Rezerwowy Pafka

Tag: ekstraklasa (Page 12 of 29)

ŁKS. Tragiczna ligowa jesień. Tylko wiosenny cud może uratować ekstraklasowy byt!

Fot. Cyfrasport/ŁKS Łódź

ŁKS zaliczył tragiczną futbolową jesień, która stawia klub pod ekstraklasową ścianą. Powiedzmy szczerze, tylko cud czyli narodziny nowej ekipy Rycerzy Wiosny, mógłby ocalić ligowy byt.

Trener Piotr Stokowiec, który miał zbudować w drużynie nową jakość, co najwyżej okazał się średniej klasy motywatorem. Mówił, że trzeba wkładać dużo pracy, zagrać dwie dobre połowy meczu (he!he!he!), być zmobilizowanym, skoncentrowanym, pewnym swoich zachowań na boisku. I co? I mieszanie składem praktycznie nic nie dało. Łodzianie grali słabo, popełniali juniorskie błędy, jak w ostatnim meczu Piotr Głowacki, tracili punkt za punktem. Nie dziwi zatem fakt, że za kadencji Piotra Stokowca drużyna nie odniosła żadnego ligowego zwycięstwa, a w wielu, wielu meczach była od niego daleko, bardzo daleko.

Okazało się czarno na białym, że letnie transfery zamiast wzmocnić drużynę w praktyce ją… osłabiły. Gdy dyscyplina taktyczna, jak w spotkaniu z Ruchem, miała podnieść jakość grania, to okazywało się, że piłkarze ŁKS nie mogą na sobie do końca polegać. Futbolowy klops doprowadził do straty bramki i tym samym zwycięstwo wymknęło się z rąk.

Nadal nie mogę tego pojąć, jak najlepszy zawodnik drużyny rezerw i jej kapitan Oskar Koprowski, awansował tylko na ławkę rezerwowych pierwszej drużyny. Po boisku biegali słabsi od niego piłkarze. Cóż, takie a nie inne były wybory trenera.

Nie mogło się udać, skoro najlepszym z nowych graczy okazał się doskonale już znany i sprawdzony, dwojący się i trojący, starający się naprawiać popełniane przez kolegów błędy pomocnik Michał Mokrzycki. Dobre momenty zaliczali bramkarz Aleksander Bobek i napastnik Kay Tejan, a tak naprawdę kadrowe pozytywy pokazały się na sam koniec jesiennych zmagań. Okazało się, że spory potencjał mają walczący bez kompleksów, a momentami skutecznie, młodzieżowcy Antoni Młynarczyk i Jędrzej Zając.

Ciekaw jestem, czy po ostatnim spotkaniu, człowiek, który włoży w ŁKS 5 milionów złotych, czyli Dariusz Melon nadal uważa, że ekstraklasa nie jest jeszcze stracona…

Trener Widzewa – Daniel Myśliwiec znalazł się w szkoleniowym potrzasku. Z pustego i Salomon nie naleje

Zdjęcia: Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Ostatnie mecze tego roku pokazują czarno na białym, że trener Widzewa Daniel Myśliwiec znalazł się w szkoleniowym potrzasku. Szuka, kombinuje (z konieczności), niestety szyje na miarę. Wygląda jednak na to, że pewnych wysokości drużyna nie jest w stanie przeskoczyć. Topi się w morzu ligowej bylejakości. Z pustego i Salomon nie naleje.

Cenna jest odwaga trenera, który podejmuje nieoczywiste kadrowe decyzje. Te na chwilę się sprawdzają, a potem wszystko wraca do normy czyli ligowej przeciętności albo wręcz słabości. Wydawało się, że wreszcie Widzew ma młodzieżowca, który nie będzie obniżał, a wręcz podwyższał poziom gry zespołu ale… Po chwilowym przebłysku Antoni Klimek znów niestety zaliczył pusty ekstraklasowy przebieg.

Z dobrej strony pokazał się za to wyciągnięty z zaplecza 17-letni obrońca – Paweł Kwiatkowski. Nie zjadła go trema, nie przestraszył się rywali. Ba, w wielkim stylu zatrzymał atak ligowej gwiazdy – Kamila Grosickiego, miał szansę na zdobycie gola. Widać, że ma potencjał, oby jednak nie okazał się kolejnym widzewskim młodzieżowcem na chwilę, którego potem pochłonie morze przeciętności.

Nie podoba mi się to, że wraca stare. Ustawienie i gra Bartłomieja Pawłowskiego – jednego z dwóch klasowych piłkarzy w drużynie (drugi to bramkarz Henrich Ravas) przypomina mi to, co działo się z piłkarzem w Śląsku Wrocław. Pogubiony w nowych taktycznych obowiązkach marnował talent, czas i potencjał na puste przebiegi. A przecież, gdy w spotkaniu z Pogonią, zaatakował w swoim stylu, to tworzył coś konstruktywnego na boisku. Jego pozycja i sposób gry wymaga głębokiego przemyślenia.

Cały czas będę wracał do tej tezy: drużyna potrzebuje kadrowej rewolucji i to już, natychmiast. Pytanie tylko czy łodzianie mają dobre transferowe rozpoznanie i stać ich na sprowadzenie piłkarzy, którzy podniosą i to zdecydowanie jakość i poziom gry drużyny. Jeśli nie, to nie ma co kryć, wiosną czeka Widzew dramatyczna walka o uratowanie się przed spadkiem!

Remis ŁKS jak porażka. Ten podział punktów to gwóźdź do ekstraklasowej trumny?!

ŁKS stoczył kolejny mecz o ligowe życie z innym beniaminkiem – Ruchem Chorzów, z którym w pierwszej rundzie przegrał 0:2. Niestety, nie wygrał go. Podział punktów wydaje się gwoździem do ligowej trumny dla obu drużyn. Łodzianie wygrali w lidze ostatni mecz, tak to nie omyłka… 20 sierpnia. No, po prostu ekstraklasowa tragedia. Trener Stokowiec po objęciu ŁKS jeszcze nie zanotował zwycięstwa. Rodzi się zatem oczywiste pytanie: po co i komu potrzebna była szkoleniowa zmiana?!

Już w pierwszej akcji meczu ŁKS mógł prowadzić, ale w dogodnej sytuacji kapitan Mokrzycki przestrzelił. W odpowiedzi niezwykle udana, ofiarna interwencja Flisa po strzale Monety. Trzecia sytuacja przyniosła gola. Tejan odebrał piłkę Podstawskiemu, piłka trafiła do Hotiego, który pięknym strzałem w róg zza pola karnego dał łodzianom prowadzenie. Zasłużone, bo do przerwy ŁKS był lepszym zespołem.

Ruch, co zrozumiałe, od pierwszej minuty drugiej połowy starał się odrobić straty. Zepchnął gospodarzy pod własną bramkę. W dogodnej sytuacji na granicy samobója ratował łodzian Gulen. Arbiter Jakubik chciał podyktować rzut karny dla Ruchu, ale po analizie VAR go i słusznie sędzia go anulował, bo nie było faulu Hotiego w polu karnym. W tej sytuacji ŁKS miał szczęście, w kolejnej już nie. Głowacki za łatwo dał się uprzedzić Szurowi i obrońca Ruchu doprowadził do wyrównania. Niestety, obrońca nie po raz pierwszy popełnia błędy w kryciu. Wielkie rozczarowanie.

ŁKS – Ruch Chorzów 1:1 (1:0)

1:0 – Hoti (32), 1:1 – Szur (88, głową)

ŁKS: Bobek – Szeliga, Gulen, Flis, Głowacki – Ramirez (71, Młynarczyk), Mokrzycki (84, Małachowski), Louveau, Hoti (85, Lorenc), Zając (61, Pirulo) – Tejan (71, Jurić)

Trzecia porażka z rzędu. Zimowe, ligowe zmory będą męczyć Widzew

Dramat. Widzew doznał dziewiątej ligowej porażki, czwartej na własnym boisku, trzeciej z rzędu. Łodzianie zakończyli tę część ligowym zmagań z minimalną przewagą nad strefą spadkową. Jest się czego bać, bo przy takiej grze wiosną, spadek zajrzy i to mocno Widzewowi w oczy!

Co to się wyprawia w ekstraklasie! Najpierw rewelacyjna Puszcza zremisowała 3:3 z Jagiellonią, choć do przerwy przegrywała 0:3 (miała jeszcze poprzeczkę w ostatniej sekundzie pojedynku!), a potem trener Widzewa – Myśliwiec w meczu z kreatywną Pogonią posłał do boju… 16-letniego debiutanta Kwiatkowskiego w miejsce pauzującego za nadmiar żółtych kartek – Żyry.

Paweł Kwiatkowski

Nie minął kwadrans i wypadł na skutek kontuzji (uraz mięśnia) drugi stoper – Ibiza. Jego miejsce zajął na środku obrony da Silva, który wcześniej ujrzał czwartą żółtą kartkę i w pierwszym meczu wiosny 2024 roku z Jagiellonią nie zagra. Drugim ważnym wydarzeniem pierwszych minut było mistrzowskie zatrzymanie przez Kwiatkowskiego ataku Grosickiego. A trzecim… Mogło być 1:0 dla Widzewa, ale Kwiatkowski posłał piłkę głową wprost w ręce bramkarza. Potem celnie strzelał Pawłowski.

Widzew walczył bez strachu w oczach i kompleksów. I to przyniosło efekt. Po znakomitym podaniu Ciganiksa Alvarez posłał piłkę w róg bramki szczecinian. To jego trzeci gol w ekstraklasie. Niestety juniorskie błędy w kryciu Silvy sprawiły, że Grosicki wyrównał stan spotkania. Goście mogli do przerwy prowadzić, ale świetną interwencją popisał się Ravas.

Niestety, co się odwlecze, to nie uciecze. Pierwsza składna akcja drugiej połowy i rykoszet (piłka odbiła się od nogi Hanosuka) dały prowadzenie gościom. Widzew chciał coś zrobić, ale nie mógł czy raczej nie potrafił. Na dodatek kontuzji doznał drugi stoper – Kwiatkowski i znów trzeba było na nowo meblować defensywę.

Widzew walczył, ale po inteligentnym podaniu Pawłowskiego strzale Sancheza piłka nie trafiła do siatki. Dobrze interweniował Cojocaru. W 88 minucie łodzianie przeprowadzili tak naprawdę pierwszą groźną akcję w drugiej połowie. Za mało, żeby wywalczyć przynajmniej remis.

Widzew Pogoń1:2 (1:1)

1:0 – Alvarez (43), 1:1 – Grosicki (45+2). 1:2 – Koulouris (52)

Widzew: Ravas – Zieliński, Kwiatkowski (84, Dawid), Ibiza (17, Ciganiks), Silva – Pawłowski, Hanousek, Alvarez – Nunes (60, Kun), Klimek (60, Terpiłowski)- Rondić (60, Sanchez)

ŁKS. Podziękowania należą się debiutantowi, Aleksandrowi Bobkowi i… Wielkiej Łódzkiej Pani Poprzeczce

Zdjęcia: Radosław Jóźwiak/Cyfrasport/ŁKS Łódź

Nareszcie. Promyczek radości po tygodniach wielkiej futbolowej smuty. Jest remis z Legią ale… ŁKS po raz ostatni wygrał w ekstraklasie, gdy jeszcze nie rozpoczął się rok szkolny (20 sierpnia pokonał w ŁodziPogoń Szczecin 1:0). Nowy trener Piotr Stokowiec nadal ma fatalny bilans – pięć porażek i dwa remisy. Powiedzmy szczerze, że nie byłoby tego sukcesu, gdyby nie Wielka Łódzka Pani Poprzeczka, znakomicie interweniujący Aleksander Bobek i gol debiutanta Jędrzeja Zająca.

Sytuacja łodzian w tabeli jest nadal dramatyczna, żeby nie powiedzieć tragiczna. W siedemnastu spotkaniach zdobyli ledwo dziewięć punktów, bez punktu w meczach wyjazdowych, tracąc dziewięć punktów do bezpiecznej strefy, gwarantującej utrzymanie się w ekstraklasie. To był już 12. mecz z rzędu w ekstraklasie bez zwycięstwa ŁKS. Dziewięć z nich łodzianie przegrali!

Nie można jednak rzucić ręcznika na futbolowy ring i z niego zejść, dopóki piłka w grze, bo… czy się stoi czy się leży 10 milionów złotych się należy. Tyle mniej więcej dostanie na koniec sezonu ostatni zespół tabeli plus niezła kasa za Pro Junior System, na co ŁKS ma szansę.

ŁKS, żeby realnie myśleć o utrzymanie, musi zaliczyć serię ligowych zwycięstw, a wszystko zacząć trzeba od spotkania z Ruchem. Dojdzie do niego 17 grudnia o godz. 12.30 na stadionie przy al. Unii. Czy znów na trybunach będzie ponad 10 tysięcy widzów, jak podczas spotkania z Legią?

Rzut karny pogrążył Widzew. Porażka łodzian po wyjątkowo słabym meczu w ich wykonaniu

Po słabym, momentami beznadziejnym meczu Widzew przegrał po raz ósmy w sezonie, a czwarty na wyjeździe. Puszcza wygrała trzeci mecz z rzędu. Łodzian pogrążył rzut karny. Inna sprawa, że przeprowadzili w całym meczu ledwo dwie składne akcje.

Trener Myśliwiec mógł zrobić to na co ostatnio liczył. Postawić w wyjściowej jedenastce na swego asa – pomocnika Pawłowskiego i dać mu swobodę grania.

Pierwsza połowa była nudna jak flaki z olejem. Dużo chaosu, walki, niewiele składnych ataków na, co tu kryć, trudnym do składnego atakowania boisku. Widzew grał ospale, nie zbierając tzw. drugich piłek. Próbował rozruszać kolegów aktywny Pawłowski, ale bez powodzenia. Dopiero w 43 minucie doczekaliśmy się pierwszego celnego strzału łodzian. Po błędzie w defensywie gospodarzy, Hanousek miał szansę na gola, ale piłkę sprzed linii bramkowej wybił Zapolnik.

W pierwszej groźnej akcji drugiej połowy po wrzucie z autu(!) były widzewiak – Mroziński trafił Ibizę w rękę i sędzia podyktował rzut karny pewnie wykorzystany przez stopera Craciuna.

Dalekie podania piłki w pole karne Puszczy nic nie dawały. Bez urozmaicenia ataku, wygrywanych pojedynków jeden na jeden trudno było zaskoczyć rywali. Na dodatek, gdy była szansa na kontrę, to łodzianie przeprowadzali ją… beznadziejnie. Wreszcie w 88 minucie po podaniu Ciganiksa w dogodnej sytuacji Terpiłowski trafił wprost w bramkarza Zycha. Gdy przeprowadza się jedna składną, groźną akcję na kilkadziesiąt minut gry, to wszystko kończy się tak, a nie inaczej.

Na dodatek czwartą żółtą kartkę ujrzał Żyro i nie zagra w ostatnim meczu tego roku przeciwko Pogoni Szczecin – 16 grudnia o godz. 17.30 w Łodzi.

Puszcza Niepołomice – Widzew 1:0 (0:0)

1:0 – Craciun (60, karny)

Widzew: Ravas – Zieliński (82, Ciganiks), Żyro, Ibiza, Silva – Pawłowski (64, Rondić), Hanousek, Alvarez (88, Kun) – Nunes (64, Terpiłowski), Klimek (64, Tkacz) – Sanchez

Remis ŁKS z Legią. Dobra pierwsza połowa i gol debiutanta nie dały niestety zwycięstwa

Po dramatycznym, energetycznym meczu, golu debiutanta i furze szczęścia w drugiej połowie ŁKS honorowo zremisował z Legią po golu debiutanta

Trener Stokowiec znów zaskoczył. Na bój z Legią posłał w wyjściowym składzie debiutanta 19-letniego skrzydłowego – Zająca (w drugiej drużynie w II lidze: 19 spotkań, cztery gole, cztery asysty). Na ławce rezerwowych mecz rozpoczęli inni ważni gracze rezerw: Koprowski i 18-letni Młynarczyk.

Zaczęło się tak, jak się można było spodziewać. Legia atakowała, ŁKS starał się czujnie bronić ale… o mały włos nie dał się zaskoczyć. Po podaniu Josue Bobek wygrał pojedynek sam na sam z Kramerem.

Łodzianie starali się grać zdyscyplinowanie w defensywie i kontrować. Ta taktyka przyniosła gola. Dośrodkował po dynamicznym wejściu w pole karne Szeliga, strzelał Ramirez niecelenie, ale… po drodze piłkę biodrem odbił Zając i posłał piłkę do bramki! Czy można lepiej zapisać się w debiucie? To był jedyny celny strzał ŁKS w pierwszej połowie! Zając w przerwie: Czuję się jakbym był w raju.

Niestety, na początku drugiej połowy Louveau dał się ograć Wszołkowi jak futbolowe dziecko i warszawianin strzałem z kąta między nogami Bobka doprowadził do wyrównania. Za chwilę Riberio trafił w poprzeczkę, a potem po główce Muciego, Bobek też posłał piłkę na poprzeczkę. W ciągu nomen omen 13 minut warszawianie wypracowali pięć dogodnych sytuacji. Na tym nie koniec. Wszołek był nie do upilnowania, a w słupek trafił Josue.

Debiutanta w ŁKS zmienił inny debiutant – Młynarczyk. Mocno niezadowolonego (ze zmiany czy własnej gry?) Ramireza zmienił dawno niewidziany Pirulo. Niewiele to zmieniło, bowiem po uderzeniu Josue z wolnego Bobek znów sparował piłkę na poprzeczkę. Po chwili sprzed linii bramkowej piłkę wybił Gulen, a niepilnowany Diaz z siedmiu metrów posłał piłkę nad poprzeczkę.

Mecz oglądało na stadionie im. Władysława Króla ponad 10 tysięcy kibiców.

ŁKS – Legia Warszawa 1:1 (1:0)

1:0 – Zając (45), 1:1 – Wszołek (51)

ŁKS: Bobek – Szeliga, Monsalve (42, Gulen), Flis, Głowacki, Ramirez (71, Pirulo), Louveau, Mokrzycki (87, Lorenc), Zając (71, Młynarczyk), Hoti (87, Małachowski), Tejan

Widzew, jeżeli zagra jak w Mielcu, ma szansę wygrać, ale na beniaminka trzeba uważać. To nie jest chłopiec do bicia

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Powiew pucharowego optymizmu był potrzebny. Widzew zasłużenie pokonał w meczu Pucharu Polski Stal w Mielcu 2:1(pod koniec lutego przyszłego roku zagra z Wisłą Kraków) i teraz może w zdecydowanie lepszych humorach przygotowywać się do ligowego starcia. 11 grudnia o godz. 19 łodzianie zagrają beniaminkiem Puszczą Niepołomice na stadionie Cracovii.

Gdy się wygrało, to człowiek z optymizmem patrzy w przyszłość, nosi głowę wysoko w górze, chce się jechać na trening, choć zimowa pora odstrasza, wierzy w lepszą sportową przyszłość. Oby ta pozytywna energia przełożyła się na wynik meczu.

Co łodzianie muszą zrobić, żeby wygrać? To proste. Zachować się na boisku tak jak w Mielcu. Grać konsekwentnie, czujnie i skutecznie, wierząc w boiskową, wręcz południową fantazję swoich graczy, skuteczność napastników i być pewnym, że Henrich Ravas nagle nie straci wybornej sportowej formy. Czy jest to możliwe? Tak. To nie jest plan ponad siły i możliwości łodzian, a zatem jest do wykonania.

Na inaugurację rozgrywek Widzew nie bez problemów u siebie Puszczę 3:2. Teraz beniaminek gra mądrzej, konsekwentniej , bez kompleksów, potrafiąc skutecznie wykorzystać stałe fragmenty gry. Te atuty pozwoliły mu wygrać dwa ostatnie ligowe spotkania. To na pewno nie jest chłopiec do bicia!

Modlitwa o odwilż. Błotny autobus nadzieją ŁKS w meczu z Legią?

Zdjęcia Cyfrasport/ŁKS Łódź

Prognoza pogody wydaje się sprzyjająca. W najbliższy weekend ma być początek odwilży. Można się zatem spodziewać, że w meczu ŁKS 10 grudnia o godz. 15 z Legią na stadionie im. Władysława Króla, boisko w miarę upływu gry będzie zamieniało się w… błotnisko. To może być atut łodzian. Trzeba jednak przeżyć pierwsze minuty spotkania.

W nich swoje szanse na sukces pogrzebało Zagłębie Lubin, które wcześniej wygrało w Łodzi z ŁKS 2:0. Po czterech minutach wojskowi prowadzili w Lubinie 2:0, w czym bardzo pomógł im kuriozalny błąd bramkarza. Skończyło się na 3:0. Legia kontrolowała mecz i wygrała zasłużenie.

Już tak dobrze nie było w Pucharze Polski. Odważna, konsekwentna, mająca ciekawych piłkarzy (dyrektorem sportowym odpowiadającym za transfery jest były ełkaesiak – Paweł Golański!) Korona sensacyjnie pokonała wojskowych. ŁKS może pójść śladami Korony?

Jestem zdania, że przy obecnych sportowych możliwości łodzian, jedynym sposobem, żeby wyjść z tego starcia z honorem, a nawet powalczyć o niespodziankę czyli zdobyć choćby punkt, jest zagrzebanie się w błocie, stworzenie błotnego futbolowego autobusu przed własnym polem karnym i szukanie szansy w kontratakach, które w tych warunkach mogą być dziełem przypadku.

Ciągle mam w pamięci taki heroiczny bój ŁKS z Legią, który przyniósł dwie bramki Marcina Mięciela i zwycięstwo 2:1, choć wtedy błota nie było, ale była lepsza drużyna. Czy teraz jest to możliwe?

Fakty są okrutne. Dwunastu zawodników trafiło do ŁKS w minionym oknie transferowym. I co? Gra większości z nich jest do jak najszybszego zapomnienia. W ekstraklasie sprawdza się Michał Mokrzycki, choć w ostatnich meczach nie był już tak skuteczny, jak wcześniej. Dobre momenty miał przebojowy napastnik Kay Tejan oraz Dani Ramirez, który przypominał sobie na chwilę, jak dobrze grał wcześniej w ŁKS. To mało, dużo za mało, żeby mieć nadzieję, że nie będzie się ostatnią drużyną ekstraklasy, z tragicznym punktowym bilansem.

ŁKS nie ma zespołu. Ba, nowy trener Piotr Stokowiec zamiast go złożyć, jeszcze bardziej rozbroił, mieszając składem, ile się tylko dało. Czy teraz utrafi w meczową jedenastkę, która pozwoli łodzianom pokazać grę na miarę ekstraklasy i zachować resztkę nadziei na uratowanie się przed degradacją?

Jeszcze przypomnijmy, że na inaugurację rozgrywek 21 lipca Legia pokonała ŁKS 3:0, po hat tricku Tomasa Pekharta. Aleksander Bobek obronił jedenastkę egzekwowaną przez Josue. Mecz mógł się potoczyć inaczej, gdyby Kay Tejan wykorzystał wybrną sytuację sam na sam z bramkarzem.

Tzw. instynkt strzelecki futbolistów, gdy zawodzi, trzeba rozgrzeszać czy karać za wyjątkową głupotę?!

Ta sytuacja powtarza się nagminnie, a komentatorzy starają się ją oblec w żart, frazesy, z reguły bagatelizować. Biorąc pod uwagę ostatnie kolejki ekstraklasy, bramek mogłoby być przynajmniej o kilka więcej, gdyby piłkarze wykazywali się większą pokorą i… koleżeństwem. Mamy częstą sytuacja, w której po kontrze, prowadzący piłkę, według wszelkich reguł i znaków na niebie i ziemi, powinien ją podać lepiej ustawionemu koledze, co pozwoli zdobyć gola, a taki jest przecież cel działań futbolowej drużyny. On tymczasem wali bezmyślnie piłkę panu Bogu w okno.

Co robią w tej sytuacji telewizyjni komentatorzy i zaproszeni do studia fachowcy? Mówią, o instynkcie strzelca, która ma charakteryzować i usprawiedliwiać egoizm, brak umiejętności i wyobraźni niefortunnego futbolisty, łakomiącego się ponad wszelką miarę na sławę i chwałę, które ma mu przynieść strzelenie bramki.

Moim zdaniem tzw. instynkt strzelca, który w dogodnej sytuacji źle zadziałał, to mówiąc wprost: futbolowa słabość (ha!ha!ha!), która prowadzi do niewykorzystania bramkowej sytuacji, a w konsekwencji nawet do braku zwycięstwa czy choćby punktu zdobytego za wywalczony remis przez drużynę.

Taki egoizm i samolubstwo powinny być napiętnowane, a potem surowo karane przez trenerów, nawet stratą miejsca w wyjściowej jedenastce!

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑