Z dużej chmury mały deszcz. Zapowiadano wielkiej zmiany w liczeniu efektywnego czasu gry podczas meczów piłkarskich i znów skończyło się na tym, co już jest. W Londynie doszło do spotkania Międzynarodowej Rady Piłkarskiej (IFAB).

– Chcemy walczyć z marnowaniem czasu, chcemy, aby kibice cieszyli się grą. (…) Nie zmienimy zasad, nie zatrzymamy zegara. Zasady gry są uniwersalne i muszą być powszechnie akceptowane – powiedział Gianni Infantino, cytowany przez Sportowe Fakty. –  Nie sądzę, aby trzeba było stosować jakiekolwiek środki przymusu. Będziemy monitorować ligi na całym świecie i szukać dialogu.

Szef Międzynarodowej Federacji Piłki Nożnej przytoczył również pomysł Pierluigiego Coliny, który został wdrożony na mistrzostwach świata w Katarze. Podczas spotkań sędziowie doliczali nawet kilkanaście minut. Infantino poinformował, że będzie chciał, aby takie zasady panowały na całym świecie od 1 lipca. W sumie zostanie usankcjonowane to, co oglądaliśmy podczas mundialu w Katarze. Tymczasem piłka mogłaby pójść śladami… rugby.

W tej dyscyplinie bowiem po każdym sezonie jest analiza przepisów gry i ewentualna ich zmiana, zwłaszcza jeśli chodzi o bezpieczeństwo gry i jej… atrakcyjność. Tymczasem w futbolu jakby o tym zupełnie nie myślano. Na przykładzie takiej ligi jak polska, nie najlepszej, ale też nie najgorszej na świecie, widać jak na dłoni, co się dzieje. Przez gros czasu mecze są nudne jak flaki z olejem. Drużyny nauczyły się skutecznie bronić, do bólu realizując przyjęte założenia taktyczne. Dopiero pucharowa fantazja KKS Kalisz, który ośmieszył wrocławskich potentatów, pokazuje, że futbol może być inny.

Ale to wyjątek potwierdzający regułę. Coś zaczyna się dziać na ligowych boiskach w ostatnim kwadransie gry, gdy piłkarze nie mają już sił na sztywne trzymanie się reguł i o coraz większej liczbie drużyn mówi się dziś, że są mistrzami końcówek.

Może warto by było rozluźnić przestrzenie na boisku. Jak? Przez ograniczenie liczby występujących graczy? Do takiej rewolucji na pewno w najbliższym czasie nie dojdzie. A zatem? Może, tak jak we wspomnianym wcześniej rugby, karać tych, którzy ujrzeli żółtą kartkę, 10-minutowym wykluczeniem? Wtedy na kilkanaście minut zachwiana by została taktyczna dyscyplina, na boisku byłoby więcej przestrzeni do grania, pojawiłaby się szansa na skuteczniejszą walkę. Czy taki pomysł możliwy jest do przyjęcia?!