
Dawno nie było aż tak źle. Widzew zagrał ze słabeuszem taki mecz, że po prostu żal było patrzeć. Bo, po prostu nie miał nic do powiedzenia. A mógł przegrać jeszcze wyżej. Skoro najlepszym graczem z pola był wolniejszy niż ustawa przewiduje i słabnący z minuty na minutą Kerk, to o czym tu mówić. Widzewskie gry i zabawy w towarzyskiego, przy okazji też transferowego chowanego, przypominające dąsania się przedszkolaków, doprowadziły do tego, do czego musiały doprowadzić.
Widzew stał się ligowym słabeuszem, który wiosną może bronić przed spadkiem i tyle, bo na nic więcej nie będzie go stać. Powiedzmy wprost: o uratowanie ekstraklasy może być bardzo, bardzo trudno, jeśli nie doczekamy się pozytywnego impulsu, którym mogą być, jakże spóźnione i niepewne, a tak potrzebne transfery. Jeżeli miano je w planach, to dlaczego czekano tak długo, aż wszystko znajdzie się na ostrzu noża? Ktoś komuś chciał coś udowodnić, zagrać na nosie, pokazać, że ten ktoś jest be i się nie nadaje? Jeżeli rzeczywiście takie były motywy działania, to ten ktoś, dla dobra klubu, powinien natychmiast pożegnać się z posadą!
Skupienie się działaczy na pilnowaniu kasy, co bez wątpienia przyniosło finansowy sukces, okazało się błędem, bo to nie zakład przemysłowy, tylko klub futbolowy, gdzie sprawą nadrzędną jest stworzenie zespołu, który zapewni wynik nie przynoszący wstydu wiernym kibicom. Teraz każdy, no może jak zwykle poza dyrektorem sportowym, bije się w pierś, posypuje głowę popiołem, tylko to samobiczowanie nic nie da. Trzeba błyskawicznie wziąć się w garść, stanąć (nawet chwiejnie, ale zawsze) na nogach i spróbować powalczyć z kolejnym rywalem, którym będzie Pogoń Szczecin (22 lutego, godz. 17.30 w Łodzi).
Śląsk Wrocław – Widzew 3:0 (1:0)
1:0 – Samiec-Talar (4), 2:0 – Silva (59, samobójcza), 3:0 – Żukowski (77)
czerwona kartka: Paweł Kwiatkowski (63 min, Widzew, za drugą żółtą).
Widzew: Gikiewicz – Kwiatkowski, Żyro, Silva, Kozlovsky – Shehu, Hanousek (62, Gryzio) – Sypek, Kerk, Łukowski (62, Stachowicz) – Sobol (85, Gong)
Dodaj komentarz