Rezerwowy Pafka

Tag: ekstraklasa (Page 6 of 29)

ŁKS. Katastrofalne błędy w defensywie. 13 wyjazdowa porażka i praktycznie koniec marzeń o uratowaniu ekstraklasy

Fot. Cyfrasport/ŁKS Łódź

Nomen omen. ŁKS doznał 13 wyjazdowej porażki (19 w sezonie), nie mając wiele do powiedzenia w spotkaniu z rewelacją wiosny – Górnikiem Zabrze. Starał się, to fakt, ale gdy popełnia się katastrofalne błędy w defensywie, to się za nie srogo płaci. I tak ŁKS i osiągnął lepszy wynik niż jesienią u siebie, gdy przegrał 0:5.

Górnik chciał zacząć z wysokiego C, ale stojący tym razem w bramce łodzian Bobek, w 3 minucie spotkania nie dał się zaskoczyć po strzale Rasaka. Gospodarze mieli przewagę, a szczęście łodzian nie mogło wiecznie trwać. Najpierw Czyż wykorzystał fatalne wybicie Dankowskiego, a potem szybki jak wiatr Ennali urządzi sobie slalom gigant między piłkarzami ŁKS i pewnie pokonał Bobka. Gra defensywna łodzian w ekstraklasie to koszmar, co dobitnie potwierdziła pierwsza połowa spotkania. ŁKS miał szanse wyrównać na 1:1, ale po strzale szczupakiem Dankowskiego piłka nie trafiła w światło bramki.

W drugiej połowie Górnik pilnował wyniku, ŁKS próbował coś zmienić. Strzał z dystansu Ramireza obronił Bielica. W dogodnej sytuacji obok słupka główkował Mammadov. Zdało się to psu na budę.

W odpowiedzi pięknym strzałem zza pola karnego popisał się Lukoszek i Górnik powiększył przewagę. Niestety, żaden z łodzian był tak daleko od strzelca, że nie mógł próbować zablokowania uderzenia! ŁKS próbował, starał się i zdobył honorowego gola. Jego autorem był kapitan drużyny – Ramirez. Górnik się zdenerwował i po składnej akcji jeszcze raz cieszył się z bramki. Jeszcze pokazał sią Młynarczyk, ale jego strzał głową obronił Bielica.

Górnik Zabrze – ŁKS 4:1 (2:0)

1:0 – Czyż (25), 2:0 – Ennali (35), 3:0 – Lukoszek (63), 3:1 – Ramirez (83), 4:1 – Filipe Nascimento (90)

ŁKS: Bobek – Dankowski, Mammadov, Gulen, Durmisi – Ramirez, Louveau (80, Ceijas), Hoti (60, Letniowski) – Tejan (73, Janczukowicz), Jurić (60, Młynarczyk), Balić (73, Szeliga)

ŁKS powinien już szukać składu na… pierwszoligowe rozgrywki!

Fot. Radosław Jóźwiak/Cyfrasport

To mógł być zupełnie inny mecz, znów wypaczyli go sędziowie, w tym szczególnie ci obsługujący VAR. Jak pokazała czarno na białym sędziowska analiza w Canal Plus zanim doszło w Łodzi w pojedynku ŁKS – Lech (2:3) do dramatycznej końcówki, arbiter Sylwestrzak powinien podyktować rzut karny dla poznaniaków za faul Mammedova oraz pokazać czerwoną kartkę dla gracza Lecha za bezpardonowy i niebezpieczny faul na Janczukowiczu.

Co by było gdyby… Trudno powiedzieć, ale w sytuacji, gdy zespół walczy ze wszystkich sił o ligowe życie, sędziowie powinni być tip top! Tymczasem to, co wyprawiają ekstraklasowi, podobno, arbitrzy niestety dalekie jest od ekstraklasowego poziomu!

Wracając do meczu, był on o futbolowe niebo lepszy niż tzw. hitowe starcie Legii ze Śląskiem (0:0). ŁKS nie musiał, nie powinien go przegrać, bo miał więcej z gry i dyktował warunki przez większą część spotkania. Fantazja w graniu pchała zespół do przodu, ale niestety przynosiła wyjątkowo mało konkretów. Za dużo było w decydujących momentach chaosu, brakowało dokładnego ostatniego podania, jak i zachowania zimniej krwi pod bramką. Z drugiej strony juniorska niefrasobliwość w grze defensywnej, która sprawiła, że drużyna straciła w meczu swojej dominacji aż trzy bramki, jest irytująca, ba momentami zatrważająca.

Uratowanie się przed spadkiem wydaje się niemożliwe. Pytanie zatem, czy w końcówce rozgrywek ŁKS powinien szukać składu na… I-ligowe rozgrywki?! Na pewno nie wystąpi lider zespołu – Dani Ramirez, który opuścił szpital, a po szczegółowych badaniach zapadną decyzje, kiedy wróci do treningu. Według zapowiedzi bossów klubu jest możliwe, że po sezonie z drużyną pożegna się aż… 13 piłkarzy.

Łodzianom do bezpiecznej strefy brakuje aż 10 punktów. Do zakończenia zmagań tylko pięć kolejek! 27 kwietnia o godz. 15 łodzianie zagrają w Zabrzu z rewelacyjnym Górnikiem, gdzie Jan Urban pokazuje, jak można stosunkowo niewielkimi kosztami stworzyć dobrą drużynę, która może mocno zamieszać w czołówce. Przypomnijmy smutną prawdę z jesieni. Łodzianie na własnym boisku przegrali z zabrzanami 0:5.

Lukas Podolski, zniesmaczony pseudoaktorskimi popisami futbolowych asów, powinien zobaczyć mecz… rugby!

Legenda światowego futbolu – Lukas Podolski, który rozdaje nie tylko sportowe karty w Zabrzu, był na meczu… piłki ręcznej. I oto co powiedział po spotkaniu dla Polsat Sport: – Czasami jak widać u nas w PKO Ekstraklasie to po lekkim faulu zawodnicy leżą i udają. Tu jest dyscyplina, twardo się gra, respekt jest i bardzo fajna gra.

Szkoda, że w Zabrzu nie grają w rugby. Gdyby Poldi poszedł na taki mecz, nawet w polskiej ekstralidze, to by zobaczył, co to jest sportowa, męska walka, bez cyrku, płaczu, padlino, zwijania się z bólu i pseudoaktorskich wygłupów futbolowych asów.

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Ludzi z inklinacjami do beznadziejnych popisów w rugby tępi się w zarodku.

Pamiętam dobrze takie sytuacje z rugbowych boisk. Pytam jednego z łódzkich zawodników po spotkaniu: Spuchły panu mocno palce u ręki, może są złamane? – To nic – odpowiedział niezrażony. – Owinie się dobrze bandażem i będzie można grać. Wszak czeka nas za tydzień wyjątkowo trudny i ważny mecz.

Pytam innego gracza po bardzo ważnym, dającym medal meczu. – Znakomicie pan rozegrał punktową akcję. Jak pan to zrobił? – Nie wiem – odpowiedział szczerze. – Dostałem mocne uderzenie, na moment mnie zamroczyło, ciemno zrobiło mi się przed oczami, ale instynkt podpowiedział, co mam zrobić, do kogo podać. I to się udało. Najważniejsze, że były punkty i że wygraliśmy!

Jeśli zwycięska passa będzie trwać, to trzeba myśleć odważnie. Czy Widzew stać na walkę o ścisłą ligową czołówkę!?

Jordi Sanchez Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

W końcówce historycznego meczu, który obserwowało ponad 50 tysięcy widzów Widzew urządził sobie wakacyjną plażę – luz, blues, w niebie same dziury, czy się stoi czy się leży zwycięstwo nam się należy. Zdyscyplinowani łodzianie przez 75 minut dominowali i kontrolowali przebieg pojedynku z Ruchem (3:2), ale potem nic nie rządziło. Było radosne granie, które w ostatniej akcji spotkania mogło skończyć się remisem. Mówiąc łagodnie, rezerwowi tym razem nie byli wartością dodaną. Tylko powiększyli boiskowy chaos.

Spotkanie pokazało, że cała ofensywna siła Widzewa opiera się na dyspozycji Pawłowskiego i Alvareza. Pierwszy był prawdziwym liderem drużyny i w dużej mierze dzięki niemu Widzew odniósł 12 zwycięstwo. Alvarez, jak zwykle był bardzo energetyczny, ale tym razem mocno chaotyczny, co nie sprzyjało konstruowaniu groźnych akcji. Dobrze, że znów wielki impet w grze i determinację prezentował Sanchez. Swoim wyjątkowo aktywnym i skutecznym stylem gry bezwzględnie zasłużył sobie na nowy kontrakt!

W każdym razie Widzew zanotował szósty mecz bez porażki i moim zdaniem jest faworytem kolejnego pojedynku z pogrążonym w chaosie mistrzem Polski – Rakowem Częstochowa (jesienią 1:1). Rywale przegrali z Górnikiem 0:1 i to kolejne sportowe rozczarowanie. Czy w Częstochowie przełknął kolejne, gdy lepsi okażą się łodzianie? Spotkanie 28 kwietnia o godz. 20 w Łodzi.

Paradoksalnie Widzew może jeszcze grać o bardzo dużą stawkę. Ma dziewięć punktów straty do podium, sześć do czwartego miejsca i jeśli passa zwycięstw będzie trwać, przy niemocy wielkich konkurentów, to kto wie, jak daleko zajdzie.

ŁKS grał przyzwoicie, walczył ambitnie, ba był długimi momentami lepszy, ale niestety przegrał i widmo degradacji bardzo mocno zagląda łodzianom w oczy

ŁKS nie przestraszył się Lecha. Walczył, miał więcej z gry, ale niestety, grając w dziesiątkę, po dramatycznej końcówce, uległ Lechowi. Do bezpiecznej strefy łodzianie mają 10 punktów. Uratowanie się przed degradacją graniczyłoby ze sportowym cudem. Do zakończenia zmagań tylko pięć kolejek! 27 kwietnia o godz. 15 łodzianie zagrają w Zabrzu z rewelacyjnym Górnikiem.

ŁKS przystąpił do meczu bez swojego pierwszego bramkarza Bobka, którego nie było nawet na ławce rezerwowych Zabrakło też innego młodzieżowca w wyjściowym składzie łodzian.

Szybko powinno być 1:0. Po strzale Hotiego, Mrozek wypuścił piłkę przed siebie, a dobijający ją Tejan z metra trafił w słupek. Coś nieprawdopodobnego i wyjątkowo pechowego. ŁKS walczył bez kompleksów, atakował, a Mammadov przy strzale pokazał dobre przygotowanie fizyczne i techniczne. Szkoda, że strzał był niecelny.

Psu na budę zdało się to, że ŁKS był lepszy, skoro gola strzelili rywale. Miał morze czasu Andersson na dokładne dośrodkowanie, niepilnowany Ishak z trzech metrów trafił głową do siatki. Klasyczne, dziecinna sekwencja prostych błędów łodzian prowadzi do straty gola. Tak, po prostu nie można!

Na dodatek groźnie wyglądającego urazu doznał zwieziony z boiska z głową w specjalnym ochronnym opatrunku lider drużyny – Ramirez. On sam pokazywał z noszy, że nie nie jest tak źle, jak początkowo wyglądało, ale zmiana była niestety konieczna. A kapitan został odwieziony do szpitala.

ŁKS grał w drugiej połowie, grał i… czarna rozpacz stracił gola. Po prostopadłym podaniu Anderssona (nie do upilnowania dla łodzian), Marchwiński w sytuacji sam na sam posłał piłkę między nogami Arndta.

Jeszcze pojawiła się nadzieja. W odpowiedzi szarżujący w polu karnym Balić został sfaulowany przez Kalstroma, a jedenastkę wykorzystał Tejan.

ŁKS złapał kontakt. I co z tego, skoro dwie fatalne interwencje sprawiły, że Ceijas w 68 min ujrzał najpierw jedną, za chwilę drugą żółtą kartkę i ŁKS grał w osłabieniu. Tak beznadziejnego występu dawno w Łodzi nie było.

ŁKS walczył. I w osłabieniu doprowadził do wyrównania. Po bardzo dobrym dośrodkowaniu Tejana piłkę do siatki posłał joker Jurić. Za chwilę po kolejnym rzucie rożnym Marchwiński strzelał,a po nodze Mammadova piłka wpadła do siatki.

Mecz przyjaźni oglądało 15 132 widzów.

ŁKS – Lech Poznań 2:3 (0:1)

0:1 – Ishak (36, głową), 0:2 – Marchwiński (56), 1:2 . Tejan (60), 2:2 – Jurić (86), 2:3 – Marchwiński (90)

ŁKS: Arndt – Dankowski, Mammadov, Gulen, Durmisi, Tejan, Ramirez (45+2, Ceijas), Mokrzycki, Hoti (83, Jurić), Balić (83, Młynarczyk), Janczukowicz (73, Pirulo)

Oj, działo się, działo! W historycznym meczu, który obserwowało ponad 50 tysięcy widzów, Widzew odniósł 12 ligowe zwycięstwo

Piłkarze obu zespołów wzięli udział w historycznym meczu. Padł rekord frekwencji ekstraklasy w XXI wieku. Spotkanie oglądało 50 tysięcy 87 widzów, w tym 18 tysięcy fanów łodzian. Fenomenalne! W spotkaniu nie było nudy. Przeciwnie, sporo się działo, padło pięć bramek. 12 zwycięstwo, 3 na wyjeździe odnieśli łodzianie.

Do tej pory w 2016 roku na meczu Lecha z Legią przy ul. Bułgarskiej było 41567 kibiców. W 2015 roku na spotkaniach Lecha z Wisłą Kraków i Legią też ponad 41000 widzów (41556 i 41545), a Wielkie Derby Śląska na Stadionie Śląskim Ruch – Górnik w w 2008 roku obserwowało 41tys. fanów.

Widzew zaczął mecz z wysokiego C. Pawłowski (wystąpi jako ekspert Canal Plus przy El Ciasico) wytrzymał presję w polu karnym, idealnie obsłużył Silvę, podając sprytnie futbolówkę (a może piłka odbiła mu się od… pięty?), przy okazji zmylił z pięciu rywali, a obrońca z 10 metrów posłał płaskim uderzeniem piłkę do siatki. Ruch starał się przejąć inicjatywę, okazję miał Moneta, ale Widzew potrafił w odpowiedzi skonstruować też dobre, groźne sytuacje.

Druga połowa rozpoczęła się od fatalnego wybicia bramkarza Stipicy, po niefortunnym podaniu… Stępińskiego, wprost pod nogi szarżującego i nie dającego za wygraną Sancheza. To się opłaciło stukrotnie, Hiszpan dostał prezent i posłał piłkę do siatki.

Niby Widzew, wyraźnie lepszy, kontrolował sytuacje, ale po przerwie spowodowanej dymem po odpalonych racach, zaczął grę słabo skoncentrowany. Nadział się na kontrę chorzowskich rezerwowych. Akcję mądrze rozegrał Starzyński, a skończył ją Kozak.

Sędzia trzy razy przerywał mecz, bo po kolejnych odpaleniach rac, niewiele było widać na boisku. Kibice się bawili (?!), a arbiter doliczył do regulaminowego czasu 15 minut.

Oj, działo się w doliczonym czasie. Widzew miał szczęście. Po zagraniu ręką Potemy w polu karnym, najlepszy na boisku, lider łodzian – Pawłowski pewnie wykorzystał jedenastkę. Szybko nastąpiła odpowiedź. Po rykoszecie Kozak zdobył drugiego gola. Mogło być 3:3, ale Feliks główkował obok słupka. W sumie jednak zasłużenie wygrali łodzianie, którzy prezentowali dojrzalszy futbol.

Ruch – Widzew2:3 (0:1)

0:1 – Silva (2), 0:2 – Sanchez (49), 1:2 – Kozak (76), 1:3 – Pawłowski (90+14, karny), 2:3 – Kozak (90+16 )

Widzew: Gikiewicz – Szota, Żyro, Ibiza, Silva, Nunes (75, Cybulski), Hanousek, Alvarez (90+16, Diliberto), Klimek (81, Ciganiks), Pawłowski (90+16 , Kun), Sanchez (75, Rondić)

Ofensywna, odważna gra pozwoliła na sportowy wzlot ŁKS. Co on przyniesie i jak długo będzie trwał?!

Fot. Radosław Jóźwiak/Cyfrasport

Dziwnie się plecie w tym ekstraklasowym świecie. Faworyci po przeciętnych meczach przegrywają i jak twierdzi sport.tvp.pl na sześć kolejek przed końcem sezonu  pierwsza  Jaga ma przewagę zaledwie siedmiu punktów nad siódmym Górnikiem. Mniejszej różnicy jeszcze nie było w XXI wieku!

Wzlot, oby jak najdłuższy, notuje niedawny outsider – ŁKS. Chciałoby się odzyskać zaufanie do łodzian po ostatnim zasłużonym zwycięstwie z Radomiakiem 3:2, ale ostatnie fatalne minuty przy graniu w przewadze, każą być bardzo ostrożnym.

Trudno się jednak nie cieszyć ze zwycięstwa, a zwłaszcza z postawy kilku piłkarzy. Trener Marcin Matysiak potrafi zaskakiwać i pokazuje, że na treningach nie marnuje czasu. ŁKS coraz pomysłowej rozgrywa stałe fragmenty gry, ale najważniejsza jest to, że zdecydowanie więcej pożytku jest z ważnych zawodników. Przesunięcie Keya Tejana na skrzydło okazuje się na razie strzałem w dziesiątkę. Holender ma wielki udział w kreacji ofensywnej gry, a co najważniejsze strzela ważne bramki. Efekt – dwa mecze, dwa gole, asysta, udział przy rzucie karnym.

Fot. Radosław Jóźwiak/Cyfrasport

Engjell Hoti potrafił rozgrywać akcje… beznadziejnie, ale wygląda na to, że to już przeszłość. Szkoleniowiec mu ufa, a Niemiec odpłaca tym, że coraz pewniej czuje się na boisku, a na dodatek potrafi nie po raz pierwszy i oby nie ostatni, strzelać piękne, techniczne bramki. Gol zdobyty precyzyjnym, co do milimetra, uderzeniem w okienko, zasługuje na miano bramki kolejki!

Dani Ramirez wreszcie, po miesiącach zapaści, sportowo odżył. Jest reżyserem, autorem ważnych podań i doskonale zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, co znaczy noszenie opaski kapitana.

Tyle o pozytywach, o błędach będzie mniej. Pudło w 200 procentowej sytuacji (mniejsza czy był spalony czy nie) nie powinno się zdarzyć Antoniemu Młynarczykowi (zrehabilitował się pięknym golem w rezerwach), defensywa musi popełniać mniej prostych błędów w kryciu, przy ofensywnym ustawieniu drużyny.

Teraz przed ŁKS kolejny ligowy mecz jak finał Ligi Mistrzów. W niedzielę o godz. 15 łodzianie podejmą mającego ostatnio moc różnych problemów Lecha Poznań.

Statystyki łodzian za kkslech.com:

Najwięcej goli: 7 – Ramirez
Najwięcej asyst: 3 – Janczukowicz
Najwięcej meczów: 27 – Ramirez
Najwięcej minut: 2287 – Mokrzycki
Gole do przerwy: 8
Gole po przerwie: 8
Żółte kartki: 66
Czerwone kartki: 7
Najwyższe zwycięstwo: 3:2 z Puszczą i Radomiakiem
Najwyższa porażka: Jagiellonia – ŁKS 6:0 (30.03.2024)
Ciekawostki: Tylko 1 porażka w ostatnich 6 meczach, ŁKS strzelił najmniej goli w pierwszych połowach w całej lidze (6 bramek), 17 porażek oraz 58 straconych goli (najwięcej w lidze)

VAR miał być futbolowym zbawieniem, a stał się przekleństwem

Tzw. siedzenie futbolowego arbitra na VAR-ze wydawało się prostą i łatwą robotą za dobre pieniądze. Trochę człowiek wyuczy się technologii, postawi parę prostych linii, potem poprosi do monitora sędziego meczu, żeby uciec od odpowiedzialności i… czy się stoi czy się leży kasiureczka się należy.

VAR miał być pomocą, ułatwieniem, korygowaniem błędów, tymczasem stał się wszechmocną technologią decydującą o przebiegu meczu, jego najważniejszych wydarzeniach i ostatecznym wyniku. Okazuje się przekleństwem.

Błędów po analizie VAR jest tyle, że człowiek patrzący z boku,może tylko rwać włosy z głowy. To co miało być pomocą coraz bardziej zamienia się w piłkarską farsę. Po analizie VAR często rosną, a nie maleją wątpliwości. Było zagranie piłki ręku w polu karnym czy nie, należała się jedenastka, a może żółta kartka za symulowanie faulu, co się działo zanim padł gol, kto kogo pchnął, kto kogo kopnął, czy któryś z graczy stał dużym placem na spalonym?!

Trwa przerwa na wnikliwą(?!) analizę, długa, coraz dłuższa, kibice się niecierpliwią potem denerwują i złorzeczą, arbitrów goni czas, a napięcie sprawia, że stają się kłębkiem nerwów, w efekcie potrafią wydarzenie ocenić… do bani, narażając się na często słuszną krytykę.

Coś trzeba z tym fantem zrobić. Może znów uważniej spojrzeć na rugby, gdzie VAR funkcjonuje zdecydowanie dłużej oraz zdecydowanie lepiej i skuteczniej, ale tam zajmuje się nim nie jeden czy drugi przypadkowy sędzia w delegacji, tylko cały sztab fachowców, od razu widać, że znających się na rzeczy.

Widzew. Prezentowanie futbolowej nudy nie jest w DNA łódzkiej drużyny!

Widzew jest wiosną na fali, ale ostatnio zjeżdża po futbolowej równi pochyłej. Dwa ostatnie mecze, choć nie były przegrane, do udanych nie należały. Z wielkim, wielkim trudem po nieciekawym meczu łodzianie pokonali Piasta, a po jeszcze gorszym spotkaniu, dzięki znakomitej interwencji Rafała Gikiewicza, zremisowali ze Stalą Mielec. Prezentowanie futbolowej nudy nie jest w DNA łódzkiej drużyny! Dlatego pewnie nikt z ostatniego remisu nie jest zadowolony.

Szczery aż do bólu był po spotkaniu Rafał Gikiewicz: Pierwsza połowa wyglądała średnio, natomiast w drugiej mieliśmy kontrolę nad meczem. Jeżeli mamy parę sytuacji, to duży zespół, albo taki, który chce nim być, musi takie mecze wygrywać. Pompują nas, że dobrze wyglądamy w tym roku, ale my musimy sami od siebie więcej wymagać, bo jak przegramy dwa mecze, to już nikt nie będzie pamiętał o tym, ile punktów zdołaliśmy zdobyć. 0:0 mnie nie satysfakcjonuje, bo przyjechaliśmy tutaj wygrać, żeby piąć się w górę w tabeli. Jak by na to nie patrzeć Gikiewicz po raz czwarty zachował czyste konto (Widzew po raz siódmy nie stracił gola).

Widzew potrafi grać wyrachowanie, cierpliwie czekać na swoje minuty i okazje do zdobycia gola. Do tego jednak ewidentnie potrzeba lepszej gry kapitana Bartłomieja Pawłowskiego. Gra daleko od bramki, w środku pola mu wyraźnie nie odpowiada. Męczy się na tej pozycji. Potrzebuje więcej luzu i możliwości kreacji. Ta ostatnia uwaga dotyczy zresztą całego zespołu.

Teraz przed łodzianami historyczne wydarzenie. Jest wielce prawdopodobne, że padnie ekstraklasowy rekord frekwencji i pojedynek kibicowskiej przyjaźni Ruchu z Widzewem na Stadionie Śląskim obejrzy ponad 50 tysięcy widzów. Chorzowianie rozpaczliwie bronią się przed spadkiem, w czym ostatnia porażka 0:5 z Pogonią, im nie pomogła. Potrzebują sportowego resetu i to już w meczu z Widzewem. Czy goście im na to pozwolą?

Nie chcemy takich meczów! Nie byłoby szóstego remisu, gdyby nie Rafał Gikiewicz

Widzew nie jest w tych rozgrywkach mistrzem remisów. To dopiero szóste nierozstrzygnięte spotkanie na koncie łodzian, szóste na obcym boisku. Ważne są punkty, widzewiacy skrzętnie je gromadzą, mając na koncie już 39.

Widzew zremisował ze Stalą w Mielcu 0:0. w czym wielka zasługa bramkarza łodzian – Rafała Gikiewicza, który w samej końcówce spotkania wygrał pojedynek sam na sam z rywalem. Parę minut wcześniej Bartłomiej Pawłowski miał szansę na pierwszy celny strzał łodzian w tym spotkaniu. Niestety, uderzając z rzutu wolnego trochę się pomylił. Po tym mecz był nudny jak flaki z olejem, do natychmiastowego zapomnienia!

Trener Daniel Myśliwiec: – Nie chcemy takich meczów, nie chcemy takich remisów. Musimy poprawić nasz rytm i tempo działania, bo nawet jeżeli osiągaliśmy strefy, które chcieliśmy osiągać, to przyspieszenie nie było widoczne. W taki sposób nie dało się rozmontować dobrze zorganizowanego rywala. Wymagamy od siebie więcej.

Bramkarz i bohater spotkania – Rafał Gikiewicz: – Za mało intensywnie i za dużo błędów. Uważam, że nie możemy się cieszyć po takim meczu, bo straciliśmy dwa punkty. 

Stal Mielec – Widzew 0:0

Widzew: Gikiewicz – Ibiza, Szota, Żyro, Silva – Hanousek, Kun (81. Diliberto), Pawłowski – Nunes (66, Terpiłowski), Klimek (75, Cybulski), Sánchez (75, Rondić)

W następnej kolejce Widzew zagra na na Stadionie Śląskim z Ruchem (20 kwietnia, godz. 17.30). Jak podaje Interia: Spotkanie ma przejść do historii ligi, ponieważ na trybunach bardzo możliwe jest pobicie rekordu frekwencyjnego XXI wieku. Dotychczasowy należy do Lecha Poznań z 2016 roku i wynosi ponad 41 tysięcy widzów. „Niebiescy” poinformowali o włączeniu do sprzedaży biletów z kolejnych sektorów, więc łączna liczba kibiców na Stadionie Śląskim może wynieść nawet 50 tys.

« Older posts Newer posts »

© 2024 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑