Rezerwowy Pafka

Tag: sport (Page 2 of 148)

Siódma porażka na własnym boisku. ŁKS, co tu kryć, jest po prostu ligowym słabeuszem. Przykre, ale prawdziwe

Nie ma co pisać. ŁKS był słabszy i przegrał ze zmierzającą do ekstraklasy Termaliką. Łodzianom zostaje ratowanie się przed trafieniem do strefy spadkowej. Są zwykłymi przeciętniakami drugiego futbolowego poziomu w naszym kraju. I nikim więcej. Wielkie mocarstwowe sny zostały… mrzonkami. Ofensywa transferowa i… trenerska okazała się śmiechu warta.

Do przerwy łodzianie nie przegrywali i mieli furę szczęścia, bo rywale byli lepsi i mieli swoje sytuacje. Wystarczyło jednak dobre dośrodkowanie Młynarczyka i strzał Wysokińskiego, aby na tablicy wyników widniał remis.

A po zmianie stron… Znów jednak dały o sobie znać zmory łodzian czyli kompromitująca gra w defensywie, co z reguły kończy się stratą bramek. I tak też stało się tym razem. Goście wyszli na prowadzenie i już go nie oddali.

ŁKS próbował, atakował, nie dawał za wygraną, ale też pudłował. Zeszedł więc z boiska pokonany. Doznał 10 porażki, to nieprawdopodobne, ale prawdziwe siódmej na własnym stadionie. O czym w tej sytuacji marzyć? Tylko o tym, żeby nie spaść z I ligi!

Nomen omen 13 kwietnia w samo południe łodzianie zagrają w Płocku z Wisłą. Szanse na punktową zdobycz są raczej marne.

ŁKS – Termalica 1:2 (1:1)

0:1 – Zapolnik (16, głową), 1:1 – Wysokiński (44), 1:2 – Fassbender (53)

ŁKS:  Bobek- Dankowski (68, Hinokio), Rudol, Fałowski, Głowacki (68, Pirulo) – Kupczak, Mokrzycki- Wysokiński, Norlin (57, Balić), Młynarczyk (46, Sitek) – Mrwaljević (84, Wzięch)

Kuba Błaszczykowski i Jerzy Dudek zagrają w rugby! W Krakowie światowy turniej World Rugby HSBC Sevens Challenger

Zdjęcia PZR

Już w piątek 11 kwietnia w Krakowie rozpocznie się finałowy turnieju World Rugby HSBC Sevens Challenger. Szesnaście czołowych ekip świata – w tym Polki – powalczy o awans do zmagań w Los Angeles, gdzie z kolei stawką będzie promocja do HSBC SVNS.

Podczas finałowego turnieju w Krakowie kibice będą mieli okazję obejrzeć również wyjątkowy mecz charytatywny. Organizatorzy we współpracy z Fundacją TVP zaprosili w bezkontaktową formę rugby 7 dziennikarzy sportowych oraz gwiazdy.

Na murawę Stadionu Miejskiego im. Henryka Reymana wybiegną w najbliższą sobotę m.in. Kuba Błaszczykowski, Jerzy Dudek, Marcin Wasilewski, Arkadiusz Głowacki, Adam Kokoszka, raper Eldo, czy reprezentant Nowej Zelandii w rugby 7 Teddy Stanaway. 

Celem meczu będzie zbiórka środków na leczenie i rehabilitację czteroletniego Kuby, który ze względu na zakrzepicę i następującą w jej wyniku martwicę nóg, dla ratowania życia musiał mieć amputowane obie nogi. Chłopiec będzie wraz z rodzicami na stadionie. 

Głównym wydarzeniem będzie topowa sportowa walka. Miasto Kraków wraz z organizatorami zadbało też o to, by przy tej okazji zapoznać mieszkańców miasta ze sztuką rugby – podaje Kajetan Cyganik (Biuro Prasowe Turnieju World Rugby HSBC Sevens Challenger). Organizatorzy turnieju wraz z Miastem Kraków przygotowali kampanię promocyjną, która miała za zadanie przybliżyć tę dyscyplinę, ale także przypomnieć, jak wyjątkowym miejscem jest stolica Małopolski. Punktem wyjściowym tej kampanii jest hasło Poznaj Sztukę Rugby.

W centralnym punkcie miasta, na placu im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego, stanęła ekspozycja, która dosłownie wprowadza kibiców w sztukę rugby, opisując początki sportu, jego historię na świecie oraz w Polsce.

Na stadionie, w trakcie zawodów, organizatorzy także przygotowali mnóstwo atrakcji, które pozwolą nie tylko w teorii, ale i w praktyce zaznajomić się z rugby.

Zwieńczeniem turnieju miał być koncert zespołu Ørganek. Niestety, został odwołany.

Co trzeba zrobić, żeby obudzić w zespole ŁKS ducha walki? Przed łodzianami arcytrudny mecz z Termaliką

Michał Mokrzycki Fot. ŁKS/Cyfrasport

Miało być inaczej. Tymczasem jest ciemno, zimno i do domu daleko. Miała być fantazyjna, skuteczna gra, tymczasem… Jest jakby zmierzch, epigonizm, bylejakość, brak ducha walki i gry. Jak to się ma do słów trenera ŁKS Ariela Galeano: – Chcę, żeby każdy z nas pamiętał o tym, o czym często przypomina się w Ameryce Południowej: nie bez powodu herb klubu nosi się na sercu, a swoje nazwisko jedynie na plecach.

Po kolejnym nieudanym ligowym meczu, tym razem w Siedlcach (1:1 z Pogonią) obraz jest porażający. A jego symbolem postawa jednego z dotychczasowych liderów ŁKS Michała Mokrzyckiego, którą daje się jednak tłumaczyć tym, że po urazie był w stu procentach gotowy do gry. Jak na to nie patrzeć zespół dramatycznie z meczu na mecz obniża swój sportowy potencjał i prezentuje się, jak zbiór przypadkowo dobranych piłkarzy, którzy są na boisku, bo… muszą. Nie ma w tym za grosz radości grania i chęci pięcia się w górę.

ŁKS cały czas stoi sportowo w miejscu czyli tak naprawdę się cofa. Na dodatek wydaje się, że trener Ariel Galeano błądzi w gęstej, sportowej mgle. Dokonuje przypadkowych kadrowych wyborów, które nie pomagają zespołowi. Oby się szybko, bardzo szybko nie okazało, że zatrudnienie Paragwajczyka było jedynie głośnym… faktem medialnym, a tak naprawdę sportowym strzałem kulą w płot.

Promyczkiem optymizmu był debiut 18-letniego obrońcy Krzysztofa Fałowskiego, który z minuty na minutę grał coraz pewniej, a swój występ okrasił golem w doliczonym czasie, dającym punkt drużynie ŁKS.

Oj, trudno być optymistą, zwłaszcza gdy przed ełkaesiakami spotkanie z coraz bliższą bezpośredniego awansu do ekstraklasy – Termaliką Nieciecza w czwartek 10 kwietnia (początek o godz. 18) na stadionie przy al. Unii.  Jesienią było 2:2. Rywale w ostatniej kolejce pewnie pokonali Stal Rzeszów 3:1. Mecz będzie można obejrzeć na  TVPSPORT.PL

Widzew. Jest energia w klubie i w szatni, a to pomaga grać skuteczny futbol, który oddala za horyzont widmo spadku z ekstraklasy

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Powiem szczerze. Miałem obawy, gdy pojawiły się informacje o zapowiadanym, po zmianach w zarządzaniu klubem, wielkim czyszczeniu szatni po sezonie. Wydawało mi się, że morale drużyny spadnie na łeb i na szyję i zaczną się ligowe kłopoty. Tymczasem stało się inaczej. I bardzo dobrze. Widzew wygrał trzeci mecz z rzędu i jest o krok, a właściwie kroczek od utrzymania się w ekstraklasie i budowania lepszej przyszłości.

Drużyna się zmobilizowała. Widać, że piłkarzom zależy – tak na wygrywaniu, jak i na swojej… przyszłości. I co mnie bardzo cieszy, wrócił dobry duch drużyny- walecznej, zaangażowanej, stającej do rywalizacji bez kompleksów. Tak było w czasach Wielkiego Widzewa. Ech, gdyby udało się szybko nawiązać to tej heroicznej przeszłości.

– Widząc naszych kibiców chciało mi się płakać. To coś niewiarygodnego. Minimum, które możemy dać tym ludziom, to walka od pierwszej do ostatniej minuty- mówi trener Żeljko Sopić i ma nie sto, a dwieście procent racji.

Potwierdzają obserwacje o mobilizującej drużynę atmosferze słowa, przeżywającego bodaj najlepszy okres w Widzewie, Juliana Shehu, który twierdzi:- Energia w szatni i w klubie jest świetna, a to pomaga nam grać dobry futbol.

Ligowe mecze wykreowały prawdziwą gwiazdę wyjątkowych futbolowych wydarzeń, a raczej skutecznych strzałów, wyjątkowej urody. Jest nią Fran Alvarez. Jego gol z rzutu wolnego był pokazem umiejętności, futbolowego sprytu i wyjątkowej precyzji. Tylko tak dalej!

11 kwietnia o godz. 20.30 Widzew zagra w Kielcach z Koroną, która choć przegrała, postawiła się Lechowi Poznań. Niestety, łodzianie wystąpią bez dwóch piłkarzy, którzy w starciu z gdańszczanami stabilizowali, a zatem czynili grę drużyny lepszą czyli stopera Mateusza Żyry i pomocnika Marka Hanouska. Na dodatek znów kontuzjowany jest kapitan – Bartłomiej Pawłowski. Straty są poważne. Czy odbiją się na postawie zespołu?

Żeljko Sopić pokazał, że potrafi zarządzać szatnią, nie panikuje w trudnych sytuacjach i podejmuje odważne kadrowe decyzje, pomagające drużynie. Po spotkaniu z Lechią bardzo mocno (i słusznie) chwalił bramkarza Rafała Gikiewicza. Oby po pojedynku Kielcach i kolejnym udanym sportowo i punktowo ligowym meczu Widzewa, miał znów powody do bycia dumnym z postawy swoich graczy. A Gikiewicz? Niech znów zachowa czyste konto – tego mu życzę. Na razie nie wyciągał piłki z siatki przez 352 minuty!

Ten mecz przeszedł do legendy ŁKS i polskiego futbolu. 7 kwietnia 1957 roku łodzianie stali się Rycerzami Wiosny!

Fot. archiwum Jacka Bogusiaka

W I lidze ŁKS gra kiepsko, bardzo kiepsko. Co zatem pozostaje? Jak piękne są wspomnienia…

7 kwietnia to data szczególna i wyjątkowa dla ŁKS. W 1957 roku odbył się jeden z najważniejszych meczów w historii klubu, który zapewnił mu przydomek Rycerzy Wiosny. Skazywany na porażkę ŁKS w wielkim stylu pokonał w Zabrzu Górnika 5:1. Stało się tak, choć przez ponad godzinę łodzianie grali w dziesiątkę.

– Nasz stoper Stasiu Wlazły uległ kontuzji, a wówczas zmiany nie były dozwolone – wspominał Wiesław Jańczyk, pomocnik zespołu z Łodzi, który cztery lata wcześniej wywalczył z ŁKS mistrzostwo Polski w… koszykówce.

Cztery gole dla drużyny prowadzonej wówczas przez trenera Władysława Króla zdobył członek kadry na MŚ 1938 we Francji Stanisław Baran, który w reprezentacji zadebiutował 27 sierpnia 1939 r. w meczu z Węgrami (4:2). Jedną bramkę uzyskał Władysław Soporek, który rok później został królem strzelców ekstraklasy. Gospodarze prowadzili w tym meczu po trafieniu Romana Lentnera.

Kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak: – Rycerzami Wiosny ełkaesiaków mianował redaktor Jerzy Zmarzlik, który relację z tego meczu opatrzył tytułem na pierwszej stronie Przeglądu Sportowego: – Panowie – kapelusze z głów. Tak grają Rycerze Wiosny. Pięć bramek strzelił ŁKS drużynie gwiazd. Piłkarzem dnia został wówczas wybrany Stanisław Baran. Jak się później okazało, ŁKS pokonał przyszłego mistrza Polski. Łodzianom zdobycie złotego medalu mistrzostw udało się rok później, ale to już zupełnie inna historia.

A redaktor Zmarzlik sam przyznał, szukając efektownego tytułu po tym słynnym meczu, przypomniał sobie rozmowę starszych kibiców po zwycięstwie ŁKS 6:0 nad Ruchem Hajduki Wielkie w marcu 1932 r. Entuzjazm był olbrzymi, tym bardziej wbiła się w pamięć rozmowa owych dżentelmenów w kapeluszach: Rycerze wiosny, psiakrew. Jesienią ledwie będą powłóczyć nogami. „Rycerze Wiosny” narodzili się więc 25 lat wcześniej niż to się wszystkim wydaje, a na dodatek wcale nie było to pozytywne określenie charakteru drużyny.

Rycerz to szlachetne określenie, więc szybko zostało podchwycone i przyległo do ŁKS. Przez 60 lat było i wciąż jest utrwalane przez dziennikarzy w meczowych relacjach, a kibice wykorzystują motyw rycerza na koszulkach czy flagach. Rycerz jest też klubową maskotką. Sam strasznie się irytuję, kiedy inne polskie zespoły po kilku wiosennych zwycięstwach nazywane są „Rycerzami Wiosny”. Ten przydomek należy bowiem do ŁKS, tak jak „Czerwone Diabły” to Manchester United.

 Tego samego dnia 7 kwietnia 1957 roku w Łodzi urodził się kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak. No, gdy ktoś już w dniu urodzin jest obarczony takim ełkaesiackim dziedzictwem, to nie ma wyboru, musi ze wszystkich sił kibicowć temu klubowi. Jacek wśród wielu, bardzo wielu książek poświęconych ŁKS, napisał i taką: Wspaniały rok 1957.

O krok od kompromitacji ŁKS. 18-letni debiutant w dniu swoich urodzin w piątej doliczonej minucie gry uratował łodzianom remis w meczu z jedną z najsłabszych drużyn ligi

Miała być otwarta, południowoamerykańska, widowiskowa gra ŁKS, okraszona bramkami. I co? I była kupa szczęścia. W piątej minucie doliczonego czasu gry debiutant Fałowski doprowadził do wyrównania w meczu z jednym z ligowych outsiderów.

Miejsce w podstawowej jedenaste znaleźli pomocnicy: Pirulo i Iwańczyk oraz, co jest pewną niespodzianką, zdolny młody stoper 18-letni Fałowski (debiut w dniu urodzin). Trzej młodzieżowcy w składzie. Gulen i… Mokrzycki wylądowali na ławce rezerwowych. Zabrakło chorego Młynarczyka.

Pierwsi groźniej zaatakowali gospodarze. Mierzony w róg strzał zablokował Fałowski. Po chwili były ełkaesiak Flis niepilnowany z 10 metrów strzelił nad poprzeczka. A potem minimalnie pomylił się Famulak.

Ełkaesiacy? Prezentowali się fatalnie. Łatwo tracili piłkę, byli wolniejsi, popełniali juniorskie błędy, beznadziejne wykonywali stałe fragmenty gry. Trzeba się było głośno, coraz głośniej zastanawiać, co się dzieje.

Po 28 minutach wreszcie, pierwszy niezły celny strzał Iwańczyka. Była jeszcze pierwsza groźna i co najważniejsze składna akcja gości. A potem…

Niedowierzaniem i tylko zgrzytanie zębami. Nikt nie krył w polu karnym Demianiuka. Bardzo źle, niepewnie interweniował Bobek, który sfaulował przeciwnika. Jedenastka i szczęście gości. Podliński posłał piłkę obok słupka. Pierwsza połowa to słabiutka gra ŁKS i moc szczęścia. Tak po prostu być nie może.

W drugiej połowie reżyserem gry gości miał być Pirulo. Ale jako pierwsi rozpracowali rywali gospodarze. Zdobyli bramkę. Uff! Miś był na pozycji spalonej.

Wolniejsi, mniej zdecydowani łodzianie ratowali się faulami. I nagle po indywidualnej akcji faulowany w polu karnym był Balić (jedenastka przyznana po analizie VAR). Po strzale Mokrzyckiego piłkę obronił Lemanowicz. Coś nieprawdopodobnego. W kolejnej sytuacji, pierwszej od bodaj dwóch meczów dobrej centrze (Dankowski), gospodarzy ratował słupek i interwencja bramkarza.

ŁKS przeważał i… para w gwizdek. Nic z tego nie wynikało. Tymczasem po dalekim wrzucie z autu nieupilnowany były ełkaesiak – Flis posłał piłkę głową do bramki. ŁKS może mówić o szczęściu, bo mógł stracić drugiego gola. Skoro tak się nie stało, to w doliczonym czasie gry debiutant Fałowski strzałem z dystansu doprowadził do wyrównania! Więcej szczęścia niż futbolowego rozumu.

Następny mecz  ŁKS z Bruk-Bet Termaliką Nieciecza zaplanowano na czwartek 10 kwietnia (początek o godz. 18).  Jesienią było 2:2. Rywale w ostatniej kolejce pewnie pokonali Stal Rzeszów 3:1.

Pogoń Siedlce – ŁKS 1:1 (0:0)

1:0 – Flis (88, głową), 1:1 – Fałowski (90+5)

ŁKS: Bobek – Dankowski, Rudol (56, Wysokiński), Fałowski, Głowacki, Sitek (81, Zając), Iwańczyk (56, Mokrzycki), Kupczak, Hinokio (46, Balić), Pirulo, Norlin (74, Mrvaljević)

Osiem minut, które wstrząsnęły gdańszczanami i dało trzecie z rzędu zwycięstwo Widzewa!

Widzew stanął do walki o trzecie zwycięstwo z rzędu (1:0 z GKS Katowice i 2:0 z Piastem Gliwice) z jedną zmianą. W obronie mającego problemy zdrowotne Ibizę zastąpił Volanakis. Warto przypomnieć: gdańszczanie w ostatniej kolejce pokonali mistrza Polski – Jagiellonię 1:0. Tym razem jednak nie dali rady. Łodzianie dzięki piorunującej końcówce pierwszej połowy wygrali trzeci raz rzędu i trzeci raz nie tracąc gola!

Mecz zaczął się od cyrkowego zagrania Tupty, który w wyskoku piętą z metra chciał posłać piłkę do bramki. No, niestety się nie udało. A potem walka, walka i jeszcze raz walka. To się zawsze ceni, choć słabo ogląda.

Bardziej od meczu zwracał uwagę transparent kibiców łodzian: Chociaż zmiany nadszedł czas, zawsze będziesz jednym z nas – T. Stamirowski dziękujemy.

A na boisku? Biegali, starali się, ale składnych, groźnych akcji nie było. Gdy coś groźnego się działo, to i tak okazywało się bez znaczenia, bowiem sędziowie sygnalizowali pozycję spaloną.

Co się jednak odwlecze… Pawłowski posłał piłkę na skrzydło do Kozlovsky’ego. Słowak wpadł w pole karne, zwiódł obrońcę i podał do Shehu. Albańczyk przyjął, przymierzył i uderzeniem po długim rogu pokonał bramkarza Lechii.  Pierwszy celny strzał i jest bramka!

Gospodarzom było mało. W 45 minucie sfaulowany w polu karnym został dynamiczny Sypek. Niestety, kapitan Pawłowski, uderzając z jedenastki, trafił w poprzeczkę. Widzew się tym nie załamał. W doliczonym czasie goście zapomnieli, że Alvarez ma wyjątkowe umiejętności strzeleckie. Hiszpan sprytnym uderzeniem z rzutu wolnego (sugerował dośrodkowanie) zdobył drugiego gola. Przy okazji piłka odbiła się jeszcze od bliższego słupka. Szósty gol na koncie Alvareza.

No, trzeba przyznać, że końcówka (ostatnie osiem minut) pierwszej połowy w wykonaniu łodzian była piorunująca. Po prostu wstrząsnęła gdańszczanami.

W drugiej połowie gospodarzom grało się łatwiej, wszak mieli dwubramkową zaliczę. A mogło być wyżej. Tupta zachował się w polu karnym nie jak napastnik. W dogodnej sytuacji zamiast strzelać, wahał się, wahał. W końcu piłka trafiła do Sypka, a ten uderzył obok słupka.

Gościom mógł pomóc tylko przypadek. Neugebauer był bliski zamienienia dośrodkowania na gola. Na szczęście dla łodzian do tego nie doszło, bo też na stratę bramki nie zasłużyli. Podobnie jak w kolejnej groźnej sytuacji. Tym razem dobrą interwencją popisał się Gikiewicz. Widzew też miał szanse, ale Sobol (po podaniu Shehu) w sytuacji sam na sam trafił w bramkarza. Shehu też miał szansę, ale się pomylił.

Zwycięstwo na stadionie przy al. Piłsudskiego obejrzało 17 528 kibiców. 11 kwietnia o godz. 20.30 Widzew zagra w Kielcach z Koroną. Łodzianie wystąpią bez wykartkowanych: Hanouska i Żyry!

Widzew – Lechia Gdańsk 2:0 (2:0)

1:0 – Shehu (39), 2:0 -Alvarez (45+2, wolny)

Widzew: Gikiewicz – Therkildsen, Żyro, Volanakis, Kozlovsky – Hanousek – Sypek (67, Cybulski), Alvarez (83, Kerk), Shehu, Pawłowski (46, Czyż) – Tupta (67, Sobol)

KS Hokej Start Brzeziny. Dwa trudne, domowe mecze ze Swarkiem. Czy wróci Monika Chmiel? Jak sobie poradzić z prognozowanym atakiem… zimy?!

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Osłabienia składu, brak ważnych zawodniczek, nie przeszkodził liderkom tabeli zmagań hokeistek na trawie. KS Hokej Start Brzeziny pokonał UKS SP5 Swarek Swarzędz 2:1. Bramki w ten wietrzny dzień zdobyły dla brzezinianek: Magdalena Pabiniak i Zuzanna Rubacha. KS Hokej Start ma 9 punktów przewagi nad AZS Politechniką i 10 nad Swarkiem.

Teraz czas na kolejne starcia z UKS SP5 Swarek Swarzędz. Tym razem w Brzezinach: w sobotę o godz. 15 i w niedzielę o godz. 11.

Magdalena Pabiniak i Zuzanna Rubacha Fot. KS Hokej Start

Wróćmy do premierowego meczu, o którym mówi trenerka Małgorzata Polewczak: – To był trudny, wyrównany pojedynek. Nie wszystko wychodziło, bo wiadomo, początek sezonu. Mocno liczę na to, że w następnych spotkaniach większą odpowiedzialność za grę i wynik wezmą młode, zdolne zawodniczki. Już czas, żeby w dorosłym hokeju pokazały, co umieją.

– W jakim składzie zagracie w weekend?

– Być może wróci do składu Monika Chmiel. Decyzja będzie należała do niej. Niestety, dalej nie będą mogły wystąpić Karolina Grochowalskia i Kinga Owczarek.

Trenerka Małgorzata Polewczak
Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

– Synoptycy zapowiadają na weekend pogodowy armagedon i powrót zimy.

– I tego trochę boję. W hokeja powinno się grać w cieple, przy świecącym słoneczku. Inne warunki tylko zmieniają i mocno podnoszą poziom wymagań. Na dodatek grożą przeziębieniami, a z nimi też ostatnio walczą moje zawodniczki. W każdym razie czekają nas ciekawe, ale bardzo trudne mecze. Moja drużyna musi pokazać pełnię swoich możliwości.

Czas reprezentacji Polski. Przed drużyną dwa decydujące mecze w Rugby Europe Trophy. Czy nasz team zajmie pierwsze miejsce?

Fot. PZR

W ekstralidze rugby miesiąc przerwy od grania. Dlaczego? Czas na reprezentację i jej mecze. Kadrowicze są na krótkim zgrupowaniu w Siedlcach. A potem: 5 kwietnia 2025 – Luksemburg – Polska (Stade de Luxembourg), 12 kwietnia 2025 – Szwecja v Polska (Trelleborg Rugby Arena,). W kadrze prowadzonej przez doskonale znanych w Łodzi Kamila Bobryka i Tomasza Stępnia jest jeden zawodnik KS Budowlani WizjaMed – Lucas Niedzwiecki.

Jak podaje RugbyStats365.PL: Ostatnio zostały rozegrane dwa pojedynki w ramach Rugby Europe Trophy 2024/2025, które znacząco wpłynęły na układ sił w tabeli. W pierwszym spotkaniu, rozegranym na Baltrex Stadium w Siauliai, reprezentacja Litwy, zajmująca piątą pozycję w tabeli, zmierzyła się z trzecią drużyną RET – reprezentacją Czech. Goście odnieśli pewne zwycięstwo, pokonując Litwinów 44:3 (10:3). Dzięki temu triumfowi Czesi wyprzedzili w tabeli reprezentację Polski i awansowali na drugie miejsce w klasyfikacji Rugby Europe Trophy 2024/2025.

Drugie spotkanie odbyło się na Stade de Luxembourg, gdzie gospodarze podejmowali niepokonaną w tym sezonie reprezentację Szwecji. Szwedzi potwierdzili swoją dominację, pokonując Luksemburg 57:18 (24:6). Dzięki tej wygranej objęli prowadzenie w tabeli, uzyskując dwupunktową przewagę nad Czechami oraz czteropunktową nad Polską. Do zakończenia rozgrywek pozostały dwa mecze, oba z udziałem reprezentacji Polski. One zdecydują o tym, jak dla naszej drużyny skończy się ta europejska rywalizacja.

Trenerzy: Kamil Bobryk i Tomasz Stępień Fot. Wojciech Szymański

Trener Ariel Galeano miał poprowadzić ŁKS w dobrą stronę, tymczasem na razie pogłębił panujący na boisku (szczególnie w grze defensywnej) piłkarski chaos

Fot. ŁKS Łódź

Każde futbolowe dziecko to wie, że dobra gra zespołu zaczyna się od jego skuteczniej postawy w defensywie. Tymczasem w ŁKS – rwanie włosów i zgrzytanie zębów. Powiem tak, gdy przed wielu, wielu laty kopałem futbolówkę w Lidze Szóstek, to nasza gra defensywna cechowała się większą odpowiedzialnością, niż w ligowym klubie z ambicjami z Łodzi.

Można analizować na różne sposoby tę sytuację, ale trudno zrozumieć, że piłkarze, którzy z nie jednej mąki jedli chleb, mogą się tak pogubić, jak ełkaesiacy przy drugiej straconej bramce w meczu z Odrą (1:2). Nikt nie wiedział jak ma się ustawić, za kim ma biec, kogo kryć. W rezultacie zostali rozpracowani niczym mali chłopcy na futbolowym podwórku.

A czym był pierwszy gol kuriozum stracony w… 35 sekundzie? Prologiem do defensywnego chaosu i wielkim ostrzeżeniem, które zostało zignorowane przez piłkarzy i szkoleniowców łodzian.

Nowy trener Ariel Galeano miał pchnąć grę drużyny na nowe, lepsze tory. Na razie pchnął ją w jeszcze większy sportowy chaos. Pożal się Boże te fatalnie wykonywane stałe fragmenty gry, ten zatrważający brak skuteczności i chaotyczna walka praktycznie w dziesięciu bez kompletnie niewidocznego napastnika.

Szkoleniowiec niestety nie pomógł zespołowi. Zdejmując z boiska najważniejszych, trzymających grę piłkarzy, tylko pogłębił panujący chaos i sprawił, że w końcówce ŁKS nie potrafił sobie wypracować bramkowych sytuacji.

Sebastian Rudol mówi, że ambicją zespołu jest cały czas gra o pierwszą szóstkę. Pytanie tylko po co. Załóżmy hurraoptymistycznie, że łodzianie awansują i co dalej? Nie ma nawet cienia wątpliwości, że w ekstraklasie znów będą chłopcem do bicia, przynoszącym więcej wstydu niż radości.

6 kwietnia o godz. 17 ŁKS zagra z Pogonią w Siedlcach. To zdecydowany outsider zmagań, który jednak potrafi się postawić. Wygrał z ligowym średniakiem – Stalą (ma tyle samo punktów co łodzianie – 34) i to w Rzeszowie 4:2. Czy okaże się kolejną piłkarską przeszkodą za trudną dla ŁKS?

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑