Łódzki polityk, otwierając po przebudowie ośrodek Łodzianki, twierdził, że jest to ośrodek na miarę XXI wieku. Widać, nie przemyślał i nie przeanalizował sprawy dokładnie, a propaganda była najważniejsza.
Szybko, bardzo szybko Łodzianka okazała się sportowym bublem na miarę XXI wieku z za krótkim boiskiem, brakiem nagłośnienia, dachem na którym zatrzymują się wyjątkowo pechowo kopnięte piłki, wadliwym oświetlenia i psującą się lub znikającą kserokopiarką.
Nic dziwnego że teraz w ministerstwie sportu trzeba się starać o 10 milionów złotych, żeby przeprowadzić gruntowny remont pechowego ośrodka i żeby uzyskał on status pełnej używalności przez piłkarzy, rugbistki i rugbistów oraz mieszkańców miasta.
Na dodatek do ośrodka prowadziła droga przez park przypominająca te z czasów Piasta Kołodzieja – pełna dziur i nierówności (zwłaszcza po obfitych opadach deszczu!). Przejechanie po niej było wyczynem na miarę zaliczeniu Rajdu Dakar.
Miastu nie było wstyd, Widzewowi tak i w końcu dopiął swego. Za własne pieniądze wyremontował drogę. Na zdjęciach widać, jak teraz wygląda. Zobaczymy, jak długo taki stan rzeczy się utrzyma. Dodajmy od razu: pieniądze na remont pochodzą z funduszu Widzew Plus, który zasilają dobrowolnymi wpłatami kibice. Brawa dla nich!
Trwa batalia o napisanie przez Urząd Miasta Łodzi i Widzew wniosku o dofinansowanie remontu ośrodka treningowego przy ul. Małachowskiego. Konflikt między urzędem, a miastem tego nie ułatwia.
W Widzewie zapewniają, że pracują profesjonalnie i chcą sprawę doprowadzić do końca. Trzymamy kciuki, bo kilka milionów złotych z ministerstwa przyda się na pewno, na nową płytę boiska ze sztuczną nawierzchnią czy na stworzenie podgrzewanej murawy na jednym z boisk, co z pewnością wydłużyłoby czas jego użytkowania.
Widzew zapewnia, że przymierza się (ile to już lat!) do zbudowania ośrodka treningowego. I to na poważnie (oby!). Teraz widzi go poza Łodzią. Wygląda na to, że to dobry pomysł. Podobnie jak ten, który ze ścierniska, a raczej miejskiej łódzkiej dżungli przy ul. Niciarnianej, znów zrobiłby boisko z prawdziwego zdarzenia. Będzie zatem sportowe San Francisco? To też pomysł z brodą, mający długoletnią tradycję milczenia i bezczynności. Czas nagli. Trzeba brać się do sportowo – budowlanej roboty.
Są w Łodzi piękne stadiony, ale profesjonalnych miejsc do trenowania jest wyraźny i dokuczliwy niedostatek. Każde nowe boisko do szkoleniowej pracy jest zatem na wagę złota.
Widzew musi jednak pamiętać, że Łodzianka jest… Łodzianką i już. Nie może być ośrodkiem treningowym podporządkowanym jednemu klubowi. Muszą tu się pomieścić rugbistki i rugbiści, mający ponad 60 lat klub MKS Łodzianka, a także zwykli głodni sportu i rekreacji (w tym tenisa!) mieszkańcy miasta. Innego wyjścia nie ma, każde inne rozwiązanie działałoby na szkodę łódzkiego sportu.
Z odnalezionego w archiwum folderu na 40-lecie istnienie MKS Łodzianka:
W miejscu, gdzie w okresie międzywojennym znajdował się ośrodek półkolonijny dla łódzkiej młodzieży szkolnej, z inicjatywy działaczy sportu szkolnego i nauczycieli rozpoczęto w 1952 roku budowę Szkolnego Wojewódzkiego Ośrodka Sportowego w parku 3 Maja. Barak półkolonijny zaadaptowany został na salę gimnastyczną, a ponadto wybudowano kompleks obiektów sportowych: boisko piłkarskie z okólną bieżnią, boiska do siatkówki, koszykówki i piłki ręcznej, a także korty tenisowe. I tak to na obszarze 5,5 ha tego rejonu parku 3 Maja powstał ośrodek sportowo- rekreacyjny dla łódzkiej młodzieży szkolnej.
Legendą ośrodka był pan Jan Dziedzic gospodarz obiektu. Czytamy: Płyta głównego boiska za czasów pana Janka była prawie że idealna. Wszyscy podziwiali równo i gładko wystrzyżoną na nim trawę. Bardziej dociekliwi pytali gospodarza obiektu jak on to robi. Odpowiadał: – Trzeba, tak jak ja, hodować owce, które wypasam na boisku. One są lepsza od maszynek do koszenia.
Przez ponad 30 lat pisałem, bardzo często o sporcie, wzbudzający spore emocje felietonik Ryżową Szczotką w Expressie Ilustrowanym. Uznałem, że warto do niego wrócić. Wiele się zmieniło, a jednak nadal są sprawy, które wymagają komentarza bez owijania w bawełnę.
Pisze z Łodzi sobie szkodzi - tak tytułował swoje felietony znakomity Zbyszek Wojciechowski. Inny świetny dziennikarz Antoś Piontek mówił, że w sporcie jak w żadnej innej dziedzinie życia widać czarno na białym w całej jaskrawości otaczającą nas rzeczywistość. Do tych dwóch prawd chcę nadal nawiązywać.