Rezerwowy Pafka

Tag: sport (Page 5 of 154)

Widzew w najbardziej prestiżowym meczu ligowej wiosny przegrał z Legią. Niestety, szczególnie do przerwy, nie miał wiele do powiedzenia

Widzew przegrał z Legią w najbardziej prestiżowym meczu wiosny, ku rozpaczy wiernych kibiców (mecz oglądało przy al. Piłsudskiego 17 492 kibiców). Tak sobie myślę, że gdyby trener Sopić był polskim szkoleniowcem, to po takiej fatalnej serii nieudanych spotkań, wyleciałby z hukiem z łódzkiego klubu.

Widzewiacy od początku spotkania pilnowali podstawowego swojego interesu. Nie dać rywalom szansy na stworzenie bramkowej sytuacji. Gdy już mieli piłkę, to mieli ewidentny problem z przeniesieniem jej na połowę Legii. Zostawały pojedyncze szarże, w stylu zerwanych futbolowych koni, tak jak w przypadku Alvareza, który pognał z piłką przez pół boiska, ale stracił ją na 10 metrów przed polem karnym.

Cała ta siermiężna taktyka zdała się psu na budę. Co znaczy dokładne, prostopadłe podanie. Tym razem było to podanie Guala do Morishity. Faktem jest, że na radar krył go Kozlovsky. Dał się wyprzedzić, bał się interweniować ostro w polu karnym i… Japończyk wykorzystał sytuację sam na sam, posyłając piłkę między nogami Gikiewicza.

Widzew starał się siermiężnie przejąć inicjatywę, ale gubiły go niedokładne podania, złe dośrodkowania, w najlepszym razie niecelne strzały. Wściekli łodzianie próbowali odreagować swoją frustrację z powodu nieudanych zagrań na… bandach reklamowych. Tym futbolowym klopsom przyglądali się m.in. były trener – Myśliwiec i legenda klubu – Boniek.

Bezsilność łodzian znów została ukarana. Gikiewicz tak nieudolnie wybijał piłkę, że trafił w Luquinhasa, który dograł piłkę do Guala, a ten tylko dopełnił formalności. Kiks bramkarza na miarę słabego kabaretu.

Po trzech minutach mógł paść, ba powinien paść kontaktowy gol, ale po kiksie Ziókowskiego, w sytuacji sam na sam z Tobiaszem Alvarez posłał piłkę obok słupka. No, po prostu czarna widzewska rozpacz.

Przy gorszym rozdaniu futbolowych kart Widzew mógł przegrywać do przerwy 0:3, ale Gikiewicz tym razem nie zawiódł, broniąc strzał Wszołka. W sumie łatwo i przyjemnie, bez większego wysiłku warszawianie zasłużenie prowadzili.

Na początku drugiej połowy okazało się, że Widzew ma w składzie napastnika. Pokazał się piłkarz Sobol, ale strzelił oczywiście obok słupka. Nadal zatem mamy w Łodzi snajpera bez żadnego strzelonego gola. Drugi – Tupta jest ani gram lepszy. Też ma bramkowe zero na koncie. W odpowiedzi Gaul dwukrotnie(!) przegrał pojedynek sam na sam z Gikiewiczem.

Starał się też poprawić Alvarez, ale umiejętnościami wykazał się Tobiasz, parując piłkę po mocnym strzale nad poprzeczkę. Bodaj pierwsze celne uderzenie łodzian – w 56 minucie.

Kolejne przyniosło bramkę. Sheu strzałem z półwoleja trafił w okienko. Piękny gol na otarcie łez, niestety anulowany po interwencji VAR (tu sędzią był Szymon Marciniak!). Albańczyk był na pozycji spalonej. W doliczonym czasie czerwone kartki ujrzeli Kun i Morishita, ale nie miało to już żadnego znaczenia.

W drugiej połowie Widzew grał lepiej. Inna sprawa, że Legia starała się pilnować wyniku i w sumie odniosła jak najbardziej zasłużone zwycięstwo.

Na koniec 33 ligowej kolejki 19 maja o godz. 19 Widzew podejmie spadkowicza z ekstraklasy – Puszczę Niepołomice. Poradzi sobie ze słabeuszem? Można mieć uzasadnione wątpliwości.

Widzew – Legia 0:2 (0:2)

0:1 – Morishita (17), 0:2 – Gual (34)

Widzew: Gikiewicz – Therkildsen, Żyro, Ibiza (86, Kwiatkowski), Kozlovsky (67, Krajewski) – Hanousek – Sypek (46, Cybulski), Czyż (86, Kerk), Shehu, Alvarez – Sobol (67, Tupta)

ŁKS. To był wyczyn! W meczach z Polonią Warszawa legendarny napastnik – Mirosław Trzeciak dwa razy zaliczył hat tricka

Mirosław Trzeciak Archiwum Jacka Bogusiaka

W sobotę 17 maja o godz. 17.30 przy ul. Konwiktorskiej w Warszawie ligowy mecz piłkarskich legend. Polonia podejmie ŁKS, szkoda tylko, że nie w ekstraklasie.

Wiele na przestrzeni lat i spotkań się wydarzyło. Przypomnijmy, dzięki Jackowi Bogusiakowi, że znakomity piłkarz i nie gorszy aktor Marian Łącz strzelał gole dla obu zespołu – 35 dla łodzian, 28 dla warszawian.

A wyborowy snajper łodzian – Mirosław Trzeciak w pojedynku z Polonią zaliczył dwa hat tricki! Stało się to: 11 maja 1997 roku w meczu ŁKS – Polonia 4:2 w Łodzi (czwartego gola strzelił Rodrigo) i 11 kwietnia 1998 roku w Warszawie (3:0).

Trzeciak to król strzelców polskiej ekstraklasy w sezonie1 996/1997 w barwach ŁKS  (strzelił 18. goli w zaledwie 23. spotkaniach, co dało znakomitą średnią 0,78 bramki na mecz). W sumie w ŁKS Mirosław Trzeciak rozegrał 56 meczów, strzelił 27 goli i zdobył z łódzkim klubem tytuł mistrza Polski (19998 rok).

ŁKS rywalizuje z Polonią od blisko stu lat czyli od pierwszego ligowego sezonu. Dwa pierwsze spotkania w 1927 roku wygrały „Czarne Koszule” (4:3 i 2:1). W ostatnim meczu rozegranym w Łodzi 8 listopada zeszłego roku padł remis 0:0. Jak będzie teraz?

ŁKS. Tak to jest, że nawet mecze o nic mogą ci dać przepustkę do klubowej historii

Fot. ŁKS/Cyfrasport

ŁKS, grając w I lidze o nic, prezentuje ostatnie dobrą formę. Wygrał trzeci mecz z rzędu. To cieszy kibiców, buduje dobrą atmosferę w zespole. Pokazuje też czarno na białym, że niby takie mecze o nic mogą ci dać przepustkę do klubowej historii.

Niewątpliwie bohaterem ŁKS ostatnich dni jest imponujący wyjątkowym podbramkowym wyczuciem pomocnik – napastnik Mateusz Wzięch, który dokonał historycznego wyczynu.

W dwóch spotkaniach przebywał na boisku przez 60 minut i… W tym czasie strzelił trzy bramki, w tym niezwykle prestiżowym i co ważniejsze zwycięskim spotkaniu z Ruchem w Chorzowie. Wyczyn godny uznania i wspominania.

Fot. ŁKS Łódź

Panującemu ostatnio trendowi w polskiej piłce, że trzeba dawać szansę młodym trenerom, bo mają świeże, nowoczesne spojrzenie na futbol, zadaje kłam Ryszard Robakiewicz. Był znakomitym piłkarzem, a teraz, choć młodzieniaszkiem nie jest, pokazuje szkoleniową klasę.

Umiał opanować wielki sportowy i mentalny kryzys drużyny. Postawił na proste, oczywiste, ale skuteczne, rozwiązania. Potrafił przekonać do swoich racji zawodników. Dobrze kontroluje wydarzenia na boisku. Dokonuje zmian, które przynoszą korzyść zespołowi i dają zwycięstwa. Wartości nie do przecenienia. Efekt? Trzy mecze – trzy zwycięstwa!

Trzymam kciuki, żeby znakomita passa trwała dalej. 17 maja o godz. 17.30 ŁKS zagra kolejny mecz na wyjeździe, tym razem z Polonią w Warszawie. Rywale potrzebują punktu, żeby zapewnić sobie na 100 procent udział w meczach barażowych (półfinały baraży mają odbyć się 29 maja o godz. 18.00 i 21).

Barcelona pokazuje, że piłka nożna nie musi zmierzać w stronę gry nudnej, jak flaki z olejem

Jak to dobrze, że istnieje taki klub jak Barcelona. Jego gra przywraca wiarę w futbol, pokazuje całe piękno tej dyscypliny, jej nieprzewidywalność, zmienność, niespodziankę wkalkulowaną w ostateczny wynik i ogromne emocje.

Tak było też w przypadku kolejnego starcia Barcy z Realem Madryt. Katalończycy przegrywali 0:2, ale nie padli na kolana, tylko robili swoje, by ostatecznie wygrać 4:3. Ja, pewnie jak wielu, żałuję, że Katalończycy nie wystąpią w finale Ligi Mistrzów. Cóż, taki jest futbol w wykonaniu najlepszych, że niczego z góry zaplanować i ustalić się nie da.

Jak na to nie patrzeć, Barcelona, dzięki wyjątkowym indywidualnym możliwościom swoich gwiazd, pokazuje czarno na białym, że piłka nożna nie musi zmierzać w stronę gry nudnej, jak flaki z olejem.

Wyciągnięta ze szczypiorniaka. Usypiająca gra po obwodzie. Szukanie przez kolejne uciekające minuty dziury w całym czyli w szczelnym obronnym murze rywali, gdzie świetnie przygotowani fizycznie zawodnicy, ani na moment nie zamierzają odpuścić, idzie w zapomnienie.

Kiedy? Wtedy, gdy pojawi się Barcelona i funduje kibicom kosmiczne widowisko, po prostu nie z tej ziemi. W ciągu 45 minut funduje kibicom na całym świecie, tyle emocji, ile nie dostarczają w innych ligach całe kolejki spotkań!

Na swoje kibicowskie nieszczęście po hiszpańskim klasyku przełączyłem telewizor na hit i klasyk polskiej ligi Legia – Lech, który być może zdecyduje o mistrzowskim tytule. I co? Poza przepiękną bramką było tak, jakbym oglądał inną dyscyplinę. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Na dodatek niektórzy zawodnicy zachowywali się tak, jakby kazano im biegać po boisku za karę. Momentami nie dało się na ten tzw. polski piłkarski hit patrzeć. Mamy zatem dwa piłkarskie światy: jeden który aż chce się oglądać i drugi, który ogląda się z powodu… lokalnego sentymentu i patriotyzmu.

Widzew. Miała być próba generalna przed hitem hitów czyli starciem z Legią, a wyszła futbolowa plaża – nie do zaakceptowania!

Maria Stenzel i Mateusz Żyro
Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Miałem nadzieję, przez moment słuszną, że zapowiedź kadrowej rewolucji w Widzewie podziała na piłkarzy mobilizująco, że będą chcieli zrobić wszystko, żeby zostać w Łodzi i grać o coś więcej niż przetrwanie i ligową przeciętność. Pomyliłem się. Gra zespołu się po prostu posypała. Stąd wyniki, jak ten ostatni w Lubinie, które do szewskiej pasji doprowadzają kibiców.

Ale nie tyle wynik, co postawa tzw. profesjonalnych piłkarzy jest nie do zaakceptowania. ­ Wyszliśmy na ten mecz, jakbyśmy byli na plaży, a nie piłkarskim boisku – powiedział trener Zeljko Sopić i miał nie sto, a dwieście procent racji.

A tu już za chwilę najbardziej prestiżowy mecz rundy. 15 maja o godz. 20.30 Widzew podejmie Legię. I z czym wyjdzie na warszawian? Z niczym, skoro próba generalna z Zagłębiem okazała się sportową wpadką?! Jest odrobina nadziei, bowiem w przegranym meczu z Lechem, warszawianie grali tak, jakby uznali, że po zwycięskim Pucharze Polski, sezon się skończył. Może nadal będą w pucharowym letargu?

Fani Widzewa mają rację, żądając rozliczenia działaczy za przeprowadzone w ostatnim czasie transfery. Niewypał gonił niewypał, a szczytem sukcesu było sprowadzenie piłkarza o przeciętnych sportowych możliwościach. Głównego architekta tych transferowych niewypałów pełniącego rolę dyrektora sportowego Tomasza Wichniarka nie ma już w klubie. Ale są w nim ludzie, którzy na to ze spokojem, godnym lepszej sprawy, patrzyli i co gorsza akceptowali.

Jedynym piłkarzem Widzewa trzymającym cały czas poziom, jest ostoja defensywy – Mateusz Żyro. To od niego powinna się zaczynać budowa nowej drużyny, która ma pozytywnie zaskoczyć ligę i kibiców w przyszłym sezonie. Sęk w tym, że Mateusz może zdecydować się na inne sportowe rozwiązanie. Na przykład wybrać grę w Turcji, gdyby tam zmierzała jego życiowa partnerka, srebrna medalistka mistrzostw Polski, siatkarka Maria Stenzel.

ŁKS wygrał, jak najbardziej zasłużenie, na wyjeździe z Ruchem, pierwszy raz od października 1998 roku!

Po dwóch zwycięstwach z rzędu (1:0 nad Stalą Stalowa Wola i 5:0 nad Stalą Rzeszów) podopieczni trenera Ryszarda Robakiewicza wygrali… trzeci mecz, tym razem z Ruchem 3:1. Po raz pierwszy od 1998 roku pokonali Ruch w Chorzowie. To 12 wygrana łodzian, siódma na wyjeździe. To ostatnie zwycięstwie grzebie marzenie Ruchu o barażach.

Od początku meczu atakowali gospodarze i szybko dopięli swego. Pierwsza kontra Ruchu przyniosła gola. Po dokładnym podaniu Szczepana, Kozak wykorzystał sytuację sam na sam, uderzając mocno pod poprzeczkę. Wróciły zapomniane na moment łódzkie, futbolowe zmory, gdy atakujący ŁKS nadziewa się na kontrę, gubiąc jakiekolwiek obronne ustawienie.

Utrata gola nie odebrała łodzianom chęci do gry. Jak już była szansa, to Mrvaljević w doskonałej sytuacji pokazał, że jest napastnikiem jak z koziej d… trąba. Potem… ech, co było potem. Napastnik spóźnił się do doskonałego podania Głowackiego. Powiedzmy sobie szczerze. Bez skutecznego napastnika trudno marzyć o dobrym wyniku.

Łodzianie przejęli inicjatywę. W konstruowania akcji mającej doprowadzić do wyrównania (kolejną szansę miał Sitek), mieli im pomóc kibice, którzy pojawili się na chorzowskim stadionie w… 36 minucie spotkania.

Tymczasem zamiast meczu mieliśmy rozróbę na stadionie. Kibice łodzian próbowali rozrywać siatkę i dostać się do fanów gospodarzy. Nie, nie, nie dla takich stadionowych scen. Fani, jeśli mieli pomóc ŁKS, to zadziałali jak… piąta kolumna. Odebrali gościom cały sportowy animusz, który prezentowali przed stadionową zadymą.

W przerwie trwała regularna boiskowa wojna kibiców, tak jakby nastąpił powrót do lat 90. Służby medyczne miały pełne ręce roboty, a komentatorzy telewizyjni nie wiedzieli, czy po przerwie będą mogli bezpiecznie wrócić na swoje stanowiska.

Druga połowa zaczęła się od genialnej interwencji Bomby, który obronił strzał Kozaka. ŁKS znów starał się przejąć inicjatywę na boisku. I to się udało. Mieli swoje bramkowe szanse Wysokiński i Gulen, ale ich nie wykorzystali.

Do trzech razy sztuka. Po kolejnej akcji, której fundamenty zbudował Wzięch, kapitalnym strzałem z rogu pola karnego popisał się Głowacki. Ta bramka z pewnością będzie kandydowała do miana gola kolejki! Wyrównanie, jak najbardziej zasłużone, bo ŁKS nie był gorszy od rywali.

Ba, okazał się od niego lepszy. Stworzyli kolejne sytuacje, a po akcji Mokrzyckiego, podbramkowym instynktem w kolejnym meczu popisał się Wzięch, który uderzeniem głową dał łodzianom prowadzenie. W dwóch spotkaniach młody piłkarz strzelił trzeciego gola. Pozytywne i… optymistyczne.

Potem pressing łodzian pod bramką chorzowian spowodował, że gospodarze się pogubili. Cykało nabił Wysokińskiego, a co zrobiła piłka? Wylądowała w bramce!

17 maja o godz. 17.30 ŁKS zagra w Warszawie z Polonią.

Ruch – ŁKS 1:3 (1:0)

1:0 – Kozak (11), 1:1 – Głowacki (72), 0:1 – Wzięch (80, głową), 1:3 – Wysokiński (90+2)

ŁKS: Bomba – Dankowski, Rudol, Gulen, Głowacki, Norlin (85, Zając), Mokrzycki, Kupczak, Wysokiński, Sitek (56, Młynarczyk), Mrvaljević (56, Wzięch)

Widzew. Gdyby łodzianie grali tak cały sezon, to niechybnie spadliby z ekstraklasy. Łodzianie tym razem wystąpili w roli… świętego Mikołaja!

Walczący już o ligowe… nic Widzew przegrał 14 ligowy mecz, ósmy na wyjeździe. Taka sobie ciekawostka – Widzew za kadencji trenera Sopicia jeśli wygrywa to 2:0, a jeśli przegrywa 1:2. Łodzianie okazali się świętym Mikołajem (choć od gwiazdki minęło szmat czasu) dla lubinian, którym zwycięstwo zapewniło utrzymanie w ekstraklasie.

Mogło zacząć się fatalnie. W piątej minucie sędzia podyktował rzut karny dla gospodarzy za faul Shehu na Kurminowskim. Dobrze, że jest analiza VAR. Okazało się, że przewinienie było przed polem karnym. Gospodarze dostali tylko rzut wolny, a strzał Szmyta kapitalnie obronił Gikiewicz. Już w 11 minucie łodzianie musieli dokonać pierwszej zmiany – w defensywie.

A tymczasem, co się odwlecze, to nie upiecze. Minęło trochę więcej niż 20 minut i lubinianie strzelili gola. Po świetny dograniu piłki przez Regułę, dynamicznie zaatakował Pieńko. Futbolówka odbiła się od poprzeczki i wpadła do siatki.

Jak przydarzyło się nieszczęście, to łodzianie wzięli się do roboty i szybko, po po pięciu minutach, dopięli swego. Po dośrodkowaniu Tupty, najsprytniejszy w polu karnym rywali okazał się Żyro. Pytanie, gdzie byli i o czym myśleli obrońcy Zagłębia?

Widzew dał się uśpić. I nie dostrzegał znaków ostrzegawczych. Po pierwszym z dwóch rzutów rożnych piłka odbiła się od poprzeczki (to że futbolówka nie wpadła do siatki bardzo pomógł Sobol). Po drugim kornerze niestety do siatki piłkę posłał głową pilnowany na juniorskim poziomie Orlikowski. Gikiewicz też miał swoje za uszami.

W drugiej połowie Widzew był często przy piłce, pewnie z myślą o odrobieniu strat, ale niewiele z tego wynikało. Z samych niezbyt dokładnych dośrodkowań smakowitego ligowego chlebka nie będzie. A kolejne rzuty rożne? Do zapomnienia! W ostatnich sekund spotkania lubinianie zablokowali strzał Shehu.

Gospodarze skupili się na bronieniu korzystnego, ba bezcennego, bo dającego utrzymanie, wyniku. Cel osiągnęli, choć Widzew po przerwie dominował. No i co z tego?!

Mecz oglądało 5893 kibiców.

15 maja o godz. 20.30 w hitowym pojedynku Widzew podejmie Legię.

Zagłębie Lubin – Widzew 2:1 (2:1)

1:0 – Pieńko (27), 1:1 – Żyro (32, głową), 2:1 – Orlikowski (44, głową)

Widzew: Gikiewicz – Krajewski, Żyro, Ibiza (11, Kwiatkowski), Kozlovsky (62, Therkildsen) – Hanousek (78, Kerk) – Sypek (46, Cybulski), Czyż, Shehu, Tupta (78, Łukowski) – Sobol

KS Hokej Start Brzeziny. Mistrzynie i liderki tabeli czeka mecz z drużyną, z którą zagrają w półfinale mistrzostw Polski!

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

KS Hokej Start Brzeziny nadal jest niepokonany. Wygrał mecz z drugim zespołem AZS Politechnika Poznańska 4:1. Zaczęło się sensacyjnie od prowadzenia rywalek 1:0, ale potem faworytki wzięły sprawy w swoje ręce. Bramki strzeliły: Magdalena Pabiniak – dwie oraz Dziyana Voronovich i Oliwia Krychniak.

Brzezinianki mają na koncie 29 punktów, o 13 więcej od drugiego AZS Politechniki. Do końca rundy zasadniczej trzy kolejki, a to oznacza, że bez względu na wyniki podopieczne Małgorzaty Polewczak przystąpią z pozycji numer jeden do rywalizacji o medale.

Autorki bramek z AZS. Fot. KS Hokej Start

Sezon zasadniczy cały czas trwa, trzebagrać o kolejne zwycięstwa. Teraz w rewanżu KS Hokej Start podejmie w Brzezinach drugi zespół AZS. Kiedy? W niedzielę o godz. 15.

– Wystawię mocny skład – mówi trenerka Małgorzata Polewczak. – O żadnym lekceważeniu przeciwniczek nie ma mowy. To będzie dla nas poważny sprawdzian, wszak z AZS II zagramy w półfinale mistrzostw Polski.

A decydujące mecze?

7 czerwca: 1 półfinał: 1-4, 2 półfinał: 2-3, 8 czerwca: mecz o 3 miejsce, finał MP seniorek.

PZHT cały czas nie podjął decyzji, kto zorganizuje finałowy turniej. Brzeziny zgłosiły gotowość jego przeprowadzenia. Czy otrzymaj ze związku pozytywną odpowiedź?

Jedną z sędzin niedzielnego meczu będzie była kapitan KS Hokej Start, wielokrotna reprezentantka Polski – Paula Sławińska.

Małgorzata Polewczak: Moim zdaniem, ktoś kto był dobrym zawodnikiem, sprawdza się jako sędzia. Po prostu czuje grę. I tak jest też z Paulą. Powiem po cichu, że namawiamy ją, żeby wróciła do grania, bo wciąż jest wybitną hokeistką.

W Polsce matury i w hokejowej drużynie są też dziewczyny, które ją zdają: Oliwia Krchniak, Patrycja Kalczyńska i Justyna Ferdzyn.

Małgorzata Polewczak: Kto jest dobrym uczniem, jest też dobrym sportowcem. I tak jest w przypadku moich podopiecznych. Jestem pewna, że z maturą poradzą sobie znakomicie!

Wart odnotowania jest też sukces juniorek KS Hokej Start Brzeziny, które w rzutach karnych pokonały liderki – AZS Politechnikę 2-0. 10 maja brzezinianki zagrają na wyjeździe z Orlętami Sosnowiec.

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

ŁKS. Radosny uśmiech Mateusza Wzięcha, jednego z nieoczywistych bohaterów efektownie wygranego ligowego meczu, jest po prostu bezcenny!

Fot. Jakub Piasecki/Cyfrasport

Efektowne, najwyższe w sezonie, zwycięstwo ŁKS (5:0) jest cenne. Szkoda, niestety, że w meczu o ligową pietruszkę. Bezcenny w pojedynku ze Stalą był radosny uśmiech nieoczywistego, jednego z bohaterów spotkania, jokera w talii trenera Ryszarda Robakiewicza, wysokiego (186 cm) pomocnika – napastnika 23-letniego Mateusza Wzięcha, który strzelił dwie bramki.

To były jego pierwsze gole dla pierwszej drużyny ŁKS, Zawodnik dwa dni wcześniej zdobył zwycięską bramkę dla ŁKS II, która zwiększa szanse drużyny na uniknięcie baraży w walce o utrzymanie się w II lidze. Myślę, że trzy dni w swojej futbolowej karierze Mateusz zapamięta do końca życia. Mam nadzieję, wierząc że ta historia może mieć optymistyczny ciąg dalszy, że te gole to będą kroki milowe w karierze sympatycznego piłkarza.

Najlepszym piłkarzem ŁKS w starciu ze Stalą był gracz, któremu kilka dni wcześniej po słabym występie nie przypisałem większych futbolowych wartości. A tymczasem… Jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. 28-letni Szwed Gustaw Norlin pokazał, że ma jednak spore, ukryte do tej pory, sportowe możliwości. Skrzydłowy zdobył dwie bramki, będąc we właściwym miejscu we właściwym czasie, zaliczył asystę, walczył na całej długości i szerokości boiska. Zasłużył sobie na miano zawodnika meczu, miejsce w jedenastce kolejki I ligi i miano bohatera tej kolejki. Czy w ten sposób dał działaczom klubu do zrozumienia, że chciałby dalej grać w Łodzi?

Ryszard Robakiewicz swoją przygodę w roli pierwszego trenera ŁKS zaczął znakomicie. Sześć zdobytych punktów, sześć strzelonych bramek, żadnej straconej – świetna wizytówka. Ale, ale… teraz zaczną się sportowe schody. Wzrasta skala trudności.

10 maja o godz. 19.30 ŁKS zagra w Chorzowie z Ruchem. Rywale wygrali trzy ostatnie mecze i raczej tylko teoretycznie mają jeszcze szanse na baraże o awans do ekstraklasy. Widzę ten mecz, jako starcie dwóch ligowych legend – wyjątkowo rozczarowanych rozgrywkami, które będą chciały pokazać, że mają potencjał na to, żeby w nowym sezonie walczyć, o coś więcej.

W nowym sezonie nowym pierwszym szkoleniowcem ŁKS ma zostać Szymon Grabowski, były trener Lechii Gdańsk. Ryszard Robakiewicz ma być w szkoleniowym sztabie pierwszej drużyny.

Widzew wystąpi w Lubinie w próbie generalnej przed meczem rundy – pojedynkiem z Legią Warszawa na stadionie przy al. Piłsudskiego

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Miał być hitowy mecz z Legią Warszawa, ale go nie było. Dlaczego? Powód był oczywisty. Rywale walczyli o zdobycie Pucharu Polski i go zdobyli. Czy czują się nasyceni i usatysfakcjonowani sezonem do tego stopnia, że teraz nie będą grać na 100 procent.

Szybko się przekonamy, podobnie jak o tym, w jakiej dyspozycji jest Widzew przed meczem z warszawianami (15 maja o godz. 20.30 w Łodzi). Legia 11 maja o godz. 17.30 podejmie Lecha Poznań (ostatnio strzelił osiem bramek Puszczy!), a Widzew 24 godziny wcześniej zagra w Lubinie wciąż niepewnym utrzymania Zagłębiem. Rywale przegrali dwa ostatnie spotkania, w tym derby Dolnego Śląska.

Głośno się mówi, że działacze w Lubinie są coraz bardziej rozczarowani pracą trenera Leszka Ojrzyńskiego. Czy zatem starcie w Lubinie będzie też spotkaniem o posadę? Zagłębie nie jest pewne utrzymania, ale Widzew… też. Śląsk wygrał Zagłębiem 3:1 (honorowego gola zdobył były widzewiak – Adam Radwański, który dał bardzo dobrą zmianę). Wrocławianie mają dziewięć punktów mniej od Widzewa, trzy mecze do rozegrania i mogą jeszcze łodzian wyprzedzić (mają lepszy bilans bezpośrednich meczów).

Czy to jednak jest realne i możliwe? Widzew musiałby przegrać wszystkie cztery mecze, które zostały mu do końca sezonu. Mamy nadzieję, że w Lubinie postawi kropkę nad i, pokazując dobry, skuteczny i zwycięski futbol. Oby pokazali się gracze ofensywni, bo ich statystyki są… mizerne. Widzew latem przede wszystkim będzie szukał napastnika i potrafiących zdobywać gole pomocników.

Co powinno zrobić rywal łodzian . Zagłębie, żeby wygrać? Na oficjalnej stronie klubu Adam Radwański mówi: – Na pewno musimy lepiej wejść w mecz i nie pozwolić przeciwnikowi na tworzenie sytuacji. Nasze pierwsze połowy wyglądają średnio – ostatnio dopiero w drugich się rozkręcamy. Musimy wyglądać tak jak w drugiej części przez całe spotkanie, a wtedy na pewno będzie dużo lepiej. Koncentracja musi być w każdym meczu – niezależnie od tego, w jakiej sytuacji jesteśmy. Teraz musi być jeszcze większa, można powiedzieć. Jednak najważniejsze, że ciągle mamy wszystko w swoich rękach i wszystko zależy od nas. 

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑