały pełne ręce roboty, a komentatorzy telewizyjni nie wiedzieli, czy po przerwie będą mogli bezpiecznie wrócić na swoje stanowiska.

Druga połowa zaczęła się od genialnej interwencji Bomby, który obronił strzał Kozaka. ŁKS znów starał się przejąć inicjatywę na boisku. I to się udało. Mieli swoje bramkowe szanse Wysokiński i Gulen, ale ich nie wykorzystali.

Do trzech razy sztuka. Po kolejnej akcji, której fundamenty zbudował Wzięch, kapitalnym strzałem z rogu pola karnego popisał się Głowacki. Ta bramka z pewnością będzie kandydowała do miana gola kolejki! Wyrównanie, jak najbardziej zasłużone, bo ŁKS nie był gorszy od rywali.

Ba, okazał się od niego lepszy. Stworzyli kolejne sytuacje, a po akcji Mokrzyckiego, podbramkowym instynktem w kolejnym meczu popisał się Wzięch, który uderzeniem głową dał łodzianom prowadzenie. W dwóch spotkaniach młody piłkarz strzelił trzeciego gola. Pozytywne i… optymistyczne.

Potem pressing łodzian pod bramką chorzowian spowodował, że gospodarze się pogubili. Cykało nabił Wysokińskiego, a co zrobiła piłka? Wylądowała w bramce!

17 maja o godz. 17.30 ŁKS zagra w Warszawie z Polonią.

Ruch – ŁKS 1:3 (1:0)

1:0 – Kozak (11), 1:1 – Głowacki (72), 0:1 – Wzięch (80, głową), 1:3 – Wysokiński (90+2)

ŁKS: Bomba – Dankowski, Rudol, Gulen, Głowacki, Norlin (85, Zając), Mokrzycki, Kupczak, Wysokiński, Sitek (56, Młynarczyk), Mrvaljević (56, Wzięch)

ŁKS. Radosny uśmiech Mateusza Wzięcha, jednego z nieoczywistych bohaterów efektownie wygranego ligowego meczu, jest po prostu bezcenny!

Fot. Jakub Piasecki/Cyfrasport

Efektowne, najwyższe w sezonie, zwycięstwo ŁKS (5:0) jest cenne. Szkoda, niestety, że w meczu o ligową pietruszkę. Bezcenny w pojedynku ze Stalą był radosny uśmiech nieoczywistego, jednego z bohaterów spotkania, jokera w talii trenera Ryszarda Robakiewicza, wysokiego (186 cm) pomocnika – napastnika 23-letniego Mateusza Wzięcha, który strzelił dwie bramki.

To były jego pierwsze gole dla pierwszej drużyny ŁKS, Zawodnik dwa dni wcześniej zdobył zwycięską bramkę dla ŁKS II, która zwiększa szanse drużyny na uniknięcie baraży w walce o utrzymanie się w II lidze. Myślę, że trzy dni w swojej futbolowej karierze Mateusz zapamięta do końca życia. Mam nadzieję, wierząc że ta historia może mieć optymistyczny ciąg dalszy, że te gole to będą kroki milowe w karierze sympatycznego piłkarza.

Najlepszym piłkarzem ŁKS w starciu ze Stalą był gracz, któremu kilka dni wcześniej po słabym występie nie przypisałem większych futbolowych wartości. A tymczasem… Jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. 28-letni Szwed Gustaw Norlin pokazał, że ma jednak spore, ukryte do tej pory, sportowe możliwości. Skrzydłowy zdobył dwie bramki, będąc we właściwym miejscu we właściwym czasie, zaliczył asystę, walczył na całej długości i szerokości boiska. Zasłużył sobie na miano zawodnika meczu, miejsce w jedenastce kolejki I ligi i miano bohatera tej kolejki. Czy w ten sposób dał działaczom klubu do zrozumienia, że chciałby dalej grać w Łodzi?

Ryszard Robakiewicz swoją przygodę w roli pierwszego trenera ŁKS zaczął znakomicie. Sześć zdobytych punktów, sześć strzelonych bramek, żadnej straconej – świetna wizytówka. Ale, ale… teraz zaczną się sportowe schody. Wzrasta skala trudności.

10 maja o godz. 19.30 ŁKS zagra w Chorzowie z Ruchem. Rywale wygrali trzy ostatnie mecze i raczej tylko teoretycznie mają jeszcze szanse na baraże o awans do ekstraklasy. Widzę ten mecz, jako starcie dwóch ligowych legend – wyjątkowo rozczarowanych rozgrywkami, które będą chciały pokazać, że mają potencjał na to, żeby w nowym sezonie walczyć, o coś więcej.

W nowym sezonie nowym pierwszym szkoleniowcem ŁKS ma zostać Szymon Grabowski, były trener Lechii Gdańsk. Ryszard Robakiewicz ma być w szkoleniowym sztabie pierwszej drużyny.

Prestiżowa porażka ŁKS. Czy wiosną łodzianie nie będą walczyć o nic?

Piłka nożna potrafi być wyjątkowo okrutna i bezwzględnie ukarać za brak skuteczności. Sprawdziło się w meczu z Ruchem sprawdzone futbolowe powiedzenie, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. Po bezbarwnej pierwszej połowie z Ruchem na początku drugiej ŁKS powinien objąć prowadzenie. W bardzo dobrej sytuacji znalazł się Pirulo, ale Turk obronił jego strzał. W odpowiedzi nieomal natychmiastowej gola strzelił Ruch. Tuż przy słupku uderzył Barański i pokonał Bobka.

Łodzianie atakowali tak jak nas ostatnio do tego w Łodzi przyzwyczaili – wolno, schematycznie, bez pomysłu. Miał swoją szansę Pirulo, ale jej nie wykorzystał. Po strzale Mokrzyckiego i rykoszecie, refleksem zaimponował znów golkiper gości.

ŁKS w trzecim kolejnym meczu na własnym boisku nie strzelił gola. Czy to skazuje łodzian na bycie drużyną środka, która wiosną nie będzie walczyć… o nic. Nie będzie jej groził spadek, nie znajdzie się też w gronie zespołów, które powalczą w barażach o awans. Klasyczne ligowe średniactwo i nic więcej?

Jakub Dziółka (trener ŁKS): Jesteśmy rozczarowani wynikiem. Myślę, że w pierwszej połowie mieliśmy w sobie dużo emocji i to nam w niektórych sytuacjach przeszkadzało w podejmowaniu dobrych decyzji, szczególnie w działaniach z piłką. Nie byliśmy powtarzalni w grze w ataku. W drugiej połowie mieliśmy sytuację, których niestety nie udało się wykorzystać.

Dawid Szulczek (trener Ruchu): W piłce nożnej nie zawsze faworyt wygrywa. Nie ma co biczować piłkarzy ŁKS, bo sumarycznie byli nieco lepsi, ale działo się to dopiero po strzeleniu przez nas bramki. Mam nadzieję, że po przerwie na kadrę nie będziemy potrzebować tyle szczęścia, żeby wygrać mecz. Z drugiej strony, zrobiliśmy duży progres.

Widzów: 10512

W następnej serii spotkań łodzianie zmierzą się na stadionie Króla z Polonią Warszawa (8 listopada, godz. 20.30).

ŁKS Łódź –  Ruch Chorzów 0:1 (0:0)
0:1 – Barański (49)
ŁKS: Bobek – Dankowski, Gulen, Wiech, Głowacki – Kupczak, Mokrzycki, Pirulo (64, Wysokiński) – Balić (57, Młynarczyk), Arasa, Feiertag (65, Sitek)

Na pocieszenie pozostaje sukces drugiej drużyny ŁKS, która wygrała na wyjeździe z GKS Jastrzębie 1:0, po golu Lipienia, choć od 25 minuty grała w dziesiątkę. Czerwoną kartkę za faul taktyczny ujrzał Ślęzak.

W kolejnych, ważnych ligowych meczach ŁKS groźny, skuteczny napastnik będzie na wagę złota

Fot. Łukasz Grochala/Cyfrasport

Na czym musi się skupić ŁKS na treningowych zajęciach? Na skutecznym rozgrywaniu ataku pozycyjnego. Mecz ze Stalą Stalowa Wola (0:0) pokazał, że przy zmasowanej, mądrze prowadzonej grze obronnej, ŁKS momentami jest bezradny.

To może w przyszłości, bo przed łodzianami spotkania z drużynami, które będą dążyć do zwycięstwa i powinny prowadzić otwartą grę czyli z rewelacją rozgrywek Stalą Rzeszów (na wyjeździe, 26 października, godz. 17.30) i Ruchem Chorzów (u siebie, 3 listopada, o godz. 14.30).

W każdym razie podczas spotkania ze Stalą wydawało się, że w czasie reprezentacyjnej przerwie łodzianie tak mocno dostali w kość, że podczas meczu męczyli się albo byli zmęczeni okrutnie, grając wolno, w jednym tempie, bez pomysłu i fantazji.

Kluczem do rozpracowania przeciwnika, który broni się w jedenastu jest wygrywanie pojedynków jeden na jeden na skrzydłach, co do przerwy udawało się Młynarczykowi, a po przerwie nie udawało się wcale Baliciowi (co dzieje się z tym piłkarzem?!).

Ważnym ogniwem w ofensywnej grze jest środkowy napastnik, którego w przypadku ŁKS, w tym spotkaniu… nie było. Feiertag, mówiąc łagodnie, tym razem przeszedł obok spotkania. Niestety, źle pozycjonował się w polu karnym czy bramkowym. Spóźniał się, nie czytał gry partnerów. Nie potrafił tym razem nawet skutecznie przytrzymać piłki. Na dodatek, gdy już miał swoją szansę, to ją marnował okrutnie. Oby to był tylko wypadek przy pracy, bo skuteczny i tworzący grę napastnik jest nie tylko w ŁKS na wagę złota.

Remis ŁKS jak porażka. Ten podział punktów to gwóźdź do ekstraklasowej trumny?!

ŁKS stoczył kolejny mecz o ligowe życie z innym beniaminkiem – Ruchem Chorzów, z którym w pierwszej rundzie przegrał 0:2. Niestety, nie wygrał go. Podział punktów wydaje się gwoździem do ligowej trumny dla obu drużyn. Łodzianie wygrali w lidze ostatni mecz, tak to nie omyłka… 20 sierpnia. No, po prostu ekstraklasowa tragedia. Trener Stokowiec po objęciu ŁKS jeszcze nie zanotował zwycięstwa. Rodzi się zatem oczywiste pytanie: po co i komu potrzebna była szkoleniowa zmiana?!

Już w pierwszej akcji meczu ŁKS mógł prowadzić, ale w dogodnej sytuacji kapitan Mokrzycki przestrzelił. W odpowiedzi niezwykle udana, ofiarna interwencja Flisa po strzale Monety. Trzecia sytuacja przyniosła gola. Tejan odebrał piłkę Podstawskiemu, piłka trafiła do Hotiego, który pięknym strzałem w róg zza pola karnego dał łodzianom prowadzenie. Zasłużone, bo do przerwy ŁKS był lepszym zespołem.

Ruch, co zrozumiałe, od pierwszej minuty drugiej połowy starał się odrobić straty. Zepchnął gospodarzy pod własną bramkę. W dogodnej sytuacji na granicy samobója ratował łodzian Gulen. Arbiter Jakubik chciał podyktować rzut karny dla Ruchu, ale po analizie VAR go i słusznie sędzia go anulował, bo nie było faulu Hotiego w polu karnym. W tej sytuacji ŁKS miał szczęście, w kolejnej już nie. Głowacki za łatwo dał się uprzedzić Szurowi i obrońca Ruchu doprowadził do wyrównania. Niestety, obrońca nie po raz pierwszy popełnia błędy w kryciu. Wielkie rozczarowanie.

ŁKS – Ruch Chorzów 1:1 (1:0)

1:0 – Hoti (32), 1:1 – Szur (88, głową)

ŁKS: Bobek – Szeliga, Gulen, Flis, Głowacki – Ramirez (71, Młynarczyk), Mokrzycki (84, Małachowski), Louveau, Hoti (85, Lorenc), Zając (61, Pirulo) – Tejan (71, Jurić)

ŁKS. Podziękowania należą się debiutantowi, Aleksandrowi Bobkowi i… Wielkiej Łódzkiej Pani Poprzeczce

Zdjęcia: Radosław Jóźwiak/Cyfrasport/ŁKS Łódź

Nareszcie. Promyczek radości po tygodniach wielkiej futbolowej smuty. Jest remis z Legią ale… ŁKS po raz ostatni wygrał w ekstraklasie, gdy jeszcze nie rozpoczął się rok szkolny (20 sierpnia pokonał w ŁodziPogoń Szczecin 1:0). Nowy trener Piotr Stokowiec nadal ma fatalny bilans – pięć porażek i dwa remisy. Powiedzmy szczerze, że nie byłoby tego sukcesu, gdyby nie Wielka Łódzka Pani Poprzeczka, znakomicie interweniujący Aleksander Bobek i gol debiutanta Jędrzeja Zająca.

Sytuacja łodzian w tabeli jest nadal dramatyczna, żeby nie powiedzieć tragiczna. W siedemnastu spotkaniach zdobyli ledwo dziewięć punktów, bez punktu w meczach wyjazdowych, tracąc dziewięć punktów do bezpiecznej strefy, gwarantującej utrzymanie się w ekstraklasie. To był już 12. mecz z rzędu w ekstraklasie bez zwycięstwa ŁKS. Dziewięć z nich łodzianie przegrali!

Nie można jednak rzucić ręcznika na futbolowy ring i z niego zejść, dopóki piłka w grze, bo… czy się stoi czy się leży 10 milionów złotych się należy. Tyle mniej więcej dostanie na koniec sezonu ostatni zespół tabeli plus niezła kasa za Pro Junior System, na co ŁKS ma szansę.

ŁKS, żeby realnie myśleć o utrzymanie, musi zaliczyć serię ligowych zwycięstw, a wszystko zacząć trzeba od spotkania z Ruchem. Dojdzie do niego 17 grudnia o godz. 12.30 na stadionie przy al. Unii. Czy znów na trybunach będzie ponad 10 tysięcy widzów, jak podczas spotkania z Legią?

Druga ligowa porażka ŁKS. Łodzianie zaprezentowali ligową słabiznę. Z taką grą nie mają czego szukać w ekstraklasie. Będą tylko chłopcem do bicia i dostarczycielem punktów!

Drugi ligowy mecz i druga porażka ŁKS. Początek zmagań, a tu czarna, łódzka sportowa rozpacz. Na razie nowi piłkarze są osłabieniem, a nie wzmocnieniem zespołu. Dzisiejszy ŁKS wydaje się słabszy od tego, który wywalczył awans, ale za to zarobi z milion euro na transferze swojego najlepszego pomocnika – Kowalczyka. Czy jest w tym sens i logika?!

W wyjściowej jedenastce ŁKS pojawił się napastnik Glapka, w roli… prawego obrońcy. W składzie zabrakło lidera zespołu z czasów gry w I lidze – Hiszpana Pirulo i obrońcy Dankowskiego. Obaj są kontuzjowani. W minionym sezonie w I lidze ŁKS pokonał chorzowian w Łodzi 2:0 i zremisował na wyjeździe 3:3.

W 9 min strzał z dystansu Ramireza z trudem obronił Bielecki. To była próba otrząśnięcia się z początkowej zdecydowanej przewagi gospodarzy. Na chwilę… ŁKS pogubił się dziecinnie pod własną bramką. Uwaga ta dotyczy ogranego niczym junior Monsalve. Nie wystarczyła świetna interwencja Bobka. Przy dobitce z metra był bezradny. Gdzie byli pozostali obrońcy łodzian?!

ŁKS cały czas miał pod górkę. W 28 min uraz barku wyeliminował z gry napastnika Tejana. Dwie minuty później Szeliga doprowadził do wyrównania, ale był na pozycji spalonej. W kolejnej akcji po składnej wymianie piłek Głowacki odegrał piłkę na 14 metr do niepilnowanego Szeligi, a ten posłał piłkę panu Bogu w okno. ŁKS osiągnął przewagę. Po woleju Ramireza z linii bramkowej piłkę wybił Michalski. W jednej akcji były trzy szanse na zdobycie gola. Niestety, żadna nie została wykorzystana.

Ciężko było patrzeć na to, jak szybki i przebojowy Szczepan ogrywa łódzkich piłkarzy, a ci nie mogą znaleźć sposobu, żeby go zatrzymać. Taka bezradność nie przystoi drużynie walczącej w ekstraklasie.

Na początku drugiej połowy, po łatwej stracie łodzian, Starzyński przebiegł kilkadziesiąt metrów i w dogodnej sytuacji strzelił na szczęście dla gości niecelnie.

W odpowiedzi Ramirez przedryblował kilku rywali, ale został zatrzymany. Para poszła w gwizdek, choć Hiszpan w tym rajdzie miał przynajmniej dwa momenty, żeby strzelać na bramkę Ruchu.

ŁKS miał przewagę, ale co z tego, skoro nie miał pomysłu jak przeprowadzić groźny atak, który przyniesie wyrównanie. I to się źle skończyło.

ŁKS nadal nie był w stanie zatrzymać Szczepana. Ten idealnie obsłużył Swędrowskiego, który pewnie wykorzystał sytuację sam na sam. ŁKS kończył mecz w dziesiątkę, bo drugą żółtą kartkę w 82 min ujrzał Mokrzycki. Słabo, słabo, słabiusieńko. Mośna tylko było rwać włosy z głowy.

Nie doszło na boisku do pojedynku braci Letniowski. Gdy wszedł ełkaesiak Jakub, Juliusz (pojawił się w wyjściowym składzie) już obserwował mecz z ławki rezerwowych Ruchu.

Ruch Chorzów – ŁKS 2:0 (1:0)

1:0 – Michalski (14), 2:0 – Swędrowski (75)

ŁKS: Bobek – Glapka (66, Lorenc), Mosalve, Marciniak, Głowacki (81, Tutyskinas) – Mokrzycki, Ramirez, Hoti (66, Letniowski) – Janczukowicz (81, Jurić), Tejan (28, Śliwa), Szeliga

Druga drużyna ŁKS przegrała ligowy mecz z Wisłą Puławy 1:3. Honorowego gola strzelił Bąkowicz.

Ruch – ŁKS 3:3. Ta sprawa jest niezwykle skomplikowana i niejasna. Po jakich zagraniach ręką dyktować jedenastkę?

Znów piłkarska I liga w propagowaniu pełnego emocji i niespodziewanych zwrotów akcji futbolowego widowiska przebiła ekstraklasę. Pojedynek ŁKS z Ruchem (3:3) okazał się prawdziwym, a nie papierowym hitem. Było w nim wszystko, co kibice kochają najbardziej – grad goli, wielka ambicja i wola walki do ostatniej piłki.

ŁKS musiał zadowolić się remisem, gdyż w 11 minucie doliczonego czasu gry sędzia Paweł Raczkowski z Warszawy podyktował jedenastkę za zagranie ręką w polu karnym. Tym razem padło na Macieja Śliwę. Po kolejnej centrze i zamieszaniu pod bramką piłka trafiła go w rękę. Czy to było celowe czy przypadkowe zagranie nie mające wpływu na przebieg wydarzeń musiała rozstrzygać technologia czyli VAR. Arbiter obejrzał akcję i uznał, że gospodarzom należy się jedenastka, którą wykorzystał Tomasz Foszmańczyk.

Trener ŁKS Kazimierz Moskal po najbardziej emocjonującym pojedynku potrafi trzeźwo i sprawiedliwie oceniać wydarzenia. Tym razem odniósł się też do rzutu karnego i trudno nie przyznać mu racji.

Kazimierz Moskal: – Wydaje mi się, że tak ogólnie patrząc na to co się dzieje, z sytuacjami z rękami w polu karnym – to ten przepis powinien być jakoś zmieniony czy uporządkowany. Kto jest od tego żeby sprawdzić czy ręka jest ułożona naturalnie czy nienaturalnie, gdy zawodnik skacze, biegnie czy się przewraca? Kiedy jest naturalnie ułożona? Ja nie wiem. Jest tyle kontrowersji w ostatnim czasie, jeśli chodzi o te zagrania ręką w polu karnym, że naprawdę warto by było to mocno przemyśleć. 

« Older posts

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑