Rezerwowy Pafka

Tag: piłka nożna (Page 8 of 39)

ŁKS miał już w swojej historii bardzo młodego, ale też bardzo zasłużonego trenera. Gdy zaczynał przygodą z łódzkim klubem miał niespełna 30 lat!

Władysław Król (z lewej) i Lajos Czejzler na plaży, rok 1936

zdjęcia archiwum Jacka Bogusiaka

Na chwilę o ŁKS stało się bardzo głośno (szkoda że nie z powodu znakomitych futbolowych wyników). Łodzianie zatrudnili nowego trenera, co samo w sobie nie jest niczym zaskakującym, ale fakt, że pochodzi z Paragwaju i że ma dopiero 28 lat to już tak.

Ariel Galeano mówi: Mam doświadczenia z pracy z starszymi od siebie zawodnikami. Najważniejsza jest dobra komunikacja. Miałem już w zespole blisko 40-letnich piłkarzy i się dogadywaliśmy.

Ariel Galeano Fot. ŁKS Łódź

Faktem jest, że to nie pierwszy młody szkoleniowiec w przebogatej historii ŁKS, było ich w historii klubu kilku. O jednym, wybitnym przypomina niezawodny kustosz pamięci klubu – Jacek Bogusiak. W latach 1923 – 26 i 1935 – 36 pracował w ŁKS jako pierwszy trener Lajos Czejzler. Gdy zaczynał przygodę z łódzkim futbolem, miał niespełna 30 lat! Uczył piłkarskiego rzemiosła m.in. Romana Jańczyka i Antoniego Gałeckiego. Zainicjował  treningi na siłowni, treningi w zimie. Sprowadził do Łodzi… pierwszy stół do pingponga.

Po nim w mieszkaniu przy ul. św. Anny zamieszała jedna z największych legend ŁKS – Władysław Król. I właśnie Węgier w 1946 roku na na otwarcie stadionu sprowadził szwedzką drużynę, którą trenował, a która zagrała sparing z ŁKS. Mecz z Kamraterną wygrany przez łodzian 2:1 obserwowało ponad 20 tysięcy ludzi, jedną z bramek strzelił Władysława Króla, dla którego był to ostatni mecz w roli piłkarza. Prasa pisała wtedy: Mecz, jakiego w Łodzi jeszcze nie było!

Czejzler był cenionym w Europie szkoleniowcem. Prowadził wiele klubów w wielu krajach, a z AC Milan zdobył tytuł mistrza Włoch. Był poliglotą. Mówił po węgiersku, polsku, niemiecku, francusku, włosku i szwedzku.

Grupa Ełkaesiak pamiętała o zasłużonym trenerze. W 2009 roku w 40-rocznicę jego śmierci, na grobie został złożony wieniec z chorągiewkami ŁKS.

ŁKS. Dobra rada dla nowego trenera: Niech pan pokaże swoim piłkarzom mecz… rugbistów!

Fot. Radosław Jóźwiak/Cyfrasport

ŁKS zaskoczył całą piłkarską Polskę, jaka szkoda że nie pozytywnymi wynikami. Pierwszoligowca przejął 28-letni Paragwajczyk Ariel Galeano, który ostatnio pracował w drugiej lidze greckiej.Warto zauważyć, że dziewięciu zawodników ŁKS jest starszych niż ich nowy szkoleniowiec.

Co z tego wyniknie? Nie wiem, ale mam dobrą radę dla nowego trenera. Zanim zacznie meczowe zajęcia z piłkarzami, niech pokaże im film choćby z ostatniego, zwycięskiego spotkania polskich… rugbistów z Chorwacją. Wiem, że może w Paragwaju to egzotyczny sport, w Polsce zresztą też ale… Panowie futboliści zobaczą na własne oczy z jaką ambicją po męsku, bez padania na murawę po byle muśnięciu rywala, walczy się o korzystny wynik.

Fot. ŁKS Łódź

ŁKS może ma ciekawych piłkarzy, ale jest drużyną bez osobowości, tożsamości, waleczności. Uprawia futbolowe ble, ble, ble, tak przez całe 90 minut, żeby zanudzić na śmierć ostatnich wiernych kibiców. I wszelkie tzw. niuanse taktyczne proponowane przez trenera Jakub Dziółkę, były tylko gadaniem po próżnicy, bez pokrycia na boisku.

Ba, zdały się psu na budę, skoro ŁKS jest, aż strach patrzeć na tabelę I ligi, jedenasty ze stratą 20 (słownie dwudziestu!) punktów do lidera z Niecieczy i sześciu do ostatniego miejsca barażowego, które zajmuje Wisła Kraków (w ostatnim meczu pokonała Ruch 5:0). Brakuje mu piłkarza – kreatora z charyzmą, który pokaże charakter i umiejętności, rozwiąże trudne sytuacje na boisku, pociągnie drużynę za sobą czyli będzie wyrastał i to mocno ponad przeciętny poziom prezentowany przez liderów drużyny.

Fot. Radosław Jóźwiak/Cyfrasport

A może brakowało trenera, który wykreuje takiego lidera z ligowej kadry? Na razie bowiem ponad przeciętność wyrastają tylko młodzi gracze: bramkarz Aleksander Bobek, potrafiący skutecznie mijać rywali i strzelać, choć nie zawsze dostrzegany przez kolegów Antoni Młynarczyk i co najbardziej zaskakujące, mający wręcz barceloński potencjał (kiwka w meczu z Miedzią godna najlepszych) – Maksymilian Sitek. To za mało, żeby w skali zespołu myśleć o czymś więcej niż tylko beznadziejnym środku tabeli.

Teraz 2 marca o godz. 17 pojedynek z Kotwią w Kołobrzegu. Jesienią rywale wygrali w Łodzi 0:2. Czas na rewanż. Rywale mają swoje kłopoty. Na ostatni mecz przegrany 0:1 mecz ze Stal w Rzeszowie pojechali w… trzynastu. Na ławce rezerwowych siedzieli: rezerwowy bramkarz i jeden gracz z pola. Drużyna z Kołobrzegu zajmuje miejsce tuż nad strefą spadkową. Były lider Kotwicy – Jonathan Junior – został piłkarzem Stali Stalowa Wola.

Zmora zmór słabego ŁKS czyli własny stadion. W ostatnich ośmiu meczach… zero bramek i znów porażka. Tak grać o cokolwiek pozytywnego po prostu się nie da!

Cienka, cieniutka jest ligowa piłka w Łodzi. Po blamażu Widzewa, blamaż ŁKS. Zmora stadionu przy al. Unii trwa nadal. ŁKS przegrał z Miedzią. ŁKS może chyba zapomnieć o walce o cokolwiek. Jest ligowym średniakiem i trzeba drżeć, żeby takim został, bo inaczej będzie bronił się przed spadkiem.

Stadion im. Władysława Króla stał się futbolową zmorą… gospodarzy. Bilans ŁKS. W ostatnich siedmiu meczach (siedem ligowych, jedno pucharowe) u siebie, to wręcz nieprawdopodobne, ale prawdziwe 0 (słownie zero!) strzelony bramek. ŁKS ostatni raz zdobył trzy punkty u siebie… 13 września 2024 roku, pokonując Pogoń Siedlce (2:0). Od tego czasu rozegrał przy al. Unii sześć ligowych spotkań, w których wywalczyli zaledwie dwie punkty. Wygrał po raz ostatni 26 października, gdy pokonał na wyjeździe Stal Rzeszów. Nie wiem sam, śmiać się czy płakać, a może dać już sobie spokój z trenerem Dziółką.

Wysoki pressing sprawił, że ŁKS miał od początku meczu zdecydowaną przewagę, czego efektem były celne strzały – najgroźniejszy z ostrego kąta Młynarczyka. Tymczasem… Jedna kontra rywali powinna przynieść gola, gdyby lepiej sytuację rozwiązał Letniowski. A sytuacja była 100-procentowa.

Potem gra się wyrównała, a legniczanie pokazali, że dobrze sobie radzą w ataku pozycyjnym. Wart zauważenia był rzut wolny w wykonaniu Mokrzyckiego, po którym musiał interweniować Wrąbel. Kontry rywali po prostych stratach łodzian mroziły kibicom ŁKS krew w żyłach.

Wreszcie, wreszcie pod koniec pierwszej połowy swoją wielką bramkową szansę mieli łodzianie. Sitek zagrał w… barcelońskim stylu. Znakomicie ograł rywala, podał do Arasy, ale środkowy napastnik (czy on tam powinien grać!?) jej nie wykorzystał. Jego nie najlepsze uderzenie z siedmiu metrów obronił Wrąbel.

W drugiej połowie Arasa nie wykorzystał kolejnego świetnego podania, tym razem dynamicznego i przebojowego Młynarczyka. Lepszy był w odpowiedzi strzał Antonika, który minimalnie minął dalszy słupek.

Niestety, jak zwykle… w defensywie zdarzył się łodzianom kuriozalny błąd. Wiech główkował tak, że przy okazji odbił piłkę ręką i arbiter po analizie VAR podyktował rzut karny dla Miedzi. Jedenastkę wykorzystał Kovacević.

2 marca o godz. 17.30 łodzianie zagrają w Kołobrzegu z Kotwicą. Do pokonania 584 kilometry w jedną stronę – za karę!

ŁKS – Miedź Legnica 0:1 (0:0)

0:1 – Kovacević (82, karny)

ŁKS: Bobek – Dankowski, Rudol, Wiech, Głowacki, Sitek (68, Norlin), Mokrzycki, Wysokiński (76, Kupczak), Hinokio (85, Terlecki), Młynarczyk (68, Mrvaljević), Arasa (85, Pirulo)

Stadion im Władysława Króla musi przestań być zmorą ŁKS, bo inaczej marzenia o barażach będzie można między bajki włożyć!

Fot. ŁKS/Cyfrasport

Teraz już nie będzie żadnych tłumaczeń (premierowa niewiadoma, wyjazdowy mecz). Trzeba wygrać i już, żeby marzenia o walce w barażach starły się realne. W tej chwili to aż i tylko 6 punktów straty. 23 lutego o godz. 14.30 dziesiąty w tabeli ŁKS podejmuje trzecią Miedź Legnica. Rywale zdobyli do tej pory 39 punktów, a na wyjeździe wygrali pięć spotkań i przegrali jedno! Łodzianie mają na koncie o 12 punktów mniej, a to co ostatnio wyprawiali przy al. Unii wołało o pomstę do nieba.

Stadion im. Władysława Króla stał się futbolową zmorą… gospodarzy. Bilans ŁKS. W ostatnich 6 meczach u siebie, to wręcz nieprawdopodobne, ale prawdziwe 0 (słownie zero!) strzelony bramek, co w sumie daje pona 9,5 godziny bramkowej posuchy.

ŁKS ostatni raz zdobył trzy punkty u siebie… 13 września 2024 roku, pokonując Pogoń Siedlce (2:0). Od tego czasu rozegrał przy al. Unii pięć ligowych spotkań, w których wywalczyli zaledwie 2 punkty, nie strzelając przy tym nawet gola! Na dodatek w Pucharze Polski uległ Legii 0:3. Wygrał po raz ostatni 26 października, gdy pokonał na wyjeździe Stal Rzeszów.

Co pokazał ŁKS w Łęcznej? Stare grzechy w defensywie. Kadrowe zmiany nie zmieniły jednego – łodzianie potrafią się bronić na…juniorskim poziomie, tracąc niepotrzebne bramki po katastrofalnych indywidualnych czy zespołowych błędach. Po prostu tak dalej być nie może!

W spotkaniu z Górnikiem było widać brak klasowego napastnika przez gros spotkania. Dopiero wejście Marko Mrvaljevicia, który zdobył kontaktowego gola, daje nadzieję, że to może się zmienić. W meczu z Górnikiem w barwach ŁKS zadebiutowało czterech piłkarzy: Sebastian Rudol, Koki Hinokio, Gustaf Norlin i Marko Mrvaljević. Tymczasem…

Znów kluczowy dla gry zespołu był Antoni Młynarczyk, który otworzył wynik meczu i jak to było jesienią, miał przy swoich akcjach za małe wsparcie ze strony kolegów. Jeżeli tak będzie dalej, że w ŁKS zostanie wszystko po staremu, to marzenia o barażach będzie można między bajki włożyć.

Kto by pomyślał. Największą nadzieją Widzewa na lepszą grę z Pogonią są: robione na ostatnią chwilę transfery i… Said Hamulić

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Widzewska ligowa zasada: jak trwoga (beznadziejna gra i porażki) to stawiamy na transfery. Tylko pytanie: po co były długie przygotowania, zagraniczne obozy, sparingi i toczone do białego rana taktyczne rozmowy, skoro skład i taktyka będą się wykluwać w ligowej walce. Dodajmy od razu, że jeżeli szybko nie nastąpi sportowy przełom, to będzie to walka o utrzymanie w ekstraklasie!

Niestety, nastąpił regres. Ci, którzy grali przyzwoicie spisują się wiosną słabo, ci którzy byli słabi (Hubert Sobol, Hilary Gong) są jeszcze słabsi. Nadzieją Widzewa są transfery. Tego jesienią nie byłem sobie w stanie wyobrazić, ale tak jest, ale na teraz i już nadzieją jest powrót napastnika Saida Hamulicia, który w starciu z Mielcem ciągnął grę zespołu do przodu i zmuszał ją tym samym do trzymania przyzwoitego ligowego poziomu.

Powiedzmy sobie jednak wprost: o przełamanie będzie bardzo trudno. W najbliższej kolejce ekstraklasy – 22 lutego o godz. 17.30 (transmisja TVP Sport) Widzew podejmie, marzącą o pierwszej trójce i będącą na fali, Pogoń Szczecin. Już sama odpowiedź na pytanie: jak powstrzymać lidera Portowców – Kamila Grosickiego, który prezentuje znakomitą formę – na dziś wydaje się bardzo trudna. A wyzwań w tym meczu będzie więcej, oj dużo więcej. Pogoń wygrała w tym roku wszystkie trzy ligowe mecze, w tym ostatni na wyjeździe ze Stalą 2:1, choć w Mielcu walczyła bez kilku ważnych zawodników.

ŁKS. Premierowy remis tak naprawdę nic nie wyjaśnia w walce łodzian o strefę barażową

Po 68 dniach ŁKS wrócił do ligowego grania. Przypomnijmy, w zeszłym roku skończyło się wszystko beznadziejnie. W ostatnim meczu łodzianie przegrali u siebie z Arką Gdynia 0:2. Grali słabo, nieskutecznie, rozczarowali, i to jak, fanów. Nadeszła ligowa wiosna i…

Strzelili dwie bramki, wywalczyli remis, ba byli bliżsi zwycięstwa. Ostatecznie skończyło się remisem. W walce o strefę barażową mamy zatem… dwóch rannych. Ten wynik niczego nie wyjaśnia i niczego nie przesądza.

Premierowy pojedynek rozpoczął się do pięknego prezentu dla ŁKS. Broda zagrał wprost pod nogi Młynarczyka, a ten strzałem z linii pola karnego po ziemi w sam róg bramki, otworzył wynik. To czwarty ligowy gol pomocnika.

Szybko łodzianie zdobyli drugiego gola, po pięknym uderzeniu Hinokio, niestety podający piłkę Młynarczyk był na pozycji spalonej. Niestety, pierwsza groźniejsza akcja gospodarzy przyniosła wyrównanie. Po dośrodkowaniu Bednarczyka z prawej strony boiska Warchoł ubiegł kapitana Kupczaka i strzałem głową umieścił piłkę w bramce.

ŁKS miał 100-procentową okazję na kolejnego gola, ale Pindroch znakomicie obronił uderzenie Arasy po podaniu Mokrzyckiego. ŁKS miał przewagę, ale nic z tego nie wynikało i…

Łodzianie się zdrzemnęli. Zagrali w defensywie w swoim stylu czyli beznadziejnie. Zostawili niepilnowanego Banaszaka, który dostał piłkę z rzutu wolnego i w sytuacji sam na sam pokonał Bobka. Czarna rozpacz.Ten mecz do przerwy, to kolejny dowód na to, że wrażenia artystyczne w futbolu nie mają żadnego znaczenia.

W drugiej połowie gra się wyrównała. ŁKS próbował ratować grę i wynik… zmianami. I przyniosło to efekt. Po centrze Dankowskiego, Mrvaljević głową doprowadził do wyrównania, zdobywając swojego premierowego gola dla łodzian!

ŁKS miał przewagę, starał się strzelił zwycięską bramkę, miał ku temu okazje, ale tego nie zrobił. Cóż, po niezłym meczu musiał zadowolić się remisem.

Górnik Łęczna – ŁKS2:2 (2:1)

0:1 – Młynarczyk (8), 1:1 – Warchoł (23, głową), 2:1 – Banaszak (44). 2:2 – Mrvaljević (82, głową)

ŁKS: Bobek – Dankowski, Rudol, Wiech, Głowacki, Sitek (60, Mrvaljević), Mokrzycki, Kupczak (60, Wysokiński), Hinokio, Młynarczyk (67, Norlin), Arasa

Widzewskie gry i zabawy godne… przedszkolaków sprawiły, że wiosną zespół będzie bronić się przed spadkiem!

Dawno nie było aż tak źle. Widzew zagrał ze słabeuszem taki mecz, że po prostu żal było patrzeć. Bo, po prostu nie miał nic do powiedzenia. A mógł przegrać jeszcze wyżej. Skoro najlepszym graczem z pola był wolniejszy niż ustawa przewiduje i słabnący z minuty na minutą Kerk, to o czym tu mówić. Widzewskie gry i zabawy w towarzyskiego, przy okazji też transferowego chowanego, przypominające dąsania się przedszkolaków, doprowadziły do tego, do czego musiały doprowadzić.

Widzew stał się ligowym słabeuszem, który wiosną może bronić przed spadkiem i tyle, bo na nic więcej nie będzie go stać. Powiedzmy wprost: o uratowanie ekstraklasy może być bardzo, bardzo trudno, jeśli nie doczekamy się pozytywnego impulsu, którym mogą być, jakże spóźnione i niepewne, a tak potrzebne transfery. Jeżeli miano je w planach, to dlaczego czekano tak długo, aż wszystko znajdzie się na ostrzu noża? Ktoś komuś chciał coś udowodnić, zagrać na nosie, pokazać, że ten ktoś jest be i się nie nadaje? Jeżeli rzeczywiście takie były motywy działania, to ten ktoś, dla dobra klubu, powinien natychmiast pożegnać się z posadą!

Skupienie się działaczy na pilnowaniu kasy, co bez wątpienia przyniosło finansowy sukces, okazało się błędem, bo to nie zakład przemysłowy, tylko klub futbolowy, gdzie sprawą nadrzędną jest stworzenie zespołu, który zapewni wynik nie przynoszący wstydu wiernym kibicom. Teraz każdy, no może jak zwykle poza dyrektorem sportowym, bije się w pierś, posypuje głowę popiołem, tylko to samobiczowanie nic nie da. Trzeba błyskawicznie wziąć się w garść, stanąć (nawet chwiejnie, ale zawsze) na nogach i spróbować powalczyć z kolejnym rywalem, którym będzie Pogoń Szczecin (22 lutego, godz. 17.30 w Łodzi).

Śląsk Wrocław – Widzew 3:0 (1:0)

1:0 – Samiec-Talar (4), 2:0 – Silva (59, samobójcza), 3:0 – Żukowski (77)

czerwona kartka: Paweł Kwiatkowski (63 min, Widzew, za drugą żółtą).

Widzew: Gikiewicz – Kwiatkowski, Żyro, Silva, Kozlovsky – Shehu, Hanousek (62, Gryzio) – Sypek, Kerk, Łukowski (62, Stachowicz) – Sobol (85, Gong)

Jaka jest przyszłość polskiego futbolu? Dla piłkarzy: finansowo złota, sportowa marna

Prosta zasada polskiej piłki nożnej: jak grasz to nie jest najważniejsze, najważniejsze, jaki kontrakt wynegocjował twój menedżer. A jest o co walczyć. Najwyższa miesięczna gaża w ekstraklasie to 100 tysięcy euro, przeciętna – 10 tysięcy euro. Wystarczy zatem być sportowym przeciętniakiem, ale potrzebnym drużynie, żeby po czterech latach grania na polskich boiskach, mieć w kieszeni blisko pół miliona euro!

Ile powinien zarabiać najlepszy piłkarz ekstraklasy ostatniej (20) kolejki, w której sensacyjnie przegrały czołowe zespoły ligi? Pewnie fortunę, bo to nie pierwszy i pewnie nie ostatni jego znakomity występ na polskich boiskach. A kto nim jest? Lider Pogoni Szczecin – Kamil Grosicki, który w czerwcu skończy… 37 lat.

Niestety, w polskiej piłce jednak swoje sportowe i finansowe miejsce odnajdują przede wszystkim nie Polacy, a zagraniczni gracze trzeciego i czwartego wyboru. Tu zapracowują sobie na godną, sportową emeryturę. Ba, gdy mają trochę talentu, chęci do pracy i współpracy, mogą wyrosnąć na gwiazdy ligi, zbierając laury i zbijając kasę.

Będzie ich w składach jeszcze więcej, gdy zniknie przepis o obowiązku grania polskiego młodzieżowca. Mogę się założyć, że wkrótce szukać polskich piłkarzy w podstawowych jedenastkach trzeba będzie ze świecą w ręku. W najlepszym razie, ci najzdolniejsi i gdzieś zauważeni, powędrują do zachodnich klubów, by tam… grzać ławę, bo na prawdziwe, poważne ligowe granie, tu u nas na miejscu nie są przygotowywani. Jest jeszcze liga drugiego wyboru – turecka, gdzie występuje 10 polskich zawodników. Jaka zatem jest przyszłość polskiej piłki? Finansowo złota, Sportowa marna.

Dla drużyny ŁKS premiera ligowej wiosny, to mecz o wszystko!Jeżeli przegrają to swoje marzenia o awansie do ekstraklasy mogą spakować do walizki

Fot. ŁKS/Cyfrasport

Mówiąc wprost i bez ściemy. Pierwszy mecz ligowej wiosny jest dla ŁKS pojedynkiem o wszystko. Łodzianie mają na koncie 26 punktów, zajmują dziewiąte miejsce. Do szóstego, dającego prawo gry w barażach, a zajmowanego przez Górnika Łęczna, tracą sześć punktów. Tymczasem 16 lutego o godz. 14.30 zagrają w Łęcznej (transmisja TVP Polonia). Jeżeli przegrają to swoje marzenia o awansie do ekstraklasy mogą spakować do walizki, zamknąć na głucho na parę miesięcy i otworzyć podczas ligowej jesieni.

Czeka ich wtedy antymotywacyjna gra o… wielkie nic, bo czym innym jest utrzymanie pozycji w środku ligowej tabeli. Nie życzymy drużynie, ani sobie takiej sytuacji. Dość mamy tak bardzo rozczarowujących wyników 0:0, zwłaszcza na swoim boisku na dodatek popartych mizerną grą bez perspektyw!

ŁKS w trakcie zimowej przerwy dokonał pięciu transferów. Kluczowe moim zdaniem będzie to, czy obecność Sebastiana Rudola wpłynie pozytywnie na postawę zespołu w grze defensywnej. Nie będzie on popełniał prostych błędów i tracił głupich bramek. Jesienią takie zdarzenia sprawiały, że ŁKS jako drużyna rozsypywał się niczym domek z kart.

Można sobie coś pozytywnego obiecywać po ewentualnym powrocie Pirulo na skrzydło, bo gdy tam grał, to spisywał się najlepiej. Czy w środku pola udanie zastąpi go (o co znowu nie będzie tak trudno) Koki Hinokio? Będzie też włączony w ostatniej chwili do ligowej kadry z drugiej drużyny – 22-letni pomocnik Mateusz Wzięch.

Wreszcie, czy Andreu Arasa w roli napastnika czy też nowy – Marko Mrvaljević, wejdą w buty Stefana Feiertaga i strzelą tyle bramek (około dziesięciu minimum), żeby utrzymać w zespole i kibicach nadzieje, że wielka gra o awans do ekstraklasy jest możliwa?!

Widzew wiosną będzie tylko ciułaczem ligowych punktów? Remis po samobóju i rzucie karnym

Wygląda na to, że bez zasadniczych kadrowych zmian Widzew wiosną będzie ciułaczem punktów…

Po nieudanej premierze (porażka z Lechem 1:4) trener Myśliwiec dokonał zmian w składzie i ustawieniu. Z Cracovią zagrał czterema obrońcami (z Kwiatkowskim w składzie), a w podstawowej jedenastce znaleźli się też: Hanousek, Hamulić i… Stachowicz.

Oto, co skandowali kibice na trybunach: – Gdzie są wzmocnienia?! – Chcemy transferu – Hej trenerze, hej trenerze, składaj podpis na papierze!

Pierwsi bramkową okazję mieli goście i tylko to, że piłka odbiła się od wewnętrznego słupka po niefortunnym wślizgu, obserwowanego przez selekcjonera Probierza Żyry, ratowało Widzew od straty bramki.

A potem rzeczy działy się błyskawicznie. Kerk zagrał prostopadle do Hamulicia. Uprzedził napastnika Olafsson, wycofał piłkę tak niefortunnie, że wpakował ją do własnej bramki. Ledwo minęły trzy minuty, a był już remis. Hanousek, po juniorsku sfaulował w polu karnym Kallmana, a ten wykorzystał jedenastkę.

Cracovia mogła powadzić. Po centrze Olafssona, Jugas uderzając głową, trafił w poprzeczkę. Bezradny Gikiewicz, tylko obserwował lot piłki. Uff, kibice łodzian odetchnęli z ulgą. W pierwszej połowie emocji sporo. Do poziomu gry można mieć zastrzeżenia.

W drugiej połowie widzewiacy stracili piłkę w środku pola. Poszła kontra rywali. Na szczęście van Buren strzelił obok słupka. Rywale byli konkretniejsi, stwarzali groźniejsze sytuacje. Dobrze interweniował Gikiewicz albo strzały gości były niecelne.

Pech nie opuszcza łodzian. Kontuzjowany Krajewski przed końcem meczu opuścił boisko. Goście w końcówce byli lepsi, ale gospodarze zdołali ostatecznie zdobyć jeden cenny ligowy punkt.

Spotkanie z Cracovią oglądało 17 337 kibiców! I to jest najlepsza widzewska wiadomość tego dnia.

Widzew – Cracovia 1:1 (1:1)

1:0 – Olafsson (15, samobójcza), 1:1 – Kallman (18, karny)

Widzew: Gikiewicz – Kwiatkowski (60, Krajewski, 84, Volanakis), Żyro, Silva, Kozlovsky – Shehu, Hanousek, Kerk – Stachowicz (71, Alvarez), Łukowski (84, Gong) – Hamulić (84, Sobol)

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑