Rezerwowy Pafka

Tag: łks zwycięstwo (Page 1 of 2)

ŁKS pod wodzą Ryszarda Robakiewicza wygrał czwarty mecz z rzędu. Tym razem pokonał w Warszawie walczącą o baraże Polonię!

ŁKS wygrał pod wodzą Ryszarda Robakiewicza cztery mecze z rzędu, w tym prestiżowe: z Ruchem w Chorzowie i Polonią w Warszawie. W tych czterech pojedynkach, co warte podkreślenia, łodzianie stracili tylko jednego gola!

Ełkaesiacy grali w stolicy bez wykartkowanego kapitana Kupczaka (opaskę przejął Głowacki). Dobre minuty w poprzednich meczach dały pierwszy skład Wzięchowi. Spotkania przez większość czasu było nudne, jak flaki z olejem. Goście pilnowali swojego przedpola, warszawianie remisu, który dawał im pewną grę w barażach i to oni się przeliczyli. Schodzili z boiska pokonani.

Już w 40 sekundzie łodzianie mogli przegrywać. Na szczęście po główce z siedmiu metrów niepilnowanego Zjawińskiego, piłka wylądowała w rękach Bomby. Łodzianie zaczęli mecz od chaosu, niepotrzebnych fauli , ale… Potem były składne akcje, w których nie popisał się Wzięch.

Wielkiej gry nie było. Oba zespoły zachowywały się… zachowawczo, myśląc o tym, żeby nie dać rywalom szansy do szybkiej kontry. Łodzianom w akcjach zaczepnych brakowało pierwszego dokładnego podania.

W końcówce pierwszej połowie ŁKS osiągnął przewagę, czego efektem był mocny strzał Wzięcha w ręce bramkarza Polonii. Po fatalnym wybiciu piłki przez Bombę, bramkarz łodzian naprawił błąd, broniąc strzał Vegi. W pierwszej połowie więcej było nastawionej na ostrożność taktyki niż odważnego grania, finalizowanego celnymi strzałami.

Druga połowa zaczęła się od akcji Mokrzyckiego i przyniosła strzał Młynarczyka w ręce bramkarza. Potem niewiele się działo, poza próbami konstruowania akcji przez Wzięcha. Mógł paść gol dla ŁKS. Po akcji Norlina w ostatniej chwili uderzenie Sitka na miarę bramki zablokował Terpiłowski. W odpowiedzi świetna interwencja Bomby po udanej kontrze gospodarzy, w końcówce meczu ratowała łodzian.

W doliczonym czasie po juniorskim błędzie Szura przy wyprowadzeniu piłki, przejął ją Sitek, popędził na bramkę, idealnie odegrał do Mrvaljevicia, a ten pewnie posłał ją do siatki. Polonia chciała odrobić straty, ale znów kapitaną interwencją popisał się Bomba. W nudnym meczu i emocjonujących ostatnich minutach z sukcesu cieszyli się łodzianie.

W ostatnim meczu kompletnie nieudanego sezonu i kompromitacji roku (zatrudnienie Ariela Galeano) ŁKS podejmie 25 maja o godz. 17.30 Znicz Pruszków. A potem? Pożyjemy, zobaczymy.

Polonia Warszawa – ŁKS 0:1 (0:0)

0:1 – Mrvaljević (90+5)

ŁKS: Bomba – Dankowski, Rudol, Gulen, Głowacki, Norlin (82, Zając), Mokrzycki, Wysokiński, Hinokio (90, Terlecki), Młynarczyk (65, Sitek), Wzięch (65, Mrvaljević)

ŁKS wygrał, jak najbardziej zasłużenie, na wyjeździe z Ruchem, pierwszy raz od października 1998 roku!

Po dwóch zwycięstwach z rzędu (1:0 nad Stalą Stalowa Wola i 5:0 nad Stalą Rzeszów) podopieczni trenera Ryszarda Robakiewicza wygrali… trzeci mecz, tym razem z Ruchem 3:1. Po raz pierwszy od 1998 roku pokonali Ruch w Chorzowie. To 12 wygrana łodzian, siódma na wyjeździe. To ostatnie zwycięstwie grzebie marzenie Ruchu o barażach.

Od początku meczu atakowali gospodarze i szybko dopięli swego. Pierwsza kontra Ruchu przyniosła gola. Po dokładnym podaniu Szczepana, Kozak wykorzystał sytuację sam na sam, uderzając mocno pod poprzeczkę. Wróciły zapomniane na moment łódzkie, futbolowe zmory, gdy atakujący ŁKS nadziewa się na kontrę, gubiąc jakiekolwiek obronne ustawienie.

Utrata gola nie odebrała łodzianom chęci do gry. Jak już była szansa, to Mrvaljević w doskonałej sytuacji pokazał, że jest napastnikiem jak z koziej d… trąba. Potem… ech, co było potem. Napastnik spóźnił się do doskonałego podania Głowackiego. Powiedzmy sobie szczerze. Bez skutecznego napastnika trudno marzyć o dobrym wyniku.

Łodzianie przejęli inicjatywę. W konstruowania akcji mającej doprowadzić do wyrównania (kolejną szansę miał Sitek), mieli im pomóc kibice, którzy pojawili się na chorzowskim stadionie w… 36 minucie spotkania.

Tymczasem zamiast meczu mieliśmy rozróbę na stadionie. Kibice łodzian próbowali rozrywać siatkę i dostać się do fanów gospodarzy. Nie, nie, nie dla takich stadionowych scen. Fani, jeśli mieli pomóc ŁKS, to zadziałali jak… piąta kolumna. Odebrali gościom cały sportowy animusz, który prezentowali przed stadionową zadymą.

W przerwie trwała regularna boiskowa wojna kibiców, tak jakby nastąpił powrót do lat 90. Służby medyczne miały pełne ręce roboty, a komentatorzy telewizyjni nie wiedzieli, czy po przerwie będą mogli bezpiecznie wrócić na swoje stanowiska.

Druga połowa zaczęła się od genialnej interwencji Bomby, który obronił strzał Kozaka. ŁKS znów starał się przejąć inicjatywę na boisku. I to się udało. Mieli swoje bramkowe szanse Wysokiński i Gulen, ale ich nie wykorzystali.

Do trzech razy sztuka. Po kolejnej akcji, której fundamenty zbudował Wzięch, kapitalnym strzałem z rogu pola karnego popisał się Głowacki. Ta bramka z pewnością będzie kandydowała do miana gola kolejki! Wyrównanie, jak najbardziej zasłużone, bo ŁKS nie był gorszy od rywali.

Ba, okazał się od niego lepszy. Stworzyli kolejne sytuacje, a po akcji Mokrzyckiego, podbramkowym instynktem w kolejnym meczu popisał się Wzięch, który uderzeniem głową dał łodzianom prowadzenie. W dwóch spotkaniach młody piłkarz strzelił trzeciego gola. Pozytywne i… optymistyczne.

Potem pressing łodzian pod bramką chorzowian spowodował, że gospodarze się pogubili. Cykało nabił Wysokińskiego, a co zrobiła piłka? Wylądowała w bramce!

17 maja o godz. 17.30 ŁKS zagra w Warszawie z Polonią.

Ruch – ŁKS 1:3 (1:0)

1:0 – Kozak (11), 1:1 – Głowacki (72), 0:1 – Wzięch (80, głową), 1:3 – Wysokiński (90+2)

ŁKS: Bomba – Dankowski, Rudol, Gulen, Głowacki, Norlin (85, Zając), Mokrzycki, Kupczak, Wysokiński, Sitek (56, Młynarczyk), Mrvaljević (56, Wzięch)

ŁKS. Tak efektownego zwycięstwa dawno nie było. Pięć goli łodzian, w tym dwa wyjątkowego rezerwowego!

ŁKS odniósł jedenaste ligowe zwycięstwo, w tym dopiero piąte na własnym boisku, ale za to jak efektowne. Drugi mecz trenera Ryszarda Robakiewicza i drugi triumf. Sześć zdobytych punktów, sześć strzelonych bramek, żadnej straconej – jest się czym pochwalić!

To był pojedynek dwóch drużyn grających już praktycznie o nic, poza kolejnym ligowym zwycięstwem i w przypadku łodzian odzyskiwaniem (powoli, powolutku) zaufania kibiców. ŁKS zagrał z sąsiadem w tabeli bez kilku piłkarzy: Hinokio (kartki), Balicia, Pirulo, Arasy, Wzięcha, Majcenicia, Iwańczyka.

Łodzianie od początku meczu mieli przewagę i ją wykorzystali. Po rzucie wolnym, dokładnym dośrodkowaniu Dankowskiego, Kupczak, ładnym uderzeniem piłki głową pod poprzeczkę, dał gospodarzom prowadzenie.

Potem było raczej nijako i letnio, ale szybka kontra ŁKS przyniosła drugiego gola. Po podaniu Sitka i niezbyt silnym, ale mierzonym strzale Norlina, piłka skozłowała i… jak nieopierzony junior zachował się bramkarz Bąkowski. Można wręcz powiedzieć, że golkiper sam wepchnął sobie piłkę do bramki.

Obaj strzelcy zdobyli swoje pierwsze gole w barwach ŁKS!

To warto odnotować: wchodzących po przerwie na boisko piłkarzy gospodarzy witały oklaski.

Po dynamicznym ataku, Mrvaljevicia wychodzącego na czystą pozycję, faulował przed polem karnym Kaczor i ujrzał czerwoną kartkę w 49 minucie pojedynku. I zgodnie z futbolową logiką padły kolejne gole dla ŁKS.

Po podaniu Głowackiego (a może był to strzał?!), we właściwym miejscu i właściwym czasie znalazł się Norlin i trochę szczęśliwie (piłka odbiła się od poprzeczki), trafił po raz drugi do siatki.

ŁKS atakował i był kolejny gol. Po centrze Młynarczyka i inteligentnym podaniu Norlina, bramkę głową zdobył Wzięch. Przypomnijmy, że piłkarz w piątek strzelił zwycięskiego gola dla drużyny ŁKS II. A za chwilę po świetnym dośrodkowaniu Głowackiego po raz drugi wpisał się na listę strzelców. I gdyby po raz trzeci trafił do siatki, a miał tak okazję, miałby błyskawicznego hat tricka. W każdym razie było efektowne zwycięstwo, pięć bramek i wyjątkowy rezerwowy.

Mecz oglądało blisko 5 tysięcy widzów, którzy tym razem mogli być zadowoleni, że wybrali się na stadion przy al. Unii.

10 maja o godz. 19.30 ŁKS zagra w Chorzowie z Ruchem.

ŁKS – Stal Rzeszów 5:0 (2:0)

1:0 – Kupczak (19, głową), 2:0 – Norlin (40), 3:0 – Norlin (65), 4:0 – Wzięch (80, głową), 5:0 – Wzięch (86, głową)

ŁKS: Bomba – Dankowski, Rudol, Norlin (82, Zając), Mokrzycki (67, Terlecki), Kupczak, Wysokiński, Sitek (67, Młynarczyk), Mrvaljević (76, Wzięch)

Koniec czarnej serii. ŁKS wygrał ligowy mecz, na dodatek na wyjeździe, na dodatek grając na zero z tyłu!

Po trzech porażkach z rzędu, ŁKS odwrócił złą kartę. Wygrał ligowy mecz, na dodatek na wyjeździe, na dodatek zagrał na zero z tyłu. To była 30 kolejka spotkań. Po raz ostatni łodzianie wygrali w kolejce numer… 24, dokładnie 14 marca na wyjeździe z Chrobrym Głogów.

Nowy trener – Ryszard Robakiewicz dokonał zmian. Bomba zastąpił Bobka w bramce, na środek defensywy wrócił Gulen, Norlin został skrzydłowym, za którego się uważa, a Mrvaljević środkowym napastnikiem. W drużynie rywali zabrakło byłego ełkaesiaka Kelechukwu, bo tak mówił zapis umowy między oboma klubami.

Łodzianie chcieli robić za boiskowych profesorów, ale szybsi, bardziej zdeterminowani, aktywniejsi byli gospodarze. ŁKS musiał się momentami bronić wybijaniem piłki na oślep. W końcu po blisko pół godzinie gry łodzianie wypracowali bramkową sytuację. Po inteligentnym wrzuceniu piłki w pole bramkowe przez Mokrzyckiego nie doszedł do niej Norlin. Poślizgnął się na śliskiej (padający deszcz) murawie.

Pierwszy celny strzał zapisali na swoim koncie w 34 min gospodarze, ale skutecznie interweniował Bomba. W odpowiedzi niewiele nad poprzeczką piłkę przeniósł najlepszy do tej pory w drużynie gości Sitek. W kolejnej akcji Mrvaljević zdobył gola, ale co z tego, skoro był na pozycji spalonej. W odpowiedzi ratował sytuację Guelen, bo gdyby nie jego interwencja, padłaby bramka dla gospodarzy. W 42 min pierwszy celny strzał łodzian, autorstwa Sitka. A potem?

Potem mieliśmy teatr absurdu. Po analizie VAR Hinokio ujrzał czerwoną kartkę za faul na rywalu,który miał już przed sobą tylko bramkarza. Najpierw jednak łodzianin zobaczył żółty kartonik. Z tą decyzją nie zgadzał się Niepsuj. Ujrzał w tej sytuacji drugą żółtą kartkę czyli czerwoną i choć w sumie miał rację – on i pomocnik łodzian musieli opuścić boisko. W drugiej połowie grano zatem dziesięciu na dziesięciu.

Pierwsza akcja drugiej połowy dała gola łodzianom. Dynamniczy, przebojowy Sitek po minięciu dwóch rywali, strzelił z ostrego kąta. Piłkę obronił P’iekutowski. Trafiła ona na koniec pola karnego do Mokrzyckiego, który pewnym strzałem w róg dal prowadzenie gościom. Po kolejnej akcji Sitka, antynapastnikiem okazał się Mrvaljević, który nie potrafił zamknąć dobrej akcji. Potem znakomitego podania Mokrzyckiego nie wykorzystał Norlin.

W końcówce znakomitą okazję miał Wzięch, ale jego strzał obronił nogami Piekutowski. Gdyby był bardziej precyzyjny, byłoby po meczu. ŁKS kontrolował sytuację i odniósł cenne zwycięstwo.

4 maja o godz. 17 ŁKS podejmie sąsiada w tabeli – Stal Rzeszów.

Stal Stalowa Wola – ŁKS 0:1 (0:0)

0:1 – Mokrzycki (49)

ŁKS: Bomba – Dankowski, Rudol, Guelen, Głowacki, Norlin (63, Młynarczyk), Kupczak, Mokrzycki (80, Wysokiński), Hinokio, Sitek (75, Zając), Mrvaljević (80, Wzięch)

Przebudzenie po przerwie za sprawą dynamicznych skrzydłowych i Hinokio przybliżyło ŁKS do strefy barażowej

Z futbolowego piekła do nieba. Po beznadziejnej pierwszej połowie ŁKS się odrodził. Wygrał 9 mecz, 5 na wyjeździe i jest coraz bliżej strefy barażowej.

ŁKS przystąpił do meczu bez trzech ważnych piłkarzy. Urazy wykluczyły Arasę i Mokrzyckiego, a nadmiar żółtych kartek – Głowackiego.

ŁKS zaczął ostrożnie i chaotycznie. Coś mogło się zdarzyć po indywidualnych atakach Sitka, ale się nie zdarzyło. Znakiem firmowym pierwszych 30 minut były fatalne dośrodkowania łódzkich piłkarzy w pole karne. Nic dziwnego, że nic groźnego z tego nie mogło wyniknąć.

Pierwszy celny strzał dopiero w 29 minucie. Na taki zdobyli się rywale. Tabiś uderzył wprost w Bobka. W odpowiedzi po błędzie Szarka z ostrego kąta Pirulo ni to strzelał , ni to podawał do Sitki i wyszyły z tego futbolowe nici. Kolejna groźna akcja była autorstwa gospodarzy. Mandrysz chciał sprawdzić Bobka, ale bramkarz popisał się udaną interwencją.

Co się odwlecze… Po rzucie rożnym sprokurowanym po amatorsku przez Majcenicia, niepilnowany Gric główkował precyzyjnie i piłka wpadła po długim rogu i słupku do bramki. Pierwsza połowa to futbolowa nędza po łódzku. Bez Mokrzyckiego piłkarze ŁKS przypominali biedne, bezradne dzieci zagubione w gęstej mgle. A potem… Wszystko się zmieniło!

W 50 min powinien być remis. Po centrze Dankowskiego, Rudol główkował z 5 metrów obok słupka (jak on tego nie potrafił zrobić!). W kolejnej akcji za słabo w polu bramkowym uderzał Młynarczyk, żeby zaskoczyć Lenarcika. Do trzech razy sztuka. Po indywidualnej akcji Hinokio, Szarek wybił piłkę wprost pod nogi Pirulo, a ten bez najmniejszego problemu posłał ją do siatki. Jak na to nie patrzeć to rezerwowy Młynarczyk zdynamizował ataki łodzian. Potem jednak znów na boisku dominował chaos. Musiał wykazać się Bobek, wybijając piłkę na rzut rożny po główce… Gulena.

Dwóch bodaj najlepszych graczy ŁKS dało prowadzenie łodzianom. Znakomity rajd po lewej stronie wykonał Młynarczyk, minął kilku rywali, zagrał na przeciwległą stronę pola karnego do Sitka, a ten posłał piłkę do bramki. Potem po świetnym strzale Młynarczyka, obronił piłkę Lenarcik. Przebudzenie łodzian po przerwie za sprawą przebojowych skrzydłowych i Hinokio.

Chrobry Głogów – ŁKS 1:2 (1:0)

1:0 – Gric (36, głową), 1:1 – Pirulo (54), 1:2 – Sitek (84)

ŁKS: Bobek – Dankowski, Rudol, Gulen, Majcenić, Pirulo (78, Balić), Wysokiński (46, Młynarczyk), Kupczak, Hinokio, Sitek (89, Iwańczyk), Mrvaljević (68, Norlin)

W następnej kolejce 29 marca o godz. 19.30 ŁKS podejmie Odrę Opole.

ŁKS wreszcie zwyciężył, bo ważni dla drużyny piłkarze zagrali o niebo lepiej niż ostatnio!

Fot. ŁKS/Cyfrasport

Ograniczmy się tylko do tego futbolowego roku. Długo, bardzo długo, za długo ełkaesiacy nie mieli okazji cieszyć się ze zwycięstwa. Dwukrotnie zremisowali (z Górnikiem Łęczna 2:2 i Kotwicą Kołobrzeg 0:0) oraz przegrali 0:1 z Miedzią Legnica i… Stało się! Wreszcie ŁKS, dodajmy jak najbardziej zasłużenie, wygrał. Pokonał Wartę 3:1.

Jak i dlaczego tak się stało, choć łodzianie nadal straszyli kibiców wyjątkową nieskutecznością? Skoro jednak stworzyli nawet nie kilka, a kilkanaście bramkowych sytuacji, w końcu coś musiało wpaść, choć na początku dzięki interwencji VAR i jedenastce, potem dzięki samobójowi. W końcu jednak padł gol, który mógłby być ozdobą każdego europejskiego stadionu. Mateusz Wysokiński strzelił z dystansu tak silnie i precyzyjnie, że trafił w okienko. Na pewno ten gol będzie kandydował do miana bramki rundy, a może całego sezonu I ligi. W tym miejscu trzeba dodać, że nie mniej efektowna była akcja i bramka Oliwiera Sławińskiego, która dała zwycięstwo drugiej drużynie w Chojnicach.

Wróćmy do pierwszego zespołu. Łodzianie znów popełnili w defensywie jakże denerwujący (mówiąc łagodnie) błąd, zapominając zupełnie o kryciu w jednej z boiskowych stref, co kosztowało ich stratę bramki. Na szczęście nie cofnęli się, nie ograniczyli do destrukcji, w czym pomogli rezerwowi, a zwłaszcza wspomniany wcześniej Wysokiński.

Trzeba dodać, że ŁKS miał wreszcie pomocników, którzy kreowali i pilnowali gry czyli Koki Hinokio i Michała Mokrzyckiego. Bez dwóch zdań był to najlepszy występ obu piłkarzy w tym roku. Okazało się też, iż Marko Mrvaljević  jest w ataku o niebo lepszy od ustawianego tam niepotrzebnie Andreu Arasy. Współpracował z pomocnikami, wywalczył karnego, miał udział w drugiej bramkowej akcji.

Nadal nie przekonuje mnie Pirulo, choć dla trenera Ariela Galeano jest wprost bezcenny. Antoni Młynarczyk zaczynający mecz jako jego zmiennik, wiele traci ze swej boiskowej energii i przebojowości. Niewarta skórka za wyprawkę?!

Jak na to nie patrzeć. ŁKS zagrał o kilkadziesiąt procent lepiej niż w Kołobrzegu. Jeżeli progres będzie nadal trwać to…?! 14 marca o godz. 20.30 ŁKS zagra ligowy mecz w Głogowie z Chrobrym.

Jest, jest, jest! ŁKS wreszcie strzelił bramki na własnym stadionie i co ważniejsze – wygrał

ŁKS chciał bardzo wygrać ten mecz i wygrał, choć rywale znacząco mu w tym pomogli, a też napędzili łodzianom trochę strachu.

Pirulo już na samym początku spotkania zmarnował znakomitą okazję przynajmniej do oddania celnego strzału. Za chwilę rywale zablokowali uderzenie Sitka. ŁKS starał się atakować, ale choć przechwytywał piłki, to im było bliżej pola karnego, tym grał wolniej.

Potem pomógł łodzianom VAR. Po analizie, sędzia Raczkowski uznał i słusznie, że Tkaczuk sfaulował w polu karnym Mrvaljevicia. Mokrzycki wykorzystał pewnym strzałem w róg jedenastkę. ŁKS zdobył pierwszą bramkę na własnym stadionie od… 17 września minionego roku!

Łodzianie nie zamierzali spocząć na laurach. Poszli za ciosem. Zaczęli też gra szybciej. Po akcji Sitek – Głowacki i strzale tego ostatniego interweniujący Michalski posłał piłkę do własnej bramki.

ŁKS miał dalej inicjatywę. Po świetnym zagraniu Mokrzyckiego, strzał Dankowskiego obronił Przybylak. Potem były jeszcze dwie niewykorzystane sytuacje łodzian. Atakujący gospodarze potrafili wykreować bramkowe okazje. Byli jednak nieskuteczni.

Na początku drugiej połowy łodzianie mieli metr, może nawet pół do bramki rywali, ale raz, drugi, trzeci nie potrafili wechnąć piłki do siatki, a strzały Sitka i Mokrzyckiego po kontrach obronił Przybylak. Akcja goniła akcję i… Aż trudno było uwierzyć, że nie pada trzeci gol.

Gdy się nie strzela bramki to się ją traci. Tak też się stało. Łodzianie zapomnieli o kryciu rywali. Michalski wykorzystał łódzką… pustkę po swojej prawej stronie. Gracz Warty miał miejsce i czas, żeby przeprowadzić bramkową akcję. Pierwszy udany atak i pierwszy celny strzał przyniósł gola. Piłka nożna jest okrutna.

ŁKS, a dokładnie Głowacki, nie wycigał żadnych wniosków z tej sytuacji. W bliźniaczo podobnej akcji Feliks minimalnie przestrzelił. Gości szybko skarcił Wysokiński. Pięknym i mocnym strzałem z dystansu w okienko dał spokój i oddech gospodarzom! Na gola mocno zapracował też Mrvaljević. ŁKS wygrał zasłużenie, ale strachu trochę było.

14 marca o godz. 20.30 ŁKS zagra ligowy mecz w Głogowie z Chrobrym.

Warte podkreślenia jest też to, co zrobił ŁKS II w II lidze. Pokonał niespodziewanie na wyjeździe Chojniczankę 2:1. Sławiński zdobył zwycięską bramkę godną najlepszych, światowych stadionów.

ŁKS – Warta Poznań 3:1 (2:0)

1:0 – Mokrzycki (18, karny), 2:0 – Michalski (29, samobójcza), 2:1 – Michalski (62), 3:1 – Wysokiński (77)

ŁKS: Bobek – Dankowski (84, Majcenić), Rudol, Gulen, Głowacki, Pirulo (68, Arasa), Mokrzycki (72, Wysokiński), Kupczak, Hinokio, Sitek (68, Mąynarczyk), Mrvaljević (84, Norlin)

Emocje sięgały zenitu. W meczu pełnym boiskowych wydarzeń trzy punkty zdobył ŁKS!

W wyjątkowo emocjonującym i barwnym w wydarzenia meczu, przy szalonym tempie akcja goniła akcję. To było meczycho. Ważne, że górą w tym bardzo dobrym spotkaniu był ŁKS! W ostatnich pięciu meczach na obcych boiskach łodzianie zdobyli już 13 punktów. To było ich siódme ligowe zwycięstwo.

Do wyjściowego składu łodzian wrócił stoper Wiech, a miejsce Młynarczyka na skrzydle zajął Balić. W wyjściowym składzie Stali pojawiło się czterech… młodzieżowców.

W ciągu pierwszych 150 sekund ŁKS powinien prowadzić… 2:0. Doskonale sytuacje zmarnowali Pirulo i Feiertag. W odpowiedzi musiał wykazać się Bobek.

Po kilkunastu minutach boiskowego chaosu pokazał się Balić, uzasadniając swoje pojawienie się na boisku w podstawowym składzie. W polu karnym założył rywalowi siatkę, podawał lub strzelał. Ważne, że piłkę jako ostatni dotknął Feiertag, a ta wtoczyła się do bramki.

Łodzianie prowadzili zasłużenie, byli lepsi. Szkoda, że dwa razy nie potrafili przeprowadzić składnej akcji, mając przewagę dwa na jeden. I jeszcze to, co stało się w doliczonym czasie. Po znakomitym podaniu Arasy, niepilnowany Feiertag z siedmiu – ośmiu metrów posłał piłkę nad poprzeczkę. Ech, powinno być 2:0, ale nie było…

Dlaczego grający po profesorsku ŁKS na początku drugiej połowy dał się zepchnąć do defensywy. I stało się. Łodzianie pozwolili rywalom na dośrodkowanie, a potem Dankowski nie upilnował Kościelnego, który doprowadził do wyrównania. Zaczęło się oblężenie bramki gości.

ŁKS bronił się kurczowo, momentami chaotycznie ale… Przeprowadził kontrę i znów wyszedł na prowadzenie. Po świetnym dograniu Feiertaga, strzale Dankowskiego, słabej interwencji bramkarza, ŁKS zdobył bramkę. Obrońca odkupił swoje winy.

Na boisko wszedł Młynarczyk i nie minęło15 sekund i zdobył gola! Wykorzystał błąd Kościelnego i w stylu wytrawnego napastnika wykorzystał sytuację sam na sam. No po prostu wejście smoka!

Szkoda, szkoda, szkoda. Po kapitalnej indywidualnej akcji Mokrzycki, minięciu kilku rywali, strzelił niestety nad poprzeczkę. W odpowiedzi znów pokazał klasę Bobek. To było za mało. Najpierw Łysiak trafił a w poprzeczkę, a za chwilę przy biernej postawie defensywy, niepilnowany przez nikogo Piotrowski pokonał bramkarza gości, zdobywając kontaktowego gola.

Mogła być czwarta bramka dla ŁKS, ale Arasa zamiast podawać piłkę wzdłuż bramki, strzelał i jego uderzenie obronił bramkarz gospodarzy, W kolejnej akcji schował egoizm do kieszeni. Zagrał dokładnie do Feiertaga, a ten bez kłopotu umieścił piłkę w siatce!

ŁKS nie odpuszczał. Miał jeszcze bramkowe sytuacje. Nie wykorzystał ich. Ważne, że wygrał. W spotkaniu, które śmiało mogło by być promocją rozgrywek I ligi.

Stal Rzeszów – ŁKS 2:4 (0:1)

0:1 – Feiertag (29), 1:1 – Kościelny (51, głową), 1:2 – Dankowski (57), 1:3 – Młynarczyk (66), 2:3 – Piotrowski (71), 2:4 – Feiertag (86)

ŁKS: Bobek – Dankowski (80. Zając), Gulen, Wiech, Głowacki, Arasa (87, Sitek), Mokrzycki, Kupczak, Pirulo (87, Wysokiński), Balić (65, Młynarczyk), Feiertag

Wysokie zwycięstwo ŁKS, ale też świetnymi interwencjami musiał wykazać się Bobek!

ŁKS wygrał szósty ligowy mecz, trzeci na wyjeździe. Dominował na boisku do czasu, gdy weszli na boisko rezerwowi, którzy dali słabe zmiany. Na szczęście znakomitymi interwencjami popisywał się Bobek.

Na mecz w Tychach wrócił do jedenastki ŁKS Mokrzycki. Został w niej, mimo niewykorzystanego ostatnio karnego, Pirulo.

Po kwadransie z hakiem ŁKS wypracował sobie trochę przypadkiem bramkową sytuację, ale Pirulo z ośmiu metrów posłał piłkę nad poprzeczkę. ŁKS miał inicjatywę. Po inteligentnym podaniu Pirulo, strzał Arasy z ostrego kąta obronił Łubik. Nikt nie zdążył z dobitką. Hiszpan miał kolejną szansę, ale strzelił metr obok słupka.

Wreszcie, ruszył do ataku z lewej strony Młynarczyk. Po jego dokładnym dośrodkowaniu Feiertag głową skierował piłkę w róg bramki gospodarzy. To piąty gol Austriaka.

ŁKS poszedł za ciosem. Po znakomitym prostopadłym podaniu Mokrzyckiego, Pirulo wykorzystał sytuację sam na sam. To jego pierwszy gol w sezonie. Młynarczyk miał szansę strzelić trzeciego gola dla ŁKS po indywidualnej akcji w polu karnym, ale jego uderzenie obronił Łubik. Podobnie, jak po strzale z drugiej strony Arasy. Łodzianie mieli inicjatywę, przewagę, chcieli strzelić bramki, zdobyli dwie i do przerwy zasłużenie prowadzili.

Pierwsza akcja łodzian, a właściwie juniorska strata gospodarzy, drugiej połowy przyniosła trzeciego gola. Młynarczyk trafił w słupek, ale Arasa nie miał problemów, żeby posłać piłkę do pustej bramki. To jego szóste ligowe trafienie. Potem łodzianie kontrolowali boiskowe wydarzenia. Gdyby byli dokładniejsi, bramek mogło być więcej.

Zmiany niestety nie wyszły gościom na dobre. Rezerwowi nie trzymali poziomu. Tutyskinas popełniał błąd za błędem. W tej sytuacji musiał wykazać się Bobek i wykazał, interweniując po prostu znakomicie w czterech wydawać by się mogło beznadziejnych sytuacjach.

Będą zmiany w defensywie łodzian, bo Wiech ujrzał czwartą żółtą kartkę. 20 października o godz. 17 ŁKS podejmie Stal Stalowa Wola.

GKS Tychy – ŁKS 0:3 (0:2)

0:1 – Feiertag (32, głową), 0:2 – Pirulo (35), 0:3 – Arasa (51)

ŁKS: Bobek – Dankowski, Gulen (60, Tutyskinas), Wiech, Głowacki, Arasa (73, Alastuey), Mokrzycki (83, Wysokiński), Kupczak, Pirulo (73, Balić), Młynarczyk (60, Zając), Feiertag

Pucharowe męczarnie ŁKS. Skuteczność Arasy dała łodzianom awans!

Sporo (siedem) zmian nastąpiło w składzie ŁKS na pucharowy mecz z IV-ligowcem, który z ostatnich ośmiu spotkań wygrał siedem. Łodzianie nie przegrali sześciu ostatnich ligowych meczów z rzędu. Trafił swój na swego? Tak, niestety, to wyglądało do przerwy. Po przerwie nie było wiele lepiej, ale ostatecznie skuteczny Arasa dał pucharowy awans I-ligowcom.

Pierwsi brakowe sytuacje wypracował Balić (najbardziej aktywny ełkaesiak do przerwy), ale potem składną akcję wyprowadzili gospodarze. Gdyby lepiej głową trafił Borkowski (14 bramek w ośmiu ligowych meczach) mogło być 1:0 dla Gromu.

ŁKS atakował (wolno, niemrawo i niedokładnie) gospodarze się bronili, czekając na kontrę. Granie na stojąco w ślamazarnym tempie nigdy nie przynosi dobrych rezultatów.

Ełkaesiacy spisywali się tak, jak w najgorszych ligowych meczach w tym sezonie, a wyróżnili się tym, że dwa razy, źle przyjmując piłkę, zagrali ją ręką. Na dodatek, gdy Pirulo ograł kilku rywali i miał dogodną sytuację, to posłał piłkę panu Bogu w okno. Pierwszy połowa dla łodzian do jak najszybszego zapomnienia.

Drugą część spotkania ŁKS zaczął… szybciej. Wyniknęła z tego jedna dobra sytuacji. Po centrze Pirulo, dotknięciu piłki przez Feiertaga i niepewnej interwencji bramkarza, grającego trenera – Lelenia, piłka odbiła się od słupka.

Trener Dziółka dokonał zmian i… rezerwowy, niepilnowany Alastuey przestrzelił z 14 metrów, a za chwilę wbiegł za szybko, żeby otrzymać piłkę po dobrym zagraniu Balicia. ŁKS nadal przodował w zagraniach… ręką. Taką umiejętnością popisał się(!?) tym razem Arasa. W kolejnej ważnej dla siebie akcji pokazał jednak klasę napastnika. Najpierw po centrze Pawlaka i główce Hiszpana piłka odbiła się od poprzeczki, a po kolejnej trafiła wreszcie do siatki. Bramek dla ŁKS w końcówce mogło być więcej, ale w dwóch dogodnych sytuacjach fatalnie spisał się Alastuey.

Grom mógł wyrównać, ale Borowski w dogodnej sytuacji posłał piłkę obok słupka. W doliczonym czasie gry po akcji Pirulo znów wpisał się na listę strzelców Arasa. Piłka trafiła do siatki po nodze obrońcy, i to Panka uznano za jego autora. Uff, odetchnęliśmy z ulgą. Jak najmniej takich spotkań w wykonaniu łodzian!

Puchar Polski

Grom Nowy Staw – ŁKS 0:2 (0:0)

0:1 – Arasa (82, głową), 0:2 – Panek (90+2, samobójcza)

ŁKS: Bomba – Pawlak, Wiech, Tutyskinas, Majcenić – Kupczak, Pirulo, Wysokiński (62, Alastuey) – Zając (62, Młynarczyk), Feiertag (62, Arasa), Balić (79, Sitek)

« Older posts

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑